Jądro Europy

Europa Środkowa i państwa bałtyckie przestawiają się na atom. Nikt się nie zastanawia, czy budować, lecz jedynie jak szybko i za ile. W ślad za decyzjami polityków idą społeczne nastroje i częste jeszcze przed dziesięcioma laty antyatomowe protesty zdarzają się coraz rzadziej.

21.09.2010

Czyta się kilka minut

ATOMOWE FAKTY

Pierwszy w historii reaktor atomowy, który produkował energię elektryczną oddawaną do lokalnej sieci, uruchomiono w ZSRR. Było to 27 czerwca 1954 r. w elektrowni w Obnińsku niedaleko Moskwy, w Instytucie Badań Atomowych. Moc reaktora przetwarzana na energię elektryczną wynosiła ok. 5MW elektrycznych (moc termiczna to ok. 36 MW). Elektrownia pracowała do 1959 r., następnie reaktor służył do produkcji izotopów i jako wzorcowe źródło neutronów do 2002 r., czyli przez prawie pół wieku nieprzerwanego działania.

Pierwszą elektrownię atomową, która wytwarzała energię elektryczną na skalę komercyjną, uruchomiono w Calder Hall (obecnie Sellafield) w Wielkiej Brytanii. Otwarcia dokonała w 1956 r. królowa Elżbieta II, która powiedziała wtedy: "ta nowa energia, która okazała się straszliwą bronią, teraz może być wykorzystana dla dobra naszej społeczności".

Pierwszym okrętem wojennym napędzanym reaktorem jądrowym był USS Nautilus, zwodowany w 1954 r. Kolejnym krokiem był lotniskowiec USS Enterprise, zwodowany w 1964 r. Załoga ustawiła się na pokładzie tak, że utworzyła napis E=mc?, przypominając słynne równanie Einsteina na równoważność masy i energii, będące fizyczną podstawą energii jądrowej.

Jedynym cywilnym zastosowaniem reaktorów napędowych okazały się lodołamacze budowane w b. ZSRR.

Reaktory atomowe typu RBMK, takie same, jak ten, który uległ katastrofie w Czarnobylu, działają do dziś - wyłącznie na terenie byłego ZSRR, w St. Petersburgu (pozostała nazwa Leningradzka Elektrownia Atomowa), w Kursku i w Smoleńsku. W 2009 r. Litwa wyłączyła tego typu reaktory w Ignalinie.

Największymi producentami uranu na świecie są Kazachstan i Kanada. Łącznie oba te kraje pokrywają ponad 50 proc. światowego zapotrzebowania na uran. Zdaniem zwolenników energetyki jądrowej, umiejscowienie źródeł uranu w różnych krajach zapewnia stabilność dostaw tego paliwa.

Największy udział energii jądrowej w zaspokojeniu potrzeb energii elektrycznej mają Francja, Słowacja, Belgia, Ukraina, Armenia i Szwecja.

W wielu krajach rozważa się konstrukcję małych reaktorów, które mogą pracować bez obsługi, czego przykładem może być projektowany japoński reaktor 4S - super safe, small and simple (superbezpieczny, mały i prosty).

Najbardziej znaną elektrownią jądrową w Europie Środkowej jest niewątpliwie Temelin. Jej budowa rozpoczęła się w 1981 r. - kiedy komunizm w Czechosłowacji wydawał się nienaruszalny, a elektrownia miała być pomnikiem wielkich narodowych możliwości. Pracę Temelin rozpoczął dopiero w 2002 r., po długich protestach ze strony sąsiedniej Austrii, zaangażowaniu w spór Unii Europejskiej, referendach i petycjach (Jörg Haider zebrał na liście z żądaniem zamknięcia Temelina prawie milion podpisów Austriaków). Pracujący coraz lepiej Temelin jest jednak dla Czechów ważny - tuż obok znajduje się muzeum, które w ubiegłym roku odwiedziło prawie 30 tys. osób - tyle co prawdziwe czeskie zabytki.

Dwa fronty Austrii

Po czerwcowych wyborach parlamentarnych władzę straciła Partia Zielonych, jedyne czeskie ugrupowanie zgłaszające zastrzeżenia do energetyki atomowej. Obecny rząd wchodzi zatem w atom bez przeszkód. Nic przeciwko nie mają też obywatele. Rząd chce dobudowania dwóch bloków w Temelinie i jednego w Dukovanach, gdzie pracują cztery reaktory znacznie starsze (mniej nowoczesne) i o mniejszej mocy niż w Temelinie. Plan ten popiera ponad 80 proc. Czechów, natomiast dwie trzecie są zwolennikami budowy nowej elektrowni po roku 2050. Co więcej, liczba obywateli popierających energię atomową rośnie - według agencji STEM, w 2004 r. z rozbudową Temelina zgadzało się 53 proc. ankietowanych, w tym roku aż 77 proc. Co ciekawe, Czesi nie popierają natomiast sugerowanych przez ekspertów planów wznowienia wydobycia uranu (wg badań agencji SANEP, 61 proc. jest przeciw). W oczywisty sposób przeciwni są też ekolodzy.

