Jasna Góra i polityczne bałwochwalstwo

Żeby poczuć smak i zapach Kościoła w Polsce, trzeba jechać na Jasną Górę. Tę ocierającą się o komunał prawdę uświadamia także ostatnie częstochowskie wystąpienie prezesa PiS.

22.07.2023

Czyta się kilka minut

Prezes PiS Jarosław Kaczyński przemawia do uczestników 32. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Jasna Góra, 9 lipca 2023 r. / WALDEMAR DESKA / PAP
Prezes PiS Jarosław Kaczyński przemawia do uczestników 32. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Jasna Góra, 9 lipca 2023 r. / WALDEMAR DESKA / PAP

To, co wydarzyło się na Jasnej Górze podczas pielgrzymki słuchaczy Radia Maryja, jest nadużyciem. Święte dla wielu Polaków miejsce wykorzystano do dość ordynarnej agitacji politycznej. Jarosław Kaczyński – przed mszą, ale już od ołtarza – wygłosił przemówienie polityczne. Mówił: „Ośmielam się zwrócić do państwa dlatego, że od bardzo dawna nie było takiego momentu, w którym tak jawnie formułowane są plany pozbawienia nas suwerenności, tak jawnie, bezczelnie, kłamliwie i odrażająco atakowany jest Kościół, Ojciec Święty, atakowane są nasze podstawowe wartości, podstawy naszego obyczaju, atakowane są podstawy polskości. Ktoś chce zniszczyć nasz naród, trwającą przeszło tysiąc lat wspólnotę. I to, co przed nami – wybory w październiku, to będzie moment być może na bardzo długie lata decydujący. Stąd waga tego, co będzie decyzją każdego z nas, każdego, kto ma Polskę w sercu”.


ZOBACZ TAKŻE:

Ks. Adam Boniecki: Jest nas wielu, którzy nie chcą, by miejsca sakralne, a zwłaszcza sanktuarium o takim znaczeniu dla narodu jak Jasna Góra, były terenem politycznej demagogii >>>>


Obok siedzieli biskupi, w tym zastępca przewodniczącego Rady Stałej, abp Marek Jędraszewski, ale nikt nawet nie próbował skomentować tego wydarzenia, nikt nie protestował. Zapadło głuche milczenie, jakby walka polityczna od ołtarza, wykorzystanie sanktuarium jasnogórskiego do agitacji partyjnej były czymś absolutnie normalnym.

Co sami powiedzieliśmy

Jest to tym bardziej szokujące, że sprzeczne z jasnymi, sformułowanymi kilka zaledwie tygodni temu dokumentami Kościoła.

Jako jedyny spośród polskich biskupów zwrócił na to uwagę kardynał nominat Grzegorz Ryś. „Jako episkopat powinniśmy żyć tym, co sami wcześniej powiedzieliśmy – mówił w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. – Jeśli Rada Stała KEP zwróciła się 2 maja br. do polityków z prośbą o to, by nie wciągać Kościoła w kampanię wyborczą, to Kościół, który taką prośbę wyraża, nie może sam postępować wbrew niej. Potrzeba tu odrobiny konsekwencji. Jeśli do polityków zwracamy się, by nas nie wciągali w polityczną wojnę, to potem ich nie zapraszajmy do tego, aby swe poglądy polityczne wypowiadali podczas uroczystości religijnych. Na to nie ma przestrzeni w Kościele”.

Kilka zaledwie tygodni temu Rada Stała KEP wydała dobry i potrzebny dokument. Czytamy w nim: „Zwracamy się też do wszystkich uczestników kampanii wyborczej o powstrzymanie się od instrumentalizowania Kościoła, które przybierać może (…) formę nieuprawnionego wykorzystywania go w partykularnych rozgrywkach poszczególnych partii”. Właśnie do tego fragmentu odnosił się kardynał Ryś. Ale dokument zawiera także inne sformułowania, które warto przy okazji przemówienia Kaczyńskiego i braku reakcji na nie przypomnieć: „Chcemy też – raz jeszcze – zaapelować do polityków wszystkich stronnictw o to, by tocząc swą wyborczą rywalizację, w imię odpowiedzialności za los naszej Ojczyzny unikali pokusy demagogii i populizmu, bezwzględnego dyskredytowania oponentów czy nasycania zbędnymi emocjami i tak głębokich już podziałów. Wszyscy pamiętać bowiem musimy, że celem wyborczej rywalizacji jest wybór cieszącej się możliwie szerokim poparciem władzy, która z energią służyć będzie mogła wszystkim Polakom, a nie pokonanie, czy tym bardziej zniszczenie, politycznych rywali” – napisali biskupi.

