Migranci szturmują granice USA. Dla Republikanów i Trumpa to paliwo polityczne

Polityka migracyjna stała się zakładnikiem kampanii w walce o Biały Dom. Szybkiego rozwiązania kryzysu na granicy z Meksykiem nie będzie.

20.02.2024

Czyta się kilka minut

Granica Meksyku z USA na rzece Rio Grande w pobliżu Shelby Park w Eagle Pass. 30 stycznia 2024 r. / FOT. LOKMAN VURAL ELIBOL / AFP / EAST NEWS
Granica Meksyku z USA na rzece Rio Grande w pobliżu Shelby Park w Eagle Pass. 30 stycznia 2024 r. / Fot. Lokman Vural Elibol / AFP / East News

Shelby Park w teksańskim miasteczku Eagle Pass nie jest już miejscem spotkań. Połać ziemi granicząca z rzeką Rio Grande została odcięta od miasta drutem kolczastym. Park, do którego jeszcze niedawno mieszkańcy przychodzili pograć w bejsbol i piłkę nożną, dziś patrolują żołnierze teksańskiej Gwardii Narodowej. Szczególnie czujni są w pobliżu brzegu rzeki, gdzie jeden za drugim ustawiono stalowe kontenery z przyblakłymi napisami „China Shipping”, „P&O Nedloyd” czy „Maersk Sealand”.

Na militaryzację parku szczególnie emocjonalnie patrzy Jessie Fuentes, 63-letni właściciel wypożyczalni kajaków, który już kilka miesięcy temu stracił dostęp do mieszczącej się tu rampy dla łodzi. Mężczyzna w rozmowie z „Tygodnikiem” przyznaje, że wraz z zaostrzaniem kryzysu migracyjnego mógł liczyć tylko na garstkę klientów, głównie aktywistów i dziennikarzy opisujących rekordowy napływ imigrantów. Liczby mówią same za siebie: tylko w grudniu na południowej granicy USA zatrzymano 300 tys. osób. W rejonie 28-tysięcznego Eagle Pass straż graniczna aresztowała w tym czasie 2,4 tys. cudzoziemców dziennie. To tak, jakby przez 12 dni zebrać w jednym miejscu wszystkich mieszkańców miasta.

Próba sił

Eagle Pass sąsiadujące z meksykańską miejscowością Piedras Negras jest dziś symbolem politycznego sporu o ochronę południowej granicy USA. Choć za to zadanie odpowiada rząd federalny, gubernator Teksasu Greg Abbott poszedł z administracją Bidena na noże. Od półtora miesiąca polityk blokuje Shelby Park, który bez zgody burmistrza miasta ogrodził drutem kolczastym. Nakazał również żołnierzom nie dopuszczać do tego obszaru straży granicznej. W pobliżu rampy, gdzie wspomniany Jessie Fuentes organizował spływy kajakowe, postawiono tablicę informującą, że straż graniczna nie przyjmuje w tym miejscu wniosków o azyl od nielegalnych imigrantów. „Proszę udać się do najbliższego przejścia granicznego” – napisano w językach angielskim i hiszpańskim.

Globalny kryzys migracyjny dotyka też Amerykę Południową, ostatnio zwłaszcza Chile. Nasza relacja z granicy chilijsko-peruwiańskiej

Chile jest jednym z tych krajów Ameryki Południowej, do których przybywa najwięcej imigrantów. Wielu pieszo i przez pustynne wyżyny w Andach, uważane za jedno z najmniej przyjaznych człowiekowi miejsc na świecie. Rozmawialiśmy z tymi, którzy dotarli tu z Wenezueli.

Greg Abbott nie ustępuje, choć pod koniec stycznia zapadł niekorzystny dla niego werdykt Sądu Najwyższego USA. Sędziowie w sporze dotyczącym innego ogrodzenia zamontowanego na pograniczu przez teksańskie władze orzekli, że agenci straży granicznej mogą je zdemontować.

Abbott, któremu po sądowej porażce poparcia udzieliło 25 republikańskich gubernatorów, zapowiedział, że będzie dalej uszczelniał granicę – z formalnego punktu widzenia może to robić, bo orzeczenie dotyczyło jedynie istniejącej zapory. „Ponieważ Joe Biden całkowicie zrzekł się odpowiedzialności za ochronę granicy i egzekwowanie przepisów, Teksas po prostu wziął sprawy w swoje ręce” – odgrażał się gubernator w rozmowie z konserwatywną stacją Fox News.

