Wyścig z wirusem w tle

Cztery lata temu zaufali Trumpowi, bo nie chcieli głosować na Hillary Clinton. Teraz, w kraju pogrążonym epidemią, z dwojga złego wolą Demokratę Joego Bidena.
z San Diego (USA)

06.07.2020

Czyta się kilka minut

Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa w Tulsie w stanie Oklahoma, 20 czerwca 2020 r. / WIN MCNAMEE / GETTY IMAGES
Na wiecu wyborczym Donalda Trumpa w Tulsie w stanie Oklahoma, 20 czerwca 2020 r. / WIN MCNAMEE / GETTY IMAGES

Lennea z Ohio dołącza do prywatnej grupy na Facebooku „Byli wyborcy Trumpa” i wysyła swój pierwszy post. Pisze, że odeszła z Kościoła ewangelicznego, który wspiera prezydencką reelekcję. Władze wspólnoty wmawiały wiernym, że Donald Trump jest „wzorowym chrześcijaninem”, a ci, którzy nie chcą na niego głosować, nie zasługują na to miano. Lennea ma dość tej hipokryzji i robi sobie duchowo-polityczny detoks. Członków facebookowej grupy prosi o propozycje książek, które pomogą jej odciąć się od prezydenckiego kultu.

Pod jej postem pojawiają się dziesiątki komentarzy. Internauci gratulują jej odwagi i podsyłają lekturowe inspiracje. Wśród propozycji pojawia się wydana niedawno książka Johna Boltona „The Room Where It Happened” („Pokój, w którym się to zdarzyło”). Były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego opisuje m.in., jak prezydent USA układał się z prezydentem Chin dla osobistych korzyści politycznych. Lennea twierdzi jednak, że nic jej już na temat Trumpa nie zaskoczy. Czytała kiedyś książkę o patologiach w Białym Domu i znalazła tam „tylko kolejne przykłady narcystycznego zachowania prezydenta”.

O rozbuchanym ego Donalda Trumpa usłyszę wiele razy w rozmowach z jego byłymi wyborcami. Podobnie jak deklarację, że wstydzą się, iż w 2016 r. oddali na niego głos.

Konserwatystka jest wściekła

– Bo ja myślałam, że Trump zadba o interesy klasy średniej! – opowiada mi Jami Jackson-Cole, 48-letnia nauczycielka z Duncan w Oklahomie. Rozmawiamy przez telefon pod koniec czerwca, kilka dni po wiecu Trumpa w oddalonej o 300 km Tulsie. Choć w Oklahomie gwałtownie rośnie liczba przypadków zakażenia koronawirusem, to właśnie tam prezydent zorganizował pierwsze od wybuchu pandemii spotkanie z wyborcami.

W megalomańskim stylu przechwalał się na Twitterze, że po wejściówki na jego wiec zgłosiło się prawie milion chętnych. Ostatecznie na trybunach pojawiło się „tylko” 6 tys. ludzi. Większość nie miała maseczek ochronnych i stała ściśnięta w tłumie, choć pozostałe dwie trzecie hali świeciło pustkami.

– Oglądałam w telewizji urywki z wiecu i byłam wściekła – mówi Jami. – Wiesz, co Trump powiedział wyborcom? Że w Stanach rośnie liczba zachorowań, bo wykonuje się zbyt dużo testów i trzeba je ograniczyć. Przecież to skrajnie nieodpowiedzialne! Odkąd wybuchła pandemia, prawie nie wychodzimy z domu. Musimy bardzo uważać, bo mój mąż choruje na białaczkę, a ja mam reumatoidalne zapalenie stawów i biorę leki, które obniżają odporność. Robimy zakupy tylko przez internet, bo w naszym mieście ludzie nie zakładają masek nawet do sklepu. Zresztą, jak mają się zachowywać, skoro nawet prezydent nie nosi maski? Ten człowiek nie ma żadnej empatii i szacunku dla życia innych ludzi – dodaje Jami.