Ta zasada, o czym kardynał Ryś już nie wspomina, też została złamana na Jasnej Górze, gdy Jarosław Kaczyński przekonywał, że jego przeciwnicy chcą zniszczyć Polskę, jej demokrację i zawrócić kraj z drogi rozwoju. Obie wspomniane zasady złamał także o. Tadeusz Rydzyk, gdy w swoim wystąpieniu z tego samego miejsca dowodził, że każdy, kto opowiada się za wprowadzeniem euro (określanego przez niego mianem „ojro”), jest „sprzedawczykiem”, „honoru nie ma, godności”.

Władcy tego świata

Co na to wszystko wiceprzewodniczący Rady Stałej, abp Marek Jędraszewski, który – zaraz po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego – odprawiał mszę i głosił na niej kazanie? Czy, zgodnie z oświadczeniem Rady Stałej (którego nie podpisał, bo go w czasie jego ustalania nie było – jak poinformował mnie rzecznik prasowy archidiecezji krakowskiej – ale też przeciwko któremu nie protestował), sprzeciwił się jednoznacznemu wciąganiu Kościoła w politykę? A może przypomniał, że w wyborach nie wolno posługiwać się populizmem i demagogią?

Nic bardziej błędnego. Kazanie arcybiskupa, choć na tle wystąpień poprzedników delikatne jak letnia mżawka, także zawierało – lekko zakamuflowane – akcenty politycznej demagogii i wciągania Kościoła w politykę. Metropolita krakowski przekonywał, że wielu spośród zebranych usłyszało zapewne pod swoim adresem obraźliwe słowa związane z wyznawaną wiarą, a współcześnie nie tylko ośmiesza się i szydzi, ale głosi przemoc wobec katolików. „Nie wolno nam się bać, że tak zwani »władcy tego świata« będą na nas patrzeć z góry, z pychą, z szyderstwem, z przekonaniem, że tylko oni mają pełną prawdę o człowieku, jego życiu i przeznaczeniu” – zaznaczył arcybiskup. „Budujmy nową rzeczywistość, która będzie jednoznacznym protestem przeciwko tej fali pogardy, kłamstw, oszczerstw, nienawiści. Fali, która przenika przestrzeń naszej ojczyzny” – dodał.


CHANTAL DELSOL, filozofka: Za upadkiem świata chrześcijańskiego idzie wdrożenie zasad Ewangelii – walka z pedofilią, priorytet osoby nad instytucjami, odrzucenie nienawiści >>>>


Ostrożna deklaracja

Inni członkowie Rady Stałej nie zabrali głosu w tej sprawie. Dokument, który podpisali, argumentacja, której użyli, została już zapomniana. Ojciec Tadeusz Rydzyk i Jarosław Kaczyński mogą w polskim Kościele więcej, i nawet jeśli oznacza to zanegowanie stanowiska biskupów, nikt – poza kardynałem Rysiem – się nie wychyli. Na tym tle nawet niezwykle ostrożna deklaracja rzecznika klasztoru paulinów o. Michała Bortnika brzmi jak bohaterstwo: „Gospodarze tego miejsca muszą jeszcze bardziej uwrażliwiać, by nie angażować autorytetu Jasnej Góry do ziemskich, doraźnych celów” – oznajmił zakonnik.

Autorytet rozmieniony na drobne

Zaskoczenia nie było. Trzeba by nie znać historii ostatnich lat Kościoła w Polsce, żeby udawać, że to, co się wydarzyło na Jasnej Górze, stanowi coś nowego. Prawo i Sprawiedliwość od lat skutecznie rozgrywa Kościół, kupuje poparcie jego znaczącej części. Dokonuje się to za pośrednictwem parasola ochronnego rozpostartego nad skandalami seksualnymi, nadużyciami finansowymi, ale także za sprawą finansowania rozmaitych dzieł i drogich prezentów (miecz przekazany przez Jacka Sasina o. Rydzykowi jest tego symbolem) oraz obietnic „odwrócenia fali laicyzacji” i zapewniania, że Polska będzie ostoją moralności pośród zachodniego rozpasania.


