Pingwiny: strażnicy oceanu

DEE BOERSMA, biolożka: Nie spotkałam nikogo, kto by nie lubił pingwinów. Zabawne, pracowite, chodzą wyprostowane i co najważniejsze – elegancko ubrane. Ale co do nas mówią?

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Pingwiny magellańskie w Punta Tombo, Argentyna.  / CENTER FOR ECOSYSTEM SENTINELS / MATERIAŁY
Pingwiny magellańskie w Punta Tombo, Argentyna. / CENTER FOR ECOSYSTEM SENTINELS / MATERIAŁY

MARIA HAWRANEK:W argentyńskim Punta Tombo spędziła Pani łącznie 10 lat. Jak wyglądają dni w kolonii?

PROF. DEE BOERSMA: Punta Tombo jest jednym z najlepszych miejsc na świecie do obserwacji pingwinów magellańskich. Na początku lat 80. to była największa kolonia na świecie, ale część pingwinów przeprowadziła się na północ. Od 40 lat spędzam tam trzy miesiące w roku. Dawniej bywałam i dłużej, ale mam jeszcze wykłady na Uniwersytecie Waszyngtońskim. We wrześniu znowu pojadę wraz ze studentami. Nasza codzienność przypomina rutynę pracowników spisu ludności.

Czyli jak?

Mieszkasz w pobliskim centrum turystycznym. Wyruszasz po śniadaniu i idziesz wzdłuż plaży. Podchodzisz do gniazd i sprawdzasz, kto tam jest. Pingwiny mają obrączki, odczytujemy numery – np. 97641. Potem ważymy i mierzymy pisklęta, by zobaczyć, jak szybko rosną – robimy to co 10 dni. Niemal wszystkie mają imiona, wiemy, gdzie mieszkają. Możemy je śledzić, dopóki nie zostaną podlotkami i nie opuszczą kolonii.

Potem dwugodzinna przerwa obiadowa, by schować się przed letnim słońcem. Wracamy po południu – dni są długie, 16 godzin światła. Przemierzamy ok. 10 km dziennie. Studenci skonstruowali automatyczną wagę. Umieściliśmy ją w korycie wyschniętej rzeki. W ciągu roku waży 30 tys. osobników – rękami nie dalibyśmy rady tego zrobić. Wiemy, czy pingwiny wchodzą do kolonii, czy wychodzą, niektóre mają nadajniki GPS, więc wiemy, skąd przypłynęły. Porównujemy to, co robiły w morzu, z tym, ile ważą po wyjściu na ląd.

Najciekawsze obserwacje z ostatnich lat?

W tym roku przeanalizowaliśmy z Erikiem Wagnerem, moim byłym studentem, dane dotyczące liczby rozwodów.

Rozwodów?

Do wychowania pingwina potrzeba obojga rodziców – i mama, i tata siedzą na jajkach, karmią młode. Pingwiny są monogamiczne, ale monogamia nie jest synonimem wierności. Wskaźnik rozwodów u pingwinów jest o wiele wyższy niż u ludzi. Dla samców i samic wiążących się z sobą po raz pierwszy odsetek rozwodów wynosi 71 proc. Czyli kiedy rok później ten sam samiec i ta sama samica wracają do kolonii, mimo że są cali i zdrowi, to raczej nie wchodzą ze sobą w relacje.

Może akurat się nie spotkają? Przecież w Punta Tombo jest 200 tysięcy par!

Widzieliśmy, że czasem poprzedni partner czy partnerka są tuż obok. Więc to nie jest tak, że nie wiedzą, że ich były (czy była) są dostępni. A jednak wybierają kogoś innego. I chociaż sama zbierałam te dane, to nie miałam świadomości skali tego zjawiska. Co ciekawe, oboje – i samiec, i samica – nawiązują lepsze relacje z kolejnym partnerem. Czyli rozwód ma u pingwinów charakter adaptacyjny, jeśli chodzi o ich sukces reprodukcyjny.

Co znaczy „lepsze”?

Co jest najlepszą prognozą na pozostanie razem? Wychowanie piskląt. Jeśli udało im się jakieś odchować, jest większa szansa, że zostaną razem. A jak spędzą razem 2-3 lata, to dalej jest łatwiej, wskaźnik rozwodów spada.

