Papieski przewodnik po drogach miłości

Perspektywa kreślona przez adhortację „Amoris laetitia” wymaga od Kościoła – zwłaszcza w Polsce – radykalnego przemodelowania duszpasterstwa: z masowego na indywidualne.

11.04.2016

Czyta się kilka minut

Franciszek błogosławi ślub dwudziestu par w bazylice św. Piotra. Watykan, wrzesień 2014 r. / Fot. Realy Easy Star / ALAMY LIVE NEWS / PAP
Franciszek błogosławi ślub dwudziestu par w bazylice św. Piotra. Watykan, wrzesień 2014 r. / Fot. Realy Easy Star / ALAMY LIVE NEWS / PAP

Dwa zgromadzenia Synodu Biskupów, poprzedzone ankietą rozesłaną do wiernych i powiązane z burzliwą dyskusją toczoną publicznie także przez kardynałów. Przedmiot namysłu i debaty bardzo ważny dla większości wierzących – życie małżeńskie i rodzinne. Synod Biskupów to jednak ciało tylko doradcze – dla ogromnej większości katolików kluczowe było, co z wszystkimi głosami zrobi papież: czy napisze dokument, w którym autorytatywnie rozstrzygnie ważne a kontrowersyjne kwestie.

I oto w zeszły piątek, w samo południe została zaprezentowana długo oczekiwana adhortacja. Franciszek nadał jej tytuł: „Amoris laetitia” – „Radość miłości”. Wobec wagi tematu, napięcia oczekiwań i temperatury dyskusji (gdy kardynałowie kardynałów publicznie oskarżali o herezję) tekst papieskiego dokumentu może na pierwszy rzut oka wydać się zaskakujący: „To są takie życzliwe, duszpasterskie pogaduszki” – tak określił najnowszą adhortację Franciszka teolog Domu Papieskiego, o. Wojciech Giertych OP.

Gdy czytam tekst papieskiego dokumentu, nie dziwię się komentarzowi dominikanina. Adhortacja ma wybitnie wymiar duszpasterski – stroni od abstrakcyjnych spekulacji, trzyma się bardzo blisko konkretu życia. Ponadto większość jej paragrafów ma rzeczywiście formę opowieści, katechezy, duchowej konferencji, trudno w niej zaś znaleźć dogmatyczne definicje, moralne normy czy przepisy prawnokanoniczne.


Czytaj więcej:


Małżeństwo pociąga pięknem

Błędem byłoby jednak lekceważenie wagi tego dokumentu. Już bowiem sam fakt, że właśnie taką formę swej oficjalnej wypowiedzi wybrał biskup Rzymu, ma kolosalne znaczenie. Wyjaśniają je słowa samego Franciszka: „Narzucanie norm siłą przez władzę nic nie daje. Potrzeba bardziej odpowiedzialnego i wielkodusznego wysiłku ukazania racji i motywów, dla których wybieramy małżeństwo i rodzinę, by w ten sposób pomóc kobietom i mężczyznom lepiej odpowiedzieć na łaskę ofiarowaną im przez Boga” (AL 35, tu i niżej tłum. własne). Franciszkowe „pogaduszki” są właśnie sposobem plastycznego przedstawienia wizji rodziny, która swym pięknem może pociągać ludzi do wysiłku realizacji takiego powołania i inspirować tworzenie osobistego, niepowtarzalnego jego kształtu. Na tym m.in. polega metoda teologii narracyjnej, która posługuje się nie spekulacją, lecz opowieścią, nie abstrakcyjnymi ideami, lecz symbolami i konkretami życia.

Franciszek krytykuje zatem dotychczasowe, abstrakcyjne kościelne nauczanie: „zbyt długo byliśmy przekonani, że po prostu przez nacisk na kwestie doktrynalne, bioetyczne czy moralne – bez zachęty do otwarcia na łaskę – wspieraliśmy relację małżeńską i nadawaliśmy sens małżeńskiemu życiu” (37). W taki sposób „trudno nam ukazać małżeństwo bardziej jako dynamiczną drogę rozwoju i osobowego spełnienia niż ciężar na całe życie” (tamże).

Abstrakcja zniechęca

W wizji kreślonej przez Franciszka małżeństwo i rodzina to właśnie dynamiczna, mistyczna droga do jedności z Bogiem utkana z codzienności. Dlatego „Amoris laetitia” jest pierwszym dokumentem kościelnym, który wprost odchodzi od idei, że życie w celibacie/dziewictwie jest w jakiś sposób „wyższe” czy bardziej sakralne od małżeństwa. Zamiast tego „właściwsze jest wskazanie, że te różne stany życia wzajemnie się dopełniają” (159). Na mistycznej drodze małżeństwa ważne są zarówno sprawy „wielkie”: decyzja o zaangażowaniu na całe życie czy przyjęcie dziecka – jak i „małe”: używanie słów „przepraszam”, „dziękuję” lub słuchanie kochanej osoby w taki sposób, jakby w danym momencie nie istniało nic innego na świecie.