A pomyśleć, że mówi to mieszkanka konserwatywnej Oklahomy, która w 2016 r. dała się porwać fenomenowi Trumpa.

Choć Jami zarejestrowana jest jako Demokratka, zwykle głosuje na republikańskich kandydatów. Wyjątek zrobiła w 2012 r., gdy Barack Obama ubiegał się o reelekcję. Jami tłumaczy, że bliżej jej do konserwatystów, bo wychowywała się na wiejskiej farmie i ceni sobie takie wartości, jak ochrona życia i prawo posiadania broni.

– Trump jest mistrzem w podsycaniu strachu – mówi. – Oddałam na niego głos, bo obiecywał, że budowa muru uchroni Amerykę przed zalewem Meksykanów. Przekonywał, że Demokraci zabiorą nam dostęp do broni, ograniczą prawo do wolności wypowiedzi i jeszcze bardziej poluzują przepisy dotyczące aborcji. A przecież to wszystko bujda. Jak się teraz nad tym głębiej zastanowię, to nikt nigdy do tego nie dążył!

– Trudno mi to przyznać, ale po prawie czterech latach rządów Trumpa stałam się bardziej liberalna. Nadal jestem za ochroną życia, natomiast nie mogę już ścierpieć wysłuchiwania jego rasistowskich i ksenofobicznych haseł. Nie mogę już też czytać jego ciągłych ataków na Twitterze. Nie tak powinien zachowywać się prezydent! – krzyczy Jami i deklaruje, że w listopadzie zagłosuje na kandydata Demokratów Joego Bidena.

Biden budzi mniejsze emocje

Jami Jackson-Cole chciałaby też, żeby na swoją wiceprezydentkę wybrał czarnoskórą senatorkę Kamalę Harris. Biden już kilka miesięcy temu ogłosił, że w przypadku zwycięstwa obsadzi w tej roli kobietę.

Jeszcze cztery lata temu Jami nie wyobrażała sobie w Białym Domu kobiety. A dokładnie tej konkretnej kobiety, czyli ówczesnej kandydatki Demokratów Hillary Clinton. Gdy pytam, dlaczego nie chciała na nią zagłosować, odpowiada, że jej nie ufa i że jest ona „oszustką”. Używa tej samej retoryki, która w 2016 r. przyciągnęła do Trumpa rzeszę niezdecydowanych wyborców.


Czytaj także: Marta Zdzieborska: Dzień z fanami Trumpa


Budowanie wizerunku Hillary Clinton jako „zagrożenia dla Ameryki” nie było trudne, bo Demokratka jest na celowniku Republikanów już od 1992 r., gdy jej mąż Bill startował na urząd prezydenta. Do tego trzeba dodać aferę e-mailową (podczas pełnienia funkcji sekretarza stanu USA Hillary Clinton używała do celów służbowych prywatnego serwera pocztowego) i formułowane przez jej przeciwników zarzuty, że jest „symbolem establishmentu Partii Demokratycznej”.

W przypadku Joego Bidena obrzucanie błotem nie jest takie proste, bo 77-letni dziś wiceprezydent w administracji Baracka Obamy budzi mniej skrajne emocje. Według uśrednionego wyniku wszystkich kluczowych sondaży, wyliczonego przez portal RealClearPolitics, 45 proc. respondentów ma na temat Bidena zdanie pozytywne, a 46 proc. negatywne. Według podobnego badania przeprowadzonego w 2016 r. Hillary Clinton cieszyła się sympatią 40 proc. respondentów, a złe zdanie na jej temat miało aż 55 proc. pytanych.

50 tysięcy dziennie

Donald Trump też nie ma najlepszych notowań. Według sondaży Gallupa od maja do początku czerwca poparcie dla jego prezydentury spadło z 49 do 39 proc. i wciąż utrzymuje się na takim poziomie. Jego wyścig o reelekcję miał być zbudowany na prosperującej gospodarce. Takie założenie popsuła mu jednak epidemia COVID-19, która w ciągu zaledwie 11 tygodni wypchnęła na bezrobocie 43 mln ludzi.

