Studia drogie jak nigdy

To punkty za pochodzenie w nowej odsłonie: jeśli nie mieszkasz od urodzenia w dużym mieście lub nie masz zamożnych rodziców, nie udźwigniesz coraz wyższych kosztów studenckiego życia.

26.09.2023

Czyta się kilka minut

Studia drogie jak nigdy
Studenci wprowadzają się do akademików. Dom Studenta „Pingwin” na Politechnice Rzeszowskiej, 28 września 2021 r. / PATRYK OGORZAŁEK / AGENCJA WYBORCZA.PL

Studentka pierwszego roku. Kultu­ralna, niepaląca i bez innych nałogów, wynajmie pokój w Krakowie. Najlepiej na wyłączność i do trzydziestu minut komunikacją miejską od centrum – choć po ostatnich doświadczeniach zaczyna tracić nadzieję, że uda jej się znaleźć takie lokum i nie przekroczyć ustalonego z rodzicami budżetu 1500 zł miesięcznie. Rok akademicki startuje w przyszłym tygodniu. Trzy poprzednie poświęciła na przeglądanie ofert, wizytowanie mieszkań i korespondencję z wynajmującymi, która, jak mówi, chwilami ocierała się o absurd.

– Jeden pan wpisał np. do umowy, że jeśli spóźnię się z zapłatą 14 dni, będzie mógł wyrzucić mnie na bruk bez zwrotu kaucji – mówi. – W innym kontrakcie znalazłam punkt, zgodnie z którym po roku mieszkania w pokoju musiałabym go wyremontować na własny koszt. Wynajmujący oczekiwania mają astronomiczne, a sami czasem zachowują się jak dzieci. Kilka dni temu oglądałam mieszkanie. Mówię, że biorę pokój, umawiamy się na podpisanie umowy następnego dnia. Wieczorem wchodzę do serwisu z ofertami i widzę, że mieszkanie jest nadal dostępne. Dzwonię zaniepokojona do kobiety, a ona mi spokojnym głosem oświadcza, że w międzyczasie pokój wziął ktoś, kto zapłaci więcej. Dwa dni zmarnowane. Nawet nie przeprosiła.

Zakaz przestawiania mebli

Moja rozmówczyni nie chce pozostać anonimowa. Wręcz z przyjemnością opowie o swoich perypetiach z poszukiwaniem stancji, bo sytuacja młodych ludzi próbujących przenieść się na studia do dużego miasta jeszcze nigdy nie była – jak twierdzi – równie trudna. Nazywa się Zuzanna Kicińska, ma 18 lat i pochodzi z Lublina. W pierwszej turze rekrutacji złożyła dokumenty na socjologię i na stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim i na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w rodzinnym Lublinie. Do Warszawy się nie dostała, został UMCS, ale Zuza zawsze marzyła o studiach w innym mieście. W drugim podejściu miała więcej szczęścia, przyjęto ją na obu obstawianych kierunkach, z których wybrała politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. – Rekrutacja w tej turze zakończyła się w pierwszych dniach września – mówi. – Zdawałam sobie sprawę, że będę przez to na gorszej pozycji w wyścigu po mieszkania, ale nawet mając w głowie opowieści koleżanek, które już przez to przeszły, liczyłam, że będzie jednak łatwiej i taniej. No i się boleśnie rozczarowałam.

Kilka dni temu Zuzanna oglądała w Krakowie mieszkanie w wieżowcu z wielkiej płyty w pobliżu wylotówki na Katowice. Okolica głośna i do tego ustawicznie zakorkowana, na szczęście dogodnie skomunikowana z centrum dzięki nowej linii tramwajowej. Na niespełna 50 metrów kwadratowych do wynajęcia składały się trzy pokoje, każdy oferowany oddzielnie, niewielka ślepa kuchnia, takaż łazienka i malutki przedpokój, który Zuzie od razu skojarzył się z mieszkaniem jej dziadków, bo wykończono go starą, skrzypiącą przy najlżejszym dotyku boazerią. W najgorszym stanie była jednak łazienka.