Republikański polityk słynący z bezkompromisowej polityki migracyjnej ma teraz przed sobą inną ważną batalię. Administracja Bidena pozwała go za wprowadzenie przepisów, które zezwalają policji stanowej na aresztowanie osób podejrzanych o nielegalne przekroczenie granicy. Sprawa jest w toku.

Przerażający spektakl

Politykę migracyjną Teksasu, niekiedy stojącą w kolizji z prawem federalnym, krytykuje Jessie Fuentes: – Od zakończenia pandemii teksańskie władze nie odpuszczają w rejonie rzeki Rio Grande. Montują kolejne fragmenty ogrodzenia, budują drogi tuż przy brzegu i zanieczyszczają powietrze spalinami z łodzi napędzanych dieslem. Mój biznes opierał się na promocji dziewiczej natury w pobliżu Shelby Park. Dziś to straciłem – mówi mi Fuentes, twierdząc, że jego zdaniem decyzja gubernatora o militaryzacji parku w Eagle Pass jest częścią politycznego teatru, który ma wesprzeć kampanię prezydencką Donalda Trumpa.

To zdanie wśród mieszkańców teksańskiego miasta nie jest odosobnione. Lokalna organizacja Eagle Pass Border Coalition wysłała w lutym do gubernatora list, w którym oskarżyła go o zafundowanie lokalnej społeczności „przerażającego spektaklu”. Polityk zorganizował w Shelby Park kilka konferencji prasowych, a na jedną z nich zaprosił 13 republikańskich gubernatorów. Odkąd cała Ameryka usłyszała o Eagle Pass, do miasteczka zjeżdżają się fani Trumpa i wszelkiej maści zwolennicy teorii spiskowych. Ci ostatni grzmią o „inwazji migrantów”, których Demokraci celowo ściągają do Ameryki, by wyhodować sobie lojalny elektorat.

Urzędnik zagrożeniem

Sytuacja w Teksasie tylko w mikroskali pokazuje konflikt między Republikanami a administracją Bidena, która mierzy się z poważnym kryzysem migracyjnym. Tylko w zeszłym roku na granicy USA-Meksyk zatrzymano ponad 2,4 mln osób – to najwięcej od 1960 roku, gdy zaczęto zbierać statystyki.

Spór o migrację w połowie lutego wzbił się na polityczne wyżyny. Kontrolowana przez Republikanów Izba Reprezentantów postawiła w stan oskarżenia sekretarza bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandra Mayorkasa – polityka, który jeszcze na początku lutego odwiedził Eagle Pass i mówił otwarcie o niewydolnym systemie imigracyjnym.

Dziś w drodze procedury impeachmentu konserwatyści oskarżają go o „umyślne i systemowe odmawianie przestrzegania prawa” w ochronie amerykańskich granic oraz „nadużycie zaufania publicznego”. W 22-stronicowym dokumencie opisującym szczegółowo zarzuty czytamy, że Mayorkas winien jest rekordowego napływu imigrantów do USA i jako urzędnik stanowi „zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego”. Polityk jest pierwszym od 1876 roku członkiem gabinetu postawionym w akt oskarżenia.

Impeachment last minute

Skazanie przez Senat Mayorkasa, na marginesie: uchodźcy, który w 1960 roku uciekł z rodzicami z Kuby, jest jednak mało prawdopodobne. Po pierwsze izbę wyższą kontrolują Demokraci, a po drugie według wielu konstytucjonalistów cała procedura jest naciągana. Brakuje bowiem dowodów na to, że sekretarz dopuścił się zdrady, przekupstwa lub innych „poważnych przestępstw i wykroczeń związanych z pełnieniem urzędu”, co uzasadniałoby sięgnięcie po procedurę impeachmentu.

