8 minut, 46 sekund

Epidemia, kryzys, śmierć George’a Floyda, protesty i zamieszki, straszący wojskiem prezydent: czy dla Stanów mogło być gorzej?
z San Diego (USA)

15.06.2020

Czyta się kilka minut

W pobliżu Białego Domu, 7 czerwca 2020 r. / OLIVIER DOULIERY / AFP / EAST NEWS
W pobliżu Białego Domu, 7 czerwca 2020 r. / OLIVIER DOULIERY / AFP / EAST NEWS

Jest wieczór, 31 maja. Od brutalnej interwencji policji w Minneapolis minęło sześć dni. Telewizja CNN robi relację, podczas której dochodzi do konfrontacji rodziny George’a Floyda z szefem lokalnej policji Medarią Arradondo. Brat zmarłego zadaje pytanie, czy prócz Dereka Chauvina, który przez prawie 9 minut dusił kolanem czarnoskórego mężczyznę, aresztowani powinni być też inni policjanci biorący udział w interwencji. Arradondo, pierwszy w historii Minneapolis czarnoskóry szef policji, odpowiada, że brak reakcji z ich strony jest tożsamy ze współudziałem w zabójstwie, i że dlatego już następnego dnia zwolnił z pracy zamieszanych w sprawę policjantów. Na oczach milionów widzów mówi: „Floyd umarł na naszych rękach i uważam, że jest to współudział”.

Trzy dni później prokuratura aresztowała tych policjantów – J. Alexandra Kuenga, Tou Thao i Thomasa Lane’a – i postawiła im zarzut pomocnictwa oraz podżegania do morderstwa. Zaostrzono też zarzuty wobec Chauvina, który przebywa w areszcie od 29 maja. Jest oskarżony o morderstwo drugiego stopnia, za co grozi do 40 lat więzienia. Wcześniej miał zarzut morderstwa trzeciego stopnia, co według prawa stanu Minnesota oznacza działanie w sposób lekceważący dla ludzkiego życia, ale bez zamiaru zabicia.

Dwie autopsje wykazały, że przyczyną śmierci Floyda było uduszenie wywołane przez „stały nacisk”. Przypomnijmy, że mężczyznę aresztowano w związku z podejrzeniem o zapłacenie fałszywym banknotem. Szef związku zawodowego policji napisał w obronie policjantów, że Floyd miał kryminalną przeszłość: w 2009 r. został skazany na 5 lat za napad z bronią w ręku, a wcześniej był aresztowany m.in. za kradzież i handel narkotykami.

Kultura tuszowania

Sprawę interwencji, która doprowadziła do śmierci Floyda, badają prokurator generalny Minnesoty, Departament Sprawiedliwości i FBI. Gubernator stanu wszczął śledztwo, które ma wykazać, czy w policji w Minneapolis dochodziło w przeszłości do nadużyć na tle rasowym.

W tym największym, 430-tysięcznym mieście w Minnesocie, jak w wielu innych miejscach w USA, rysuje się wyraźny podział. Afroamerykanie, którzy stanowią tu 20 proc. mieszkańców, zarabiają trzy razy mniej niż biali, rzadziej kończą studia i mają częściej do czynienia z policją. Z raportu policji z lat 2015-16 wynika, że czarnoskórzy byli dwa razy częściej zatrzymywani niż biali (zarazem brakuje statystyk na temat przestępczości według podziału na rasę). Jak z kolei wynika z danych, na jakie powołuje się „New York Times”, od 2015 r. prawie 60 proc. przypadków użycia siły przez policjantów w Minneapolis dotyczyło czarnoskórych. Afroamerykanie stanowią też ponad 60 proc. ofiar strzelanin policyjnych w ostatniej dekadzie. W większości przypadków funkcjonariuszom nie postawiono zarzutów lub zostali uniewinnieni. To zresztą zjawisko powszechne w Stanach, co związane jest m.in. z szerokimi uprawnieniami policji, a także niechęcią prokuratorów do wszczynania postępowań, podczas których trudno ocenić, czy policjant zasadnie użył siły.

W amerykańskiej policji wiele spraw zamiatanych jest pod dywan. Świetny przykład to Minneapolis. Choć przez prawie dwie dekady wobec Chauvina złożono co najmniej 18 skarg (jedna dotyczyła postrzelenia), prócz dwóch nagan nie spotkały go żadne konsekwencje. Tou Thao, obecny przy aresztowaniu Floyda, ma na koncie sześć skarg. W 2017 r. został pozwany za skopanie zatrzymanego czarnoskórego (sprawa skończyła się ugodą).

