Emir pierworodny

Po dwudziestu latach partyzanckiej wojny afgańscy talibowie przymierzają się do powrotu do Kabulu i odzyskania władzy, którą sprawowali przez pięć lat na przełomie stuleci. Emirem był wówczas ich przywódca, mułła Omar. Dziś władzę dla talibów stara się wywalczyć jego syn, Jakub.
w cyklu STRONA ŚWIATA

27.04.2021

Czyta się kilka minut

Członkowie delegacji talibów na konferencji prasowej w Moskwie, 19 marca 2021 r. / Fot. AP Pool / Associated Press / East News /
Członkowie delegacji talibów na konferencji prasowej w Moskwie, 19 marca 2021 r. / Fot. AP Pool / Associated Press / East News /

Jeszcze sześć lat temu niewielu wiedziało, że w ogóle istnieje. Jego ojciec, emir Omar, znany był ze skromności i skrytości, a także niechęci do spotkań z dziennikarzami, zwłaszcza cudzoziemskimi. Nikt obcy go nie widział, nic nie było wiadomo o jego rodzinie i życiu prywatnym.

Syn emira

Dopiero gdy latem 2015 roku talibowie ogłosili, że mułła Omar umarł na pakistańskim wygnaniu, a co więcej, że nie żyje już od ponad dwóch lat, a w jego imieniu rozkazy i edykty wydaje jego zastępca, mułła Mansur, syn emira wystąpił po raz pierwszy publicznie, by załagodzić awanturę, do jakiej doszło wśród talibów.

Znaczniejsi i pomniejsi komendanci partyzanccy, mułłowie i polityczni przywódcy nie posiadali się z oburzenia, że Mansur, zastępca emira, ukrywał jego śmierć, by podszywając się pod niego rządzić, rozdzielać pieniądze z partyzanckiej kasy, awansować swoich faworytów na dowódcze stanowiska. Wybuchły rokosze i talibom zagroziły rozłamy. Aby im zaradzić, partyzanccy przywódcy uprosili Jakuba, najstarszego syna zmarłego emira, by nagrał orędzie, które pogodzi talibów. 

Jakub, który właśnie ukończył naukę w kolejnej medresie, religijnej akademii w Karaczi, i jak ojciec został mułłą, zgodził się i w swoim wystąpieniu przekonywał, że emir nie został otruty ani nie zdradził go żaden z najbliższych towarzyszy. Wezwał do jedności, bo tego pragnąłby jego ojciec. Mówił, że tylko w jedności talibowie będą w stanie pokonać Amerykanów.

O Jakubie wiedziano wtedy, że był dwudziestoparolatkiem, nigdy nie zajmował w ruchu talibów żadnego stanowiska i że wychował się w Pakistanie, w Karaczi, dokąd emir Omar odesłał rodzinę po ucieczce przed Amerykanami z Afganistanu (sam, wraz z większością komendantów i resztkami wojska osiadł w Kwetcie, która położona tuż za afgańską granicą stała się stolicą talibów na uchodźstwie).

Pierwsza sukcesja

A jednak już wtedy niewiele brakowało, żeby został nowym emirem. Talibowie wciąż byli oburzeni na mułłę Mansura i nie mogli mu darować, że ich oszukał. Zamierzali go ukarać i pominąć przy wyborze nowego przywódcy. Przekonywali, by na emira wybrać syna Omara, Jakuba, i w ten choćby sposób oddać hołd założycielowi i pierwszemu przywódcy talibów.

Zaradny i zaprawiony w intrygach Mansur ani myślał jednak ryzykować przywództwo, które i tak już sprawował. Zwołując wielką radę, szurę, która miała wybrać nowego emira, zadbał, by wśród delegatów przeważali jego zwolennicy. Zwyciężył w wyborach, ale wielu komendantów odmówiło mu posłuszeństwa. Wyboru Mansura nie uznawali początkowo także mułła Jakub i jego stryj, mułła Abdul Manan, brat emira.

