Indeks klopsa, czyli jak smakuje parytet

Kto nigdy nie wchodzi do Maka, np. w podróży, niech zamilknie i nie drażni nas swoją głodną świętością.

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Shutterstock
Shutterstock

Łady, strategie, ustawy, blokady, kampanie, obce geny w naszym zbożu i obce zboże na naszych torach... śniadania, obiady, kolacje i nocne pokątne przekąski znalazły się w polu działania niezrozumiałych sił. Tyle naszego wpływu, ile da się zmieścić na skromnej karteluszce wyborczej. Trudno się rozeznać w tym galimatiasie, zazwyczaj bowiem codzienny nasz kontakt z rynkiem ma tylko jednego pośrednika – portfel i konto. Podstawową głoską w tym języku, jakim się z nim porozumiewamy, jest cena.

Nie mam dość kompetencji ekonomicznych, a te skromne, które jednak mam – w dawnych, przedfoliowych czasach zawijali mi włoszczyznę w zielone strony „Rzeczpospolitej” – każą mi być ostrożnym w rozmowie o cenach żywności. Od wielkich uogólnień wolę mały konkret. Dlatego dwa razy do roku zaglądam do tzw. indeksu Big Maka publikowanego przez „The Economist”. Robią to także bardzo poważni ludzie pod nienagannie zapętlonym krawatem, bo dobrze zbudowany dowcip sięga nieraz istoty rzeczy celniej niż zbyt dorosła konwersacja.

Sieć McDonald’s ma znaczną wartość dla ekonomistów,  antropologów i historyków obyczaju – odwrotnie proporcjonalną do wartości proponowanej tam, obłej smakowo, paszy. Kanapka Big Mac dobrze nadaje się, zdaniem „Economista”, do porównań: we wszystkich liczących się krajach (poza Indiami) jest mniej więcej taka sama, robi się ją lokalnie i nie eksportuje. Na jej cenę mają zatem wpływ czynniki miejscowe – cena wołowiny (tylko co oni potem z nią robią?) i innych dziwnych składników, płace, koszty prowadzenia restauracji oraz poziom zamożności i aspiracje klienteli. Redaktorzy wyszli z założenia, że pół żartem pół serio, da się Big Makiem zastąpić koszyk około 3 tys. dóbr i usług, który poważnym instytucjom służy do wyliczania tzw. parytetu siły nabywczej. Czyli z grubsza parametru, który „życiowo” relatywizuje kurs walut: ocenia on, czy w porównywanych krajach możemy kupić mniej więcej to samo za tyle samo.

Otóż według najnowszej edycji dolar powinien kosztować 3,50 zł – a nie około 4 zł, jak obecnie, a zatem złotówka jest niedowartościowana. Ale żeby porównywać nie gołe liczby, a realne siły nabywcze, trzeba uwzględnić choćby różnice w ogólnej zamożności. Redakcja bierze przybliżoną jej miarę, czyli PKB na głowę mieszkańca, by przeliczyć indeks raz jeszcze. I wtedy się okazuje, że Big Mac kosztuje w Polsce 12,7 proc. taniej niż w Ameryce, a powinien kosztować 16 proc. taniej. Czyli złotówka przy oficjalnym kursie jest lekko przewartościowana. Zatem: jeśli cierpicie na nadmiar gotówki, kupujcie dolary! Bądźcie przy tym czujni, można te wyliczenia podważyć na wiele sposobów. Choćby dlatego, że cena wcale nie jest taka stała w danym kraju. Choćby z powodu łączenia w zestawy i różnych promocji – teraz np. zamiast 20 zł za kanapkę solo można dodać do niej frytki i wydać tylko 15 zł (jak wysoka musi być marża, skoro mogą tak zejść z ceną?).

Ale czy ceny produktów i usług z niby „poważnego” koszyka, np. wyliczanego przez banki czy fundusze, też są bardzo płynne i zależą także od niemierzalnych kwestii kulturowych? Np. piwo w Czechach jest artykułem najpierwszej potrzeby, dlatego jego cena jest znacznie bardziej sztywna niż w kraju bez takich tradycji, jak np. Włochy. Może zatem lepiej wziąć jeden produkt z dającym się ogarnąć rozumowo marginesem błędu, niż tysiące krzyżujących się porównań o niejasnym zakresie nieścisłości.

Głupio tak rozprawiać o właściwej cenie czegoś, co wydaje się z gruntu niewłaściwe jako pożywienie. Na taką soft power nas skazano, lud skolonizowany nie wybiera sobie symboli podległości. Ale przynajmniej nie trzeba tego jeść. Oczywiście zdarza się każdemu – kto nigdy nie wchodzi do Maka, np. w podróży, niech zamilknie i nie drażni nas swoją głodną świętością. A my, następnym razem w takiej sytuacji, poczujmy, że to wcale nie wata, trociny i guma – tylko smak parytetu.

Nawet w czasach, gdym karmił potomstwo, nie robiłem często hamburgerów. Nie lubię zwłaszcza tej nijakiej, spulchnionej buły. Dopiero niedawno w krakowskich Stu Bochenkach z Jaskółczej przekonałem się, że taka bułka może być warta swoich kalorii. Ale często sięgam po mielone mięso wołowe, takie kleiste, z dużą ilością tkanki łącznej. Lubię z niego robić proste i szybkie klopsiki dające spore pole do kombinowania smaków. Pół kilo mielonej wołowiny doprawiamy np. szczodrą garścią siekanej natki, łyżeczką kuminu i łyżeczką czarnuszki, dodajemy sól oraz jedno jajko, mieszamy, dosypujemy nieco bułki tartej (lub zdrowiej: płatków owsianych błyskawicznych), żeby masa stała się na tyle zwarta, by dało się utoczyć kulki wielkości orzecha. Kulki obsmażamy krótko na gorącym oleju, przekładamy do rondla, gdzie na dnie bulgocze sobie ok. 400 ml czerwonego wina (wcześniej na moment ostro zagotowanego, by odparował alkohol) z dwiema łyżkami koncentratu pomidorowego. Warstwa płynu powinna sięgać do ok. 1/3 wysokości kulek. Dusimy pod przykryciem co najmniej 45 minut, co jakiś czas delikatnie mieszając – chodzi o to, żeby mięso było miękkie, a kolagen i tłuszczyk przeszły do sosu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Indeks klopsa