Długa droga do ołtarza. Byłem na beatyfikacji Ulmów

W drodze pod Łańcut parę razy w radiu słyszę o Ulmach, którzy nie ulegli strachowi. Ulegli mu natomiast organizatorzy uroczystości beatyfikacyjnych w Markowej.
z Markowej

11.09.2023

Czyta się kilka minut

Uroczystości beatyfikacyjne Ulmów, Markowa, 10 września 2023 / Fot. Wojciech Olkusnik/East News, Markowa

Już od północy – jak narzekają między sobą policjanci i strażacy – blokowano drogi w promieniu kilku kilometrów wokół ołtarza polowego. Dla jadących od Krakowa: pierwsza blokada w Soninie. Dlaczego? – Względy bezpieczeństwa – powtarza mechanicznie policjant, i pospiesza: – Jechać, nie blokować ruchu. 

Przymusowa pielgrzymka

No więc idziemy. Starzy i młodzi. Rodziny z dziećmi w wózkach, opiekun i jego podopieczny na wózku inwalidzkim. Siwowłosa kobieta z taborecikiem na plecach i jej równie siwy mąż, ze złożonym leżakiem w ręce. Sześć i pół kilometra to półtorej godziny. W słońcu, po asfalcie. Bo organizator nie przygotował żadnego transportu.

Co jakiś czas w zonie mijają nas pojazdy: najpierw dwa busy wiozące biskupów (w oknie zauważam kardynała Nycza i, jak mi się wydaje, prymasa Polaka). Nie zatrzymują się, co zrozumiałe – są pełne. Nie są duże i luksusowe, przeciwnie: stare, skrzyniowate, pewnie wynajęte od lokalnego przewoźnika. Wyszarzałe. Barwi je dopiero wyrazisty amarant piusek, które zlewają się w jedno, a wtedy ich kolor przecina pożółkłe szyby mniej więcej w połowie. 

Później jedzie kilka autokarów, powtarzalnych jakby były wycięte z szablonu: po lewej kierowca w koszuli z krótkim rękawem, po prawej ksiądz z koloratką, pośrodku kartka z napisem VIP. Z tyłu: pięćdziesiąt wolnych foteli. I one się nie zatrzymują, nawet po starszych, co już zrozumiałe nie jest. 

Na dwóch słupkach drogowych widzę zawieszone bluzy. Przypieka, właściciele pewnie się zgrzali, może zabiorą je w drodze powrotnej. Przez cały czas słyszymy śpiewy, chociaż słów nie da się rozróżnić. Jest płasko, dźwięk niesie się daleko, a wysokie wiatraki dzisiaj nie pracują. Co kilkadziesiąt kroków kolejna grupa. Dzieci nie narzekają, są dzielne. Ciężarna kobieta narzeka tylko trochę, ona też nie rozumie, dlaczego autokary jadą puste.

Ostatnia prosta to już przejście przez pola. Po lewej najpierw kukurydza, później dynie. W kukurydzę za potrzebą wchodzi starsza pani – po drodze nie ma przenośnych (ani żadnych innych) toalet. Pchający dziecięce wózki mają problem: małe kółka nie nadają się na polne drogi. Kiedy pojawia się piach, spod kółek unosi się kurz i w tym samym momencie po prawej przejeżdża dwóch stróżów prawa na koniach. Czuję się jak w westernie, z tym że zamiast Morricone słychać koronkę do Miłosierdzia Bożego.

Zdjęcie XL
Podpis zdjęcia
Stróże prawa pilnują porządku. Fot. Patryk Stanik

Święci z Paintbrusha

Już prawie jesteśmy. Po lewej duża, ogrodzona przestrzeń, widok zasłaniają dwie baterie toi-toiów. Po prawej: płot cmentarza. Wiele osób stąd będzie śledziło uroczystość: wysokie drzewa zapewniają cień. Idę za tłumem. Typowa w takich sytuacjach nerwowość: ludzie chcą wejść, ochrona nie pozwala. – Tu jest wyjście – mówią. – Czy pan jest katolikiem? – denerwuje się kobieta, która szła przez dziewięćdziesiąt minut w słońcu i chciałaby wreszcie osiągnąć cel. – A czy pani jest katoliczką? – odpowiada ochroniarz. Wysyła mnie w lewo: – Tam jest wejście.

Idę wzdłuż siatki, po jakimś czasie widzę strażaka. To tu? – Nie, wejście jest tam – mówi strażak, pokazując ręką miejsce, z którego przyszedłem. Wracam, spotykam tego samego ochroniarza. Tym razem wpuszcza, ale nie wszystkich. Trzeba mieć bilet. Ma jednak jeden wolny i daje go czekającej tu kobiecie. Mnie wysyła pod kościół, gdzie wydają bilety.

Idę. Pogoda piękna. Mijam cmentarz, wchodzę na dróżkę w stronę kościelnego parkingu. Na płocie wisi reklama pielgrzymki do Medjugoria. Na parkingu stoiska. Caritas sprzedaje książki i gadżety: koszulki z datą beatyfikacji i nazwiskiem Ulmów, kalendarze, kubki, czapki z daszkiem. I zepsuta niespodzianka: obraz z błogosławioną rodziną – ten sam, który dopiero za godzinę zostanie odsłonięty przy ołtarzu. 

