Biała Gdynia, czarna Gdynia

Dziś, kiedy Gdynia zrosła się z Gdańskiem i Sopotem w jedną wielkomiejską aglomerację, coraz trudniej wskazywać na jej odrębność. Najnowsza historia tego miejsca wciąż czeka na opisanie.

19.08.2023

Czyta się kilka minut

Biała Gdynia, czarna Gdynia
Kamienna Góra, 1930 r. / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Pisanie książek o Gdyni może zdawać się proste jak geometria jej ulic ciągnących się nad morze. Zbiór motywów: słoneczny kurort, portowe miasto przyszłości, witalność, światowość, postęp. Ta estetyczna atrakcyjność stanowi pułapkę, bo sceneria rodem z Bauhausu sprawdza się, owszem, na plakatach, pocztówkach i w rozkładówkach kolorowych pism, ewentualnie w przeznaczonej dla dzieci historyjce o Nowoczesnych, o której wspomina w ostatnim rozdziale „Gdyni obiecanej” Grzegorz Piątek, lecz niekoniecznie w literaturze.

„Na pocztówkach główną rolę grają budynki i krajobrazy. Ludzie nie mają znaczenia. Na obrazkach z Gdyni widać więc anonimowe ciała na plaży i generyczne postaci panów w kapeluszach i pań w krótkich fryzurkach” – pisze Piątek. Domy w higienicznej bieli (po rewitalizacji, z początku były raczej kremowe, szare albo bladoróżowe) udatnie prezentują się w reklamach. Trudniej wyobrazić sobie rozgrywające się w ich racjonalnie rozplanowanych wnętrzach ludzkie namiętności i dramaty, a tym bardziej ironię.

Trzeba by tu wprowadzić Gombrowicza. Szkoda, że umieścił Ziutę Młodziakównę w jednej z kolonii na warszawskiej Ochocie, a nie w Gdyni, gdzie tak pasowałyby do siebie Młodość i Nowoczesność do kwadratu: „wyprostowana, swobodna, gładka, gibka, giętka i bezczelna”.

WŚRÓD KSIĄŻEK Z GDYNIĄ W TLE najliczniej reprezentowane są dwie kategorie: literatura gatunkowa oraz eseistyka miejska. Widać sporą przewagę pozycji wydanych w dwudziestoleciu międzywojennym, z silną reprezentacją literatury młodzieżowej, która – podobnie jak pozycje przeznaczone dla dorosłych – odgrywała przede wszystkim rolę propagandową, sławiąc polski port nad Bałtykiem.

Za gdyńską „świętą księgę”, zbiór mitów założycielskich, można w tym kontekście uznać „Wiatr od morza” Stefana Żeromskiego, kanoniczną zaś lekturą dla młodego czytelnika byłaby „Wielka brama”, w której Kornel Makuszyński wyprawia z Warszawy do Gdyni piętnastoletniego sierotę Piotra. Chłopak, zamiłowany czytelnik książek o morzu, chce zostać marynarzem. Szansę na to daje mu spotkanie z kapitanem Barenem, wilkiem morskim o złotym sercu, który bierze Piotra pod opiekę, zapewnia mu studia w szkole morskiej i zapisuje w testamencie skarb. A w międzyczasie obwozi przybysza po gdyńskim porcie, pokazując poszczególne budynki i objaśniając ich znaczenie.

Ma też Gdynia własną sagę, w dodatku czytaną chętnie przez kolejne pokolenia gdynian. Ta powstała jednak dopiero w czasach PRL-u, a jej pierwsza część ­doczekała się ekranizacji. Mowa o „Tak trzymać!”, trzytomowej powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat, wydanej w połowie lat 70. XX w., obejmującej historię Gdyni od jej początków do 1945 r., daty granicznej dla samej autorki. Właśnie wtedy, jako dziennikarka „Dziennika Bałtyckiego”, przeniosła się na Wybrzeże, by mieszkać kolejno w Gdyni i Sopocie.

SIĘGAM WIĘC PO FLESZAROWĄ-MUSKAT, nierzadko lekceważoną przez krytyków, a oprócz niej po dwie nowsze książki: wspomnianą już „Gdynię obiecaną” Piątka i „Chodź ze mną” Łukasza Orbitowskiego. Ta ostatnia to powieść z elementami thrillera i kryminału, którą jednak trudno przypisać do jednego gatunku.