Czyli jeśli nie udało im się wychować piskląt z jednym partnerem, to w kolejnym roku wybiorą innego?

Tak. Wyboru dokonują samice, bo stosunek płci jest zachwiany – samców jest znacznie więcej. Czyli samice zawsze znajdują partnera, ale wielu samców nie znajduje partnerki. Niektórych obserwujemy od 10 lat. Widzieliśmy ich z samicami, ale nigdy nie dotarli do wspólnego wysiadywania jaj. ­Nigdy. W kolonii jest wielu wiecznych kawalerów.

Jak Turbo?

Chociażby! Ma 14 lat. Nazwaliśmy go tak, bo lubił przebywać pod moim samochodem Turbo, jak kilka innych pingwinów. Ale tylko on uznał, że to będzie dobre miejsce na gniazdo. Kłopot pojawiał się, gdy jechaliśmy do miasta – wtedy znikał mu dom. Ostatecznie przeniósł się w krzaki nieopodal centrum turystycznego. Wychodzi wcześnie rano i po południu, gdy turystów już nie ma. Wybrał życie nieopodal ludzi, widocznie lubi nas obserwować. Nie ma partnerki, ma więc sporo wolnego czasu.

I już jej nie znajdzie?

Mieszka kilometr od morza – której chciałoby się tak daleko iść? Myślę, że żadna samica się na to nie zdecyduje.

Z badań wynika, że samice częściej umierają. Zawsze tak było?

Umiera więcej samic niż kiedyś. Kiedy zaczynałam badania, stosunek płci był zdecydowanie bardziej wyrównany. Niestety sądzę, że działo się tak dlatego, że wiele osobników obu płci umierało z powodu zanieczyszczenia ropą. Teraz już tak się nie dzieje – gdy w marcu 2022 r. spacerowaliśmy wzdłuż plaż, nie znaleźliśmy żadnych ubrudzonych ropą pingwinów. To niesamowite!

Szczególnie że to Pani zasługa.

Nie tylko. Ale rzeczywiście, na początku lat 80. pingwiny pływały w zanieczyszczonej wodzie. Kiedy tankowce transportują ropę, w jedną stronę, gdy płyną bez niej, potrzebują balastu, więc napełniają zbiorniki wodą. Kiedy wracały, pozbywały się tej oleistej wody, spuszczając ją do oceanu. Dlaczego? Bo tak było taniej. W efekcie w niektórych latach nawet 80 proc. dorosłych osobników w Punta Tombo było usmarowanych ropą! I ponad 60 proc. młodych. W końcu, po 9 latach przekonywań, rząd Argentyny nas posłuchał i przesunął korytarze tankowców 40 km dalej od brzegu. Skażenie ropą to główny powód, dla którego liczba pingwinów w kolonii Punta Tombo spadła. Nie mam pojęcia, przez ile lat na plażach pojawiały się utłuszczone ropą pingwiny, zanim tam dotarłam, ale pewnie ze 20 lat. Zabijaliśmy całe kohorty młodych i starszych pingwinów, samców i samic. Teraz już się to nie dzieje. To dobra wiadomość. Zła wiadomość jest taka, że wciąż umiera mnóstwo pingwinów z powodu braku pożywienia. A to ma związek ze zmianami klimatycznymi i nadmierną konsumpcją ryb.

Samice umierają szybciej, bo są delikatniejsze?

Dlatego, że są mniejsze. Oczywiście jeśli jesteś większym pingwinem, to potrzebujesz większej ilości energii. Ale jeśli ­jesteś większy, możesz też lepiej magazynować jedzenie w postaci rezerw tłuszczowych. Zresztą pingwiny – i samce, i samice – mają niewiarygodną wytrzymałość. Spotkałam kiedyś samicę, która pościła przed ponad miesiąc! Samice są też bardziej narażone również dlatego, że polują bliżej brzegu, gdzie jest więcej zanieczyszczeń i sieci rybackich.

Czyli na początku samic i samców było mniej więcej po równo. A potem przyszedł człowiek.

Tak. Stosunek płci wykrzywia się coraz bardziej.

Może Pani oszacować, ile pingwinów Pani poznała?

Zaobrączkowaliśmy ponad 70 tys. Niestety wiele z tych zaobrączkowanych nie dożywa etapu podlotka. 40 proc. umiera z głodu, zanim mogą opuścić kolonię. Dopiero gdy ukończą rok, mają większe szanse na przetrwanie.

