Ameryka budzi się ze snu

Spodziewano się liberała, a nawet komunisty, który podważa doktrynę Kościoła. Jednak w kraju ufundowanym na prawach jednostki Franciszek mówił głównie o obowiązkach wobec innych.

27.09.2015

Czyta się kilka minut

Barack Obama wita papieża przed Białym Domem, 23 września 2015 r. / Fot. Tony Gentile / AP / EAST NEWS
Barack Obama wita papieża przed Białym Domem, 23 września 2015 r. / Fot. Tony Gentile / AP / EAST NEWS

Wyczekuję tych dni dialogu i spotkania, podczas których mam nadzieję usłyszeć i podzielić wiele nadziei i marzeń Amerykanów” – mówił Franciszek w pierwszych chwilach pielgrzymki do USA. W planach miał ważne polityczne spotkania w Białym Domu, Kongresie i ONZ, ale też wielkie msze i bardziej kameralne przemówienia do episkopatu czy duchowieństwa. Odwiedzając po raz pierwszy w życiu Stany Zjednoczone, papież był ich ciekaw.

Witając Franciszka w Białym Domu, prezydent Barack Obama mówił: „Przypominasz o naszych zobowiązaniach wobec Boga i siebie nawzajem”. I dodawał chwilę później: „Każdy z nas może poczuć dyskomfort, kontemplując odległość między tym, co wiemy, że jest prawdą, a tym, jak żyjemy w naszej codzienności. Wierzę, że ten dyskomfort jest błogosławieństwem. Wybudzasz nasze sumienie ze snu”. Miał rację: dokładnie na tym polegała wizyta.



CZYTAJ WIĘCEJ KORESPONDENCJI ZUZANNY RADZIK Z WIZYTY FRANCISZKA W USA.

​"Podczas spotkania z biskupami USA papież chwalił, mówił o radości i wyzwaniach pasterzowania. Czegoś jednak zabrakło".

"Przeciwdziałanie zmianom klimatu, wsparcie dla najsłabszych i zrównoważony rozwój – o tym mówili papież Franciszek i Barack Obama".

​"Kiedy na pokładzie lecącego do Waszyngtonu samolotu papież tłumaczył: “Może sprawiam wrażenie, że jestem trochę lewicowy, ale nie powiedziałem niczego czego nie ma w nauczaniu społecznym Kościoła,” na błonia pod Kapitolem zajechał autokar „Nuns on the Bus".

​"To może być najważniejsza jak dotąd pielgrzymka Franciszka. Czy papież przekona Amerykanów do swoich poglądów na ekologię i gospodarkę".

W Kongresie USA Franciszek nie postawił się po żadnej z politycznych stron i wymknął konwencjonalnym podziałom.​

Wdzięczność i chrześcijański odpoczynek – z tym, w krótkiej homilii, papież Franciszek zwrócił się do nowojorczyków. Dziękował też siostrom zakonnym za ciężką pracę, którą wykonują. czytaj więcej

Nowy Jork zamyka i łączy parafie. Tego lata kolejne dwadzieścia. Ci, którzy nie godzą się na zamknięcie swoich kościołów, widzą szanse w wizycie papieża. Choćby szansę na to, że zajrzą do nich dziennikarze, że może uda się sprawiać, żeby papież albo hierarchia usłyszeli ich bunt.


Syn imigrantów


Papież przemawiał nie jak polityk, tylko jak duszpasterz i prorok, który wskazuje wstydliwe i najbardziej dotkliwe problemy współczesności. Podczas większości spotkań powracały kwestie przyjęcia imigrantów, ekologii i budowy globalnej kultury pozbawionej wyzysku. Wielokrotnie papież przypominał, że sam jest synem imigrantów.
W Kongresie zauważył, że zwraca się przecież też do potomków imigrantów, że ludzie tego kontynentu nie boją się obcych, bo sami kiedyś byli przybyszami (tu dostał owację na stojąco). Prosił, żeby w migrantach, przybywających zwłaszcza z Południa, nie widzieć liczb, lecz osoby, dostrzegać ich twarze i wsłuchiwać się w ich losy. „Musimy unikać powszechnej współcześnie pokusy, by odrzucać to, co kłopotliwe. Pamiętając o złotej zasadzie: »Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!«”. Na te słowa Kongres zareagował znów długą owacją, choć wiadomo, że kwestia reform ustawy imigracyjnej jest jedną z najbardziej politycznie palących i dzielących. I że jej rozwiązanie leży właśnie w gestii słuchaczy papieża.
Spotykając się z biskupami, Franciszek chwalił zaangażowanie Kościoła, który – jak powiedział – jest najbardziej zaangażowaną w sprawę imigracji amerykańską instytucją. „Nie tylko jako biskup Rzymu, ale też jako duszpasterz z Południa, czuję potrzebę podziękowania wam i dania zachęty – mówił. – Może nie być dla was łatwym wejrzeć w ich dusze, możecie zmagać się z ich różnorodnością. Ale wiedzcie, że oni też mają dary, które mają dzielić z innymi. Więc nie bójcie się ich. Dajcie im ciepło miłości Chrystusa, a odczytacie tajemnice ich serc. Jestem przekonany, że tak jak w przeszłości, ci ludzie wzbogacą Amerykę i jej Kościół”.