Teraz amerykański rynek pracy nie zdążył się jeszcze odkuć po „odmrożeniu” gospodarki, a już rozpędza się kolejna fala zachorowań. Na początku lipca w ciągu jednej tylko doby zarejestrowano ponad 50 tys. nowych zakażeń. Oprócz liberalnej Kalifornii, nowymi centrami epidemii stały się konserwatywne stany Arizona i Teksas. Duży wzrost zakażeń, bo średnio 7 tys. na dobę, odnotowuje kluczowa dla prezydenckiego wyścigu Floryda (jest to tzw. stan wahający się).

Główny epidemiolog kraju Anthony Fauci ostrzega, że jeśli Amerykanie nie potraktują koronawirusa serio, przyrost zakażeń może poszybować nawet do 100 tys. nowych przypadków na dobę. Zduszenia epidemii w USA nie ułatwiają tacy gubernatorzy jak Republikanin Ron DeSantis z Florydy, który w obliczu nowej fali zachorowań nie zamierza wstrzymać „odmrażania” gospodarki. Natomiast inny republikański gubernator, Greg Abbott z Teksasu, który wcześniej był zwolennikiem szybkiego „odmrażania”, kilka dni temu zdecydował się zaostrzyć restrykcje – z szacunków wynika, że kontakt z SARS-CoV-2 miał już co dwudziesty mieszkaniec jego stanu.

Na czołowe zderzenie

Zwalczania epidemii nie ułatwia również niechęć władz do ścigania tych obywateli, którzy nie przestrzegają restrykcji. Choć np. w Kalifornii, gdzie mieszkam, wprowadzono ostatnio nakaz noszenia masek, policja nie wręcza mandatów tym, którzy do tych przepisów się nie stosują.

Amerykanie już od tygodni szli na zderzenie czołowe z koronawirusem: najpierw protestowali bez masek przeciwko stanowym nakazom pozostania w domu, potem tłoczyli się na plażach i w nowo otwartych barach, a na koniec chodzili na antyrasistowskie demonstracje po śmierci czarnoskórego George’a Floyda [patrz „TP” nr 25 – red.]. Jeśli dodać do tego prezydenta, który bagatelizuje epidemię, a z nienoszenia maski zrobił polityczny manifest, trudno o gorszy scenariusz.

Coraz więcej Amerykanów negatywnie ocenia postawę Trumpa w czasie epidemii: portal RealClearPolitics podaje, że tego zdania jest prawie 58 proc. respondentów. Ubiegający się o reelekcję prezydent traci też w badaniach opinii w najważniejszych dla wyborczego rezultatu stanach, gdzie zwyciężył w 2016 r. Według uśrednionego wyniku kluczowych sondaży, przeprowadzonych w ciągu ostatniego miesiąca, Joe Biden miał przewagę co najmniej sześciu punktów procentowych na Florydzie, w Michigan, Wisconsin i Pensylwanii. Nieznacznie prowadził też w Arizonie i Karolinie Północnej (3 proc. przewagi).

Poparcie dla Donalda Trumpa słabnie wśród białych seniorów, wyborców bez wykształcenia wyższego, a nawet wśród białych ewangelików, którzy w 2016 r. stanowili jedną trzecią jego elektoratu. Jeszcze w lipcu 2016 r. popierało go 78 proc. wyborców z tej grupy – dziś za jego reelekcją opowiada się 69 proc.

Pragmatyczka czuje zażenowanie

Katey Morse, umiarkowana Republikanka z Michigan, nie potrzebowała epidemii, żeby stracić zaufanie do prezydenta. Wystarczyło, że w marcu zeszłego roku poszła na jego wiec. Traf chciał, że Trump przyjechał do jej rodzinnego miasta Grand Rapids.