– Na suficie stare zacieki, w wannie rdza, gołym okiem widać, że w mieszkaniu od lat nie było remontu – wylicza. – Pokoje miały może po 10 metrów, wyposażono je w meble pamiętające jeszcze komunę, ale nie szukam przecież luksusów. Spytałam o cenę. Pokoje bez balkonu po 1300 zł miesięcznie plus media. Najjaśniejszy, z wyjściem na balkon – o 300 zł droższy. Rachunki w mieszkaniu wychodziły na poziomie 1200 zł miesięcznie, czyli dla mnie za drogo, nawet gdyby koszty rozłożyć na trzech najemców. Na szczęście właściciel z miejsca zaznaczył, że w pokoju nie wolno niczego przestawić ani nawet zawiesić na ścianie. Dzięki temu mogłam mu od razu powiedzieć, że nie odpowiadają mi takie warunki – kiwa z niedowierzaniem głową Zuzanna.

/ LECH MAZURCZYK

W kolejny weekend, ostatni przed startem nowego roku akademickiego, Kicińska wybiera się do Krakowa z rodzicami. W planach mają obejrzenie kilku ofert ostatniej szansy, dalej od centrum, gorzej skomunikowanych, za to tańszych. – Na liście moich priorytetów własny pokój plasuje się wyżej od dogodnego dojazdu na uczelnię. Na studiach chcę się przede wszystkim uczyć, muszę mieć ciszę i namiastkę domowej prywatności. O dorabianiu na razie nie myślę. Wolałabym nie tracić na to czasu, który mogę poświęcić na naukę, o ile oczywiście nie zmusi mnie do tego sytuacja materialna. Mama uczy w przedszkolu angielskiego. Tata jest informatykiem, ale rodzice mają też na utrzymaniu młodszego o 10 lat brata i moje studia w Krakowie będą dla naszego budżetu sporym obciążeniem. Nic to, mam nadzieję, że się to nam jakoś poskłada i dotrwam do obrony dyplomu – uśmiecha się Zuza.

Sześć tygodni

Wykładowcy nazywają to czasem „miesiącem prawdy”. W drugiej połowie listopada wszystkie uczelnie składają w zintegrowanym systemie informacji o nauce „Pol-on” oficjalne dane o liczbie osób rozpoczynających rok akademicki na poszczególnych kierunkach. Po pierwszych sześciu tygodniach już wiadomo, ile osób będzie kontynuować studia. Niektórzy przenoszą się w tym czasie na inny kierunek. Inni rezygnują. Jednych rozczarowały zajęcia. Ktoś nie znalazł stancji albo nie załapał się na akademik, waletował u znajomych lub codziennie dojeżdżał z rodzinnego domu, aż w końcu stracił motywację do takiego życia w zawieszeniu. Nie brak też i takich, którym sześć pierwszych tygodni studiów przynosi smutną odpowiedź na pytanie, czy budżet, którym dysponują, wystarczy w ośrodku uniwersyteckim choćby na wegetację. W minionym roku akademickim – jak wynika z najnowszej edycji raportu „Portfel studenta” przygotowanego na zlecenie Związku Banków Polskich – 17 proc. studentów rozważało przerwanie nauki z powodów ekonomicznych. Takie pytanie w badaniu padło po raz pierwszy, trudno więc o retrospektywne porównanie.

– Nie wiemy, ile osób porzuca studia z przyczyn czysto ekonomicznych, bo wielu z nich z dnia na dzień po prostu przestaje się pojawiać na zajęciach – tłumaczy rektor UJ prof. Jacek Popiel. – Będę jednak szczery: z niepokojem czekam na listopad i dane o rezygnacjach. Samorząd od miesięcy sygnalizuje, że sytuacja materialna studentów, zwłaszcza przyjezdnych, jest bardzo trudna. Inflacja i wzrost kosztów życia uderza w całe społeczeństwo, ale studenci spoza Krakowa muszą mierzyć się dodatkowo z drastyczną podwyżką opłat za najem mieszkań. Renoma naszego uniwersytetu od lat przyciągała z całego kraju wielu młodych ludzi marzących o nauce w Krakowie. W tym roku akademickim, jak wynika ze wstępnych danych, kandydatów z Pomorza, Mazur czy Podlasia było rekordowo niewielu. Trudno nie powiązać tego z sytuacją ekonomiczną, bo nasz uniwersytet należy do nielicznych w Polsce uczelni, które w tym okresie odnotowały także wzrost liczby chętnych do podjęcia studiów. W bieżącym roku akademickim o jedno miejsce na UJ rywalizowało średnio ponad trzech kandydatów – podkreśla rektor.