Mansur nie darmo uchodził jednak za mistrza w ubijaniu wszelkich interesów: spacyfikował buntowników oferując im przywódcze posady. Mułła Jakub, chociaż wojnę znał głównie z opowieści, a skrócony kurs wojskowy przeszedł u kaszmirskich partyzantów, został wyznaczony na wojskowego komendanta południowych i zachodnich afgańskich prowincji z tzw. Wielkiego Kandaharu. Jego awans miał równoważyć rosnące wpływy Siradżuddina Haqqaniego, niekoronowanego króla Wielkiej Paktii i syna kolejnego z najpotężniejszego z weteranów afgańskiej partyzantki, Dżalaluddina Haqqaniego, bohatera wojen z Rosjanami. Obaj mieli podlegać partyzanckiemu ministrowi wojny Sadarowi Ibrahimowi. Waśnie zostały zażegnane i talibom znów udało się uniknąć wielkiej schizmy.

Druga sukcesja

Wkrótce jednak Amerykanie wytropili emira Mansura i w maju 2016 roku, gdy wracał z sekretnej wyprawy z Iranu do Pakistanu, zabili go rakietami z bezzałogowych samolotów. Amerykanom wydali go ponoć Pakistańczycy, którym nie podobało się, że Mansur nie chciał ich słuchać i przemyśliwał, by w ogóle przenieść się z Kwetty do Iranu.

Po śmierci emira, talibowie zwołali kolejną radę, szurę, żeby wybrać jego następcę. Wśród kandydatów na emira znów pojawiło się imię Jakuba. Ale na nowego przywódcę wybrany został pobożny mułła Hajbatullah, znawca Koranu i muzułmańskich praw, ale nie sztuki wojennej. Świadomy swoich niedostatków, na jednego zastępcę wziął sobie zabijakę Siradżuddina Haqqaniego, a na drugiego Jakuba, który uwiarygadniał nowego emira ojcowskim nazwiskiem i legendą. Jakub przyjął wybór Hajbatullaha z pokorą, tym bardziej że uczył się w jednej z jego medres, a emir był jednym z jego nauczycieli.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Symboliczny początek i koniec


W partyzantce, konspiracji i na obczyźnie dawna władza absolutna, jaką sprawował ojciec Jakuba, musiała zostać rozdzielona między jego najbliższych towarzyszy i najważniejszych komendantów. Z jedynowładcy, rozstrzygającego wszystkie sprawy, ukrywający się przed pościgiem emir przemienił się w przywódcę bardziej symbolicznego niż rzeczywistego. 

Pod rządami Hajbatullaha sprawami wojskowymi zawiadował partyzancki minister wojny mułła Sadar Ibrahim i najsilniejszy z komendantów, Siradżuddin Haqqani, zdobywaniem pieniędzy na wojnę i partyzanckie państwo zajmował się zaprawiony we wszelkiej kontrabandzie mułła Gul Agha Iszakzaj, a wojenną propagandą – mułła Amir Chan Muttaki. Jako przywódca młody i zbierający dopiero doświadczenie, Jakub został przydzielony do pomocy Gul Adze, który w ostatnich latach życia Omara był jego powiernikiem i głównym księgowym.

Pieniądze i wolność

Sprawił się znakomicie, a raporty zachodnich wywiadów donosiły, że to właśnie dzięki niemu talibowie w zeszłym roku pomnożyli wojenne dochody z miliarda do półtora miliarda dolarów rocznie. 

