Muzeum Pergamońskie zamknięte na co najmniej 14 lat. Jaka będzie jego przyszłość?

Kodeks Hammurabiego, Brama Isztar i wiele innych bezcennych zabytków idzie pod klucz. Gdzie je znów zobaczymy, kiedy ten czas minie? Czy opuszczą Europę?

08.11.2023

Czyta się kilka minut

Brama Isztar, Muzeum Pergamońskie, Berlin.
Brama Isztar, Muzeum Pergamońskie, Berlin / fot. R. Ian Lloyd / EAST NEWS

„Notre Dame spłonęła, Pałac Westminsterski być może runie, zanim doczeka renowacji, a Muzeum Pergamońskie właśnie się zamyka” – tak podsumował koniec epoki w kulturze na portalu X jeden z niemieckich dziennikarzy. Dyskusja pod wpisem pokazała, jak bardzo Europejczycy są przywiązani do swojego dziedzictwa. Nawet nie do obcowania z nim, ale świadomości, że mają taką możliwość. „Co najmniej jedno pokolenie dorastając nie będzie miało możliwości obcowania z najważniejszymi przestrzeniami kultury i sztuki na świecie” – pisano.

Brama

Rzeczywiście, 23 października Pergamońskie Muzeum w Berlinie zostało zamknięte na co najmniej 14 lat. Tyle potrwa renowacja gmachu. Na czas remontu nie zdecydowano się usunąć wszystkich eksponatów – i m.in. w związku z tym całą operację wycenia się na około 1,5 miliarda euro. Szczególna ostrożność, wydłużająca planowane prace, będzie wymuszona budową tunelu – przejścia łączącego wszystkie instytucje w ramach berlińskiej Wyspy Muzeów: Muzeum im. Bodego, Muzeum Pergamońskie, Nowe Muzeum, Starą Galerię Narodową oraz Stare Muzeum. Realizatorzy zlecenia muszą uważać, aby skutki odwiertów nie zagroziły pozostałym tu artefaktom. 

W 1931 r. „New York Times” pisał o Muzeum Pergamońskim: „najdroższe muzeum na świecie”. Budynek powstawał przez 20 lat. Ostatni raz na tak długo wyłączono go z użytkowania po bombardowaniu Berlina w 1945 r. – całkowicie zniszczone muzeum, z którego odpowiednio szybko wywieziono większość zbiorów, odbudowywano przez dwanaście lat. 

Wieść o zamknięciu „Pergamonu” uruchomiła swoistą tanatoturystykę. Północne skrzydło jest zamknięte od 2012 r. – wiele osób, które przyjechało do Berlina później, tylko z opowieści zna Ołtarz Pergamoński, jeden z najcenniejszych zabytków starożytności. Można było za to zobaczyć Bramę Isztar (575 p.n.e.), wywiezioną przez Niemców bramę prowadzącą kiedyś do miasta Babilon; Muzeum Sztuki Islamskiej, dzisiaj duże skrzydło wypełnione tkaninami, kaligrafią i sztuką z Aleppo, oraz skrzydło poświęcone sztuce Bliskiego Wschodu z imponującą kolekcją mozaik. 

W sierpniu, na chwilę przed zamknięciem, trzeba było rezerwować bilety już z kilkudniowym wyprzedzeniem. Wybrałam się na pierwszy pożegnalny obchód. Nie minęło kilkanaście minut – pod Bramą Isztar wpadam na daleką znajomą. Joanna mieszka w Berlinie od kilku lat, przyszła pokazać muzeum swojej siedemdziesięcioletniej mamie. Mówi mi: „Wiesz, to pewnie ostatni raz. Nie miałam pojęcia, że przyjście tu będzie taką próbą oswojenia się ze śmiercią”. Zwłaszcza że muzeum, nazywane także „trumną na nasze martwe ciała”, myśleniu funeralnemu wyjątkowo sprzyja. Rzeczywistości, którą Muzeum Pergamońskie reprezentuje – przecież także już nie ma. Niektórzy mają nadzieję, a niektórzy obawiają się, że w 2037 r. muzeum nie otworzy się dokładnie w takiej samej formie, w jakiej zostanie zamknięte.

Chodzi m.in. o Bramę Isztar. Bramę ważną dla Europejczyków, którzy odwiedzają Wyspę Muzeów według obowiązkowych kierunków zwiedzania: Popiersie Nefertiti, zwanej berlińską Moną Lisą, w Nowym Muzeum; Brama Isztar i prowadząca do niej Droga Procesyjna oraz Kodeks Hammurabiego w Muzeum Pergamońskim. 