W styczniu 2022 r. – jak podliczyli niedawno autorzy raportu przygotowanego przez serwisy Expander i ­Rentier.­io – średni koszt wynajmu dwupokojowego mieszkania o powierzchni do 50 m kw. wyniósł w Polsce 2242 zł. Rok później najemcy za takie samo lokum musieli zapłacić już o ponad 28 proc. więcej. Największy wzrost, aż o ponad 36 proc., odnotowano właśnie w Krakowie. Najwolniej mieszkania na wynajem drożały tam, gdzie cena wcześniej poszła najwyżej, czyli w Warszawie – ale nawet tam wzrost sięgnął 22 proc. Za wynajem dwupokojowego mieszkania w stolicy trzeba zapłacić dziś średnio 4,6 tys. zł. We Wrocławiu to samo kosztuje 3,3 tys. zł. W Krakowie i Gdańsku wynajmujący żądają średnio po 3,2 tys. zł. A przecież do tego trzeba doliczyć jeszcze czynsz i media, które również nie tanieją. Jak podaje Eurostat, koszty użytkowania mieszkania lub domu w sierpniu ub.r. były w Polsce aż o 27,4 proc. wyższe niż rok wcześniej (przy inflacji sięgającej wówczas 16,1 proc.). Rosną także stawki lokalnych podatków – słowem, wszystko, co wynajmujący przerzucają potem na najemców.

W rezultacie, jak wynika z najnowszego raportu „Portfel studenta”, w zakończonym roku akademickim udział kosztów najmu mieszkania w comiesięcznych wydatkach statystycznego posiadacza indeksu przekroczył 34 proc., zamykając się w kwocie 1350 zł. W przypadku studentów uczelni publicznych, którym budżetów nie obciążało czesne, było to już 40 proc. W roku akademickim 2021-2022 aż 29 proc. polskich studentów płaciło za kwaterę od 501 do 800 zł. Rok później – już tylko 23 proc. Jednocześnie nastąpił znaczny wzrost odsetka tych, których dach nad głową kosztował od 1201 do 1500 zł miesięcznie (z 6 do aż 15 proc.) i powyżej 1500 zł (z 9 do 14 proc.). Efekt? Już 46 proc. studentów w minionym roku akademickim mieszkało z rodzicami, ewentualnie u krewnych lub znajomych, którzy nie oczekiwali za to pieniędzy. Rok wcześniej – 43 proc. W roku akademickim 2019-2020 odsetek studentów, którzy nie wynajmowali odpłatnie mieszkania, wyniósł tylko 27 proc.

Plan B

3280 zł – tyle co miesiąc wydawał w ubiegłym roku akademickim przeciętny student uczelni publicznej. Słuchacze – czy raczej klienci uczelni prywatnych – musieli dołożyć do tej kwoty średnio po 600 zł miesięcznie. W ciągu zaledwie jednego roku akademickiego wzrost wydatków studentów sięgnął zatem 20 proc. – znacznie powyżej średniorocznej inflacji, która w 2022 r. wyniosła 14,4 proc., nie mówiąc już o wzroście wynagrodzeń, które w tym czasie wzrosły średnio o 11,7 proc.

Na pytanie o sytuację materialną w ciągu minionych dwunastu miesięcy, 33 proc. studentów ankietowanych w ostatniej edycji badania odpowiedziało, że uległa ona lekkiemu lub poważnemu pogorszeniu. Rok wcześniej takich samych odpowiedzi udzieliło 38 proc. badanych studentów. Kryzys kosztów życia wśród studiujących trwa jednak dłużej. Już w 2020 r. w tym samym badaniu aż 53 proc. respondentów uskarżało się na obniżenie swojego standardu materialnego.

Pomiędzy rokiem 2016 a 2022 przeciętne miesięczne wydatki studenta w Polsce wzrosły o niemal 102 proc. Skumulowana inflacja cen towarów i usług konsumpcyjnych w latach 2016-2022 wyniosła tymczasem zaledwie 31 proc.

Kryzys kosztów życia to nie jedyne wytłumaczenie. Wiele przemawia za tym, że wśród słuchaczy polskich uczelni systematycznie ubywa osób z uboższych domów, a średnie wydatki studentów winduje konsumpcja tych, których sytuacja materialna nie zmusza do zaciskania pasa.