Saga Fleszarowej-Muskat przynależy do literatury popularnej, z całym jej ciężarem, na który wielokrotnie wskazywali recenzenci. Zestawienie w jednym szeregu tych trzech książek może wydawać się osobliwe – stylistycznie wszystko je różni, łączy jedynie Gdynia jako główna lub równorzędna względem fabuły bohaterka. Jeśli jednak powstrzymać się od jakichkolwiek ocen literaturoznawczych, okazuje się, że dialog jest możliwy; nierzadko nawet jego uczestnicy mówią jednym głosem. A to, co mnie najbardziej interesuje, to odbijający się w tej prozie obraz miasta i jego mieszkańców.

Nie wiem, czy Grzegorz Piątek, pisząc „Gdynię obiecaną”, też miał za sobą lekturę „Tak trzymać!”, ale wydaje się znamienne, że dwaj główni bohaterowie sagi Fleszarowej-Muskat, czyli Krzysztof Grabień, chłopak ze wsi pod Przeworskiem, oraz przybyły z Kijowa Wołodia Jazowiecki, to przyjezdni, rozpoczynający życie w Gdyni od zera, jako pracownicy zatrudnieni przy budowie portu.

Okradziony podczas podróży Grabień trafia tam z jedną walizką, bez grosza przy duszy, by nocować z przypadkowymi kompanami w pustej łodzi na plaży i najmować się do spółki z dopiero co poznanym Wołodią do każdego zajęcia, jakie się nawinie, bez względu na to, czy będzie to pokątny handel alkoholem, czy kopanie doków. To właśnie życie w środowisku przybyłych z całej ówczesnej Polski gdyńskich robotników okaże się dla obu doświadczeniem liminalnym, bramą do powstającego na ich oczach portowego miasta.

Choć Krzysztof zostanie później prawą ręką samego głównego projektanta gdyńskiego portu, inżyniera Wendy, a także (za sprawą kaszubskiej żony, Łucki z Konków, posiadaczki pola pod Kamienną Górą, który przeobraża się w centrum Gdyni) kamienicznikiem, współwłaścicielem nowiutkiego, modernistycznego domu, będzie wciąż odwiedzał Grabówek, Witomino, Chylonię, Leszczynki i Obłuże. Wraz z ich robotniczymi koloniami i dzielnicami nędzy o ­egzotycznych nazwach: „Pekiny”, „Meksyk” czy „Budapeszt”, miejsce zamieszkania dawnych kolegów, którym w gdyńskiej ziemi obiecanej powiodło się gorzej.

Właśnie na tę część miasta, jako na jego esencję, wskazuje z założenia rewizjonistyczny w stosunku do mitu „białej Gdyni” esej Piątka, przypominający pod wieloma względami „Białe miasto, czarne miasto” Sharona Rotbarda. Przeciwstawił on starszej, arabskiej Jaffie izraelski Tel Awiw, uchodzący za kwintesencję architektury Bauhausu, obnażając krok po kroku metody, jakimi preparowano tę mitologię. Piątek przypomina z kolei, że „czarna” Gdynia, niewidoczna na plakatach i pocztówkach, była nie tylko liczniejsza, ale bardziej reprezentatywna dla tożsamości miasta niż modernistyczne, eleganckie śródmieście, skądinąd do dziś chętnie zestawiane w jednym rzędzie z Tel-Awiwem (choćby na niedawnej wystawie w Muzeum Polin).

Pasażerowie na jednym ze statków białej floty – „Jadwidze”, 1933 r. / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Również bohater powieści Orbitowskiego, urodzony już w latach 70., Dustin Barski, po ojcu pół-Rosjanin, po kądzieli wywodzi się z rodziny zamieszkującej robotnicze osiedle Pagedu na Oksywiu, co i tak – w kontekście warunków, w jakich przyszło żyć wielu gdynianom z tej klasy społecznej, można uznać za los wygrany na loterii. „Przedsionek raju” z jednym pokojem przedzielonym kocem zawieszonym na karniszu, ale z ogrzewaniem, wodą i prądem. Dziadek Dustina pracuje w stoczni, babka w hotelu robotniczym, matka-dentystka reprezentuje pierwsze pokolenie po studiach.