Franciszek jest też świadomy, że w Kościele nieraz przedstawiano „abstrakcyjny, niemal sztuczny ideał małżeństwa, daleki od konkretnej sytuacji i praktycznych możliwości prawdziwych rodzin” (36), co wcale nie pociągało ludzi, lecz – przeciwnie – było przyczyną zniechęcenia i obaw. Dlatego w swojej narracji stara się unikać nadmiernej idealizacji i być wyczulony na ludzką słabość i rozmaite ograniczenia, na które napotykamy w życiu. Krytycznie oceniając rozmaite zjawiska współczesnej kultury, stara się jednak dostrzegać dobro nawet w tym, co niedoskonałe i wymagające naprawy. Można powiedzieć, że sam daje przykład takiego sposobu podejścia do ludzkich losów, do jakiego zachęca w tekście adhortacji – życzliwego towarzyszenia kierującego się miłosierdziem i „logiką integracji” (por. 299).

Formować, a nie zastępować

Tu właśnie dotykamy kwestii, która podczas zgromadzeń synodalnych i pomiędzy nimi była najżywiej dyskutowana i która wzbudzała najwięcej emocji – sprawy ludzi, których sakramentalne małżeństwo się rozpadło i którzy weszli w nowy związek. Ich sytuacji poświęcony jest rozdział 8. – ale jego znaczenie wybiega daleko poza tę konkretną kwestię i ukazuje nową (wobec dominującego obecnie podejścia) perspektywę, istotną dla każdego wierzącego.

To, czego chce papież, a co może być – i najprawdopodobniej będzie – dla nas wyzwaniem, to „powrót prymatu osobistego sumienia”. W pewnym sensie nie jest to nic nowego. W tradycji chrześcijańskiej od samego początku uznawano, że to sumienie jest ostateczną instancją, która decyduje o etycznej i duchowej jakości ludzkiego działania. Niemniej, jak podkreśla papież w odniesieniu do dominującego dziś modelu duszpasterstwa, „trudno nam przyznać miejsce sumieniu wiernych, którzy często odpowiadają najlepiej jak potrafią na wezwanie Ewangelii i potrafią dokonać własnego rozeznania w skomplikowanych sytuacjach, poza wszelkimi schematami” (37). Napomina więc kościelnych nauczycieli: „Jesteśmy powołani do formowania sumień, a nie do tego, by próbować je zastępować” (tamże).

W tej perspektywie należy odczytać jasną – a dla wielu być może zaskakującą – deklarację Franciszka: „Nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie muszą być rozstrzygane przez Magisterium. Oczywiście, w Kościele konieczna jest jedność doktryny i praktyki, lecz to nie przeszkadza, by na różne sposoby interpretować pewne aspekty nauczania lub niektóre wynikające zeń konsekwencje (por. J 16, 13)” (3). Papież stosuje tę metazasadę w odniesieniu do teologii małżeństwa i rodziny: „Biorąc pod uwagę niezliczoną różnorodność poszczególnych sytuacji (…) jest zrozumiałe, że nie należy oczekiwać od Synodu ani też od tej adhortacji nowych norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków. Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych sytuacji” (300). Taką właśnie zachętą są narracyjne partie papieskiej adhortacji.

Perspektywa kreślona w „Amoris laetitia” domaga się więc przejścia od tego, co ks. Tischner nazywał „etyką technologiczną”, tj. od niemal mechanicznego stosowania ogólnych norm, do „sztuki etyki”, czyli do osobistego rozpoznawania konkretnego dobra, do realizacji którego Bóg wzywa mnie w niepowtarzalnych okolicznościach mojego życia, i do wolnego zaangażowania w jego realizację.

Sytuacja ludzi po rozwodach

Taki sposób widzenia życia moralnego dotyczy wszystkich wiernych. Najbardziej szczegółowo jest jednak rozważany przez papieża w odniesieniu do najtrudniejszego przypadku – rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Franciszek nie pozostawia wątpliwości, że ich sytuacja nie odpowiada ewangelicznemu ideałowi małżeństwa. Wyraźnie też zaznacza, że z głoszenia tego ideału nie można zrezygnować. W procesie osobistego rozeznawania trzeba jednak, podkreśla Franciszek, uznać, że ponieważ „»stopień odpowiedzialności nie jest równy w każdym przypadku«, to konsekwencje lub skutki danej normy niekoniecznie muszą być takie same”, a w przypisie dodaje: „nawet gdy chodzi o dyscyplinę sakramentalną, ponieważ po rozeznaniu można uznać, że w danej sytuacji nie ma poważnej winy”, i zaznacza, że Eucharystia „nie jest nagrodą dla doskonałych, lecz szlachetnym lekarstwem i pokarmem dla słabych” (300).