ZOBACZ TAKŻE:

Dariusz Kosiński: Moc tego miejsca płynie stąd, że wszelkie jawne manifestacje, ekspresje, deklaracje i świadectwa rozbijają się tu o milczenie i ciemność jasnogórskiej ikony >>>>


Niczym nowym nie jest także zaangażowanie polityczne o. Rydzyka, którego przykłady skandalicznych wypowiedzi na temat Żydów, osób skrzywdzonych seksualnie w Kościele, pochwał PiS i przygan wobec PO można by mnożyć. Do milczenia biskupów – szczególnie gdy ich głos jest potrzebny, by przywołać do porządku tych, którzy „instrumentalizują Kościół” przez „nieuprawnione wykorzystywanie go w partykularnych rozgrywkach poszczególnych partii” – też można się już było przyzwyczaić. Jasna Góra nie była zaś pierwszy raz miejscem, które politycy rozmaitych partii próbowali rozgrywać i wykorzystywać. To wszystko już było.

Jeśli więc warto zatrzymać się nad ostatnimi wydarzeniami na Jasnej ­Górze, to głównie dlatego, że – jak w soczewce – pokazują one, w jakim miejscu jest obecnie Kościół w Polsce, z czym sobie nie radzi, jakie zagrożenia przed nim stoją i wreszcie co go kształtuje.

Obraz tańczących na jasnogórskich wałach polityków, polityczna agitacja i milczenie biskupów uświadamiają, że pewna (obawiam się, że jeśli chodzi o duchowieństwo, to większościowa) część Kościoła uwierzyła, iż jedynym ­ratunkiem przed błyskawiczną laicyzacją młodzieży (to, że ona zachodzi, ­przyznał już nawet o. Rydzyk, który jako lekarstwo zalecił ­rodzicielski przymus i utrudnianie życia tym, którzy nie chcą chodzić na katechezę), likwidacją seminariów z braku powołań, zamieraniem nowicjatów zgromadzeń żeńskich, pustoszejącymi wydziałami teologicznymi i wreszcie spadkiem autorytetu Kościoła – jest zaangażowanie państwa. Parasol ochronny władzy ma uchronić diecezje przed pozwami od ofiar nadużyć seksualnych, więcej lekcji religii i więcej Jana Pawła II na innych lekcjach (co obiecuje minister Czarnek) ma odwrócić trend laicyzacyjny wśród młodych, więcej rządu na uroczystościach kościelnych ma zatrzymać realny proces wypłukiwania Ewangelii z życia społecznego.

Zwolennicy tych rozwiązań nie chcą widzieć, że przyjęte przez partię władzy (i zaakceptowane przez pewną część katolików) metody ochrony Kościoła nie tylko nie służą realizacji tych celów, ale wręcz przyspieszają laicyzację i ośmieszają hierarchię.

Zagrożenie wartości

Politycy tymczasem ten powoli wygasający Kościół, rozżalony upadkiem znaczenia, sfrustrowany brakiem powołań – rozgrywają do własnych celów. Jakich? Obawiam się, że niewiele mających wspólnego z odbudową jego znaczenia, a o wiele więcej z koniecznością umacniania twardego elektoratu. PiS – skutecznie, bo tego nie da się im odmówić – zbudował wśród najbardziej zaangażowanych katolików przekonanie, że jedyną tamą laicyzacyjnych zmian jest właśnie on, że jeśli ktoś szuka głosu katolickiego w polityce, to powinien głosować na partię obecnej władzy. Narracja nieustannego zagrożenia wartości, opowieści o bezlitosnych atakach na wierzących i wiarę, silne rozgrywanie tematów światopoglądowych – sprawiają, że zaangażowani i nieco bardziej konserwatywni katolicy sami wpadają w sieci PiS. A jego spin doktorzy mają świadomość, że bez tej grupy nie da się zbudować trwałego, mocnego wsparcia dla partii.

Czy nie ma w Polsce biskupów, którzy to dostrzegają? Oczywiście, że są. „Tym, co Kościół winien rozwijać, nie są narzędzia polityczne, tylko środki ewangeliczne: głoszenie Słowa, sprawowanie sakramentów, budowanie wspólnoty i dzieła miłości. I na tym Kościół się opiera. A jeśli ktoś tego nie chce robić, tylko ogląda się na polityczną władzę, by szukać poczucia bezpieczeństwa, to głęboko się myli” – mówił we wspomnianym wywiadzie kardynał Ryś.

