Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zastanawiałem się, jak w dzisiejszych czasach, w czasach demokracji i niepodległości, można zdradzić Polskę. Zdrada typu wojskowego raczej nie wchodzi w grę, zdrada polegająca na ujawnieniu polskich tajemnic technologicznych wydaje się mało prawdopodobna, bowiem takich tajemnic nam brak. Jednak, teraz, w przeddzień referendum, wiem, na czym może polegać zdrada. Nie na głosowaniu przeciw wejściu Polski do Unii Europejskiej, chociaż jest to zapewne błąd, o jakim w historii będzie się bardzo źle mówiło, ale na użyciu antyunijnego argumentu z powodów osobistych lub partyjnych, dla osiągnięcia popularności lub sukcesu wyborczego.
Nie używałbym pojęcia zdrady w stosunku do tych, którzy mają rozsądne - w ich mniemaniu - argumenty na rzecz tezy, że uczestnictwo Polski w Unii Europejskiej będzie dla nas szkodliwe. Dotychczas wprawdzie takich argumentów nie słyszałem, ale można spróbować sobie wyobrazić na przykład orientację prowschodnią, która polegałaby na tym, że chcemy cywilizować Rosję i razem z nią ustanowić słowiańską potęgę (pod naszym kierownictwem). Wprawdzie w XIX wieku byli już tacy, którzy roili o podobnych rozwiązaniach i historia potraktowała ich okrutnie, ale zawsze można znów spróbować. Inna koncepcja mogłaby polegać na nowym izolacjonizmie Polski, ale z czego byśmy wtedy żyli - nie wiadomo.
Natomiast odpada kilka innych tradycyjnych argumentów nacjonalistycznych: nie ma już dzikiej konkurencji gospodarczej narodów, jaką postulowano na początku XX wieku. Dzisiaj narody bogacą się dzięki współpracy, a nie dzięki walce o rynki. Nie ma argumentów religijnych, nie tylko dlatego, że „tak” powiedział Jan Paweł II, ale przede wszystkim dlatego, że cała Europa jest w podobnym stopniu chrześcijańska i równocześnie świecka. Nie ma też sensu argument, że obcy kapitał nas wykorzysta, bo praktycznie nie ma polskiego kapitału, a kilku polskich miliarderów żyje z usług i pośrednictwa. Czy to ich interesy mają nam leżeć szczególnie na sercu? Wreszcie argument z dziedziny rolnictwa jest jawnie nonsensowny, bo polskie rolnictwo jest w stanie beznadziejnym i po prostu gorzej być nie może, nawet w Unii Europejskiej.
Wynikałoby z tego, że dobrych argumentów przeciwko naszemu wejściu do Unii po prostu nie ma. Jednak nie chcę tak stanowczo tego formułować. Natomiast z całą stanowczością można powiedzieć, co już teraz wiadomo. Otóż pierwsze lata po wejściu do Unii będą zapewne trudne i będzie okazja, by wykorzystać niezadowolenie społeczne. Tak postępować i na to liczyć może tylko zdrajca. Na pewno nie wszystkie negocjacje będą się toczyły zgodnie z naszymi oczekiwaniami, ale to jest do przewidzenia i cieszyć się z tego może tylko zdrajca.
Mam we Francji czy Wielkiej Brytanii przyjaciół, którzy głosowali przeciwko wejściu ich krajów do Unii, ale my nie jesteśmy w położeniu Francji czy Wielkiej Brytanii, gdzie inne ewentualności miałyby solidne uzasadnienie. My jesteśmy, przy wszystkich wątpliwościach, na Unię skazani. My, to znaczy wspólnota Polaków. W ramach niej można debatować o wszystkim, jednak kto podejmie decyzję i wzywał będzie innych do podjęcia decyzji w imię prywaty, ten stawia się poza ową wspólnotą, która jest demokratyczna, ale także patriotyczna. To właśnie jest zdrajca. Marny jego los.
Marcin Król