– Już wcześniej nie podobało mi się zachowanie Trumpa. Ale nie wierzyłam, że jest tak straszny, jak pokazują go liberalne media. Gdy szłam na ten wiec, jakaś część mnie wierzyła, że się na nim nie zawiodę – wspomina Katey. – Nie minęło jednak kilka minut, a poczułam się strasznie zażenowana. Byłam przerażona tym, jak umiejętnie steruje emocjami ludzi. Bo jak wytłumaczyć fakt, że kilkanaście tysięcy ludzi bierze na serio jego populistyczne hasła i ciągle skanduje „Build That Wall” (Wybuduj ten mur)? Patrząc na tę falę nienawiści, nie czułam się dumna, że jestem Amerykanką. Nie pamiętam prezydenta, który tak umiejętnie wzniecałby w Stanach podziały!

– Gdy wybuchły protesty po śmierci Floyda, miałam nadzieję, że chociaż teraz zachowa się jak mąż stanu. Tak postąpiłby Obama, a nawet George W. Bush! A co zrobił obecny prezydent? Zamiast przemówić do narodu, kazał rozpylić gaz łzawiący w kierunku demonstrantów i zrobił sobie zdjęcie z Biblią! Wszystko, co robi ten człowiek, to element kampanii wyborczej. Jeszcze nigdy w amerykańskiej polityce nie było tak toksycznej atmosfery! – mówi Katey, która cztery lata temu głosowała na Trumpa ze względu na ekonomiczny pragmatyzm. Uwierzyła, że biznesmen z Nowego Jorku będzie w stanie rozkręcić amerykańską gospodarkę. Dziś mówi, że zagłosuje na Bidena.

Innego zdania jest jej mąż Andrew. Podobnie jak w 2016 r., planuje poprzeć Trumpa. – Ale to nie tak, że Andrew kocha prezydenta! – zastrzega Katey. – Mąż nie znosi Nancy Pelosi [liderki Demokratów w Izbie Reprezentantów – red.] i uważa, że Partia Demokratyczna dryfuje za bardzo na lewo – tłumaczy, odnosząc się do progresywnego skrzydła Partii Demokratycznej, które forsuje kontrowersyjne dla wielu Amerykanów postulaty, jak Medicare for All (projekt powszechnej opieki zdrowotnej) czy Green New Deal (plan całkowitego przestawienia gospodarki na odnawialne źródła energii).

Niechęć licznych Amerykanów do lewicy coraz częściej wykorzystuje w swojej retoryce Donald Trump. Swojego rywala w wyścigu o Biały Dom, który wyciąga rękę do progresywnego elektoratu, nazwał „żałosną marionetką skrajnej lewicy”. Podczas wiecu w Tulsie przekonywał też, że Biden nie potrafiłby stawić czoła zamieszkom na ulicach. Trump sugerował: „Jeśli wygra Demokrata, sytuację kontrolować będą zadymiarze. Nikt wtedy nie będzie czuł się bezpiecznie. Biden nie jest liderem w swojej partii”. Prezydent coraz częściej sugeruje, że starszy od niego tylko o trzy lata rywal to starzec z demencją, niezdolny do rządzenia krajem.

To był niewybaczalny błąd

Frank, rzeczoznawca majątkowy z przedmieść Albany w stanie Nowy Jork, prosi mnie, aby w tekście nie podawać jego nazwiska ani tym bardziej publikować jego zdjęcia. Tłumaczy, że nie chce, by ktokolwiek dowiedział się, że kiedyś głosował na Trumpa.

A przecież kiedyś to właśnie dla niego Frank zmienił nawet swoją afiliację polityczną i zarejestrował się jako Republikanin. – To był niewybaczalny błąd – przyznaje dziś 40-latek. – Jak mogłem dać się ponieść jego retoryce? Głupio mi przyznać, ale zagłosowałem na niego z dwóch powodów. Po pierwsze, uważałem, że jest zabawny i może wnieść świeżość do polityki. Po drugie, nie znoszę Hillary Clinton, bo przypomina mi moją matkę. Też jest polityczką i znam ten świat od podszewki.

