Honor i gra w łapki

Michał Zabłocki, poeta i szablista: Mój 90-letni ojciec na niespełna rok przed śmiercią zadał mi podchwytliwe pytanie, na które nie umiałem odpowiedzieć: „Wiesz, co jest najważniejsze w życiu? – spytał. – Refleks”. I miał rację.
[ zdjęcia ]

21.02.2024

Czyta się kilka minut

Michał Zabłocki / Fot. Grażyna Makara
Michał Zabłocki / Fot. Grażyna Makara

Katarzyna Kubisiowska: Wrócić do szermierki po trzydziestopięcioletniej przerwie?

Michał Zabłocki: Zaczynałem pod koniec lat 70. i zakończyłem karierę, będąc jeszcze juniorem. A teraz startuję jako weteran. Ten sezon rozpocząłem w kategorii 60+ i z tej okazji postanowiłem powalczyć trochę za granicą. Pojechałem na trzy turnieje Pucharu Europy i zdobyłem od razu dwa złota: w Madrycie i Londynie. Kto wie, czy ważniejsza nie była jednak pierwsza wycieczka i srebro, które wywiozłem z EVF Circuit z Budapesztu, bo Budapeszt to stolica europejskiej szabli. Przede mną już niebawem udział w Mistrzostwach Polski i w Drużynowych Mistrzostwach Europy, a na jesieni mistrzostwa świata w Dubaju. 

Intensywnie.

Nie było tak od razu. Wróciłem do szermierki w wieku 55 lat, ale w Krakowie nie było klubu i na treningi musiałem jeździć do Sosnowca. Chodziło mi po głowie utworzenie Centrum Szabli, ale nie miałem miejsca i byłem sam. A potem zdarzyło się nagle, że przygarnęła mnie Hala Stulecia Cracovii i niemal jednocześnie pojawił się w mieście znakomity trener Janusz Taranczewski, który co prawda po dwóch latach musiał wyjechać, ale rozruch się odbył i teraz już właśnie czwarty rok działa przy klubie Cracovia 1906 sekcja szabli dla dzieci i dla dorosłych. Najfajniejsze w sumie jest to, że razem z dziećmi garną się do nas ich rodzice.

Michał Zabłocki / Fot. Grażyna Makara

A w Tobie co się zmieniło?

Dopiero niedawno nauczyłem się przegrywać. Nieumiejętność przegrywania doskwierała mi już jako dziecku. Może dlatego, że zbyt łatwo mi poszło na początku. Rozpocząłem od zwycięstwa w ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, a potem przez niemal 10 lat nie schodziłem z pudła i to nie tylko w Polsce, ale często i na świecie. A jednak, chociaż w sporcie chodzi generalnie o zdobycie mistrzostwa olimpijskiego, to przecież ambicje kosztują, a każda porażka wiąże się z rozgoryczeniem. Właściwie każdy zawodnik przegrywa 90 procent zawodów. Bo już drugie miejsce to przegrana. Więc sztuki przegrywania uczyć się trzeba od dziecka.

Nie uczył Cię tego Twój ojciec – Wojciech Zabłocki, czterokrotny medalista olimpijski w szabli?

Tata nie był moim trenerem. Jako dziecku pokazał mi tylko podstawy. Sam wszystkie swoje przegrane ogromnie przeżywał i w ogóle był nerwowy. Miał jedną bardzo dobrą cechę: robił wiele rzeczy naraz. Z szermierki przeskakiwał do architektury, z architektury do malowania, z malowania do pisania książek. Swoją psychikę stabilizował dzięki temu, że nie siedział w jednym problemie. Po porażce mógł przeskoczyć w rejon, który gwarantuje sukces. Ale taki mechanizm obronny ma też swoje wady.

Jakie?

Nie celebruje się zwycięstw. Powstaje nawyk szybkiego przerzucania się do innego świata i do innych zadań bez względu na to, czy się wygrywa, czy przegrywa. Taty olimpijskie puchary i medale miały miejsce w domu, ale nie były wyeksponowane. Jako dziecko lubiłem je oglądać. Wszystkie trafiły do Muzeum Sportu. W rodzinnym domu zostały tylko moje puchary z lat 80., kiedy jeździłem na zawody szermiercze. I te moje puchary były bardziej efektowne niż puchary ojca z lat 50. i 60. Wiąże się z tym anegdota. Opowiedzieć?

Ba!

Cztery lata temu, po śmierci taty, porządkowałem dom rodziców. Moje puchary wrzuciłem do kontenera na śmierci stojącego przed bramą wejściową – były już tak rozklekotane, że żałość brała. Za godzinę dostałem telefon od mojej siostry mieszkającej w Stanach: „Michał, ty wyrzucasz pamiątki po rodzicach?”. Musiałem się gęsto tłumaczyć, że to po mnie. Ktoś, kto pracował naprzeciwko, doniósł inwestorce, którą była koleżanka siostry, i to ona właśnie dała sygnał, co się dzieje. Zaiste, globalna wioska.