Na ten argument powołał się również kongresmen z Wisconsin Mike Gallagher – jeden z trzech Republikanów, którzy zagłosowali wbrew dyscyplinie partyjnej. Postawić Mayorkasa w stan oskarżenia udało się różnicą zaledwie jednego głosu – dzięki kongresmenowi z Luizjany, który powrócił na Kapitol po półtoramiesięcznej przerwie na leczenie raka krwi. Gdy tydzień wcześniej zabrakło go na sali, Republikanie polegli w głosowaniu.

Coraz wyraźniej szykuje się powtórka rywalizacji Biden vs Trump. Tym razem z salą sądową w tle

Nowojorska ława przysięgłych nakazała Trumpowi zapłacić 83,3 mln dolarów odszkodowania za zniesławienie pisarki E. Jean Carroll. Ten nazywa wyrok „niedorzecznym”, chce się odwołać – i brutalnie atakuje Nikki Haley, jedyną rywalkę, jaka została w republikańskich prawyborach.

Można powiedzieć, że to impeachment na ostatnią chwilę. Kongresmeni głosowali ponownie ws. Mayorkasa wieczorem 13 lutego, gdy ważyły się losy wyborów uzupełniających do Izby Reprezentantów. W ich wyniku Republikanie stracili jeden mandat, co jeszcze bardziej skurczyło ich przewagę w tej izbie. Prezydent Biden impeachment Alejandra Mayorkasa nazwał „małostkową grą polityczną”.

Nie mamy pieniędzy

Całej sprawie towarzyszy kongresowy paradoks. Republikanie oskarżyli sekretarza bezpieczeństwa wewnętrznego o niewydolną politykę migracyjną, choć sami kilka dni wcześniej zablokowali w Senacie reformę, która mogłaby ją pomóc uzdrowić. Ponadpartyjne porozumienie, które ostatecznie odrzucono, by nie pompować wizerunkowo Joego Bidena – rywala Trumpa w walce o Biały Dom, przewidywało 20 mld dol. wsparcia dla rządu federalnego. Środki miały posłużyć m.in. do zatrudnienia dodatkowych funkcjonariuszy straży granicznej, sędziów imigracyjnych oraz urzędników odpowiedzialnych za procedurę azylową.

Wreszcie, co najważniejsze, ustawa przewidywała możliwość tymczasowego uszczelnienia granicy w przypadku zbyt dużej liczby migrantów wnioskujących o azyl, a także zaostrzenie i przyspieszenie samej procedury. Jeszcze w połowie stycznia, gdy istniała nadzieja, że Trump nie zdoła storpedować ustawy, kluczowi republikańscy senatorzy podkreślali, że to historyczna szansa, by zaostrzyć przepisy migracyjne.

Tymczasem już teraz oficjele z administracji Bidena alarmują, że bez dodatkowego wsparcia służby imigracyjne i celne już w maju będą musiały ograniczyć detencję (zamykanie w strzeżonych ośrodkach) i deportację nielegalnych migrantów.

Instruktaż z TikToka

Jak podkreślają eksperci, reforma stała się nie tylko zakładnikiem kampanii Trumpa, stawiającej w centrum problemy migracyjne, ale także polaryzacji, która od lat uniemożliwia przełamanie impasu na Kapitolu. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że prezydentura Joego Bidena zbiegła się z globalnym nasileniem migracji, a także – nie ma co ukrywać – nadzieją, że Demokrata zerwie z twardą polityką Trumpa na granicy USA-Meksyk.

Już w pierwszym roku prezydentury Bidena straż graniczna zatrzymała 1,7 mln osób, czyli ponad trzykrotnie więcej niż w ostatnim roku rządów Trumpa. Z biegiem lat zmienił się także charakter migracji do Stanów Zjednoczonych: granicy nie przekraczają już głównie samotni mężczyźni z Meksyku i rodziny z Ameryki Środkowej. Jesienią ub. r. najliczniejszą grupą aresztowanych przez straż graniczną byli Wenezuelczycy, którzy po latach życia na uchodźstwie w ościennych krajach Ameryki Południowej wyruszają w podróż na północ.

