Całus vege

Stopniowy comeback całowania jako dopuszczalnej społecznie formy publicznej czułości to najmilszy chyba aspekt normalizacji, jaki wychwytuję, obserwując ludzi na ulicach oraz to, czym się zajmują w swoich, coraz bardziej rozdzielonych na bańki internetach.

24.05.2021

Czyta się kilka minut

 / JACEK TARAN
/ JACEK TARAN

Palce lizać. Pewna amerykańska sieć fast-foodowa zrezygnowała rok temu w kampaniach z tego hasła. Wcale nie dlatego, że po spożyciu strzępów kurczaka zabetonowanych ciężkostrawną panierką swoje palce czym prędzej wycieramy w papierową serwetkę, żeby móc nimi nerwowo szukać w szafce torebek z dziurawcem, kocanką, rzepikiem, cykorią podróżnikiem i wszelkim ziołowym skarbem, którym łąka ratuje nasze sponiewierane wątroby. Obiecuję wam tu zresztą solennie, że przekonam za rok kierownictwo „Tygodnika”, aby następną torebkę nasion złożyć z roślin służących naszemu systemowi trawiennemu – oprócz wyżej wspomnianych powinien się jeszcze w kolekcji znaleźć rdest ptasi, pięciornik gęsi i przywrotnik. To dzięki nim, będąc już dawno po pięćdziesiątce, mogę jeść i pić jak lekkomyślny młodzian.

Tymczasem jednak siejcie łąkę dla motyli dołączoną do tego numeru, niech fruną nam ponad miastem rusałki – i wróćmy na moment do palców, których nie dało się oblizać. Firma wycofała to stare hasło, uznając, że w roku 2020 było wybitnie niestosowne. Wszystko, co miało związek z ustami, wnętrzem naszego otworu gębowego, przełyku i gardła, stało się nagle czymś podejrzanym. To, co miało styczność ze śliną, stało się tabu jeszcze większym niż rozmaite fizjologiczne aspekty cielesnej formy miłości oraz ludzkiego pędu do rozmnażania. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, jeśli usta są off limits spowite w całun maski, to gdzie tu w ogóle jakaś miłość czy wspólnota? Bez solidnego cmoka w policzek (dwa razy? trzy razy? zanim udacie się do Francji lub Włoch, ściągnijcie na telefon, oprócz tzw. paszportu szczepionkowego, mapy powitań z podziałem na regiony) jakże dać wyraz radości, że spotykam kolegę albo koleżankę? A bez całowania w usta wszelkie sprawy związane z prokreacją przypominałyby raczej procedurę pozyskiwania koniecznych płynów ustrojowych w oświetlonej jarzeniówką klinice dla anonimowych dawców.

Na szczęście dwukrotnie szczepionym po odczekaniu sakramentalnych dwóch tygodni wolno się już całować – tak przynajmniej mówią amerykańscy lekarze z Centrum Kontroli Chorób, publikując w sieci stosowne poradniki dla młodzieży. Uznali też za konieczne przypomnieć jej, że karteczka od szczepienia wcale nie zwalnia z czujnego unikania innych chorób i przypadłości, które zniknęły z obiegu i słownika wirtualnych randek.

Stopniowy comeback całowania jako dopuszczalnej społecznie formy publicznej czułości to najmilszy chyba aspekt normalizacji, jaki wychwytuję, obserwując ludzi na ulicach oraz to, czym się zajmują w swoich, coraz bardziej rozdzielonych na bańki internetach. To, że powróciły na pierwszy plan niektóre dawno niewidziane głupoty, jest w sumie bardziej pocieszne niż straszne.

Pierwszy raz np. od ponad roku czytam znów w serwisach poświęconych gastronomii o wielkiej wojnie wegetarian z weganami. O co idzie? Otóż pierwsi podnoszą głośno żal, że kiedy z dużym opóźnieniem świat wyższej gastronomii zaczął wreszcie na serio traktować ludzi bezmięsnych, to od razu przeskoczył oczko dalej i stosuje bardziej radykalną wersję czysto roślinną. W kwietniu gruchnęła wieść, że jedna z najbardziej prestiżowych nowojorskich knajp Eleven Madison Park po ponownym otwarciu będzie przybytkiem wegańskim. Dlaczego tak? Bo weganizm, a nie wegetarianizm wyzwala prawdziwą kreatywność – mówią pytani na tę okoliczność krytycy kulinarni. Jest świeży, ekscytujący – także z racji trudności, jakie stawia przed kucharzem. Zrezygnować z jedzenia ciał zwierząt to pestka, ale tak bez masła i jajek? Pewien londyński szef nawrócony na roślinną wiarę mówi w gazecie, że czuje się, jakby „łamał szyfry” crème brûlée, kremowych sosów, bezy… Cóż, jakie czasy, taka Enigma.

My, zwyczajni jarosze (za takiego się uważam przez pięć dni w tygodniu), zostajemy na bocznym torze postępu. Te wszystkie nasze szpinaki z jajkiem, smażone sery, zapiekanki pod beszamelem, puszyste naleśniki z twarogiem, pierogi i omlety na tuzin sposobów oraz truskawki ze śmietaną i lody pistacjowe – jakież to dwudziestowieczne, poczciwe i nieseksowne. Jedno mnie pociesza: skoro wiadomości o konwersjach knajp na weganizm docierają do mnie nawet z Francji (do niedawna będącej kulturowym wyjątkiem tak w kinematografii, jak i gotowaniu na maśle), to może na rynku pojawi się nadpodaż dobrych serów? Mówcie sobie, co chcecie, że mój obiad jest passé – ale gdy na koniec mam w ustach kawałek mont d’ora albo neufchâtela – dopiero wtedy warto się ze mną całować. ©℗

Jajka faszerowane – to prawdziwa duma niepoprawnie nostalgicznego wegetarianina. Znamy je wszyscy z dzieciństwa albo z przyjęć, na które firma cateringowa teleportowała się z epoki galantyny – w tej branży jest wciąż sporo takich ostańców. Idea ugotowania jajka na twardo, przecięcia na pół, wyjęcia żółtka i zmiksowania go z dowolnymi składnikami jest moim zdaniem tak wdzięczna i poddaje się tak niezliczonym wariacjom, że szkoda robić je tylko z łososiem, ze szczypiorkiem albo nieśmiertelnym tuńczykiem. Jeśli już musi być tuńczyk, to koniecznie doprawcie go dwoma-trzema filecikami anchois oraz kopiastą łyżką kaparów (proporcje na zwykłych rozmiarów puszkę ryby) i dopiero potem dodajcie majonez i miksujcie. A jeśli szczypiorek – to zamiast majonezu dodajcie go obficie do żółtek rozkręconych widelcem z paroma łyżkami mascarpone. W każdym razie zdecydowanie lepiej się sprawdza gęsta pasta (także ze zmiksowanych oliwek i lekkiego serka) niż nadzienie „ziarniste”, bo to drugie prawie zawsze wypada, powodując rozliczne bankietowe katastrofy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021