Ta wysoka śmiertelność jest naturalna czy znowu spowodowana przez człowieka?

Śmierć młodych z głodu oznacza, że rodzice nie przynieśli wystarczająco dużo jedzenia. Czasem dzieje się tak dlatego, że rodzice muszą za daleko wypływać, by to jedzenie znaleźć. W idealnym scenariuszu chcieliby pozostawać blisko gniazda. Pingwiny, które pozostają w odległości ok. 30 km od gniazda, są w stanie wychować dwoje piskląt, bo mogą kursować tam i z powrotem. Ale jeśli w poszukiwaniu jedzenia muszą płynąć 200 km w jedną stronę, to ich pisklę będzie musiało czekać na posiłek tydzień, a nie 3-4 dni. Dobrze rozwinięte pisklęta mogą nic nie jeść do około tygodnia. Potem słabną. Wtedy nawet jeśli rodzic w końcu wróci, są już zbyt słabe, by prosić o jedzenie.

Pisklęta mają jakieś strategie na głód?

Niektóre młode są wystarczająco sprytne, by przemieszczać się między gniazdami, kiedy brakuje im jedzenia. Jeśli robią to jako odpowiednio małe pisklaki, to karmi ich czwórka rodziców, co daje im o wiele większe szanse na przetrwanie.

Tak sobie skaczą z gniazda do gniazda?

Zwykle wygląda to tak: jest krzak, po jego dwóch stronach są gniazda. Młode nasłuchują, kiedy przychodzą jedni rodzice, idą do gniazda, proszą o jedzenie. Rodzice wracają do wody, one znów nasłuchują, gdy pojawiają się kolejni – to wtedy ich proszą o jedzenie. Więc niektórzy rodzice karmią czwórkę młodych.

Ale jak to – rodzice nie poznają swoich dzieci?

Nie, dopóki nie ukończą około 30 dni. Do tego momentu rodzice orientują się na gniazdo – wiedzą, gdzie jest, karmią tego, kto w nim siedzi.

Nie liczą piskląt?

Nie. Eric Wagner zrobił na ten temat doktorat i dowiedział się, że po pierwsze: pingwiny siadają na wszystkim. Jeśli wytniesz karton w kształcie jajka, płaski i brązowy, i położysz go metr od gniazda, to pingwin go przynosi i siada na nim. Usiądzie też na trójkącie, jajku niebieskim, czarnym i fioletowym – nieważne jakim, byleby tylko wyglądało podobnie do jajka i było blisko gniazda. To samo tyczy się młodych. Jeśli położysz niedaleko gniazda pingwinki zrobione z wełny, to choć nie proszą o jedzenie ani się nie ruszają – dorosłe zaniosą je do gniazda. Rodzice nie są zbyt dyskryminujący. Jednak z czasem uczą się wołania swoich piskląt, podobnie jak pisklęta – wołania rodziców. Ale to nie dzieje się od razu, tylko ok. 30. dnia życia.

Po miesiącu gra na dwie stołówki już nie zadziała?

Już nie. Chyba że wydarzy się coś niezwykłego. Widziałam np. dorosłego samca, który wrócił z pożywieniem do domu, ale chwilę wcześniej wróciła też samica i nakarmiła pisklęta. Podeszły do niego. Jak tylko pisknęły, natychmiast je karmił, ale mało piskały, bo miały pełne brzuchy. Więc po tym, jak upewnił się, że nakarmił dwoje swoich, przeszedł się po kolonii i rozdał pokarm innym proszącym o jedzenie pisklętom.


JAK BYĆ SOKOŁEM

 

ADAM ROBIŃSKI: Trudno o gromadę zwierząt, w której kolejność dziobania zaznaczona byłaby równie dobitnie. Skrzydlate uniwersum ocieka krwią. Wypełnia je dźwięk trzaskających kości.


Zrobiliśmy też taki eksperyment – puszczaliśmy z głośników wołanie rodzica przed gniazdem. Pisklęta wychodziły i prosiły o jedzenie głośnik. Skoro nie ma rodzica lub wrócił bez jedzenia, to idą tam, gdzie można coś dostać. Ale głośnik ich nie nakarmił.

Jak rozumiem, pingwiny są bardziej nastawione na sygnały dźwiękowe niż wzrokowe?