Chcąc odstraszyć kolejne fale ludzi, administracja Bidena uruchomiła loty deportacyjne do Wenezueli – na pokład trafiały m.in. osoby, które nie przeszły pomyślnie procedury azylowej. Deportowani byli również uciekający przed polityczną destabilizacją Haitańczycy i Kubańczycy, co wywołało krytykę działaczy praw człowieka. W długiej kolejce do bram Ameryki czekają dziś także imigranci z Ekwadoru, Kolumbii, krajów Afryki, a nawet Chin. Ci ostatni są już najszybciej rosnącą grupą szturmujących granice USA. Niektórzy z nich twierdzą w rozmowie z telewizją CBS News, że wyjechali z Chin, bo… obejrzeli na TikToku instruktaż, jak namierzyć dziurę w płocie granicznym ok. 100 km od kalifornijskiego San Diego.

Zapchane sądy

Zmieniła się też strategia migrantów na granicy. Zamiast unikać patroli straży granicznej, tak jak próbowali to robić przez dekady Meksykanie, dziś większość cudzoziemców sama oddaje się w ręce funkcjonariuszy i składa wniosek o status uchodźcy. Choć wielu z nich nie doświadczyło prześladowań w kraju pochodzenia (uciekają np. przed biedą czy chaosem politycznym), to i tak sięgają po procedurę azylową, która umożliwi im legalny pobyt w USA i prawo do pracy do czasu rozpatrzenia sprawy.

Efekt jest taki, że amerykańskie sądy imigracyjne przeciążone są ponad 3 mln postępowań, których zakończenie bez zatrudnienia dodatkowych ludzi zajmie długie lata. Dziś ślimaczą się nawet procedury deportacyjne: priorytetowo aresztowani i wywożeni z USA są głównie imigranci, którzy popełnili poważne przestępstwa i stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Dziennik „The New York Times” podaje przykład 40-letniej pielęgniarki z Kolumbii, która po nielegalnym przekroczeniu granicy dostała wezwanie do stawienia się w sądzie. Wyznaczony termin to 19 lutego 2026 roku.

Autobus do miasta

Mocno przeciążone kryzysem migracyjnym są też duże miasta, takie jak Nowy Jork, Boston czy Chicago, do których republikańscy gubernatorzy, na czele z gubernatorem Teksasu, regularnie wysyłają autobusy z imigrantami – w myśl zasady: skoro chcecie ich chronić, to sami im pomóżcie. Szacuje się, że od wiosny 2022 roku do Nowego Jorku dotarło ponad 150 tys. ludzi. A to wystawia na próbę władze miasta, które zgodnie z przepisami muszą zapewnić każdemu bezdomnemu dach nad głową. Migranci lokowani są w namiotach, hotelach na Manhattanie i przestrzeniach biurowych.

Burmistrz Nowego Jorku Eric Adams, który jeszcze półtora roku temu witał przysyłane z Teksasu autobusy z imigrantami, dziś zaostrza politykę. Każe eksmitować ludzi z przytułków po 60 dniach pobytu, zarzuca prezydentowi Bidenowi nieradzenie sobie z kryzysem i grzmi, że fala migrantów zniszczy ponad 8-milionowe miasto. Na linii Biden-Adams ponoć jest na tyle nerwowo, że prezydent USA zrezygnował z włączenia burmistrza do swojej kampanii o reelekcję.

Trump się cieszy

Trump, już niemal pewny rywal Bidena w walce o Biały Dom, dowcipkował niedawno w wywiadzie dla telewizji Fox News, że rozważa organizowanie wieców w liberalnym Nowym Jorku. „Czy mam w tym mieście szansę? Nowy Jork mocno zmienił się przez ostatnie dwa lata. Migranci są wszędzie. Mieszkają nawet na Madison Avenue” – przekonywał Trump.

Tymczasem Doris Meisner, ekspertka z Migration Policy Institute, przestrzega: administracja Bidena potrzebuje dodatkowych funduszy na opanowanie kryzysu. „Jeśli fala imigrantów nie osłabnie, to zachęci kolejnych migrantów do pojawienia się na południowej granicy USA” – ocenia ekspertka w rozmowie z magazynem „Time”. A to tylko może wzmocnić kampanię Trumpa bazującego na nastrojach społecznych: aż 80 proc. Amerykanów uważa, że administracja Bidena nie radzi sobie z kryzysem. Reforma migracyjna znów stała się zakładnikiem politycznej kalkulacji.

Autorka jest dziennikarką „Press”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Wniosków nie przyjmujemy