Franciszek wyraźnie zatem stwierdza, że to nie on ani Synod, ani biskup czy nawet spowiednik powinni rozstrzygać, czy dana osoba – choćby rozwiedziona i żyjąca w powtórnym związku – może w pełni uczestniczyć w Eucharystii, lecz tylko ona sama. Owszem, papież podkreśla, że potrzebne tu jest pokorne i dogłębne rozeznanie, którego nie można dokonać samemu – lecz tylko w dialogu z innymi członkami wspólnoty (choć, zgodnie ze słowami 312. punktu adhortacji, nie muszą to być koniecznie księża: „Zachęcam wiernych, którzy żyją w sytuacjach skomplikowanych, aby z ufnością podchodzili do rozmowy ze swoimi duszpasterzami oraz osobami świeckimi oddanymi Panu. Nie zawsze znajdą u nich potwierdzenie swoich własnych idei i pragnień, ale na pewno otrzymają światło, które im pozwoli lepiej zrozumieć to, co się dzieje, i będą mogli odkryć drogę dojrzewania osobistego”). Ostatecznie jednak to dany człowiek musi we własnym sumieniu rozeznać, jaka jest jego sytuacja przed Bogiem – czy dopuszcza ona pełnię uczestnictwa w Eucharystii. Zdaniem papieża nawet w sytuacji, która nie odpowiada w pełni ewangelicznemu ideałowi, sumienie „może szczerze i uczciwie rozpoznać to, co w danej chwili jest najbardziej wielkoduszną odpowiedzią, jaką można dać Bogu, i odkryć z jakąś pewnością moralną, że tego właśnie wymaga sam Bóg pośród złożoności konkretnych ograniczeń, chociaż nie jest to jeszcze w pełni obiektywny ideał” (303).

Możliwe więc, że konkretni rozwodnicy żyjący w powtórnym związku, uznawszy niedoskonałość swojej sytuacji, rozpoznają jednak, iż najlepszą dla nich drogą do Boga jest pogłębianie swojej wzajemnej relacji miłości i że integralnym elementem postępu na tej drodze jest pełne uczestnictwo w Eucharystii.


Czytaj więcej:


Najlepsza tradycja Kościoła

Wizja papieża budzi oczywiście obawy przed groźbą relatywizmu i nadużyć. W odpowiedzi warto podkreślić, że – jak dowodził Tomasz z Akwinu – nowe prawo Ewangelii to Duch Święty działający w sercach wiernych, a nie żadna litera. Franciszek nie jest więc nowinkarzem, lecz powraca do najlepszej tradycji Kościoła. Trzeba też przyznać, że nadużycia są możliwe – istnieje prawdopodobieństwo, iż pewni ludzie będą kierować się w swoim rozeznaniu nie natchnieniami Ducha, lecz własnymi zachciankami. Nie jest to – trzeba jednak odpowiedzieć – gorsze od „mechanicznego” stosowania ogólnych reguł, nawet jeśli nie widzi się dobra, ku któremu mają tamte prowadzić.

Trzeba też mieć świadomość, że perspektywa, którą papież nakreślił w adhortacji „Amoris laetitia”, jest – przynajmniej dla Kościoła w Polsce – rewolucyjna nie tyle z dogmatycznego, co z praktycznego punktu widzenia. Wymaga bowiem radykalnego przemodelowania duszpasterstwa – z masowego na indywidualne. Osobiste rozeznawanie nie jest sprawą prostą, nie jest też łatwym duszpasterskie towarzyszenie ludziom w tym procesie. Potrzeba więc naprawdę ogromnej pracy, by uczyć się samemu rozeznawać wewnętrzne prowadzenie Ducha.

Konieczne jest również podjęcie dużego wysiłku, by formować ludzi, którzy będą w stanie towarzyszyć innym na tej drodze. W Kościele, jakiego pragnie Franciszek, normalną sytuacją powinno być indywidualne towarzyszenie duchowe – jako posługa spełniana zarówno przez duchownych, jak i świeckich. Nasze zaś słowa wypowiadane we wspólnocie Kościoła powinny być jak Boże słowo, które – pisze Franciszek – „nie jest serią abstrakcyjnych idei, lecz towarzyszem drogi i źródłem pocieszenia” (20). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016