Dzięki planom rozbudowy Temelin znów wrócił na strony austriackich gazet. Sojusz mający temu przeszkodzić zawarło pięć z dziewięciu austriackich landów (np. Górna Austria zamierza na antyatomową kampanię przeznaczyć 200 tys. euro). Niewykluczone, że dojdzie do powtórki wydarzeń z 2000 r., kiedy austriaccy ekolodzy zablokowali przejścia graniczne z Czechami. Wtedy, na mocy tzw. umowy z Melku w 2001 r., Czesi zobowiązali się wprowadzić w Temelinie wymagane przez Austriaków zabezpieczenia oraz dopuścić ich do badań nad wpływem elektrowni na środowisko; w zamian Austriacy mieli nie blokować ich starań o wejście do Unii. Teraz, już z góry wychodząc naprzeciw Austriakom, ČEZ - czeski gigant kierujący Temelinem - sam przełożył na niemiecki kilkaset stron ekologicznego raportu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, budowa dwóch nowych bloków ruszy w 2015 r., a już w 2019 r. jeden z nich ma zacząć pracę. Blok w Dukovanach ma ruszyć w latach 2023-25.

Austriackie siły antyatomowe są jednak podzielone na dwa fronty - rozbudowę swojej elektrowni Mochovce realizują już ich drudzy sąsiedzi, Słowacy. Mochovce są znacznie unowocześnioną elektrownią i dwa bloki działają od lat 1998-99, a pozostałe dwa mają być uruchomione w latach 2012-13.

Po wejściu do Unii Słowacy musieli wyłączyć dwa stare bloki elektrowni w Jaslovskich Bohunicach - jeden w 2006 r., drugi w 2008 r. Była to decyzja polityczna i zimą 2009 r., w obliczu niepewnych dostaw gazu z Rosji, ówczesny premier Robert Fico poinformował, że wyłączony właśnie blok może zostać ponownie uruchomiony. Nigdy się to jednak nie stało.

Jaslovske Bohunice były od 1958 roku miejscem budowy pierwszej w komunistycznej Czechosłowacji elektrowni jądrowej. Reaktor, własnej oryginalnej konstrukcji, wykorzystujący uran naturalny i chłodzony dwutlenkiem węgla, został uruchomiony w 1972 r. Niestety pracę jego naznaczyła tragedia - wkrótce po uruchomieniu zginęło dwóch pracowników z powodu wydostania się chłodziwa z obiegu pierwotnego, a w 1977 r. awaria powodująca zniszczenie elementów paliwowych spowodowała zamknięcie tego reaktora. Z początkiem lat 70. ruszyła budowa w tym samym miejscu elektrowni z czte­rema radzieckimi reaktorami typu WWER-440. W Bohunicach pracują obecnie dwa bloki i mają być czynne do 2015 r.

Debaty i alianse

Sąsiadujący ze Słowacją Węgrzy mają jedną elektrownię - w miejscowości Paks, działającą od początku lat 80. Mimo że doszło w niej do kilku incydentów, poparcie dla jej funkcjonowania się nie zmienia. - Na Węgrzech od lat trwa dyskusja o energetyce jądrowej, ale sprowadza się ona do tego, kiedy nastąpi rozbudowa istniejącej elektrowni. Wszyscy są zgodni, że trzeba to zrobić, zastanawiają się tylko, kiedy - mówi Mariusz Bocian, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie. - Powody takiej zgodności są dwa: tanie źródło energii i zmniejszenie zależności od rosyjskiego gazu.

W tej sprawie zapadła już decyzja parlamentu o rozbudowie elektrowni w Pak­sie, z planami uruchomienia pierwszego reaktora wkrótce po 2020 r.

Litwa musiała ostatecznie wyłączyć swoją jedyną elektrownię jądrową w Ignalinie: pierwszy blok w grudniu 2004 r., a drugi w grudniu 2009 r. Był to jeden z warunków przyjęcia kraju do UE. Powodem był reaktor - tego samego typu co ten w Czarnobylu, choć znacznie zmodernizowany i z nieporównywalnie lepszymi systemami zabezpieczeń.

Oczywiste było, że krajowi potrzebna będzie nowa elektrownia - bo Litwini zostaliby całkowicie uzależnieni od dostaw tradycyjnych surowców energetycznych z Rosji. Dlatego w 2006 r. podpisali - wspólnie z Estończykami i Łotyszami - komunikat o wspólnej dla tych trzech krajów strategii energetycznej, popierający pomysł budowy nowej elektrowni, także w Ignalinie lub okolicy. W pracach miałby też uczestniczyć partner polski. Jednak lata upłynęły, a z projektem niewiele się działo - dopiero w tym roku do rządu litewskiego przekazano propozycję pięciu strategicznych inwestorów budowy nowej elektrowni w Visaginas koło Ignaliny. Problemem są finanse - dotknięta mocno kryzysem finansowym Litwa potrzebuje zamożnych wspólników.