Zdecydowanie. Słuchanie jest lepsze – słyszysz z większej odległości, w wodzie też bez przerwy nawołują się do wspólnych wędrówek. Hoooo! – wszystkie pingwiny brzmią podobnie. Ja też mogę je zawołać – na plażę, do pontonu. Jeśli pingwin chce popłynąć na polowanie, wystarczy, że zawoła, i zawsze ktoś dołączy. Na plaży całymi setkami czyszczą się i kąpią. Kiedy stoją na brzegu, usłyszysz ich interakcje: ha – ha ha haaaaa! A później inny osobnik odpowiada: hej, kim jesteś? Są wysoce społeczne i ogromnie ciekawskie. Są też niesamowitymi sportowcami – mogą zanurkować na głębokość 90 metrów i zostać tam przez około 4,6 minuty. A także płynąć ze stałą prędkością przez dzień i noc.

Co roku w sezonie godowym spotykają się w kolonii. Czy wpadają z wizytą do mamy, braci, sióstr?

Trudno stwierdzić. Zaobrączkowaliśmy mnóstw piskląt. Jeden samiec wrócił jako dorosły, co najmniej 3-, 4-letni, do swojego starego gniazda, a tam była jego mama. Wystraszyliśmy się, że będzie chciał z nią spółkować, ale nie – poszedł do innego gniazda dwa metry dalej, znalazł sobie inną partnerkę. Czy się poznali? Nie wiem. Ale też młode przemieszczają się między koloniami. Inny zaobrączkowany, już w dorosłym upierzeniu, około dwuletni, pojawił się zaraz poniżej gniazda, w którym się wychował. Potem zniknął nam z oczu na 17 lat. Zakładałam, że umarł. Tymczasem jeden z moich argentyńskich studentów znalazł go gniazdującego w sezonie godowym w Estancia San Lorenzo, jakieś 300 km dalej. Nigdy już nie wrócił do swojej kolonii. To jak z ludźmi – możesz gdzieś dorastać i chodzić do liceum, a potem wyprowadzasz się do innego miasta.

Ile lat żyją pingwiny magellańskie?

Niektóre w naszej kolonii mają 30 lat. Studenci doprowadzają mnie do szału, kiedy mówią: ten ptak jest starszy ode mnie! Ode mnie żaden nie jest starszy.

Mogą się rozmnażać dopiero w wieku 5-6 lat. Co robią do tego czasu?

Wędrują po kolonii, w której planują gniazdować, poznają inne pingwiny, wchodzą z nimi w interakcje, czasami samce próbują podbić samice i poklepują je płetwami, by sprawdzić, czy byłyby zainteresowane. Samice głównie siedzą w gnieździe, choć czasem też spacerują, by poznać osobniki z sąsiedztwa.

Nawiązują przyjaźnie?

Lubią przebywać z tymi samymi ptakami, zwykle bliskimi sąsiadami. Ale na lądzie nie są tak aktywne jak w wodzie – jeśli nie mają młodych do wykarmienia, to trochę spacerują, ale przeważnie śpią w gnieździe. Budzą się, idą na spacer, wypróżniają się, wracają.

W wodzie trudno je badać?

Zachowanie trudno zaobserwować, choć oczywiście robimy to z pontonów i z wybrzeża. Np. strategie polowania. Ale przede wszystkim pod wodą badamy ich migracje.

Nie daje mi spokoju ta 40-procentowa śmiertelność młodych. To dużo w porównaniu do innych gatunków?

Pingwiny magellańskie mają wysoką śmiertelność z powodu głodu. Ale z kolei nie zagrażają im drapieżniki – dla odmiany, to akurat zawdzięczają człowiekowi. A konkretnie – ranczerom wypasającym patagońskie owce, którzy nie lubią, gdy w okolicy kręcą się pumy, lisy czy inni drapieżcy. Dzięki ranczerom pingwiny w Punta Tombo żyją trochę jak na wyspie – bez drapieżników zagrażających im, pisklętom czy jajom.

Z kolei pingwiny arktyczne z głodu nie giną – rodzice znajdują jedzenie blisko i wracają. Ale w Arktyce młode są pożerane przez drapieżniki – np. morskie ptaki, petrele olbrzymie czy wydrzyki wielkie.

Na świecie żyje 17 gatunków pingwinów, u 12 liczebność spada. Głównie z powodu kryzysu klimatycznego?