Kosztuje 70 złotych, oparty jest na najbardziej chyba znanym kolażu zdjęć całej rodziny. Mają jednak zmienione twarze. Na zdjęciu Wiktoria Ulma jest lekko uśmiechnięta, patrzy na najmłodsze dziecko, które trzyma na ręce. Na świętym obrazku: patrzy prosto na nas i jest zmartwiona. Jakby już wiedziała. Cała rodzina ma nieduże aureole. Jak gdyby niepewny statusu siódmego dziecka, autor domalowuje ciążowemu brzuchowi Wiktorii pół-aureolę. Tam, gdzie na zdjęciu siostra karmi łyżką brata, na obrazie trzyma w rękach kwiaty i już nie patrzy na brata, tylko na te lilie. Kolejna córka na zdjęciu w jednej ręce trzyma kubek, w drugiej – chyba zabawkę. Na obrazie dłonie są puste i złączone do modlitwy. Poza matką trzymającą dziecko na ramieniu, nikt tu się nie obejmuje, nie trzyma za rękę. 

Dalej stoisko tygodnika „Niedziela” oraz IPN-u. Tu kupuję najnowszy „Biuletyn”, na okładce ci sami Ulmowie z aureolami – z tym, że aureole są wyraźniejsze, a ta na brzuchu pełna. Wątpliwości nie ma. 

Kazanie z zegara

Trafiam na kolejne stoisko, gdzie mogę odebrać bilet. Obsługują je harcerki. Trzeba podać imię i nazwisko, które wpisują niebieskim długopisem na długiej liście. Nie widzę informacji, w jakim celu pobierane są dane, do czego będą użyte, jak przechowywane i przez kogo. A ma być nas ponoć kilkadziesiąt tysięcy osób. To duża baza danych. Dostałem bilet w sektorze B. 

Wchodzę przez to samo wejście, które niedawno było wyjściem. Ołtarz daleko, ale są telebimy. W sektorze jak na Błoniach, kiedy przyjeżdżał Papież: rozłożone na trawie koce, zdjęte buty, żeby stopy odpoczęły. Kilka osób z flagami Polski, ale niewiele. Inni siedzą na składanych krzesełkach. Ludzi dużo, ale nie jest ciasno. Jestem zdziwiony: bezprecedensowe wydarzenie w historii Kościoła – pierwszy raz błogosławiona zostanie cała rodzina – ale nie widzę morza głów. A i dla historii Polski wydarzenie znaczne (stąd obecność prezydenta, premiera i prezesa). Więcej ludzi przyjeżdża do Łagiewnik w Niedzielę Miłosierdzia. Albo do Lichenia. Podejrzewam, że wielu zniechęciła konieczność długiego marszu. 

Zaczyna się. Zapominam o trudzie wędrówki, tak jak po pierwszym gwizdku Mistrzostw Świata zapomina się o korupcji w FIFA. Przewodniczy kardynał Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Sprawny urzędnik. Po odczytaniu formuły beatyfikacyjnej i listu apostolskiego Franciszka („którzy jako dobrzy Samarytanie, bez lęku złożyli ofiarę ze swojego życia...”) następuje liturgia słowa. Pierwsze czytanie: Druga Księga Machabejska. „Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów…”. 

Trudno nie zauważyć analogii, chociaż 24 marca 1944 roku Niemcy zastrzelili najpierw rodziców, a dopiero później dzieci. Właściwie nie potrafię myśleć o siódmym dziecku, zgroza jego narodzin w śmierci mnie paraliżuje. Psalm: „Cenna przed Panem śmierć Jego wyznawców”. Ewangelia: Przypowieść o dobrym Samarytaninie. Ta sama, którą Ulmowie podkreślili w swoim Nowym Testamencie, na marginesie dodając: „Tak!”.

Po homilii przechodzę do kościoła pod wezwaniem świętej Doroty. Parafialny kościół Ulmów. To tutaj proboszcz straszył Wiktorię piekłem, kiedy na spowiedzi powiedziała mu, że lubi grać w sztukach uniwersytetu ludowego i chce iść na kurs rolniczy. Jest pusto, widzę jedynie rękaw policjanta siedzącego na zakrystii. Jest tak cicho, że kontrapunktem dla kazania na ołtarzu polowym staje się kazanie tykającego zegara, stojącego niedaleko ołtarza. Spędzam tu dłuższą chwilę.

Idę jeszcze zobaczyć Muzeum im. Ulmów (przed muzeum: studio telewizyjne) i kamień z tablicą upamiętniającą (za nią: urny). 

Żeby się nie bać

Wracam tą samą asfaltową drogą. Ludzi mniej, większość jeszcze została. Przede mną rodzice z dzieckiem. Zona wciąż opustoszała, ale tym razem auta się zatrzymują. Przy rodzinie staje ambulans, ratownicy pytają, czy ich podwieźć. Chcą, wsiadają, odjeżdżają. Wyciągam kciuk, udaje się za trzecim razem. Zatrzymuje się duży, czarny mercedes. W środku dwaj zrelaksowani, uśmiechnięci panowie. – Jesteśmy z Ministerstwa Sprawiedliwości – mówi na powitanie kierujący. Odwożą mnie do blokady, nie muszę więc iść przez kolejną godzinę. Widząc, że wysiadam z tego samochodu, sierżant „jechać, nie blokować” patrzy na mnie jakoś inaczej. Ale może tylko tak mi się wydaje. 

W drodze powrotnej w radiu reporter pyta młodych, czego uczą nas Ulmowie. „Żeby się nie bać”, mówi dziewczyna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W „Tygodniku Powszechnym” od 2007 r. Od początku odpowiadał za profile pisma na Twitterze i Facebooku, a także za działania e-marketingowe „Tygodnika” i cyfrowe subskrypcje. Obecnie pełni funkcję Head of Digital Expansion. Pisze o tematach z zakresu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023