Unikasz celebry.

Nie lubię pucharów, medali i złotych płyt. Niczego nie kolekcjonuję. Ruszam zawsze po nowe doświadczenia. Z tym przegrywaniem jest tak: jeśli wyznaczysz sobie zbyt wysokie cele, to z pewnością cię przerosną. Trenowałem tę samą dyscyplinę, co ojciec. Cały czas byłem porównywany. Sam się porównywałem i za wszelką cenę chciałem go prześcignąć. Szło dobrze, ale nie aż tak dobrze. Nie byłem najlepszy na świecie. Teraz widzę, że brakowało mi cierpliwości. Srebrny medal to też sukces. Nie zawsze musi być złoto. Nawet doświadczeni trenerzy często nie za bardzo wiedzą, jak to z zawodnikiem przepracowywać. Ja się szamotałem. Oboje rodzice dostali ode mnie zakaz przychodzenia na zawody, nie chciałem stresować się ich obecnością. 

Inne wspomnienia z tamtego czasu?

W liceum miałem absencję na poziomie 50 procent i gwarantowane odpytywanie ze wszystkiego, jak tylko się pojawiłem – przez te treningi i zawody. Tworzyliśmy najlepszą drużynę w Polsce i jedną z najlepszych na świecie, na początku w Marymoncie Warszawa, potem przenieśliśmy się do Legii. Zobaczyłem kawał świata, co za PRL-u uchodziło za luksus. I wiadomo, jak w tamtych czasach jeździło się za granicę: najpierw się kupowało, potem się sprzedawało. Interesy robiłem głównie na kawiorze.

Tylko dobre wspomnienia?

Złą stroną sportu było to, że za komuny środowisko generalnie było mocno zalkoholizowane. Jak zresztą większość środowisk. Ale trenować przestałem z zupełnie innego powodu: choroby Scheuermanna. Odwapnieniu ulegają kości kręgosłupa, powiększają się przestrzenie międzykręgowe i wysuwają się dyski. Ja mam wielopoziomową, masywną dyskopatię. W pewnym momencie wylądowałem nawet w szpitalu bez czucia w lewej nodze. Sporo czasu minęło, zanim doszedłem do siebie. No ale wtedy, w wieku 21 lat, skończyłem karierę. Fizjoterapia była na dość niskim poziomie, dziś pewnie dostałbym odpowiednie ćwiczenia i mógłbym nadal trenować.

Nie przerywałbyś kariery?

Szermierkę można uprawiać wyczynowo nawet do czterdziestki. Co ciekawe, potem pojawiają się inne problemy zdrowotne niż te, które zwykle eliminują z wyczynu za młodu i te sprzed lat nie wydają się już aż tak straszne. Może bym nie przerwał. I może byłby to błąd. Bo jednak po zakończeniu kariery mogłem spokojnie udać się na obszary innych moich zainteresowań, w których nie byłem porównywany z żadnym z rodziców. Zresztą w dużej mierze z obawy przed porównaniami nie zostałem także aktorem.

By nie być porównywany ze swoją mamą – Aliną Janowską, znaną m.in. z roli w kultowej  „Wojnie domowej”?

Mama była wielką gwiazdą. Każde porównanie byłoby dla mnie miażdżące. Zresztą ani aktorstwo, ani tym bardziej gwiazdorstwo nigdy nie budziły we mnie pożądania. Choć to właśnie mama uważała, że powinienem zostać aktorem.

Szermierka ma chyba sporo wspólnego z aktorstwem.

Aktorstwem można wiele nadrobić, ale się nim nie wygrywa. Bardziej liczy się wyczucie tempa i rytmu. One są podstawą szermierki. I refleks. Szczególnie jest to istotne w szabli, czyli broni szybkiej, w której nie ma czasu na to, by mozolnie przygotowywać akcje. Wszystko dzieje się w ułamkach sekund. Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym fizycznie i reakcja na ruch przeciwnika powinna odbywać się błyskawicznie.

Jak to osiągnąć?

Zakładam plan i go realizuję. Tyle że wygrać to nie jest żaden plan, tylko efekt. Więc w moim przypadku kluczowe jest założenie: do czego dążę w tej walce? Co chcę zmienić i co poprawić w swoich akcjach? I z tego właśnie sam się rozliczam, a nie z wygranej czy przegranej. Otrzymane trafienia są tylko sygnałami, że coś nie działa. To jest właśnie najważniejsza praca: zrozumieć siebie i sytuację, w której aktualnie się znajduję.

Walczyłeś z ojcem?