Dekolonizacja

Znaczenie Bramy Isztar rozumie każdy, kto chociaż raz stanął pod tą imponującą konstrukcją. W 1899 r. Robert Koldewey i Walter Andrae, archeolodzy z Niemieckiego Towarzystwa Orientalnego, przyjechali do Babilonu na poszukiwania – za cel postawili sobie odkrycie miasta zbudowanego przez Nabuchodonozora II z VI wieku p.n.e.: chodziło o legendarne babilońskie wiszące ogrody, biblijne miasto z wieżą Babel. Miasto, do którego okazała się prowadzić brama zbudowana z niebieskich glazurowanych cegieł, przedstawiająca mitologiczne bestie, stworzenia zaświadczające o fantazji, wierzeniach albo czymś, czego istnienie dzisiaj nie mieści nam się w głowie. 

I takie też miała zadanie Brama: obezwładniać swoim pięknem, rozbudzać wyobraźnię, mieszać fikcję z rzeczywistością, za sprawą fantazji i powstających w niej kreatur odstraszać najeźdźców, onieśmielać poddanych. 

Części odkopanej instalacji archeolodzy zebrali do dziewięciuset pudeł. W dalszych pracach przeszkodził im wybuch I wojny światowej. Musieli ewakuować się z terenów poszukiwań. Skrzynie załadowane elementami konstrukcji trafiły do Portugalii i stamtąd do Berlina, a jej rekonstrukcji państwo niemieckie podjęło się na chwilę przed oficjalnym otwarciem Muzeum Pergamońskiego – w 1928 r. 

Prawie sto lat później, od 2002 r., o zwrot bramy prowadzącej do Babilonu wielokrotnie upominał się Irak. Nikt jednak nie wierzy w to, że Berlin kiedykolwiek zwróci artefakt, który, jak szczególnie widać to dzisiaj, ma takie znaczenie dla prestiżu narodowej instytucji. Brama Isztar to często przykład w dyskusji o repatriacji artefaktów kulturowych do krajów, w których toczy się wojna. Bo, mówią eksperci i muzealnicy, czy Brama przetrwałaby wojnę w Iraku? Czy ulokowanie jej w europejskiej stolicy nieobjętej wojną nie zapewnia kulturowej ciągłości, a nawet nie ocaliło jej dla pokoleń? Przecież w Iraku, w 2015 r., Państwo Islamskie nie oszczędziło wielu artefaktów uznawanych przez nich za bałwochwalcze, niszcząc je bez litości, tłukąc i okaleczając posągi. Te bardziej wartościowe sprzedawano bogatym ewangelikom z USA, aby finansować dalszą ekspansję. Rynkiem nabywczym, paradoksalnie, okazał się znów rynek zachodni.

Podobnie było w 2003 r., po upadku dyktatury Saddama Husajna w 2003 r. Irackie muzea plądrowano kawałek po kawałku – nie oszczędzono toalet ani kabli, które później sprzedawano w skupach miedzi. Stacjonujące wówczas w Iraku amerykańskie wojska nie zadbały o zabezpieczenie irackiego dziedzictwa kulturowego. Z Muzeum Narodowego w Bagdadzie wywieziono wówczas wiele artefaktów, które później znalazły się na komercyjnych aukcjach m.in. w Christie’s. Jedna z takich aukcji, podczas której licytowano asyryjskie obiekty, została oprotestowana przez członkinie Iraq Transnational Collective. 

Argumentację o bezpieczeństwie, jakie Europa zapewnia zbiorom, wysuwają także niemieccy muzealnicy. Pomijając niewygodny fakt – w 1945 r., a więc w nie tak odległej przeszłości, to właśnie ich muzea, w tym Pergamońskie, zostały zrównane z ziemią. 

Ale i ta linia obrony zachowania obcego dziedzictwa w zachodnich muzeach powoli się dezaktualizuje. W 2021 r. USA zwróciło Irakowi tych kilkaset skradzionych artefaktów, które na skutek wyprzedaży lub przemytu trafiły do amerykańskich instytucji. Przemyt prowadziła korporacja Hobby Lobby. To z kolei rozpętało dyskusję o tym, jaki wpływ na kolekcje gromadzone przez prywatne podmioty może mieć państwo, jeśli w grę wchodzi wspólne historyczne dziedzictwo o ogromnej wartości – nie tylko ekonomicznej, ale także kulturowej. 