Prof. Jacek Popiel: – Ostatnie dwa lata po lockdownie to czas, kiedy na UJ obserwujemy stały spadek odsetka studentów ze wsi i małych miast. Nie mam w tej chwili przed sobą dokładnych danych, ale mówimy o zmianie, która we wspomnianym okresie sięgnęła nawet 30 proc. Od rektorów innych dużych uczelni słyszę o identycznym problemie, obawiam się więc, że mówimy o zjawisku ogólnopolskim.

Z perspektywy Nowej Soli, niespełna 40-tysięcznego miasteczka w województwie lubuskim, wygląda to następująco. Jedyny bezpośredni pociąg do Krakowa jedzie stąd sześć godzin, codzienne dojazdy na uczelnię są więc niemożliwe. – Zresztą byłbym na miejscu przed północą i nadal potrzebowałbym noclegu. O kosztach nie wspomnę, bo w obie strony wyszłoby prawie dwie stówy dziennie. Jedna piąta mojego aktualnego budżetu – uśmiecha się nieśmiało Michał, student drugiego roku mechaniki na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

Pierwszego października Michał będzie jednak w rodzinnym domu w Nowej Soli. Na urlopie dziekańskim.

– Ojciec jest na rencie, brat za rok pójdzie do liceum. Na szczęście mama pracuje. Jej pensja jako tako spina nam budżet, choć ostatnio z roku na rok jest coraz trudniej. Szedłem na studia wiedząc, że będę musiał dorabiać. Załapałem się na akademik. Miejsce kosztowało ponad 500 zł miesięcznie, a z domu dostawałem co miesiąc tysiaka. Pracowałem dorywczo jako kurier rowerowy. Dało się zarobić pod dwa, czasem dwa i pół tysiąca miesięcznie, a to wraz z pieniędzmi z domu pozwalało mi już jakoś funkcjonować w Krakowie – wylicza.

W kwietniu tego roku, jadąc rowerem do klienta, Michał stracił przytomność. Ocknął się w szpitalu. – Złamany obojczyk, lekkie wstrząśnienie mózgu, ale to nie było najgorsze. Lekarze zaczęli sprawdzać, co właściwie mi się stało, i okazało się, że mam ciężką, wcześniej niewykrytą arytmię serca. Wypisali mnie ze wskazaniem, że z aktywności fizycznych na razie zostaje mi spacer. Odpuściłem więc kurierkę, załatwiłem sobie pracę w restauracji – i czwartego dnia, niosąc zamówienie, prawie wywaliłem się z zupą na klienta. Zdałem egzaminy w sesji letniej i poprosiłem o urlop dziekański. Nie było wyjścia. Nie wiem, co dalej. Liczę na to, że się podleczę przez ten rok i będę mógł wrócić do pracy, żeby móc się utrzymać w Krakowie. Bardzo chcę tam wrócić.

Na pytanie o plan B Michał nie chce zrazu odpowiedzieć. – Jeśli nie będzie innego wyjścia, spróbuję przenieść się na jakieś studia techniczne do Zielonej Góry. Pociągiem to tylko 20 minut z domu. Dyplomu tej uczelni nie da się porównać z AGH, ale lepszy taki niż żaden.

Czy to dalej Alma Mater?

W Polsce studiuje obecnie około 1,22 mln osób. W porównaniu z rokiem 2006, kiedy uczelnie wyższe kształciły niemal dwa miliony Polaków, widać zatem wyraźny regres. Po okresie dynamicznego wzrostu przyszła głęboka przecena znaczenia wyższego wykształcenia, które przestało być symbolem statusu i gwarantem awansu zawodowego. Dziś jednak liczba studentów znów lekko rośnie: w zeszłym roku, jak podaje GUS, przybyło ich o niespełna 0,5 proc., choć w praktyce wzrost ten koncentruje się w dużych ośrodkach uniwersyteckich, które prócz dobrej kadry profesorskiej mogą zaoferować studentom wyższy poziom życia. Co trzeci student w Polsce kształci się dziś w województwie mazowieckim (274,6 tys.) lub małopolskim (144,2 tys.). Niestety, wciąż dominują wśród nich osoby z innych miast.

Akademia przemocy

Ponad 40 procent studentek i studentów doświadczyło molestowania, co trzecia osoba – molestowania seksualnego. Według anonimowych badań, bo oficjalne skargi są rzadkością, a sprawcy latami pozostają bezkarni.