Niechciana beatyfikacja

Licząc na to, że głos papieża zostanie przez kongresmenów usłyszany, a media nagłośnią ich akcje, wiele grup interesu w czasie papieskiej wizyty starało się lobbować za zmianą prawa.
Najbardziej spektakularną próbą zwrócenia uwagi na problem migrantów była pielgrzymka 100 kobiet przez 100 mil. Andrea Cristina Mercado, szefowa kampanii We Belong Together, mówiła, gdy doszły już do Waszyngtonu: „Ta pielgrzymka to akt miłości do naszych rodzin i troski o godność 11 milionów nieudokumentowanych migrantów żyjących w tym kraju. Przyszłyśmy z nadzieją, że nasze poświęcenie i przesłanie papieża zwrócą uwagę na ten problem i otworzą serca Amerykanów oraz nasze społeczności”. Inaczej jeszcze ujęła to podczas zakończenia kampanii Nuns on the Bus szefowa lobbystycznej grupy zakonnic Network siostra Simone Campbell: »My, naród« to nie bogaci ani ci, którzy przybyli tu wcześniej. To nie politycy ani nawet obywatele. To my ludzie…”.
Z przybyszami do Stanów Zjednoczonych wiąże się kwestia, która stała się chyba najbardziej kontrowersyjnym punktem pielgrzymki: kanonizacja Junípera Serry, hiszpańskiego misjonarza, ewangelizatora Kalifornii. Przeciwko tej kanonizacji protestował przedstawiciel Pierwszych Narodów. Papież co prawda wspomniał w Kongresie, że spotkanie przybyszy z tymi, którzy żyli tu wcześniej, okazało się tragiczne. Ale uniknął ocen. To zastanawiające, bo jeszcze w lipcu w czasie podróży do Ameryki Południowej przepraszał za misjonarzy używających siły i kolonizujących tamtejsze narody.

Postać Serry – jak by nie patrzeć – jest dziedzictwem ery kolonializmu. Nawet gdyby założyć jak najlepsze intencje misjonarza, traktował on Indian jak dzieci. Ta – przyspieszona i oparta na jednym cudzie – kanonizacja wydaje się wciąż nieco wyciągnięta z kapelusza. Mieszkańcy Kalifornii nie czują do Serry wielkiej sympatii, chcieli wręcz usunięcia jego figury z jednej z sal Kongresu.

Franciszek najczęściej skupiał się na wyzwaniach związanych z migracją. Opowiadał też jednak w Kongresie o największym od czasu II wojny światowej kryzysie uchodźczym, przed jakim teraz stoi świat. W ONZ zaś przypomniał o konfliktach toczących się na Ukrainie, w Syrii, Iraku, Libii, Sudanie Południowym i rejonie Wielkich Jezior.

Nowa strategia

Wiele było okazji, by rozmawiać o polityce. Ale nie takiej, która skupia się na życiu partii politycznych. Papież w Kongresie przypominał, że dobro wspólne jest celem polityki, a jej szczególną misją – troska o najsłabszych.
Braterstwo, rozumiane jako globalna jedność, troska o siostry i braci, którymi jesteśmy wszyscy w oczach Boga, oraz braterstwo ze stworzeniem – to chyba fundament tego, co papież mówił w ciągu tych pięciu dni. „Jeśli polityka prawdziwie służy godności osoby ludzkiej, to nie może być niewolnicą ekonomii i finansów”. Podkreślał, że nawet w świecie rozwiniętym efekty niesprawiedliwych struktur i działań są aż zbyt widoczne. A mówił to w Kongresie Stanów Zjednoczonych – tak boleśnie podzielonych nierównościami społecznymi.

