Zima świstaka

Cieszę się, że ogromna większość gości baru, w którym pracuję, ma covidowe paszporty i z satysfakcją je okazuje. To dobrze, że jest tak solidna grupa ludzi odpowiedzialnych.

24.01.2022

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ BRAVO
/ PAWEŁ BRAVO

Tysiąc czterysta trzydzieści dwa kroki! Tyle dokładnie wynosi odległość stąd do placu!” – dziennikarz pogodowy Phil chciał zaimponować producentce Ricie znajomością topografii miasteczka Punxsutawney. Z początkiem lutego ekipa telewizyjna zjawiła się w tej dziurze pośrodku Pensylwanii, aby sprawdzić, jak się zachowa sławny świstak, rzekomo zdolny przepowiedzieć, czy zima będzie jeszcze długa. Nie szukajcie proszę, w którym fragmencie filmu „Dzień świstaka” postać grana przez Billa Murraya wygłasza tę kwestię, bo takiej sceny tam nie ma. Po prostu mi się przyśniła.

Nigdy dotąd moja kulawa fantazja nie próbowała uzupełniać filmów. Jeśli mi się to teraz zdarzyło, to, jak sądzę, nie jest to czkawka po niespełnionej miłości sprzed 30 lat do Andie MacDowell, która grała Ritę (a także Carrie w równie wówczas kultowych „Czterech weselach i pogrzebie”). Fakt, że kochałem się w MacDowell, odzianej zgodnie z dyktatem okropnej stylistyki lat 90., dokładnie określa pokoleniowe współrzędne moje i wielu dawnych kolegów, dziś dyktujących reguły dobrego smaku.

Figle sennej wyobraźni są raczej sygnałem, jak bardzo moja głowa odnajduje się w środku tego czegoś, co w filmie służyło za komediową ramę do opowiedzenia czuło-śmiesznej historii o przemianie cynika w dobrego człowieka. Wywołanej, jak pamiętamy, tym, że Phil wraz z całym miasteczkiem wpadł w pętlę czasową i budził się kilkaset razy tego samego dnia, skazany na oglądanie tych samych scen i sytuacji. Jako jedyny świadom tej anomalii próbował różnych strategii: zaczął od ekstremalnych doświadczeń, bezkarnych z racji tego, że co dobę licznik czasu wracał do zera. Aż w końcu odkrył empatyczną bliskość z ludźmi, którym miał dość czasu się bliżej przyjrzeć i ich zrozumieć.

Za dużo dookoła mnie realnych, nieodwracalnych śmierci, żeby wybrać tę pierwszą ścieżkę. Nie mam wyboru i chyba zostanę lepszym człowiekiem, zmuszony uciec od powtarzalności tej drugiej covidowej zimy. Znowu świat się rozmazuje przez zaparowane okulary, w tramwaju, w sklepie, w księgarni. I znowu tchnie nieświeżym oddechem, który nie jest w stanie ogrzać wiecznie wilgotnego pod maseczką nosa. Paskudny kompres na twarzy czyni wstrętne doświadczenie zimy jeszcze bardziej upokarzającym. Kwarantanny, kody, męczące poczucie, że coraz więcej prostych czynności i potrzeb zaczyna zależeć od biurokracji, wprawdzie nie pieczątkowej, lecz smartfonowej, której trudno będzie się potem pozbyć.

Cieszę się, że ogromna większość gości baru, w którym pracuję, ma covidowe paszporty i z satysfakcją je okazuje. To dobrze, że jest tak solidna grupa ludzi odpowiedzialnych. Ale reglamentacja łażenia po mieście jest jednak czymś głęboko smutnym. I czyni wyłom, który w przyszłości mogą wykorzystać aż nadto troskliwi urzędnicy, wymagający np. w cukierni negatywnego testu na cukrzycę, a w barze kodu wystawianego przez ośrodek monitorowania uzależnień... Antynaukowi foliarze i tym podobne indywidua nadużywają klasyków libertarianizmu, często zresztą przy tym pomijając niewygodny fakt, że budowali oni koncepcje darwinizmu społecznego w najtwardszej postaci. Ale z tego nie wynika, że nie staje na porządku dziennym zagadnienie wolności i odpowiedzialności, daleka od histerii obawa o nadużycia władzy, równie nieprzejrzystej, co układy kwadracików w kodach QR dających wstęp do normalnego życia.

Całe szczęście, że nasz dzień świstaka – tak to na razie wygląda – jest niedomknięty i pętla wiecznego powrotu rozluźni się wraz z nadejściem wiosny. Będzie można wtedy oddać kontemplację sprzeczności w czułe ręce filozofów. W oczekiwaniu, aż lody ruszą, pozostają nam inne metody ucieczki. Niech ponury luty minie pod znakiem domowego pocieszycielskiego jedzenia, zwanego z angielska comfort food. Domowego, bo spora część z nas i tak wyląduje na kwarantannie. Pamiętajcie, by zrobić zapas cukru i masła. Dużo masła, mąki i jajek. Niezbędny będzie słoik nutelli i masła orzechowego, mascarpone nie zaszkodzi, ma długą datę ważności. Tłusta śmietana przyda się do comfort food na słodko, ale i na słono. Warto zachomikować dobre ziemniaki, dużo cebuli, klocek parmezanu, parę kul mozzarelli, groszek, najlepiej mrożony, i dużo kukurydzy. To drugorzędne zazwyczaj warzywo okazuje się mieć fascynującą moc otulania. Mdłą słodycz, jakiej teraz mocno potrzebujemy.

Ktoś powie, że to pocieszenie tyleż łaskocze ośrodek nagrody w mózgu, co masakruje wątrobę i prowadzi do otyłości. Tak, jest w tym niewątpliwie sprzeczność, że coś tak dobrego może być złe. Może wrócimy do tego na wiosnę. ©℗

Podawałem kiedyś kilka przepisów na comfort food z kukurydzy mrożonej – m.in. na zupę z dodatkiem mleka – namawiam, by odszukać ją w archiwum. Tymczasem całkiem niedawno trafiłem w „New York Timesie” na przepis z wykorzystaniem kukurydzy puszkowej, podany tam jako składnik wyszukanej kolacji koreańskiej, dla mnie jednak tej zimy działający wieczorami jako szybki solowy pocieszyciel. W misce mieszamy puszkę odsączonej kukurydzy, drobno posiekaną połowę czerwonej papryki, 3 obfite łyżki majonezu, łyżkę cukru i szczyptę soli. Ogrzewamy na ogniu metalową, najlepiej żeliwną brytfankę, topimy w niej 2 łyżki masła. Kukurydzę układamy w niej tak, żeby stworzyła cienką warstwę, i podgrzewamy minutę. Pokrywamy pokrojoną na kawałki mozzarellą zmieszaną z jakimś ostrzejszym serem (np. cheddar albo ostra wersja provolone). Wkładamy do piekarnika na jak najwyższy poziom i zapiekamy od góry w 200 stopniach kilka minut, aż ser ładnie się zrumieni. Najlepiej smakuje po odgrzaniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2022