Frank wierzył, że Trump jest inny niż wszyscy. – Ale gdy zaczął rządzić krajem, zrozumiałem, że to zwyczajny klaun, a nie człowiek godny urzędu prezydenta! – mężczyzna podnosi głos. – Normalny prezydent słuchałby swoich ekspertów ds. zdrowia, nosił maskę ochronną i zrezygnował z organizowania wieców wyborczych! Zresztą nie lepsi są republikańscy gubernatorzy, którzy stali za nim murem i spieszyli się z „odmrażaniem” gospodarki. Jak doszliśmy do tego, że w tym kraju ignoruje się podstawowe fakty naukowe?

– Nie obchodzi mnie to, czy Joe Biden jest za stary na urząd prezydenta – deklaruje Frank. – Nie jest to idealny kandydat. Ale każdy poradzi sobie lepiej z epidemią niż Trump. Marzy mi się empatyczny prezydent, który nie będzie atakował prasy i będzie szanował amerykańską konstytucję.

Inna niż wszystkie

Frank podkreśla, że Amerykanie nigdy nie byli tak podzieleni jak za rządów Trumpa.

– Odkąd został prezydentem, nie pamiętam spotkań rodzinnych bez kłótni o polityce. W ostatnie święta Bożego Narodzenia mój wujek, zatwardziały Republikanin, narzekał, że jego dzieci głosują na Demokratów i oglądają telewizję MSNBC [popularna lewicowa stacja – red.]. Gdy nikt nie chciał podjąć tematu, zaczął ceremonialnie śpiewać „Four More Years” [„Kolejne cztery lata”, hasło wyborców Trumpa – red.]. On żyje w alternatywnej rzeczywistości! Zresztą tak samo jak mój znajomy, który służył wiele lat w armii. Wytknąłem mu kiedyś po pijaku niekonsekwencję. Z jednej strony jest bardzo uczciwym człowiekiem, a z drugiej głosuje na notorycznego kłamcę. Odpowiedział mi, że on to widzi inaczej. Nie wracaliśmy już potem do tego tematu, bo nie chcę stracić przyjaciela.

Frank jest zafascynowany tym, jak Trump potrafi przyciągnąć do siebie ludzi: – On jest starym grubym facetem, który wciąż podkreśla swoją siłę. W rzeczywistości jednak jest bardzo słabym człowiekiem. Zupełnie nie radzi sobie z kryzysem w USA. A przecież, gdyby chciał, mógłby złapać byka za rogi. Mógłby pokazać się jako prezydent, który jednoczy Amerykanów w trudnych chwilach. Dzięki temu być może odniósłby w listopadzie druzgocące zwycięstwo. Zresztą, niestety, nadal może…

Prezydencki wyścig sprzed czterech lat pokazał już, że amerykańska polityka potrafi zaskakiwać. Niestety, dzisiaj bardziej przewidywalne od niej są epidemiczne statystyki: eksperci ostrzegają, że do października, czyli na miesiąc przed wyborami (zaplanowanymi na 3 listopada), liczba śmiertelnych ofiar koronawirusa w Stanach poszybuje do 200 tysięcy.

Ta walka o Biały Dom jest inna niż wszystkie. ©

JAMI JACKSON-COLE sądziła, że Trump zadba o klasę średnią. Konserwatystka z Oklahomy przyznaje, że po czterech latach jego rządów stała się bardziej liberalna.

KATEY MORSE, umiarkowana Republikanka z Michigan, nie potrzebowała epidemii, aby stracić zaufanie do Trumpa. Wystarczyło, że w ubiegłym roku poszła na jego wiec.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2020