Lepiej mieć córki niż wnuki

Tim Clutton-Brock, ekolog behawioralny: Surykatki nie potrafią rozmnażać się bez pomocników. Samice podległe muszą czekać z rozrodem na to, aż umrze samica dominująca. Czyli jest matka i cała masa córek, które trzymają kciuki za to, by coś zeżarło ich mamę.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

Miesięczne surykatki wraz z matką. Ogród zoologiczny w Chiba. Japonia, czerwiec 2017 r. / THE ASAHI SHIMBUN / GETTY IMAGES
Miesięczne surykatki wraz z matką. Ogród zoologiczny w Chiba. Japonia, czerwiec 2017 r. / THE ASAHI SHIMBUN / GETTY IMAGES

MARIA HAWRANEK: Badał Pan różne strategie rozrodcze zwierząt: zarówno te oparte na konkurencji, jak i bliskiej współpracy.

TIM CLUTTON-BROCK: Jeśli chcesz zrozumieć, jak działa populacja zwierząt, musisz się dowiedzieć, kto rozmnaża się z kim i jakie czynniki wpływają na sukces reprodukcyjny. Przez pierwszą połowę mojej kariery naukowej, jakieś 25-30 lat, skupiałem się na gatunkach poli­gamicznych, czyli takich, gdzie samce intensywnie konkurują o haremy samic. Jest tak choćby u fok, u których z tego powodu wyewoluowały wielkie zęby, czy u jeleni szlachetnych, które mają potężne poroże. Badałem też inne ssaki, trochę ptaków i owadów. Później zapragnąłem odmiany i kolejne 25 lat poświęciłem na badanie gatunków wspólnie wychowujących potomstwo. To dość ekstremalny i nietypowy system. Stawia przed nami pytanie: dlaczego, do licha, osobniki spędzają całe życie na pomaganiu innym w wychowaniu ich potomstwa, zamiast samemu się rozmnażać?

Jak taki układ z reguły wygląda?

Zwykle jedna lub kilka samic ma dzieci, a pozostali członkowie stada dbają o nie i pomagają je wychować. Jest to niezwykle ciekawe, bo dobór naturalny, czyli proces, który napędza ewolucję, faworyzuje te osobniki, które w swoim życiu wydają na świat jak największą liczbę potomstwa. Wydawałoby się, że dobór naturalny wypleni taką strategię jak wspólny wychów i postawi na te osobniki, które są bardziej samolubne i będą rozmnażać się na własną rękę.

Jakie zwierzęta stosują strategię wspólnego wychowu?

Najbardziej zaawansowane pod tym względem są owady społeczne – mrówki, osy, pszczoły. Zwykle każda kolonia ma królową i mnóstwo innych osobników, które za nią wychowują młode. Robotnice na ogół są bezpłodne – nie mają możliwości reprodukcji. Wśród kręgowców strategia wspólnego wychowu nie ma aż tak ekstremalnej formy – osobniki pomagające wychować cudze młode zachowują możliwości rozrodcze. Wśród ptaków i ssaków częste są takie grupy, w których jedna samica się rozmnaża, na ogół z tym samym samcem, więc jej potomstwo jest z sobą blisko spokrewnione – i to ono pomaga w wychowaniu kolejnych dzieci.

Które ssaki kooperują w ten sposób?

Bardzo ciekawe są golce piaskowe, maleńkie, żyjące pod ziemią gryzonie z Afryki Wschodniej. Czasem w jednej kolonii jest ich nawet setka. Kłopot z nimi polega na tym, że niemal nigdy nie wychodzą na ziemię, żyją w korytarzach wydrążonych na pustyni, więc trudno zaobserwować, co się w tej kolonii dzieje. Inny ssak, który ma zaawansowany system wspólnego wychowu, to surykatka szara. Żyje na pustyniach, gdzie jest stosunkowo niewiele roślinności, szybko przyzwyczaja się do obecności obserwatorów, o czym przekonaliśmy się jakieś 25 lat temu. Okazało się, że możemy je oswoić z naszą obecnością, dziś możemy się wśród nich przechadzać, a jeśli usiądziesz, mogą na ciebie wejść. To daje doskonałe możliwości obserwacji tego, co kto komu w tej grupie robi, jakie wyświadcza przysługi. Możemy mierzyć aktywność pomocników w wychowaniu młodych, można je ważyć. Na Kalahari pracuję z golcami piaskowymi i surykatkami, ale z tymi drugimi znacznie dłużej. Mamy tam od 10 do 15 oswojonych grup. Kiedy młode po 3-4 tygodniach pierwszy raz w życiu wychodzą z nory na powierzchnię, widzą dorosłe osobniki, które na nas, ludzi, nie reagują, więc i one nie zwracają na nas uwagi.