Estonia jest specyficznym krajem bałtyckim i ma zupełnie inną sytuację niż Litwa - jak dotąd była niemal niezależna dzięki potężnym złożom łupków bitumicznych. Jednak ich wydobycie i przetworzenie nie jest zbyt tanie, a że złoża też kiedyś się wyczerpią, potrzeba więc planu na przyszłość. Energia z atomu nie była tu zbyt popularna, ale zmieniło się to w 2008 r. To wtedy w raporcie dla Ministerstwa Finansów stwierdzono, że byłoby dobrze, gdyby Estonia albo zbudowała własną elektrownię do 2025 r., albo zaangażowała się w projekt fiński lub litewski. Ponieważ na Litwie sprawy nie postępowały do przodu, w tym roku estoński premier Andrus Ansip stwierdził, że fińskie przedsiębiorstwo Fortum byłoby pożądanym partnerem w budowie ewentualnej elektrowni.

Nie znaczy to jeszcze, że Estończycy pokochali nagle atom tak jak Czesi, a jedynie że ich obawy przed rosyjską dominacją są zdecydowanie większe - zwłaszcza że do 2016 r. w obwodzie kaliningradzkim ma powstać nowa rosyjska elektrownia, która gotowa będzie sprzedawać energię do sąsiednich państw.

Wielki pieniądz

Problem bowiem w tym, że elektrownie atomowe można oceniać z dwóch zupełnie rozbieżnych punktów widzenia: jeden to emocje i lęki (może dlatego w Finlandii parlamentarzyści w sprawach elektrowni jądrowych mogą zastosować klauzulę sumienia i wyłamać się z dyscypliny partyjnej, tak jak np. w kwestiach dotyczących wiary). Drugi - to pieniądze.

Dziś na całym świecie buduje się ponad 50 elektrowni, głównie w Chinach, Indiach i Rosji, ale także w Unii Europejskiej. Budowa najnowocześniejszego w Europie i największego na świecie pojedynczego reaktora trwa obecnie w Finlandii w Olkiluoto (notabene, jedna trzecia wykonawców prac budowlanych to Polacy). Finowie mają już cztery reaktory - dwa typu radzieckiego w Loviisa, w południowowschodniej części kraju, i dwa szwedzkie właśnie w Olkiluoto. Teraz powstaje tam piąty, który miał rozpocząć pracę w maju 2009 r., jednak obecnie wskazuje się rok 2012. Projekt prowadzony przez francuską firmę Areva przekroczył już budżet o 50 proc. (a miał kosztować według kontraktu - bagatela - 3 mld euro), a że pożyczkę gwarantuje rząd francuski, może się skończyć na tym, że za opóźnienie zapłacą francuscy podatnicy (aktualnie sprawa wzrostu kosztów jest w arbitrażu międzynarodowym).

Olkiluoto jest dobrym przykładem ryzyka, jakie niosą z sobą projekty jądrowe. Wyjaśnia to też, dlaczego mimo zwiększającego się raptownie zainteresowania energetyką jądrową, elektrownie nie powstają aż tak szybko. Koszt ich budowy jest właściwie nie do udźwignięcia przez prywatnego inwestora. Zawsze też mogą wystąpić komplikacje, a każdy dzień opóźnienia prac pociąga szalone koszty - w Olkiluoto, gdzie pracuje ponad 4 tys. ludzi, każdy miesiąc opóźnienia to ok. 1,5 mln euro.

Mimo to projekty jądrowe to dla firm łakomy kąsek. Na przykład zlecenie na rozbudowę czeskich elektrowni Temelin i Dukovany oraz słowackich Jaslovskich Bohunic szacuje się na ok. 500 mld koron! Sam Temelin to największy przetarg w historii Czech (powołano nawet specjalnego pełnomocnika rządu do tej jednej sprawy). Nic więc dziwnego, że mówić można raczej o renesansie energii atomowej niż jej zmierzchu. W Finlandii - mimo kłopotów z Olkiluoto - w lipcu parlament wydał pozwolenia na budowę kolejnych reaktorów. I to przy zdecydowanie niższym poparciu dla atomu niż np. w Czechach - wg sondażu Gallupa, pozytywny stosunek dlań deklaruje 48 proc. Finów, a poparcie dla budowy nowych reaktorów spada: w 2006 r. było to 62 proc., w tym roku - prawie 10 proc. mniej.

***

Sprawa, o której mówi się rzadziej, to odpady radioaktywne i jak do tej pory każdy kraj sprawę ich przechowywania musi rozwiązać u siebie. Problem odpadów stanowi jeden z najważniejszych argumentów przeciwników energetyki jądrowej. Przyczyniają się do tego także wiadomości - nie wiadomo, czy śmieszne, czy straszne - w rodzaju takich, jaka ostatnio obiegła Czechy: były dyrektor elektrowni Temelin, 68-letni František Hezoučky, próbował wynieść z elektrowni w aktówce radioaktywne materiały. Sprawą zajął się policyjny wydział do walki ze zorganizowaną przestępczością, ale Hezoučky stwierdził tylko: "Chciałem je pokazać studentom, których uczę. No i trochę na pamiątkę...".

W każdym razie elektrownie atomowe z Czarnobylem kojarzą się coraz rzadziej.

Współpraca Jussi Jalonen, Finlandia

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „W stronę atomu 2 (39/2010)