Badania dostępności studiów dla młodzieży wiejskiej, przeprowadzone w 2018 r. przez dr. hab. Dominika Antonowicza, dr. Krzysztofa Wasielewskiego i dr. Jarosława Domalewskiego pokazały, że choć w całej populacji pochodzenie wiejskie ma ok. 40 proc. Polaków, ich odsetek wśród studentów utrzymuje się na o wiele niższym poziomie. Na Uniwersytecie Warszawskim wiejskie pochodzenie w 2018 r. deklarowało niecałe 19 proc. studiujących. Na Uniwersytecie Wrocławskim to prawie 25 proc., na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu – 33 proc., a na Uniwersytecie Opolskim to 36 proc. studentów. Gołym okiem widać tu niepokojącą zależność: im większy i silniejszy ośrodek uniwersytecki, tym mniejszy odsetek osób pochodzenia wiejskiego, które podejmowałyby tam studia. Autorzy badania w podsumowaniu wskazują na odpowiadające za taki stan rzeczy zjawisko swoistej autoselekcji młodzieży wiejskiej, która nazbyt często wybiera szkoły maturalne najbliżej miejsca zamieszkania, ale o gorszych wynikach na egzaminie maturalnym – co później przekłada się na mniejsze szanse dostania się na dobrą uczelnię. Na wsi z reguły brak również tradycji rodzinnych, które w miastach często decydują o wyborze miejsca, a nawet kierunku studiów w kolejnym pokoleniu.

Dziś zaś dochodzi do tej listy czynnik czysto ekonomiczny. Biorąc pod uwagę choćby różnicę wysokości przeciętnego rozporządzalnego dochodu w mieście i na wsi (według danych z ostatniego Spisu Powszechnego to odpowiednio 2089 i 1639 zł), kryzys kosztów życia musi nieporównywalnie częściej krzyżować edukacyjne plany młodym mieszkańcom wsi niż miast. Owszem: droga do akademii z terenów wiejskich zawsze była dłuższa i bardziej wyboista niż ta, którą musiała pokonać młodzież z dużych miast. W międzyczasie doszło jednak do ważnej zmiany. Uczelnie wyższe także zbiedniały i nie stanowią już dla studentów takiego wsparcia, jakie mogły zaoferować im wcześniej. Mater (łac. matka) – owszem. Alma (łac. żywicielka) – już niekoniecznie.

O subwencjach oświatowych dla uczelni wyższych ich rektorzy mówią dziś niemal tym samym językiem, którym swoje położenie opisują od pewnego czasu samorządowcy – czyli coraz więcej obowiązków za niemal te same pieniądze. Zamrożenie przez rząd minimalnego progu dochodowego (odmrożonego dopiero na początku tego roku) doprowadziło do spadku liczby studentów pobierających stypendia socjalne. Zgodnie z danymi GUS w 2019 r. takie świadczenie pobierało 101,8 tys. osób. W 2020 r. – 79,4 tys., a rok później już tylko 65,8 tys. Za kosztami życia w dużych miastach od dawna nie nadążają też wynagrodzenia dla doktorantów.

– Asystent na etacie, często z doktoratem, zarabia obecnie pensję minimalną. Od stycznia wzrośnie ona do ok. 3200 zł na rękę. Proszę sobie wyobrazić młodego człowieka, nierzadko już z rodziną, który za takie pieniądze musi się utrzymać w dużym mieście – kiwa głową rektor Popiel. – W takich warunkach trudno mówić o płynnym wejściu w dorosłość, które dałoby się połączyć z owocną pracą naukową.

Uniwersytet Jagielloński szacuje, że proporcjonalnie do potrzeb studentów i doktorantów, brak mu obecnie ok. 500 miejsc w akademikach. Na ten rok uczelnia przygotowała ich 2947, z czego już 2826 jest zarezerwowanych. Stawki oscylują od 560 zł miesięcznie za miejsce w pokoju wieloosobowym do 980 zł za jednoosobowe korzystanie z dwójki. Zarządzający domami studenckimi złożyli jednak propozycję podwyższenia opłaty za miejsce w pokoju wieloosobowym do 600 zł. Uczelniana Komisja Ekonomiczna jeszcze ich nie zaopiniowała.