Jest Pan pewien, że ludzka obecność nic w ich zachowaniu nie zmienia?

Tak. One naprawdę się nami nie interesują. Często mówię, że zachowują się jak ktoś na przyjęciu, kto niby z tobą rozmawia przy drinku, ale tak naprawdę cały czas patrzy za twoje plecy, by zobaczyć, kto przychodzi. Wybrałem surykatki, bo dzikie psy, które są fascynujące i też często współpracują przy wychowaniu potomstwa, mają terytoria po kilkaset kilometrów kwadratowych i trudno byłoby je badać. Surykatki są do tego idealne, możemy zebrać bardzo dokładne dane o wielkiej liczbie osobników. Możemy je ważyć, dowiedzieć się, ile zjadły pożywienia danego dnia, możemy ciężarnym samicom robić USG bez podawania środka usypiającego – wystarczy zwabić je kawałkami ugotowanego na twardo jajka. No i surykatki cię nie zjedzą.

W każdej grupie surykatek jest jedna dominująca samica. Czy to prawda, że jeśli inna zajdzie w ciążę, wygania ją, co skutkuje poronieniem, a potem niedoszła mama, której uruchomiła się laktacja, karmi młode tamtej?

Dominująca samica wypędza wszystkie swoje córki, zanim skończą 3-4, a już najpóźniej 5 lat. Ważą wtedy już tyle co ona i są potencjalnymi rywalkami. Okazjonalnie zdarza się, że zanim zostaną wypędzone, zajdą w ciążę z samcem z innej grupy – bo ten w ich własnej to najczęściej ich ojciec, a samice w każdej grupie ssaków unikają stosunków z ojcami i braćmi. Więc jeśli już są w ciąży, dominująca samica zaczyna się zachowywać wobec nich agresywnie. Ciężarne wykazują relatywnie duży współczynnik poronień. Jeśli jednak donoszą ciążę, dominująca samica zabije ich młode.

Babcia zabija wnuki?

Tak.

Okrutne.

Natura. W interesie dominującej samicy jest to, by grupa wychowywała jej młode, a nie dzieci jej córek.

Przecież dzielą te same geny.

A jednak córka posiada połowę twoich genów, a wnuczka – zaledwie jedną czwartą. Więc twój genetyczny interes polega na tym, by mieć dzieci, nie wnuki. Jako surykatka nie chciałabyś, by dzieci twoich córek konkurowały z twoimi dziećmi. Grupa może wychować tylko określoną liczbę młodych. Lepiej, żeby miały połowę wspólnych genów, prawda?

Co się dzieje z wygnanymi samicami?

Albo tworzą nową grupę wraz z samcami pochodzącymi z innych grup, albo umierają. Nie mogą dołączyć do grupy już istniejącej – zostałyby zabite lub przepędzone. Kiedy stworzą nową grupę, z czasem jedna samica staje się dominująca i znów przepędza pozostałe.

Kto pomaga rodzącym? Samce, samice, krewni, wszyscy?

U surykatek są to i samce, i samice, potomstwo, siostrzenice i siostrzeńcy, wszyscy mniej więcej w podobnym ­zakresie. Należy pamiętać, że w grupie surykatek nie znajdziemy osobników niespokrewnionych – wszyscy należą do rodziny, poza dominującym samcem. W stadzie jest zwykle 20-25 osobników. Kiedy samica dominująca umiera, jej pozycję zajmuje najcięższa z pozostałych samic, z reguły jest to jej najstarsza córka, ale może być też siostra lub siostrzenica. Z kolei samce migrują – ojciec zawsze jest przybyszem, niespokrewnionym z samicą. Zdarza się, że w grupie jest więcej niż jeden samiec imigrant, bo na przykład kilku braci przyszło razem. Z czasem jeden z nich przejmuje dowodzenie i wygania resztę. Wygnane samce tworzą z wygnanymi samicami nową grupę, dołączają do jakiejś już istniejącej lub giną.