GDYNIA – PRZYPOMINA PIĄTEK – MIAŁA BYĆ „BIAŁA” także w innym sensie: jednolitości etnicznej i kulturowej, w przeciwieństwie do kosmopolitycznego Gdańska. Endecy liczyli, że stanie się miastem wzorcowym pod kątem narodowościowym, czyli bez Żydów. Stołeczni publicyści chcieli widzieć w niej miejsce, gdzie ziemianie i chłopi cudownie przeistoczą się w dynamicznych, zorganizowanych mieszczan. Jak się to powiodło, widać właśnie na kartach „Tak trzymać!”, powieści osadzonej mocno na faktach i wspomnieniach mieszkańców.

Istny ludzki kalejdoskop, w którym mieszają się style życia i języki, ukazuje się już na pierwszych stronach powieści: oprócz ściągających z całej Polski do pracy przy budowie portu i stoczni robotników mamy tutaj spolszczonego Ormianina Wołodię, syna „grafa” Jazowieckiego, Kaszubów, a nawet Francuzów z firmy wznoszącej port i uczących Polaków sztuki inżynierskiej.

PEŁEN PRZEKRÓJ PRZYNOSI TEŻ SPIS LOKATORÓW śródmiejskiej kamienicy Grabieniów: jest tu przybyła z Gdańska Żydówka, panna Loewe, pracująca jako stenotypistka; jest dyrektor Słubicki, szef firmy Carbopol, po matce wiedeńczyk von Schabenbach, młode małżeństwo Arciszewskich z Warszawy oraz barman ukrywający pod pseudonimem Joe-mikser. Nic też nie jest tu oczywiste, choćby wydawało się takim przybyszom z wiosek Małopolski, Mazowsza czy Kielecczyzny. Truda Plischke, ciotka Łucki, żona syna handlarza ryb, uważa się za Niemkę. Gerard Schulz, kompan Krzysztofa z czasów budowy portu, za Polaka. Hitlerowską flagę po wejściu Niemców do Gdyni wywiesza jeden tylko lokator, celnik o polskim nazwisku Rosochacki, barman Joe donosi zaś do gestapo na przedstawicielkę wiedeńskiej arystokracji.

We wrześniu 1939 r. ulicami Gdyni wędrują „jacyś marynarze, Holendrzy albo Anglicy, nie można było zrozumieć, w jakim języku śpiewają”, a za nimi grupka Chińczyków. Ucieleśnieniem wyobrażeń o jednorodnej Gdyni wydaje się w tym gronie jedynie panna Halszka, nauczycielka przysposobienia wojskowego, „dziewczyna o tak polskiej urodzie, że wizerunek jej powinien stanowić reklamę wakacji w Kazimierzu czy wycieczek po Warszawie”, choć o jej pochodzeniu czytelnik nie wie nic – i dobrze, bo też mógłby się zdziwić. Różnorodność gdyńską widać też w biografii bohatera Orbitowskiego, choć akurat po 1945 r. Ruscy – co podkreśla autor – nie byli mile wśród gdynian widziani; wskutek związku z kapitanem Kolą nie tylko matkę bohatera, ale i całą jej rodzinę spotyka na robotniczym Grabówku ostracyzm.

RODOWÓD GDYNI, W POŁOWIE PROLETARIACKI, znajduje też odzwierciedlenie w literackiej topografii. Punktem wyjścia i głównym miejscem akcji pierwszego tomu trylogii „Tak trzymać!” nieprzypadkowo jest morze, kaszubska wieś i miejsce pod port; to on powstawał najpierw, miasto potem, dlatego też nie rozplanowano go tak metodycznie, jak życzyliby sobie wszyscy miłośnicy stylu okrętowego.

Oprócz Grabówka na pierwszy plan u Orbitowskiego wysuwa się inne z robotniczych osiedli, dziś mieszanka PRL-owskich bloków i skromnych domów z międzywojnia – Witomino. Tam właśnie mieszka Dustin, realizujący własne marzenie o sukcesie, uosabiane przez własne lokum w bloku, w którym dorastał, oraz własną knajpę. Ta jednak nie mieści się na osiedlu, lecz w ścisłym centrum „białej Gdyni” – przy Świętojańskiej.