Myślę, że należy uznać kryzys klimatyczny za główne zagrożenie dla tych gatunków. Dla niektórych – pingwinów małych czy żółtookich – wyzwanie stanowią drapieżniki, szczególnie te wprowadzone, jak szczury, koty czy psy. Na Galapagos, gdzie z przerwami badamy pingwiny równikowe od pięciu dekad, wielorybnicy przywieźli koty, szczury i psy, które zjadają pisklęta. Na wyspie Isabela, gdzie mieszka większość populacji, całe szczęście psów już nie ma.

W latach 80. powstrzymała Pani japońską firmę przed produkcją rękawiczek z puchu pingwinów magellańskich, później udało się zmienić legislację dotyczącą tras tankowców. Jaka następna zmiana prawna jest Pani zdaniem konieczna?

Trzeba zadbać o pingwiny afrykańskie. Były ich miliony, dziś jest może 10 tysięcy rozmnażających się par. Tylko tyle, ponieważ nie ma dobrze chronionych terenów morskich w pobliżu ich kolonii. Czyli nie ma wystarczającej ilości jedzenia dla piskląt – w RPA nie ma wystarczającej ilości ryb! Rząd chce mieć zatrudnienie w rybołówstwie, rozumiem, ale trzeba chociaż ograniczyć połowy na terenach wokół kolonii! Musimy zmusić rządy do regulacji, aby pingwiny miały szansę.

Punta Tombo świetnie pokazuje, że ochrona pingwinów się opłaca – co roku do centrum turystycznego przyjeżdża 100 tys. ludzi, by je zobaczyć.

Podobnie jest w Boulder Beach w RPA – to jest park narodowy i pingwiny tam mieszkają, a turyści przychodzą. Wybito wszystkie lwy morskie, nie ma tam hien, czasem pojawia się jakiś drapieżnik, ale sporadycznie. Turystyka też może zapewnić pracę, ale jej rozwój wymaga mądrych decyzji.

Ostatnio po jednym rozlaniu ropy w RPA wyłowiono 10 tysięcy usmarowanych nią pingwinów i je umyto. Ale czy zmienili trasy tankowców? Nie, wciąż dochodzi do wypadków. Gdyby koszt wylania ropy był ekstremalnie wysoki – na tyle, by firma zbankrutowała – dbano by bardziej o środowisko.

Nazywa Pani pingwiny strażnikami oceanów. Dlaczego?

Są jak system wczesnego ostrzegania, którego potrzebujemy, bo ludzie często nie zwracają na coś uwagi, o ile nie ma kryzysu. Są dobrymi strażnikami, bo obchodzą ludzi. Nie spotkałam nikogo, kto by nie lubił pingwinów: są zabawne, pracowite, chodzą wyprostowane, a najważniejsze – elegancko ubrane. Dlatego być może ich posłuchamy. Mam nadzieję. Bo jedyne, co może zmienić świat, to ludzie. Jeśli coś ich bardzo obchodzi, mogą zawalczyć o zmianę – jak w Argentynie. O skażonych ropą pingwinach ukazała się cała masa artykułów, programów telewizyjnych i radiowych. Ludzie nie mogli na to patrzeć.

Jak podtrzymała Pani płomień swojego aktywizmu przez tyle lat?

Po prostu kocham pingwiny! Uważam je za nieskończenie fascynujące. To mnie napędza. Czuję, że mam wobec nich dług do spłacenia. Tak wiele się o nich i od nich nauczyłam. Chcę, by pingwiny były na Ziemi długo po tym, jak mnie nie będzie.

Pracuję, byśmy mieli miejsca takie jak Center for Ecosystem Sentinels przy Uniwersytecie Waszyngtońskim, gdzie można przyjść i zobaczyć filmy o pingwinach. Pracują tam badacze orek, likaonów i pingwinów. Mam nadzieję, że po mojej śmierci nadal będzie kształcić ludzi, którzy troszczą się o dzikie życie na Ziemi i jego ochronę. ©

DEE BOERSMA jest biolożką, profesorką na Uniwersytecie Waszyngtońskim, kierowniczką tamtejszego Center for Ecosystem Sentinels. Od 1982 r. bada pingwiny magellańskie w Punta Tombo w Argentynie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Strażnicy oceanu