Jak samica wybiera samca imigranta na ojca?

Nie sądzę, by samice miały tu coś do gadania. Raczej samiec znajduje albo taką grupę, w której aktualnie nie ma samca, albo taką, gdzie jest w stanie zająć jego pozycję. Samice muszą wytrzymać z tym, kto przybędzie.

Dobrze rozumiem, że większość samic nie zostanie matkami?

Ok. 15 proc. samic będzie mogła się rozmnożyć. Ale te, które zostaną matkami, mogą mieć liczne potomstwo. Nasza rekordzistka wychowała 80 młodych.

Na czym polega pomoc pomocników?

Robią mnóstwo rzeczy: bronią terytorium przed sąsiadami, stoją na straży w trakcie żerowania, pomagają naprawiać nory, które zapewniają bezpieczeństwo na ich terytorium. Jest ono zwykle dość rozległe, jedna grupa zajmuje od 3 do 5 kilometrów kwadratowych. Kiedy dominująca samica urodzi, pomocnicy stają się nianiami – kiedy karmiąca mama wyrusza na żer, jedna lub dwie surykatki zostają przez cały dzień w norze, pilnując jej młodych przed drapieżnikami, i cały dzień poszczą. Pracują na zmiany. Kiedy młode wychodzą z nory w wieku 3-4 tygodni i zaczynają przemieszczać się z grupą, pomocnicy oddają im od 30 do 40 proc. znalezionego pożywienia: owadów, małych kręgowców.

Suche, jałowe tereny sprzyjają rozwojowi tej strategii rozrodczej?

Z pewnością wśród ssaków i ptaków jest związek między współpracą w wychowaniu a surowym środowiskiem lub dietą, która wymaga upolowania trudnej do uchwycenia ofiary, rozproszonej na dużym terenie. Czyli tam, gdzie pożywienia jest stosunkowo niewiele lub bardzo rozproszone i trudne do zebrania, zwykle korzyści odnosi dominująca samica, a reszta nie może się rozmnażać. Kiedy jedzenie jest dostępne, dominująca samica pozwala innym samicom ze stada się rozmnażać.

A jak do tego mają się owady?

Ich strategie wyewoluowały bardzo dawno, więc czynników, które na nie wpływają, jest z pewnością więcej. Owady ewoluowały w sposób, który pozwala im zajmować ogromne przestrzenie. Współpraca z pewnością im w tym pomogła – potrafią korzystać z zasobów na skalę niemożliwą do osiągnięcia na własną rękę. Nie mogę podać jednej recepty, jednej przyczyny dla każdego zwierzęcia, ale z pewnością jest związek między wspólnym wychowem a pustyniami w przypadku ssaków i ptaków – dość duży procent kooperujących gatunków żyje na takich terenach. Choć są wyjątki.

Przepraszam, że zerkam na telefon – moja córka właśnie jedzie na cesarkę.

Naprawdę? Gratulacje! Może dokończymy innym razem?

Nie, ja nie muszę jechać. Dziękuję. Rozmawiajmy dalej.

Jakie korzyści odnosi grupa dzięki tej strategii? Jest bezpieczniejsza?

Powody są pewnie różne. Surykatki po prostu nie mogą efektywnie się rozmnażać bez pomocników – pożywienia jest niewiele, w norze dzieci przebywają do miesiąca, a samica musi je zostawić za dnia, by się pożywić. Potrzebuje opiekunów. Jeśli nie miałaby niań, zostawiałaby potomstwo bez opieki, narażając je przez cały dzień na pożarcie.

Ale wykarmienie i bezpieczeństwo młodych to wyzwania stojące przed każdym rodzicem. Ptaki zostawiają młode w gniazdach.