Kilka tygodni temu, podczas kazania na Boże Ciało, podobne akcenty słychać było w kazaniu kard. Kazimierza Nycza, a i prymas Wojciech Polak często uderza w podobne tony. Kłopot polega na tym, że tego dość oczywistego z perspektywy Kościoła nauczania biskupi odmawiający zaangażowania politycznego nie są w stanie „wyegzekwować” od tych, którzy wspierają działania PiS. Model zaś działania polskiego episkopatu, w którym nie ma miejsca na polemiki, sprawia, że medialne wrażenie jest takie, iż Kościół stanął po stronie PiS. Wrażenie to wzmacniają jeszcze media publiczne, które dając Kościołowi sygnał, że wreszcie ma swoje stałe i niezagrożone miejsce w ramówkach, liczą, że będzie on przymykał oczy na fakt, że i te media rozgrywają politycznie hierarchię.


KOMISJA DS. MAFII: POWOŁANA Z POMPĄ, ZLIKWIDOWANA PO CICHU

Grupa robocza ds. mafii, potocznie zwana komisją, miała szukać odpowiedzi na pytania o skuteczność takiej ekskomuniki i jej podstawy prawne >>>>


Bez pomysłu na Jasną Górę

Ale jest jeszcze jeden problem, który mnie, jako autora biografii Jasnej Góry, szczególnie boli. Otóż wyraźnie widać, że ani obecni włodarze sanktuarium, ani polscy biskupi nie mają pomysłu na to miejsce. Kardynał Stefan Wyszyński postawił je w centrum programu ewangelizacyjnego, jakim były obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. Peregrynacja ikony (a później – na skutek działań władz – pustych ram, co było symbolicznie jeszcze mocniejsze), masowy ruch pielgrzymkowy, odwołania do Ślubów Jasnogórskich – to wszystko postawiło Jasną Górę w centrum życia Kościoła. Jan Paweł II w wielu wypowiedziach, podczas licznych pielgrzymek, także odnosił się do historycznej mitologii tego miejsca, umacniając jego pozycję wśród symboli polskiej i katolickiej tożsamości.

To wszystko miało jednak miejsce niemal pół wieku temu. Od tego czasu nic się w sprawie symbolicznego znaczenia Jasnej Góry nie wydarzyło. Nie ma pomysłu na to, co można i trzeba zrobić, by nadal żyła nie tylko historią, ale także teraźniejszością. Gospodarze sanktuarium widzą, że pielgrzymów ubywa, że ich wiek rośnie, ale mimo to niewiele się zmienia. Dlaczego? I tu dochodzimy do kolejnej cechy nie tylko tegoż sanktuarium, ale także polskiego Kościoła. Otóż nie ma w nich odwagi, by testować nowe rozwiązania, szukać nowych interpretacji startych symboli, nadawać im nowe sensy.

Historia prawdziwa

A można to robić. Św. Faustyna Kowalska jest przecież symbolem emancypacji dziewczyny z wiejskiego środowiska, którą jej własne współsiostry chciały zrobić posługaczką, a która była w stanie – choćby w „Dzienniczku” – zaprotestować przeciwko temu i zaproponować model życia zakonnego bez przemocy.


ZOBACZ TAKŻE:

Zakon paulinów nie zamierza bić się w piersi. Rzecznik sanktuarium o. Michał Bortnik tłumaczy, że przemówienie „nie odbyło się podczas uroczystości o charakterze liturgicznym” >>>>


Czy ktoś o tym mówi? Nie. Z Jasnej Góry można zaczerpnąć np. chrześcijańską wizję emancypacji kobiet. W tym miejscu widać też, że jedna ikona może inspirować rozmaite wizje religijne. Dla jednych była ona – jak dla żydowskich mistyków i heretyków – wizją „żeńskiej obecności Bożej”, dla innych matczynym obliczem Ojca, a dla jeszcze innych – jak dla Reymonta, autora znakomitego reportażu o pielgrzymowaniu – ludzką nadzieją na lepsze jutro. Historia sanktuarium pełna jest także świadectw tego, że w ludzkim życiu obok świętości jest także wielki grzech, czego przykrym świadectwem jest nie tylko historia paulina, który zamordował na Jasnej Górze męża swojej kochanki, ale także jednego z generałów paulińskich, który był agentem polskiej bezpieki. Trudno o mocniejsze historie grzechu i świętości.

Czy słyszymy o tym z jasnogórskich wałów? Nie, bo to wymagałoby pogłębionej teologii, przyznania się do własnych słabości i nie pozostawiałoby miejsca na propagandę, zarówno tę polityczną, jak i religijną. Tyle że dopóki nie wrócimy do prawdziwej historii Jasnej Góry, dopóki nie zaczniemy w niej szukać nowych sensów, to jej znaczenie będzie tylko spadać.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Polityczne bałwochwalstwo