– Nasze możliwości w sferze socjalnej są prostą pochodną naszego budżetu, a realia są, jakie są – odpowiada dyplomatycznie rektor UJ. – Czasem z pomocą przychodzą nam zamożni absolwenci, fundując po kilka stypendiów dla uzdolnionych studentów z ich rodzinnych stron, ale to kropla w morzu potrzeb. Ministerstwo Edukacji i Nauki na problem kryzysu kosztów życia w dużych miastach ma inną receptę. Chce dalszego rozdrobnienia nauki i większej liczby wyższych uczelni w małych miastach.

Jak za młodości Pigonia

Zuzanna Kicińska sprawdza w internecie, jak dojechać na uczelnię z jednej z potencjalnych stancji. Program pokazuje, że przesiadkę będzie mieć koło teatru Bagatela, opodal uniwersyteckiego domu gościnnego im. Stanisława Pigonia, wybitnego historyka literatury polskiej i rektora UJ. Pigoń przyszedł na świat w 1885 r. w podkarpackiej Komborni, w rodzinie chłopskiej. Rodzice widzieli go przy pługu, ale on wybrał książki i dzięki wielkiemu samozaparciu i szczęściu zdołał skończyć studia, a potem rozpocząć karierę naukową. W ówczesnej Polsce był to bezprecedensowy przykład awansu z nizin do elity, jaką w tamtych czasach stanowiła profesura.

Po II wojnie światowej, za sprawą inżynierii społecznej narzuconej krajowi przez komunistów, ścieżki awansu stanęły otworem przed tysiącami następców Pigonia. Słynne punkty za pochodzenie w pierwszych powojennych latach wręcz faworyzowały w wyścigu o indeks młodzież z relatywnie ubogich rodzin robotniczo-chłopskich. To, z czym mamy do czynienia obecnie, to ich swoisty powrót w nowej odsłonie: jeśli nie mieszkasz od urodzenia w dużym mieście lub nie masz w miarę zamożnej rodziny, nie udźwigniesz coraz wyższych kosztów życia na studiach. I to się może długo nie zmienić.

O sprzedaży akademika debatuje Samorząd Studencki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Dom Studencki „Jowita”, Poznań, 4 kwietnia 2023 r. / ŁUKASZ CYNALEWSKI /  AGENCJA WYBORCZA.PL

Ekonomiści szacują, że kilkuprocentowa inflacja będzie nam towarzyszyć jeszcze półtora roku do dwóch lat. Nawet gdy już wróci w koryto wyznaczone jej przez bank centralny, ceny nie spadną do poziomu sprzed pandemii. A jeśli po drodze polska gospodarka złapie zadyszkę, wpadniemy w pułapkę stagflacji, czyli rosnących cen i zarobków, które za nimi nie nadążają. Taki scenariusz równałby się zabetonowaniu jednej z ostatnich dostępnych ścieżek awansu społecznego, jaką dają studia w dużym mieście.

Autorzy opublikowanego przed trzema laty Global Social Mobility Report porównali ścieżki awansu społecznego w 82 krajach. Polska zajęła w tym rankingu 30. miejsce, głównie za sprawą jakości krajowej edukacji (pod tym względem uplasowaliśmy się na 14. pozycji). Wysoko oceniono również chłonność polskiego rynku pracy (miejsce 26.) i mechanizmy opieki społecznej (26.). Ostateczną pozycję Polski w rankingu mocno zaniżała ocena dostępu do edukacji – pod tym względem plasowaliśmy się dopiero na 42. pozycji. Niższe noty otrzymaliśmy jedynie w porównaniach warunków pracy (pozycja 46.) i kształcenia ustawicznego (miejsce 48.).

Za główną bolączkę polskiej edukacji autorzy raportu uznali wtedy niską dostępność do nauczania przedszkolnego, zapaść w nauczaniu zawodowym oraz wysoki jak na państwo rozwinięte odsetek dzieci, które nie chodzą do szkoły. Ranking powstał jednak w roku 2020, kiedy kryzys kosztów życia jeszcze nie majaczył na horyzoncie sytych społeczeństw Europy i nie mógł mieć wpływu na ocenę dostępności do szkolnictwa wyższego. W Polsce wskaźnik średniorocznej inflacji sięgnął wówczas 3,4 proc.

Od tamtej pory przeciętne wydatki polskiego studenta wzrosły jednak o ponad 1,2 tys. zł – czyli niemal o tyle samo, ile obecnie kosztuje średnio wynajęcie lokum studenckiego w którymś z miast uniwersyteckich. Doprawdy, znamienny zbieg okoliczności. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Studia drogie jak nigdy