Jednak stosunkowo niewiele gatunków ptaków rozmnaża się na ziemi, są wysoko, w obszarach niedostępnych, schronione. I zwykle jeden z rodziców pozostaje w okolicy w czasie żerowania. Surykatki muszą wędrować kilometrami, by znaleźć pożywienie. Gdyby tylko dwa osobniki się zamieniały, musiałyby pościć co drugi dzień i nie dałyby rady przetrwać. A jeśli opiekunów jest wiele, mogą pościć np. raz na pięć dni i normalnie funkcjonować.

Wilki też wspólnie wychowują potomstwo, podobnie jak arktyczne lisy.

Wiele z rodziny psowatych, również afrykańskie likaony pstre. To z kolei są drapieżniki polujące na pożywienie rozproszone po ogromnej przestrzeni, które muszą przynieść z powrotem karmiącej mamie. Wśród roślinożernych ssaków praktycznie nie ma zwierząt kooperujących w ten sposób – nie ma takiej potrzeby, bo jedzenie jest dostępne. Biomasa mięsa jest stosunkowo niewielka w porównaniu do biomasy roślin i owoców – i mięso trzeba upolować.

Strategia wspólnego wychowu – jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie zwierzęta – jest dość rzadka. Muszą pojawić się bardzo szczególne okoliczności, by w jakimś gatunku pojawiło się to rozwiązanie.

Dlaczego pomocnicy się nie wyłamują i nie zaczynają rozmnażać?

Byłoby im trudno znaleźć teren, gdzie mogłyby to zrobić. Kalahari jest pokryte siecią terytoriów. Nie ma miejsca wolnego do rozrodu. Inaczej mówiąc: najlepszą szansą na rozród dla osobnika podległego jest pozostanie w grupie i czekanie na to, aż umrze samica dominująca. Czyli masz matkę i całą masę córek, które trzymają kciuki za to, by coś zeżarło ich mamę. Dowiedzieliśmy się jeszcze czegoś bardzo ciekawego.

Proszę mówić.

Kiedy matka umiera, zwykle stery przejmuje najstarsza i najcięższa córka. Między córkami jest oczywiście konflikt. Jako najstarsza musisz czuwać, czy inne młodsze nie zaczynają zbyt szybko przybierać na wadze – bo jeśli będą większe niż ty, to one przejmą pozycję mamy po jej śmierci. Chcieliśmy się dowiedzieć, co zrobią najstarsze córki, gdy ich młodsze siostry będą szybko rosnąć. W tym celu dokarmialiśmy je jajkiem na twardo.

I co robiła najstarsza?

Rosła szybciej, mimo że jej nie dokarmialiśmy. Żerowała więcej, by mieć pewność, że nikt jej się nie wciśnie do kolejki. Tego mechanizmu nigdy wcześniej nie opisano wśród ssaków.

Czyli siostry nieustannie obserwują figurę pozostałych?

Starsze starają się nigdy nie być mniejsze od młodszych. Bo jak wypadną z kolejki, to już nigdy nie będą się rozmnażać.

My, ludzie, bardzo długo musimy opiekować się dziećmi. Istnieje tzw. hipoteza babci, która głosi, że kobiety przechodzą okres menopauzy – co jest bardzo rzadkim zjawiskiem w przyrodzie – by mogły zaopiekować się swoimi genami w kolejnym pokoleniu. To też forma kooperacji rozrodczej?

To zależy, jak zdefiniujesz wspólny wychów. W gatunkach, którym się przyglądaliśmy, pomocnikami są osobniki, które w większości nigdy w życiu się nie rozmnażają, a wśród owadów są do tego z zasady niezdolne. U ludzi sytuacja jest inna – możliwości rozrodcze kobiet ustają stosunkowo wcześnie – i dzieje się to z wielu powodów.

A jednak mówi się: potrzeba wioski, by wychować dziecko.

Oczywiście, i to powiedzenie słusznie wskazuje na to, że dla dziecka korzystnie jest być otoczonym społecznością. Jednak nie jest to konieczne. Kooperacja jest bardzo istotna dla ludzi, a jednak możemy wychować dzieci na własną rękę. Surykatki nie. Mrówki też nie.

Przepraszam, muszę znów zerknąć na telefon. Moja żona właśnie poszła do córki na salę operacyjną.