Coś się zmienia

W styczniu niemiecka urzędniczka, zastępczyni berlińskiej sekretarz stanu ds. różnorodności i antydyskryminacji, Saraya Gomis, publicznie wyraziła poparcie dla zwrotu m.in. ołtarza pergamońskiego i popiersia Nefertiti do kraju pochodzenia, twierdząc, że „wszystkie dobra kulturowe z innych regionów świata nie należą do nas i są tutaj nielegalnie”. Turcja i Irak aktywnie dążą do uzyskania tytułu prawnego do swoich wysiedlonych artefaktów. 

Ważnym punktem w dyskusji było otwarcie kolejnej berlińskiej instytucji – Humboldt Forum, jednego z najbardziej kontrowersyjnych tutaj projektów architektonicznych, a jednocześnie siedziby muzeum antropologicznego. To właśnie tu, w odbudowanym Pałacu Berlińskim, mieszczą się słynne brązy z Beninu, których część instytucja, w ramach praktyk dekolonizacyjnych, zdecydowała się zwrócić prawowitym właścicielom w Nigerii. Reszta pozostanie w Niemczech na zasadach długoletniego wypożyczenia. 

Miecz Omara

Muzea Zachodu są pełne skarbów przywiezionych z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. Teraz, kiedy niegdysiejsi kolonizatorzy biją się w piersi, muszą odpowiedzieć na pytanie: czemu nie chcecie ich zwrócić?

Kilka lat wcześniej, zanim dyskusja o „dekolonizacji muzeów” osiągnęła realne efekty, Berlin robił pierwsze kroki w kierunku integracji kulturowej za pomocą sztuki. W 2016 r. Muzeum Pergamońskie zapoczątkowało program oprowadzania po wystawie w języku arabskim. Był to jeden z pomysłów niemieckiego rządu na integrację uchodźców i uchodźczyń, których po 2015 r., w okresie kryzysu uchodźczego w Europie, do Berlina trafiło nieproporcjonalnie więcej niż w latach poprzednich. Wówczas reakcje arabskojęzycznych gości były skrajne: od wzruszenia możliwością zobaczenia wschodniego dziedzictwa „na żywo”, po gniew, że to Niemcy posiadają całą „naszą dumę kulturową”.

Dziś, kilka lat później, wielu opiekunów ekspozycji, pracujących w muzeum, jest arabskiego pochodzenia. Przy okazji kolejnego zwiedzania pytam jednego z panów o to, jak czuje się z tym, że muzeum za chwilę zamyka się na kilkanaście lat. Jest nastawiony optymistycznie. Opowiada, że za chwilę otworzy się północne skrzydło, a w nim – Ołtarz Pergamoński, wyłączony ze zwiedzania w 2014 r. Cieszy się, że obejrzy ołtarz – jeszcze nie miał okazji widzieć go na żywo. W Berlinie jest od 2016 r. 

Przy okazji chciałam się dowiedzieć, czy oglądając codziennie Bramę Isztar można przestać się nią zachwycać. Śmiał się, że nie. Mówił także, że nigdy nie było tu takiego podekscytowania. Muzeum ożyło. Ludzie rozmawiają głośniej niż zwykle, nie krępują się. Martwe sale zamieniły się w jarmark. Muzeum się pakowało, więc nie wszystko można było zobaczyć, ale ludzie podchodzili bliżej niż wcześniej, a czujniki ruchu nie reagowały.

Dla instytucji to tak, jakby znalazła się w momencie przejścia. Kiedyś na robiących zdjęcia opiekunowie spoglądali krzywo, mimo że jest to dozwolone, choć nigdy z fleszem. Teraz wszyscy pozowali bez skrępowania. Co kilka metrów grzecznie ustawia się kolejka, nikt nie wchodzi nikomu w kadr. Mój rozmówca mówił: taki Disneyland. To nie eksponaty są największą rozrywką, stała się nią sama sytuacja zamknięcia. 

Jaka sytuacja? Poluzowania. Nie chodzi nagle o unieważnienie zbiorów lub istotności instytucji, ale w końcu oczyszczenie gromadzących się przez lata warstw nieprzystępności. W jednym z klasycznych polskich filmów, „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy, wywrócone rzeźby znajdujące się w magazynie eksponatów w podziemiu Muzeum Narodowego w Warszawie podsuwają głównej bohaterce pomysł na to, w jaki sposób opowiedzieć historię o upadłym przodowniku pracy. Theodor Adorno pisał, że trwanie w muzeach jest sprzeciwem sztuki wobec śmierci. Odtwarza świat, którego już nie ma. Jest materialnym dowodem na to, czego istnienie i dziedzictwo oswajają kolejne pokolenia. Muzeum jest gwarantem zatrzymania czasu, ale jednocześnie pobudza do życia przeszłość, udowadnia, że była mimo prób jej wymazania. Unaocznia jej istnienie. Także tego, co niewygodne. Efektem jest przecież dekolonizacja muzeów, a co za tym idzie – ich demokratyzacja. Być może to konserwatywne przekonanie, ale to, w jaki sposób obchodzimy się z naszymi muzeami, trzyma przeszłość na swoim miejscu. 