Nawet jeśli brutalny policjant zostanie zwolniony, może odwołać się do sądu orzekającego w sprawach dotyczących funkcjonariuszy publicznych. Z analizy organizacji The St. Paul Pioneer Press wynika, że w latach 2014-19 w Minnesocie 46 proc. takich spraw skończyło się przywróceniem policjanta do służby. Dave Bi- cking z organizacji Communities United Against Police Brutality twierdzi w rozmowie z „New York Timesem”, że jest to związane z kulturą tuszowania patologii w policji. Jeśli wyjątkowo dojdzie do zwolnienia policjanta, taką decyzję łatwo jest przedstawić w sądzie jako „arbitralną”.

Na taki argument powołał się w odwołaniu Daniel Pantaleo, nowojorski policjant zwolniony dyscyplinarnie w związku z głośną sprawą Erica Garnera. W 2014 r. Pantaleo brał udział w aresztowaniu 43-letniego Afroamerykanina, podejrzanego o sprzedaż nielegalnych papierosów. Przydusił go kolanem, choć ten skarżył się, że nie może oddychać. Niedługo potem Garner zmarł, a jako przyczynę podano zatrzymanie akcji serca. Choć policjantowi nie postawiono zarzutu zabójstwa, przez pięć lat toczyło się w jego sprawie śledztwo federalne i dyscyplinarne. W tym czasie patrolował zwyczajnie ulice. W wyniku protestów, jakie rozgorzały w 2014 r. w całych Stanach, nowojorscy policjanci przeszli tylko serię szkoleń dotyczących tego, jak nie nadużywać siły i nie kierować się rasistowskimi stereotypami.

Fala gniewu

Być może sprawa aresztowania Floyda przybrałaby podobny obrót, gdyby nie nagrane przez osobę postronną wideo, które minuta po minucie pokazuje, jak duszony jest człowiek. Nagranie oburzyło Amerykanów i doprowadziło do protestów oraz zamieszek w całym kraju. Od Kalifornii po Nowy Jork, od Minneapolis po Atlantę setki tysięcy ludzi domagały się sprawiedliwości w sprawie zmarłego 46-latka.

Demonstrujący symbolicznie klęczeli przez 8 minut, 46 sekund (tyle czasu policjant przyduszał Floyda) i skandowali: „Nie mogę oddychać” (ostatnie jego słowa) oraz „Czarne życie ma znaczenie”. Wśród zalewających internet materiałów w pamięć zapadają nagrania, na których widać policjantów klęczących w tłumie. Solidarność z demonstrującymi okazali m.in. funkcjonariusze z Ferguson, gdzie pięć lat temu podczas interwencji zginął czarnoskóry 18-latek Michael Brown. W mieście rozgorzały wówczas zamieszki.


Czytaj także: Sadiqa Reynolds: Dzieli nas przepaść


Nic jednak nie przebije fali gniewu, jaka przeszła teraz przez Stany. W trzecią noc protestów w Minneapolis spalono komisariat. W Nowym Jorku kilkunastu funkcjonariuszy zostało rannych, w Atlancie palono auta i wybito szyby w siedzibie telewizji CNN, w Oakland zmarł postrzelony policjant. W wielu miastach niszczono wozy policyjne, atakowano budynki rządowe, a także grabiono sklepy i bankomaty. W odpowiedzi na zamieszki i plądrowania gubernatorzy co najmniej 23 stanów zarządzili mobilizację Gwardii Narodowej. Władze ok. 40 miast wprowadziły godzinę policyjną, którą wielu demonstrantów ignorowało. Dochodziło do starć z policją, która używała gazu łzawiącego i gumowych kul.

Do protestów podłączali się różnego rodzaju ekstremiści, od anarchistów po skrajną prawicę. „Washington Post” podaje, że w protestach w Minneapolis, Salt Lake City, Dallas, Atlancie i Filadelfii brali udział członkowie ruchu białych suprematystów Boogaloo, którzy otwarcie dążą do wojny domowej w USA. Niektórzy mieli karabiny. W Las Vegas aresztowano trzech członków tego ruchu, którzy przynieśli na protesty butelki z benzyną. Federalni śledczy oskarżyli ich o podsycanie zamieszek i postawili im zarzut „terroryzmu wewnętrznego”.

Na demonstracjach w całym kraju pojawiali się też anarchiści, co wykorzystywał Donald Trump. O zaognianie sytuacji na ulicach prezydent oskarżył Antifę – koalicję ruchów antyfaszystowskich, których członkowie chętnie ścierają się z policją i skrajną prawicą. Trump zagroził, że wciągnie Antifę na listę organizacji terrorystycznych.

