Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie jest odosobniony – popołudniową przerwę w pracy postulują w wielu krajach związki zawodowe, a już wprowadzają niektóre firmy. Niessena poparł też Karl Lauterbach, niemiecki minister zdrowia, ale zaznaczył, że to kwestia umowy między pracodawcą a pracownikami.
Sjesta kojarzy nam się z Hiszpanią, ale jej uzasadnienie nie ma związku wyłącznie z upałami. Tradycja jornada partida (hiszp. podzielony dzień pracy) przetrwała czasy dyktatury generała Franco, gdy wielu musiało pracować w dwóch miejscach, by związać koniec z końcem. Do dziś w wielu hiszpańskich miastach wczesnym popołudniem zamykają się sklepy i biura, a ulice pustoszeją. Sjesta była przez lata wyśmiewana jako element negatywnego stereotypu „leniwego Hiszpana”, a w dobie kryzysu finansowego z 2010 r. władze próbowały nawet skończyć z tym zwyczajem.
Dzisiaj Europa raczej zastanawia się, czy nie warto się od Hiszpanów uczyć. Fale upałów mają coraz większy wpływ na nasze życie. W zeszłym roku spowodowały ponad 60 tys. „nadmiarowych” zgonów w Europie. Pracownicy są też wtedy mniej efektywni, a alternatywą (tylko dla prac biurowych) jest klimatyzacja, którą dziś zakłada się nawet w Wielkiej Brytanii i Norwegii. Ta z kolei kosztuje i coraz mocniej pogłębia efekt cieplarniany. W Polsce nie obowiązują żadne twarde normy dotyczące pracy w upale (poza obowiązkiem zapewnienia pracownikom wody). Reszta zależy od dobrej woli pracodawców. W upalne dni nawet drobne zmiany mogą znaczyć bardzo wiele: choćby rezygnacja z formalnego ubioru czy właśnie dłuższa przerwa podczas najgorętszych godzin. ©℗