Zaczepiłam także dwie kobiety – rozmawiały po polsku. Pytam, czy mieszkają w Berlinie i przyszły pożegnać się z instytucją. Nie mieszkają, są spod Krakowa, ale przyjechały specjalnie, aby zobaczyć muzeum. Są tu pierwszy raz. „Nie zawsze jest okazja mieć pewność, że robisz coś po raz ostatni w życiu”, mówi nostalgicznie starsza z nich. Festiwal nostalgii przeplata się w muzeum z ekscytacją. Ludzie myślą o sobie za czternaście lat i dzisiaj trudno wyobrazić sobie i zaplanować tak odległą, choć jednocześnie, w perspektywie oglądanych eksponatów, bliską przyszłość. Data ponownego otwarcia to okazja, aby spróbować ustawić się na osi czasu. Szczególnie że sama instytucja muzeum daje do tego okazję. Zwiedzający są pewni, że ostatecznie ministerstwo spraw zagranicznych ugnie się pod naciskami, a muzeum otworzy się w nowej formie.

Ołtarz Pergamoński. Berlin.

Strata 

Pomysł zwrotu eksponatów goście muzeum przyjmują mniej entuzjastycznie niż eksperci. Niemcy są przywiązani do znaczenia swoich instytucji na arenie międzynarodowej. Brama Isztar na czas remontu nie zostanie rozmontowana – mój rozmówca pracujący w muzeum żartował sobie, że Niemcy dobrowolnie jej nie oddadzą, a jak zostaną do tego zmuszeni, to będzie trzeba skuć ją siłą. Zmiana w prawie, która łagodzi nakaz zwrotów, ale także podtrzymuje możliwość niepublikowania przez Niemcy listy skradzionych dóbr, została zatwierdzona jeszcze za rządów Angeli Merkel. Sama była kanclerz mogła być szczególnie przywiązana do miejskich muzeów, także z prywatnych powodów. Okno jednego z jej mieszkań, jeszcze z lat 90., wychodzi na zamknięte do dzisiaj, północne skrzydło „Pergamonu”. Tę plotkę zdaje się potwierdzać stała obecność policji pod oknami niepozornej kamienicy.

Annalena Baerbock, federalna ministra spraw zagranicznych, ostrożnie nadzoruje kwestię zwrotu zrabowanych przez Niemcy dzieł sztuki. Stawką działania jest redefinicja muzeum w ogóle. XIX-wieczne postrzeganie muzeów europejskich, jako miejsc przechowywania materialnych dowodów na europejską siłę i podporządkowanie krajów, które podbili, powoli ustępuje miejsca potrzebie zadośćuczynienia i wyrównywania krzywd. Nie jest już także tajemnicą, że obecność konkretnych artefaktów w największych europejskich instytucjach to nie efekt przypadku lub szczęśliwego zbiegu okoliczności – archeolodzy, wyjeżdżający pod koniec XIX wieku na poszukiwania, otrzymywali od muzeów precyzyjne zamówienia. 

Dzisiaj nacisk na instytucje jest coraz silniejszy, a co za tym idzie – coraz trudniej przekonywać o etyczności zachowania zbiorów w Europie. Muzea próbują negocjować, ale efekty bywają kuriozalne. Na przykład Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie zaproponowało zwrot zagrabionych etiopskich artefaktów, ale tylko jeśli pozostaną w Wielkiej Brytanii na zasadzie „długoletniego wypożyczenia”. Muzea pomijają przy tym jeden z najistotniejszych aspektów, dla których kraje zgłaszają się, aby odzyskać zbiory – kraje te próbują na nowo odbudować tożsamość po okresie kolonializmu, są pozbawione dostępu do swojego dziedzictwa kulturowego, także z powodów ekonomicznych. Bilet wstępu do muzeum w Berlinie kosztuje 12 euro, a turystyka, w tym wizy do Europy, dla wielu, nawet zamożnych mieszkańców są nieosiągalne. 

Tak, to oznaczało alienację ich pamięci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Isztar szuka domu