Niesprawiedliwość w czasach epidemii

Zdaniem prof. Jonathana Zimmermana, historyka z Uniwersytetu Pensylwanii, Trump chce w ten sposób odciągnąć uwagę od problemu, jakim są głęboko zakorzeniony w USA rasizm i brutalność policji. Powracające po kolejnej strzelaninie czy policyjnej interwencji protesty tym razem podsycił dodatkowo kryzys gospodarczy wywołany przez epidemię. W wyniku restrykcji wprowadzonych przez większość stanów w ciągu 11 tygodni pracę straciło prawie 43 mln Amerykanów. Kryzys obnażył też nierówności społeczne w Stanach.

– Epidemia uderzyła ze zdwojoną siłą w Afroamerykanów i Latynosów – mówi „Tygodnikowi” prof. Zimmerman. – Zarabiają oni niską stawkę godzinową, choć są dziś essential workers [pracownikami istotnymi dla funkcjonowania społeczeństwa – red.]. Ekspedienci, ochroniarze czy kierowcy autobusów nie mogą pracować z domu, tak jak białe kołnierzyki z klasy średniej. Ironia polega na tym, że zarówno policjanci, jak też duża część demonstrujących na ulicach to ludzie, którzy ryzykują w pracy zakażeniem koronawirusem – dodaje Zimmerman.

To, jak nierówno epidemia potraktowała Amerykanów, pokazują dane dotyczące zgonów z powodu COVID-19. Ośrodek APM Research Lab podaje, że zakażeni Afroamerykanie umierają prawie 2,5 razy częściej niż biali i ponad 2 razy częściej niż Latynosi. Dlaczego? Jako jedną z przyczyn podaje się fakt, że Afroamerykanie mają trudniejszy dostęp do dobrej opieki medycznej i częściej cierpią na otyłość, cukrzycę, nadciśnienie czy choroby układu krążenia, które zwiększają ryzyko powikłań. Jak wykazała sekcja zwłok, koronawirusem zarażony był też George Floyd.

Zdjęcie z Biblią

Protesty po śmierci Floyda uznano za najbardziej gwałtowne od zabójstwa w 1968 r. Martina Luthera Kinga, przywódcy ruchu na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów. W studzeniu nastrojów nie pomógł Donald Trump, który zamiast jednoczyć Amerykanów, swoimi wypowiedziami jeszcze bardziej podsycał napięcie. W pierwszych dniach zamieszek w Minneapolis nazwał demonstrantów „bandytami” i napisał na Twitterze, że „gdy zaczyna się szabrowanie, zaczyna się strzelanie”. To odniesienie do słów Waltera Headleya, oskarżanego o rasizm szefa policji w Miami, który podczas konferencji prasowej w 1967 r. powiedział, że w walce z przestępczością wśród czarnoskórych „nie boi się oskarżeń o brutalność”. Wpis Trumpa, który twierdzi, że nie znał historycznego kontekstu tych słów, został ukryty przez serwis Twittera.

Szerokim echem odbiło się też wystąpienie Trumpa w Białym Domu. Na początku czerwca zagroził wysłaniem wojska i „zaprowadzeniem porządku”, jeśli władze stanowe nie poradzą sobie z przemocą na ulicach. Tego samego dnia podczas telekonferencji przekonywał gubernatorów, że „muszą zdominować” protestujących. Mówił: „Jeżeli tego nie zrobicie, to stracicie czas. Jeżeli tego nie zrobicie, to będziecie głupkami”.


Czytaj także: Patrycja Bukalska: Przemoc policji i rdzenni mieszkańcy Australii


Forsowany przez Trumpa pomysł użycia wojska na ulicach spotkał się z krytyką ze strony sekretarza obrony Marka Espera i gen. Jamesa Mattisa, byłego sekretarza obrony w administracji Trumpa. Wojskowy, który cieszy się w USA dużym szacunkiem, mówił, że Trump jest zagrożeniem dla konstytucji i próbuje obrócić Amerykanów przeciwko sobie.

Prezydent rozeźlił też wielu duchownych. Po wystąpieniu w Ogrodzie Różanym przed Białym Domem, podczas którego groził użyciem wojska, udał się do pobliskiego kościoła episkopalnego św. Jana. Nie bez powodu wybrał to miejsce: w wyniku zamieszek piwnica kościoła zajęła się ogniem. Trump zapozował do zdjęcia na tle świątyni, trzymając Biblię. Wizerunkowy efekt szybko popsuły doniesienia mediów. Okazało się, że aby prezydent mógł bezpiecznie dotrzeć do kościoła, policja przegoniła demonstrantów gazem łzawiącym i gumowymi kulami. Całe zajście skrytykował m.in. Edward Beck, katolicki ksiądz, który napisał na Twitterze: „Czy Biblia była kiedykolwiek używana w bardziej obłudny sposób?”.