Tak. Przez wiele lat. Początkowo trudno mi było go trafić, potem role się odwróciły. Nie pamiętam, kiedy dokładnie. Trudno mu było zmienić nawyki, on już nie ewoluował, a szermierka stale się zmienia. Jeśli nie nadążasz – odpadasz. Coraz trudniej było mu walczyć, a jednak całymi latami przychodził na treningi. Nie przejmował się porażkami. Walczył bardziej z narastającymi słabościami niż z przeciwnikami. Należał do pokolenia o bardzo silnym etosie sportowca. To byli ludzie zahartowani w bojach z przeciwnościami losu i zaangażowani bez reszty w to, co robią. Zaznali Polski międzywojennej, przeżyli traumę okupacji i nie dawali się tak łatwo stłamsić komunie. Taki był on, taka była mama.

A Twoje pokolenie?

My, wychowani w niezmiennej szarości niedoboru, to już zupełnie inni ludzie. Do poczucia wolności musieliśmy mozolnie dochodzić i wciąż dochodzimy. I wciąż wiele nam brakuje. Kilka dni temu na kursie sędziowskim, w którym obecnie uczestniczę, jeden z kolegów przeczytał fragment szermierczego regulaminu i tam jest napisane, że szermierze mają kierować się honorem. Złapaliśmy się za głowy. Kiedy to było pisane? Czy teraz ktokolwiek myśli podobnie? Ale sala szermiercza i szermierczy świat to jednak wciąż inna rzeczywistość. Tutaj liczy się skuteczność, ale liczą się też ideały. A sędzia może dać żółtą, czerwoną lub nawet czarną kartkę i wyrzucić z zawodów za niesportowe zachowanie.

Czyli jakie?

No właśnie, to jest pytanie. W regulaminie nie zostało to doprecyzowane. Więc w środowisku szermierczym zakładamy, że wiemy, w czym rzecz. Jeśli zawodnik nie przywita się lub nie pożegna z roztargnienia, nic mu nie grozi. Ale jeżeli zrobi to złośliwie…

Uczysz tego swoje dzieci?

Moje dzieci zaczęły bardzo wcześnie, z chwilą gdy otworzyłem Centrum Szabli. Alina miała ponad cztery lata, Ignacy – ponad pięć. Minęły trzy lata i nadal chcą chodzić na treningi. Uważam to za sukces, choć okres buntu w ich życiu jeszcze nie nadszedł – wszystko przed nami. Oczywiście zdarzają się protesty i marudzenia, to jest nieuniknione. W pracy z dziećmi ważne jest, by nie doprowadzić do przesytu, by sport nie kojarzył się im z nudą i katorgą. Ja sam zacząłem trenować jako 11-latek. Dziś nabór zaczyna się zazwyczaj w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Ale i wcześniej można kształcić dziecko w tym kierunku.

Od kiedy?

Od 3. do 6. roku życia mamy niepowtarzalną możliwość poprawienia neuroprzekaźnictwa u dzieci. Jeśli nauczymy ich szybkich reakcji, refleks się trwale poprawi. Nie stracą go w przyszłości. A już dzieci powyżej 8. roku życia nie mają tej zdolności. Wystarczą prościutkie ćwiczenia: np. gra w łapki, chwytanie rzucanej rękawicy, spadających przedmiotów, ringo, sprinty i wszelkie tak zwane „refleksy”, nawet te stricte szablowe, jak parada-riposta, czyli zasłona-odpowiedź.

Mój 90-letni ojciec na niespełna rok przed śmiercią zadał mi podchwytliwe pytanie, na które nie umiałem odpowiedzieć: „Wiesz, co jest najważniejsze życiu? – spytał. – Refleks”. I miał rację.

Barbara Klicka, pisarka: najmocniej przylegamy do siebie tymi miejscami, w których mamy leje po bombach

Mam wielkie szczęście, że współtworzę wspólnotę, rodzaj specyficznej rodziny z wyboru, której sednem w jakimś sensie są braki, katastrofy. Dotknęły one każdą z osób, która do niej należy. Uwielbiam w ludziach ich wielkie głowy, kulawe nogi – mniej dzięki nim się wstydzę.

Jak się ma do tego psychika?

Są zawodnicy, którzy technicznie są gorsi, za to mają odporność psychiczną i dla nich nie ma problemu, że przegrywają 3-9. Taki gość zawsze będzie dalej walczył i wygra 10-9. Ale są i tacy, którzy przy stanie 3-5 się poddadzą. Ważna jest umiejętność skupienia na samym sobie, a nie na sytuacji czy przeciwniku. Każdy z łatwością wychwyci błędy u innych, ale u siebie ich nie dostrzega. Szermierką rządzi ewangeliczna zasada: najpierw postaraj się pozbyć własnych błędów, a dopiero potem zajmij się wyszukiwaniem błędów przeciwnika. Zresztą wtedy o wiele łatwiej je dostrzec.

Twoje treningi?