Oprócz ściąganych haraczy, podatków, ceł i kontrabandy narkotyków (prawie całe opium świata pochodzi z afgańskiej doliny rzeki Helmand, twierdzy talibów), w ciągu czterech lat dziesięciokrotnie zwiększył zyski z wydobycia i sprzedaży cennych surowców  (miedzi, złota, cynku) i minerałów (szmaragdy, lazuryty, marmur). Osiągnął to, przekonując kierownictwo talibów, żeby przenieść wojnę na prowincję, gdzie znajdują się kopalnie i bogate złoża, przejąć nad nimi kontrolę, wydobywać skarby przy pomocy podległych firm i sprzedawać zagranicznym kupcom – głównie z Chin i Zjednoczonych Emiratów Arabskich – niedochodzącym źródła ich pochodzenia. Dzięki przedsiębiorczym talentom Jakuba talibowie stworzyli partyzanckie imperium gospodarcze, zarabiające co roku jedną trzecią tego, co zarabia prawowity afgański rząd. W sprawozdaniu finansowym złożonym w zeszłym roku kierownictwu talibów, 16-osobowej Radzie Najwyższej, mułła Jakub zapewniał, że w tym roku powiększy zyski do dwóch miliardów.

Pełen skarbiec ma zapewnić talibom niezależność finansową, a co za tym idzie – wojskową i polityczną. Odkąd w 1996 roku przejęli władzę w Kabulu, ich najważniejszym sojusznikiem i dobrodziejem jest Pakistan – obok Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich jedyne państwo, które uznawało rządy talibów i udzielało im wszelkiego wsparcia. Nawet stając po stronie Ameryki po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 roku na Nowy Jork i Waszyngton i odwetowej inwazji amerykańskiej na Afganistan, Pakistan udzielał gościny uciekającym z kraju talibom, a potem pozwolił, by skrzyknęli się w partyzantkę i przystąpili do nowej wojny.

Wspierając swoich faworytów w Afganistanie Pakistan chce mieć życzliwy sobie rząd w Kabulu, który ma gwarantować mu „strategiczną głębię” na wypadek konfliktu nuklearnego z Indiami. Wspierając te afgańskie partie, które odwołują się do islamu, Pakistan unika także groźby irredenty Pasztunów, rozdzielonych nieuznawaną przez nich afgańsko-pakistańską granicą.

Talibowie nie przetrwaliby bez pakistańskiej pomocy, ale starają się za wszelką cenę zachować jak największą swobodę. Pakistan zaś bez skrupułów pozbywa się tych spośród talibów, którzy go zawodzą. Mułła Ubajdullah, pierwszy partyzancki minister wojny w wygnańczym rządzie emira Omara, umarł w 2007 roku w pakistańskim więzieniu. W 2010 roku za pakistańskimi kratami wylądował też zastępca emira, mułła Baradar. Obaj, bez wiedzy i zgody Pakistanu, próbowali rozmawiać z rządem z Kabulu. Baradar wyszedł na wolność dopiero w 2018 roku na żądanie Amerykanów i dziś przewodzi delegacjom talibów podczas rozmów z Waszyngtonem.

Biznesowa smykałka Jakuba zyskała mu uznanie wśród talibów, zarówno politycznych przywódców, jak partyzantów, którym zapewnia utrzymanie i broń. Ale mułła pomnożył także swój własny majątek, dzięki czemu zdobył środki, by kupować sobie sojuszników i budować polityczne zaplecze.

Emir wojenny

Rok temu, niespodziewanie, emir Hajbatullah ogłosił, że mułła Jakub, który prochu nie powąchał, będzie odtąd jego partyzanckim ministrem wojny, a Sadar Ibrahim, pełniący dotąd ten urząd, zostanie zastępcą Jakuba.

Sto dni wcześniej talibowie dobili w Katarze targu z amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem. Jankes, który za wszelką cenę chciał się wykaraskać z 20-letniej wojny i dzięki temu zapewnić sobie reelekcję, zgodził się wycofać z Afganistanu zachodnie wojska do maja 2021 roku. Sadar Ibrahim uważał, że pokonał Amerykanów, więc nie ma się co z nimi w jakiejkolwiek sprawie układać. Emir Hajbatullah, a także jego zastępca, mułła Jakub, opowiadali się za układami.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Edykt o wstrzemięźliwości


Sadarowi Ibrahimowi nie ufali też Pakistańczycy. Był przyjacielem emira Mansura i również bliżej mu było do Teheranu niż Islamabadu. Mułła Jakub natomiast cieszy się uznaniem Arabii Saudyjskiej, nieprzyjaciółki Iranu i dobrodziejki Pakistanu, z której zdaniem i sympatiami w Islamabadzie muszą się liczyć.