Strategia Nixona

Nie bacząc na skutki, Trump konsekwentnie przedstawia się jako prezydent „prawa i porządku”. Nawiązuje w ten sposób do strategii, dzięki której Richard Nixon zdobył prezydenturę w 1968 r. Na fali zamieszek wywołanych zabójstwem Kinga Nixon obiecywał przywrócenie spokoju na ulicach.

– W przypadku Trumpa, który walczy dziś o reelekcję, taka strategia może się nie sprawdzić – twierdzi prof. Zimmerman. – Nixon był „jedynie” kandydatem na fotel prezydenta, a nie głową państwa, za prezydentury której dochodzi do rozruchów. Prężenie muskułów przez Trumpa po raz kolejny przemówi do jego twardego elektoratu, ale już niekoniecznie do niezależnych wyborców, którzy w tegorocznych wyborach mogą odegrać kluczową rolę.

Jak wynika z sondażu Monmouth University, przeprowadzonego na przełomie maja i czerwca, 51 proc. niezależnych wyborców (tj. tych, którzy nie deklarują się jako Republikanie lub Demokraci) wspiera kandydata Partii Demokratycznej Joego Bidena, a na Trumpa oddałoby głos 35 proc. pytanych. Z kolei wyniki sondażu Reuters/Ipsos wskazują, że 67 proc. niezależnych wyborców wspiera pokojowe protesty, a tylko 28 proc. pozytywnie ocenia reakcję Trumpa na kryzys wywołany śmiercią Floyda.

Potrzeba reformy

Jest 4 czerwca, do pogrzebu Floyda pozostało pięć dni. Przez North Park, hipsterską dzielnicę San Diego w Kalifornii, przechodzi demonstracja. Wzdłuż University Avenue protestujący mijają zamknięte bary. Na szybach niektórych wywieszono plakaty: „Czarne życie ma znaczenie”. Na drzwiach butiku właściciel napisał przezornie „Ten biznes należy do brązowego Amerykanina”. Zapewne na wypadek, gdyby sprawy się wymknęły spod kontroli i doszło – jak wcześniej w centrum San Diego – do grabieży sklepów. Tym razem demonstracja przebiega pokojowo. Protestujący, w większości w maseczkach ochronnych, skandują „Nie mogę oddychać”, „Chcemy sprawiedliwości” i „George Floyd”. Niektórzy wypisali na transparentach hasła nawołujące do reformy policji lub jej rozwiązania.

To teraz nośne hasła. Projekt ustawy dotyczącej zmian w policji przedstawili już w Kongresie Demokraci. Radni Minneapolis podjęli zaś decyzję o likwidacji lokalnego departamentu policji i stworzeniu nowego systemu bezpieczeństwa (nie jest jasne, kiedy i w jakiej formule nowe zasady miałyby wejść w życie). Z kolei plany obcinania funduszy dla policji zapowiedziały władze m.in. Nowego Jorku i Los Angeles.

Demonstrującym w San Diego przyglądają się Jennifer i Brandon, młode małżeństwo z dwójką dzieci. Tłumaczą, że chcieliby iść w marszu, ale ze względu na ryzyko zakażenia wolą trzymać się na uboczu. – Mamy dość rasizmu i brutalności policji! Widziałaś nagranie z demonstracji w Nowym Jorku? Policjant kilka dni temu popchnął kobietę na asfalt. Nawet nie podszedł, by sprawdzić, czy nic jej się nie stało. To jest chore! – mówią oburzeni.

Wkrótce po naszej rozmowie Stany obiega kolejne nagranie: z demonstracji w Buffalo w stanie Nowy Jork. Widać, jak biały mężczyzna (jak się okazało, 75-letni) podchodzi do policjantów, a ci odpychają go z taką siłą, że pada na chodnik, a po chwili wokół jego głowy widać kałużę krwi. Mężczyzna trafił do szpitala w ciężkim stanie. Gdy kilka dni później Amerykanie żegnali Floyda podczas pogrzebu w Houston, 75-latek nieoczekiwanie stał się bohaterem wpisu Trumpa na Twitterze: prezydent nazwał go „prowokatorem z Antify”.

O potrzebie reformy policji Trump powiedział tylko podczas spotkania w Dallas, przed kolacją dla sponsorów wspierających jego kampanię. W przemówieniu nie wspomniał o śmierci Floyda, pochwalił za to odpowiedź policjantów na zamieszki w Minneapolis. Tak wygląda udział prezydenta USA w dyskusji o rasizmie i patologiach w policji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2020