W tygodniu dwa stricte szermiercze po półtorej godziny. A do tego codziennie wykonuję własne ćwiczenia, które mają spowodować, że będę w stanie zrobić trening specjalistyczny. Trzeba pamiętać, że najważniejszy nie jest ani czas trwania treningu, ani intensywność, lecz powtarzalność. Jak w każdej dziedzinie życia. I dobrze jest wiedzieć, że istnieją różnice pomiędzy ćwiczeniami rozgrzewającymi, siłowo-szybkościowymi i rozciągającymi. W zasadzie może sobie ułożyć cały dzień pod ten typ ćwiczeń.

Co radzisz?

Rano dobrze jest wykonywać ćwiczenia jak na początku treningu – rozgrzewające: powolnie uruchamiać kolejno wszystkie stawy przez obroty, a mięśnie przez zaciskanie albo rolowanie. Koło południa dobrze by było wykonywać ćwiczenia siłowo-szybkościowe – to mogą być pompki, skoki, sprinty. Wieczorem ćwiczenia wyłącznie dotleniające i rozciągające, jak spokojny marszobieg. W ten sposób można zrobić skuteczny, efektywny trening złożony z trzech kilkunastominutowych bloków. 
Ale podkreślam raz jeszcze: ważna jest systematyczność i konsekwencja, bo trening specjalistyczny jest eksploatujący, także ze względu na to, że jesteśmy ubrani w wiele ciężkich warstw. Biały strój szermierczy wygląda niewinnie, ale jak się go pozapina, pozamyka, założy maskę, zacznie się ruszać w przyspieszonym tempie, to po kilkunastu minutach człowiek ma dość. Do tego trzeba być przygotowanym.

Jak przez te trzydzieści pięć lat zmieniła się szermierka?

Przede wszystkim zmieniły się przepisy i technologia. W mojej młodości młodości flesz – dynamiczna akcja wykonana w dobrym tempie – był podstawą szermierczych akcji. Ale go nadużywano, powodował mnóstwo biegów po planszy i szabla stała się nie do zniesienia. Więc pod koniec lat 80. został zabroniony. Została też wprowadzona szabla elektryczna. Jej plusem jest to, że pojawia się mniej nieścisłości w sędziowaniu, minusem, że sprzęt stał się trzy razy droższy.

Trzeba się doszkalać?

Najlepiej samemu stając na planszy, by zmienić przyzwyczajenia. Poza satysfakcją i próbą utrzymania sprawności fizycznej – to jest trzeci ważny powód, dla którego walczę jako weteran – by stale weryfikować na sobie stare i nowe akcje, koncepcje i sposoby walki. Wydaje mi się to konieczne przy kształceniu następnych pokoleń szablistek i szablistów.

A psychiczna odporność dzieci?

Trzeba nad nią pracować i spokojnie tłumaczyć, co jest ważne, a co nie. Generalnie dzieci uwielbiają rywalizować, ale dzieje się tak do czasu, kiedy się zorientują, że wygrana przychodzi rzadko. Ten krótki czas dobrze jest wykorzystać na naukę tego, co istotne. Problemem w pracy z dziećmi jest to, że są rozkojarzone. Zwłaszcza chłopcy. Na pierwszym zgrupowaniu prowadziłem z młodymi zawodnikami spotkania według podręcznika Eline Snel „Uważność i spokój żabki”. Ćwiczenia oddechowe prowadzące do wyciszenia i eliminacji myśli niepotrzebnych. Taki mindfullness.

Działa?

Tak, ale to nie jest cel sam w sobie. Nie będziemy cały dzień siedzieli i oddychali. Mamy inne zadania w życiu. Sport, w którym pojawiają się nagrody, medale, rywalizacja, porównywanie się i tak dalej, był, jest i będzie stresogenny. Tak jak cała reszta świata. Od tego nie da się uciec. Chodzi tylko o to, by szermierka była poligonem do nauki tego, co najważniejsze tu i teraz – życiowego refleksu.

Michał Zabłocki jest poetą, performerem i autorem tekstów piosenek. Studiował polonistykę w Warszawie i reżyserię w Łodzi. Od końca lat 80. współpracował z Piwnicą pod Baranami. Jest autorem tekstów piosenek Grzegorza Turnaua, Czesława Mozila i innych. W latach 1979-1987 zdobywał wielokrotnie tytuły indywidualnego i drużynowego mistrza Polski. W 2020 r. w Krakowie założył Centrum Szabli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Szefowa działu fotoedycji w „Tygodniku Powszechnym”. Fotografka i fotoedytorka, za swoją pracę dwukrotnie nominowana do Grand Press Photo, laureatka tej nagrody w kategorii Środowisko 2020. Portrecistka,  Autorka fotoreportaży z obozów dla uchodźców w… więcej
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Honor i gra w łapki