Najmocniej jednak ten temat wybrzmiał w siedzibie ONZ: „Ekonomiczne i społeczne wykluczenie jest całkowitym zaprzeczeniem ludzkiego braterstwa i ciężką obrazą praw człowieka i środowiska naturalnego. Najbiedniejsi są tymi, którzy cierpią najbardziej z powodu takich naruszeń, z trzech poważnych powodów: są wykluczeni przez społeczeństwo, zmuszeni do życia z resztek i cierpią niesprawiedliwość z powodu nadużywania środowiska naturalnego. Są częścią dziś rozprzestrzenionej i rosnącej »kultury marnotrawstwa«”.

Cytując Benedykta XVI, Franciszek stwierdził, że nadużycia zaczynają się, kiedy nie dostrzegamy nad sobą żadnej instancji; kiedy nie widzimy nic oprócz siebie. Podkreślał w konsekwencji, że „ochrona środowiska i walka z wykluczeniem wymagają uznania prawa moralnego wpisanego w samą naturę człowieka, w którym zawiera się naturalna różnica między mężczyzną a kobietą i absolutny szacunek dla życia we wszystkich jego etapach i wymiarach”. „Bez tego uznania niekwestionowanych naturalnych etycznych granic ryzykujemy, że nasze idealistyczne cele będą iluzją, lub gorzej – ostrzegał papież – czczą gadaniną, która jest zasłoną dla nadużyć i korupcji albo ideologicznej kolonizacji dokonywanej przez nienormalne modele i sposoby życia, obce tożsamości ludzi i ostatecznie nieodpowiedzialne”.

„Jestem przekonany, że możemy dokonać zmiany – powtarzał kilkakrotnie, wskazując na ważną do odegrania rolę Stanów Zjednoczonych, ich Kongresu, prezydenta, a nawet instytucji badawczych i uniwersytetów, ale też ONZ i wszystkich przywódców świata. – Teraz jest czas na podjęcie odważnych działań i strategii, której celem będzie wprowadzenie kultury troski i zintegrowane podejście do zwalczania ubóstwa, przywrócenia godności wykluczonych, a jednocześnie ochrony natury”. „Jest dla mnie jasne – mówił biskup Rzymu w Białym Domu – że zmiana klimatu jest problemem, którego nie możemy już zostawić przyszłym pokoleniom”.


Patroni amerykańskich wartości 

„Walka z ubóstwem i głodem musi być toczona nieustannie, na wszystkich frontach, a zwłaszcza u ich źródeł” – mówił papież, powtarzając często słowa o potrzebie budowy nowoczesnej, inkluzywnej i zrównoważonej ekonomii. Patronką tych słów stała się Dorothy Day – przypomniana przez Franciszka w Kongresie jako jedna z czterech postaci, które ukształtowały amerykańskie wartości. Day, nawrócona na katolicyzm radykalna pacyfistka, kierująca przez kilkadziesiąt lat ruchem Catholic Worker, jest przykładem ewangelicznego i społecznego radykalizmu dostępnego świeckim. Samotna matka, kochająca i ciepła babcia, a jednocześnie liderka grupy do dziś praktykującej gościnność jako jedną z najważniejszych wartości, tworząc domy, w których schronienie i posiłek znajdują ubodzy, bezdomni i poranieni przez życie.

Sam papież zaraz po spotkaniu w Kongresie zrezygnował z posiłku z legislatorami, by zjeść z waszyngtońskimi bezdomnymi. Tam właśnie mówił mocno: „Nie ma społecznego czy moralnego usprawiedliwienia dla braku domów”.
Franciszek wzywał też do zaprowadzania pokoju. W Kongresie– mówiąc o potrzebie zakończenia konfliktów zbrojnych – pytał, czemu broń jest sprzedawana tym, którzy zamierzają toczyć wojny. I sam odpowiadał: dla pieniędzy! Te pieniądze są przesiąknięte krwią, często niewinną krwią. W siedzibie ONZ wezwał do rozbrojenia świata z broni nuklearnej, tłumacząc, że budowanie prawa i etyki na wzajemnym lęku nie ma sensu.

W Kongresie przypomniał też Thomasa Mertona, trapistę i pacyfistycznego działacza, który apelował o pokój, był człowiekiem dialogu i kontemplacji. Wzorcem dla pokojowego współistnienia była wieloreligijna modlitwa w budynku-pomniku stojącym na miejscu World Trade Center.