„Pierwsze moje morze oglądałam z Kamiennej Góry podczas spędzanych u wuja wakacji” – wspominała Fleszarowa-Muskat. Przyznawała później, że pierwszy tom epopei był „książką, którą spłaciłam niejako dług Gdyni, miejscu, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam morze”. Kamienna Góra jest jednak czymś jeszcze – symboliczną enklawą dobrobytu, nieosiągalną dla zwykłych śmiertelników. Każde miasto ma taką; w moim rodzinnym Krakowie podobną rolę odgrywa też położony na wzgórzu Salwator z jego starymi willami, których rzekomo nie można kupić, a jedynie odziedziczyć.

Wyniesiona nad zatoką Kamienna Góra z najlepszym widokiem na morze, dobrze rozplanowane ustronie dla najlepiej sytuowanych, któremu Piątek poświęca osobny rozdział, kojarzy mu się z Los Angeles. A że mieszkanie tutaj to symbol awansu, posiadaczkami willi na Kamiennej Górze są obie piękne Heleny, powieściowe łamaczki męskich serc: Helena Tereszkowa z „Tak trzymać!”, wdowa po legioniście, która by się utrzymać, prowadzi knajpę, oraz Helena Barska, dentystka, matka Dustina. Tereszkowej willę zafundował drugi mąż-przedsiębiorca, przybysz z gorlickiego zagłębia ropy naftowej, Barskiej zaś – rosyjski kochanek.

W powieści Orbitowskiego peregrynacje tych dwojga stanowią gotowy scenariusz do sentymentalnej przechadzki szlakiem gdyńskiego PRL-u. Mija się podczas niej zarówno działający do dziś hotel w Domu Marynarza, jak i słynne swego czasu lokale, na czele z ekskluzywnym Inter-Clubem w miejscu po dawnej kawiarni Europa.

WRACAJĄC ZAŚ DO GDYŃSKICH MITÓW, swoistą ilustrację do wątku z „Gdyni obiecanej” o spekulacyjnych, realizowanych nierzadko na chybcika gdyńskich inwestycjach stanowią obszerne fragmenty dotyczące kamienicy Grabieniów w drugim tomie „Tak trzymać!”. Kamienica w Śródmieściu, pod Kamienną Górą, wyposażona w mieszkania o różnym standardzie i windę, którą z upodobaniem jeździ stara Konkowa, teściowa Krzysztofa, zachwycając się tym cudem techniki, ma piwnice o cementowym, nie żelbetowym sklepieniu, co zdradza, że była budowana może efektownie, ale po taniości. Dlatego, gdy przyjdzie do urządzania schronu, mieszkańcy będą zmuszeni wymurować go własnymi siłami pośrodku podwórza.

„Diamentem wyłupionym z polskiej korony” nazwał w „Wielkiej bramie” Makuszyński Gdańsk, w którego miejsce wprawiono w dwudziestoleciu perłę – Gdynię. Być może stąd bierze się paradygmat, że najmłodsze miasto z bałtyckiej trójcy zasługuje na osobną literaturę. Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło, co widać dziś też w biografiach kilku pokoleń gdynian, gdzie w różnych konfiguracjach przeplatają się wątki urodzenia w Gdyni, zamieszkiwania w Sopocie, potem Gdańsku, pracy w Gdyni lub na odwrót, z licznymi przeprowadzkami pomiędzy. Burzy to kolejny mit – odrębności Gdyni, aktualny w czasach, gdy powstawała.

Dziś, gdy zrosła się z Gdańskiem i Sopotem w jedną wielkomiejską aglomerację, coraz trudniej tę odrębność wydestylować. Może więc zamiast przeciwstawiania sobie tych miast i ambicji stworzenia dla każdego z nich odrębnego miejsca na literackiej półce, bardziej adekwatnym wyzwaniem dla kolejnych autorów byłaby współczesna fabuła nie tyle z Gdynią, co z całym Trójmiastem w tle? 

Tym bardziej że trylogia „Tak trzymać!” kończy się na 1945 r., esej Piątka – wraz z wybuchem II wojny światowej, a większość książki Orbitowskiego stanowią retrospekcje z kolejnych PRL-owskich dekad, przeplatane zresztą obrazami ze Szwecji i Ameryki. Najnowsza część historii czeka wciąż na swego Żeromskiego – albo co najmniej Fleszarową. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2023

Artykuł pochodzi z dodatku „18. Nagroda Literacka Gdynia