Rozmowa w całodobowym

– Wziąć pomidory? Te śliwkowe, wiesz. – Daj spokój, to cień namiastki, jak małżeński obowiązek. Jeśli wjadą na stół, to pomyślę, że już mnie nie kochasz.

26.03.2018

Czyta się kilka minut

 / ISTOCK / GETTY IMAGES
/ ISTOCK / GETTY IMAGES

Gdzie ja ci w całodobowym dowód miłości wytrzasnę? – Zobacz, może mają w promocji sercowe czekoladki, co im z walentynek zostały.

– Bardzoś dowcipna, sama rusz się z domu i zrób te zakupy.

– Dobra, upieczesz te pomidory w połówkach, posypie się oregano i pieprzem, doda podwójnie oliwy, to sobie jeszcze nią polejesz sałatę jutro do biura.

– Właśnie, sałata, wezmę dwie paczki. Wolisz z rukolą czy z roszponką?

– Z rukolą. Ale musisz buraki przynieść, te podłużne, wrzucę do pieca obok pomidorów.

– Całą zimę ćwiczymy buraki z rukolą, ogórkiem i sałatami. Już mam dosyć.

– Sam głosisz, że to niewyczerpany skarb Polaka, kisimy i śmierdzi w domu jak w sieni podlaskiego chłopa.

– Wszystko przez ciebie, naczytałaś się u Katza, że fermentacja nas zbawi. Już wolałem, jak miałaś fazę na jarmuż. Czekam, aż ci wmówią, że nastał czas pleśni.

– Sam jesteś pleśń, śmietana ci ostatnio zarosła, fakt, że miesiąc po dacie ważności.

– Optymistyczny dowód, że jednak miała coś wspólnego z mlekiem.

– To tak jak twoje gotowanie ma coś wspólnego z Włochami. Myślałam, że kuchnia będzie pachnieć bazylią, a nie smażoną słoniną.

– Po pierwsze, lardo di Colonnata jest najszlachetniejszą wędliną w Toskanii, taka słonina 30 euro za kilo kosztuje. Po drugie, jest zima w marcu, a ja stoję w Biedronce, a nie na Campo dei Fiori.

– To już zróbmy zimowo, ale włosko, weź pomarańcze.

– Ale fenkuła tu nie mają, chciałaś zrobić tę sałatkę z Sycylii?

– Nie, do sałaty myślałam. Trzeba tylko czymś bardzo słonym te pomarańcze przełamać. Widzisz tam fetę?

– Ten tak zwany serek kanapkowy, mówisz? Prędzej mi ręka uschnie, nim użyję tego jako fety. Potęga naszego mleczarstwa na nim stoi, cały świat arabski tym karmią, ale trzymajmy się jednak słów jak pijany płotu.

– A tu byś się akurat dogadał z mleczarzami, właśnie przewalczyli w Unii, że masło orzechowe nie ma prawa się nazywać masłem.

– To może za jednym zamachem skończy się sojowe latte. Ta ciecz smakująca wodą spod fasoli na pewno nie jest mlekiem.

– Ale twoja kawa z bimbrem z wytłoczyn to nadal będzie corretto? Nie wiem, jak można uważać, że grappa może coś poprawić. Caffé zepsuto.

– Może później te czułości, bo zamarznę przy lodówkach. Bryndza leży, co prawda ona owcę to widziała przez moment w telewizji, ale będzie dość słona, ok?

– Super. Jeszcze szczypiorek, pasuje do pomarańczy.

– Jak szczypiorek, to mnie ochota na tuńczyka wzięła.

– Ta miazga w puszce? Jeśli widziała tuńczyka w telewizji, to musiało to być TVP Info u sąsiadów.

– Ale dobrze wychodzi w paście, jak się zmiksuje pół na pół z czarnymi oliwkami. Tymi z gumy, drylowanymi, co to je Hiszpanie wciskają z zemsty za utratę kolonii.

– Wiem, wiem, twoja fiksacja, jak zrobić fancy kolację ze śmieci z dyskontu. Posmarujemy łodygi selera naciowego, znajdziesz na pewno, nikt tego nie kupuje.

– Dziękuję, że mi przypominasz o prostacie. Źródło cynku i te rzeczy.

– Właśnie, jeszcze magnez i selen.

– Ty jesteś jak zdrowie, wystarczy mi twój uśmiech za dietę, błagam, nie róbmy mendelejewa.

– Czekolady jesz za dużo, więc magnezu ci nie trzeba, ale selen...

– Widzę tylko kukurydzę.

– I pewnie chcesz ją z majonezem? W życiu. Chcesz się pobawić w dzieciństwo, to ogarnij szybki deser.

– Mascarpone z nutellą? Pół na pół i lekko zmrożone, z biszkoptami moczonymi w kawie.

– Dajesz! Dzieci w końcu wyjechały, można przestać udawać.

– Dobra, już przy kasie. Zapraszasz sąsiadów?

– Tylko to wszystko zbyt zwyczajne, święta idą, wymyśl jakiś akcent.

– Mamy jeszcze zamrożony groszek? Ugotuj ze 100 gramów w małej ilości wody przez parę minut, zmiksuj i ostudź. Obok namocz dwa listki żelatyny. Ja w tym czasie dojadę.

– Wegańskie cudactwo? Pamiętaj, że żelatyna jest ze świni.

– Nie, spokojnie. Potem podgrzeję 400 ml śmietany z 50 g cukru pudru i laską wanilii, prawie do wrzenia, wrzucę żelatynę i purée z groszku. Rozlejemy i będzie groszkowa panna cotta.

– Ale nie zdąży stężeć, to parę godzin zajmuje.

– No to zostanie dla nas, na jutro, będziemy mieli zamiast wiosny za oknem. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2018