Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Antonio Socci, znany już polskim czytelnikom włoski dziennikarz i pisarz, tym razem napisał do papieża list otwarty. W liczącej 209 stron książce „list” rozpoczyna się na stronie 81. Poprzedza go omówienie licznych objawień maryjnych XIX i XX wieku: Rue du Bac, Maria Valtorta, Fatima, Kibeho, Civitavecchia. Przedstawione są one pod kątem zapowiedzianych przez Matkę Bożą nieszczęść i śmiertelnych zagrożeń dla Kościoła. Autor wie, że katolicy nie muszą wierzyć w prywatne objawienia, lecz zwraca uwagę na ich wagę i aktualność. Przypomniawszy objawione napomnienia i ostrzeżenia, Socci zasiada do pisania listu. Na początku trzy motta: pierwsze to cytat z Josepha Ratzingera (o tym, że Jezus pozbawiony swego świętego gniewu nie ma nic wspólnego z biblijną Ewangelią), drugie ze św. Alfonsa Marii Liguoriego („Łatwiej można trafić do piekła powołując się na Boże miłosierdzie niż na Bożą sprawiedliwość”), trzecie z kard. Charles’a Journeta („Powiedzenie »gdzie papież, tam Kościół« ma wartość, o ile papież postępuje jak papież i głowa Kościoła; inaczej ani Kościół nie jest w nim, ani on w Kościele”). List, pełen zapewnień o miłości do adresata i wyrazów troski o jego zbawienie, jest morderczą krytyką Franciszka.
Papieskie wypowiedzi autor analizuje, odwołując się do Tradycji, nauczania dawniejszych i ostatnich papieży (także Jana Pawła II, którego nie najbardziej kochał), soborów, wypowiedzi teologów i objawień, o których mowa w pierwszej części.
Socci wyrzuca papieżowi (z niepokojem), że bardziej niż zagrożeniem zbawienia dusz ludzkich zajmuje się problemami ziemskimi, że zamiast podnieść głos w obronie prześladowanych chrześcijan pisze encyklikę o ratowaniu ginących gatunków, zagrożeniu efektem cieplarnianym i (to już Socci pisze z ironią) o segregacji śmieci i urządzeń klimatyzacyjnych, że bezkrytycznie nawołuje do przyjmowania w Europie muzułmanów, nie bacząc na zagrożenia, że relatywizuje tradycyjną naukę moralną Kościoła, zabiega o sympatię ateistów i wrogów wiary, a duchownych wszelkich stopni ostro napomina, że lekceważy różnice między chrześcijaństwem luteran i katolików, że zwalcza ludzi wiernych wierze i Kościołowi, nazywając ich fundamentalistami, sztywniakami i doktrynerami, a wspiera i z czułością traktuje osoby żyjące niezgodnie z nauką Kościoła, że dąży do zrelatywizowania nauki Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa.
Jednym słowem Socci chce uświadomić papieżowi, że błądzi, że przez to, co mówi i czyni, jawi się (niemal) jak zapowiedziany przez mistyczkę Marię Valtortę antychryst. Każdy zarzut opiera na cytatach z Franciszka lub opisie jego zachowań i gestów. Źródłem podejrzeń o niewiarę w Eucharystię staje się nawet nieprzyklękanie papieża w czasie odprawiania Mszy św. spowodowane fizyczną niesprawnością.
Po otrzymaniu książki Franciszek napisał do autora: „Drogi Bracie! Otrzymałem Twoją książkę i załączony do niej list. Dziękuję Ci, oby Bóg Cię wynagrodził. Zacząłem ją czytać i jestem pewien, że wiele spośród tego, co się w niej znajduje, będzie dla mnie bardzo dobre. Faktycznie, także i krytyka pomaga nam w podążaniu właściwą drogą Pana. Dziękuję Ci za modlitwy Twoje i Twojej rodziny, prosząc Boga o błogosławieństwo, a Matkę Bożą o to, by was chroniła”.
Nie wiem, czy piękny list papieża uspokoi tych, którzy uwiedzeni świetnym stylem Socciego dali się przekonać, że obecny następca Piotra jest straszliwym zagrożeniem dla Kościoła. Nie sądzę, by Socci Franciszka nie rozumiał. Jest przerażony, bo rozumie, że papież robi (chce zrobić?) w Kościele rewolucję. I to jest prawda. Bergoglio długie lata patrzył na Kościół z perspektywy peryferii. Widział, że dziś jawi się on ludziom nie tyle jako tajemnica wiary, ile jako potężna międzynarodowa instytucja, zasobna w środki materialne i władzę. Przerostów tej władzy sam doświadczył, kiedy w sprawach, które powinny należeć do Kościoła lokalnego, musiał ulegać decyzjom Watykanu. Widział, jak przepowiadanie Ewangelii traci wiarygodność, kiedy sam Kościół wydaje się instytucją dość od Ewangelii odległą. Zdawał sobie również sprawę z tego, że wywodzące się z odległych wieków praktyki i przepisy religijne nie przemawiają dziś do zwykłych ludzi. Podjął więc dzieło reformy katolickiej mentalności, co się okazało trudniejsze od reformy Kurii Rzymskiej.
Zaraz po lekturze „Listu...” przeczytałem książkę „Francesco l’incendiario” („Franciszek podpalacz”). Włoski dziennikarz i pisarz Gian Franco Svidercoschi opisuje ten sam pontyfikat. Książka nie jest polemiką ani apologią. Svidercoschi także Franciszka rozumie, lecz w przeciwieństwie do Socciego nie jest przerażony. Obserwator Soboru, wnikliwy watykanista, doskonale pokazuje, o co Franciszkowi chodzi. Pokazuje też, jak mimo oporów oraz niefortunnych czasem i improwizowanych (lub nieimprowizowanych) wypowiedzi Franciszek kontynuuje dzieło Vaticanum II, jak wchodząc na obszary raczej omijane, budzi namiętności, jak otwiera przed Kościołem nowe drogi. Polecam więc tę książkę, która w polskim tłumaczeniu niebawem się ukaże w Znaku. Jestem pewien, że ona pomoże zrozumieć Kościół, bo trzeba zrozumieć Kościół, żeby zrozumieć papieża Franciszka. ©℗
Antonio Socci, OSTATNIE PROROCTWO. LIST DO PAPIEŻA FRANCISZKA O KOŚCIELE W CZASACH OSTATECZNYCH, przeł. ks. Robert Skrzypczak, Aromat Słowa, Kraków 2016