Współpraca rozrodcza może mieć naprawdę różne oblicza – wśród owadów społecznych pomocnikami są samice, bo samce nie żyją zbyt długo po spełnieniu swojej misji rozrodczej. Są gatunki ptaków, gdzie pomocnikami są tylko samce. Zajmują się karmieniem samicy z młodymi i w ten sposób zwiększają swoje szanse na to, że następnym razem będzie ona spółkować z nimi – rywalizują o to, kto lepiej ją nakarmi. Wśród surykatek obie płcie pomagają, choć samice wykonują nieco więcej pracy niż samce, bo bardziej zależy im na utrzymaniu odpowiedniego rozmiaru grupy.

Jakie lekcje płyną z Pana wieloletniej obserwacji zwierząt?

Badam życie zwierząt, wiele z nich obserwowałem od narodzin do śmierci. To, co się wybija, to jak brutalne jest ich życie, jak trudne, jak inne od naszego. My robimy rzeczy dla osobników, z którymi nie jesteśmy spokrewnieni. Surykatki nie zachowują się jak dobry samarytanin. Są zwykle wrogie i agresywne wobec osobników niespokrewnionych. Poważna współpraca między zwierzętami zwykle dotyczy osobników spokrewnionych.

Społeczeństwa zwierząt nie zawierają umów. My umówiliśmy się, że nie będziemy zabijać sąsiadów. Ograniczamy zakres, w jakim używamy przemocy wobec innych osobników. Mamy dużo zasad na temat traktowania imigrantów, zakresu ich tolerancji i wsparcia. Funkcjonujemy w ramach systemu etycznego, który powstrzymuje brutalność żywą w społeczeństwach zwierzęcych. Etyka oczywiście nie zawsze działa, nie zawsze postępujemy zgodnie z jej zasadami, a nawet często je łamiemy, ale zwierzęta w ogóle nie mają takich społecznych kontraktów. Są o wiele bardziej samolubne i wrogie wobec obcych niż my. Ale lepiej mieć te kontrakty, nawet jeśli nie zawsze działają, niż nie mieć ich wcale.

Zbliża się katastrofa klimatyczna, która może doprowadzić do ograniczenia dostępnych zasobów. Myśli Pan, że taki scenariusz doprowadziłby do wzrostu współpracy?

Możemy zapytać, ile czasu upłynie, zanim kraje, które wykorzystują za dużo zasobów, opamiętają się i zrozumieją, że muszą się ograniczyć dla wspólnego, w tym własnego, dobra. Inaczej wszyscy będziemy cierpieć. Nazywamy to tragedią wspólnego pastwiska – kiedy to indywidualne zyski na krótką metę są w konflikcie z długofalowymi korzyściami dla całej grupy. Trudno przewidzieć, jak to się rozegra. Ciężko też stwierdzić, co się musi zdarzyć, zanim zrozumiemy, że musimy dzielić się zasobami na skalę światową, bo inaczej nastąpi katastrofa. Ile miast musi utonąć, zanim ludzie zrozumieją, że w interesie wszystkich jest ograniczenie zmian klimatu?

Przepraszam – to znowu moja żona. Urodziła się dziewczynka.

Gratulacje!

Dziękuję.

Ostatecznie kooperacja to jedyna szansa dla przyszłości ludzkiej egzystencji. Jednak trudno sprawić, by kraje weszły we współpracę. Politycy starają się co najwyżej dbać o własne kraje. Nie o świat.©

TIM CLUTTON-BROCK (ur. 1946) jest profesorem zoologii Uniwersytetu Cambridge. Prowadził badania m.in. nad zachowaniami jeleni szlachetnych, owiec soay występujących w Szkocji i surykatek z Kalahari. Jeden z założycieli projektu Kalahari Meerkat Project, współtwórca serialu dokumentalnego „Meerkat Manor”. Laureat Medalu Darwina przyznawanego przez Royal Society.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Niezależna reporterka, zakochana w Ameryce Łacińskiej i lesie. Publikuje na łamach m.in. Tygodnika Powszechnego, Przekroju i Wysokich Obcasów. Autorka książki o alternatywnych szkołach w Polsce "Szkoły, do których chce się chodzić" (2021). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022