Siostry, kocham was

Franciszek mówił też do duchownych. Nie pouczał. Biskupom przypominał, że są pasterzami. Sercem ich tożsamości jest ciągła modlitwa i związek z Jezusem. „Nie chodzi o uczenie skomplikowanych doktryn, ale radosne głoszenie Chrystusa, który dla nas umarł i zmartwychwstał” – przypominał. Podkreślał, że chrześcijanie są promotorami kultury spotkania, a dialog wypływa z wierności Chrystusowi. Ostry i tworzący podziały język nie przystaje pasterzowi – mówił.

Prosił też biskupów, aby byli ojcami, duszpasterzami bliskimi ludziom, którzy są sąsiadami i sługami. Bliskość ta, jego zdaniem, powinna się zwłaszcza wyrażać w trosce o księży. „Bądźcie czujni, aby nie zmęczyło ich wstawanie, by otworzyć drzwi w nocy, gdy czują, że zasłużyli na odpoczynek. Przygotujcie ich, by byli gotowi zatrzymać się, troszczyć, ukoić, podnosić i wspomagać” – mówił Franciszek.

To piękny wzorzec, ale jak wypełnić go mają amerykańscy duchowni, skoro wkrótce połowa z nich będzie w wieku emerytalnym? Czemu nie wspomniał o diakonach stałych i świeckich pracownikach duszpasterskich, których praca jest w diecezjach i codziennym życiu parafii równie ważna?

Papież podziękował jednak siostrom zakonnym. To ważne, gdyż od2009 r. odbywały się wizytacje zakonów żeńskich oraz Konferencji Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich (LCWR), która zrzesza 80 proc. amerykańskich żeńskich zgromadzeń. Publiczna krytyka ze strony hierarchów była dla sióstr trudnym czasem, ale też zwróciła na nie oczy całej Ameryki.

W miniony czwartek w nowojorskiej katedrze Franciszek mówił do nich: „Kobiety silne, walczące, z duchem odwagi, który pcha je na pierwszą linię głoszenia Ewangelii. Do was, siostry i matki tych ludzi, chcę skierować podziękowanie i powiedzieć, że was bardzo kocham”.

Trudne momenty

Głównym powodem pobytu Franciszka w Stanach Zjednoczonych jest odbywający się w Filadelfii Światowy Kongres Rodzin, do którego dołączył pod koniec swojej wizyty. Papież mówił o młodych, którzy, będąc niepewni jutra, boją się zakładać rodziny, a z drugiej strony odwodzi ich od tego nadmiar możliwości. Tłumaczył, że do Filadelfii wybiera się właśnie po to, by celebrować i wspierać instytucję małżeństwa i rodziny.

Papież nader oględnie i łagodnie mówił, że jest świadom trudnych momentów z najnowszej historii Kościoła. Pochwalił odwagę biskupów i współczuł księżom, którzy musieli wstydzić się za niektórych swoich braci. W komentarzach pojawiało się jednak rozczarowanie – wielu Amerykanów czekało na mocniejsze słowa. Pochwałę biskupiej odwagi skomentowała szefowa organizacji Survivors Network of those Abused by Priests (SNAP) Barbara Dorris. „Niemal bez wyjątku biskupi wykazali się tchórzostwem i wciąż to robią. Mają wymówki, wykorzystują prawne kruczki, zasłaniają się drogimi prawnikami i specjalistami od PR, co trudno uznać za znaki odwagi” – stwierdziła.

W Stanach Zjednoczonych, kraju ufundowanym na prawach jednostki, Franciszek mówił o obowiązkach wobec drugiego człowieka, przyrody i Boga. Wspominając – jak w siedzibie ONZ – o świętości życia, mówił o życiu „każdej kobiety i mężczyzny, biednych, starszych, dzieci, ułomnych, nienarodzonych, bezrobotnych, porzuconych, tych uważanych za zastępowalnych, widzianych tylko jako elementy statystyk”. W Kongresie jednym tchem wymienił nienarodzonych i zakaz kary śmierci.

Franciszek przypomina politykom o wartościach amerykańskich, które chwali, ale i stawia jako wyzwanie. Przywódcom w siedzibie ONZ mówi o fundamentach, na których opiera się światowa rodzina narodów. Tak naprawdę zatem przypomina, że problemy zaczynają się w sercu człowieka – w jego chciwości, niepohamowanej wolności. Że to przekłada się na zachłanność społeczeństw, które wykluczają swoich najsłabszych. Papież zafundował nam więc rekolekcje o rozpoznawaniu pragnień targających naszymi sercami.

To nie polityka, lecz Ewangelia – zdaje się mówić, budząc sumienia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015