Trump przegrał jednak wybory, a jego pogromca i następca Joe Biden ogłosił, że wycofa wojska, ale nie w maju, lecz przed 11 września. Pod dowództwem mułły Jakuba talibowie dotrzymali słowa i nie atakowali więcej w Afganistanie Amerykanów. Atakowali za to afgańskie wojsko, zdobywali kolejne powiaty i dziś mają pod kontrolą większość kraju.

Wirus w partyzanckim obozie

Epidemia COVID-19 niespodziewanie wywindowała mułłę Jakuba na sam szczyt władzy. Zaraził się nim i zachorował – choć talibowie solennie temu zaprzeczali – emir Hajbatullah. Zaraz potem zachorował Siradżuddin Haqqani. Zachodnie wywiady donosiły, że pod ich nieobecność Jakub stał się najważniejszym przywódcą talibów, wydaje wszystkie rozkazy i – on, ledwie 30-latek – przewodniczy posiedzeniom Najwyższej Rady w Kwetcie. Nawet prezydent Aszraf Ghani z Kabulu, wybierając się na odwołane w końcu rokowania z talibami w Stambule, zastrzegał się, że pojedzie do Turcji pod warunkiem, że przyjedzie tam również emir Hajbatullah, a w ostateczności mułła Jakub.

Mułła Jakub cieszy się wśród talibów opinią „gołębia”. Życzliwi chwalą go za umiar i pragmatyzm. Nieprzyjaciele zarzucają kunktatorstwo i koniunkturalizm. Przypominają, że wyjechał z Afganistanu jako dziecko i tak naprawdę nie ma bladego pojęcia o kraju, którym chce rządzić. Wypominają, że wszystko zawdzięcza temu, iż jego ojcem był założyciel i pierwszy emir talibów, oraz że został ministrem wojny, choć sam nigdy nie walczył.

Zachodni i afgańscy wywiadowcy nazywają Jakuba spryciarzem, który zwęszył okazję, by objąć przywództwo talibów. Nie są przekonani, czy to on jest głównym rozgrywającym w afgańskiej grze o tron, czy może jest w niej jedynie pionkiem. Popiera go polityczny, a raczej negocjacyjny przywódca talibów, mułła Baradar, a także Gul Agha, spec od interesów i inni towarzysze jego ojca, dawni ministrowie z jego dworu. Popiera go też ponoć sam Kajjum Zakir, były więzień z Guantanamo, który po uwolnieniu wrócił na wojnę pod Hindukuszem, a nawet został partyzanckim ministrem wojny talibów (2009-14).

Jedni więc twierdzą, że jest tylko marionetką, robi, co mu każą. Nie brak jednak i tych, którzy uważają, że to mułła Jakub, nieśmiały i skromny, jak kiedyś jego ojciec, zdając sobie sprawę ze swoich niedostatków, korzysta z doświadczenia, wiedzy i znajomości dawnych towarzyszy ojca i otacza się nimi mądrze jako doradcami. Popierają go krajanie, Pasztuni z Kandaharu i okolic, a ojcowska legenda przydaje mu prestiżu wśród prostych talibów. Młodość, którą wypominają mu krytycy, jest także jego atutem – pochodzi z pokolenia, które toczyło wojnę z Amerykanami z początku wieku i szykuje się, by przejąć stery kraju z rąk ojców, weteranów poprzedniej wojny, z Rosjanami, u schyłku poprzedniego stulecia.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej