Wynalazek pana Rozuma

Sto lat temu w literaturze pojawiły się pierwsze roboty. Ich wyobrażenia rozjechały się z rzeczywistością – choć może po prostu jeszcze im nie sprostaliśmy.

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Prezentacja robota Atlas firmy Boston Dynamics. Waltham, Stany Zjednoczone, 13 stycznia 2021 r. /  / JOSH REYNOLDS / AP / EAST NEWS
Prezentacja robota Atlas firmy Boston Dynamics. Waltham, Stany Zjednoczone, 13 stycznia 2021 r. / / JOSH REYNOLDS / AP / EAST NEWS

Niewiele brakowało, a maszyny, które pomagają nam kroić warzywa, sprzątać podłogi, składać samochody i straszą nas w niezliczonych dziełach kultury, określalibyśmy dziś inaczej. Świetny pisarz czeski Karel Čapek planował początkowo nazwać sztucznych pracowników w swojej sztuce „labory” – od łacińskiego słowa oznaczającego pracę. Żalił się jednak bratu, artyście, że to sformułowanie jest dla niego za bardzo papierowe. „To nazwij ich »roboty«” – miał według późniejszej relacji rzucić Josef Čapek, nie odrywając się od malowania. W języku czeskim, w odróżnieniu od polskiego czy słowackiego, „robota” nie oznacza zwykłej pracy. W domyśle jest ciężka – niewolnicza, pańszczyźniana.

Alegoria rosyjskiej rewolucji

Taka wymowa bardzo pasowała Čapkowi w sztuce „R.U.R.” (od „Rossum’s Universal Robots”, w przekładzie Andrzeja Sieczkowskiego „Uniwersalne Roboty ­Rossu­ma”). Krytyk literacki „Guardiana” ­Michael Billington pisał o niej niedawno, że należy do gatunku „ekspresjonizmu obawiającego się odczłowieczającej technologii”, popularnego w latach 20. zeszłego wieku. Jej uroczysta premiera odbyła się na deskach praskiego Teatru Narodowego 25 stycznia 1921, a później obeszła wszystkie sceny europejskie. Przedstawia świat, w którym naukowiec Rossum w 1932 r. odkrywa substancję pozwalającą powołać do życia sztuczne humanoidy, a po dziesięciu latach jego bratanek, inżynier w oparciu o to odkrycie tworzy Robota; produkowane seryjnie, roboty wykorzystywane są jako tania siła robocza.

Fabuła podąża zgodnie z motywami, które po Čapku będą kopiować zastępy twórców fantastyki naukowej. „Nie może nie budzić w dzisiejszym człowieku najgłębszych socjologicznych refleksyj ta fantazja dramatyczna o wydoskonalonych automatach w postaci ludzkiej, co uwalniają swych twórców, ludzi, od wszelkiej pracy mechanicznej, ale wreszcie się przeciw nim organizują i buntują i po wymordowaniu resztek rodzaju ludzkiego, uzyskawszy ludzkie przymioty, same stają się początkiem nowej ludzkości” – pisał filolog Roman Dyboski w 1929 r.

W Polsce „R.U.R.” nie zdobył większej popularności, chociaż Čapek był uznanym pisarzem – cytowała go prasa, wydawano jego książki i wystawiano sztuki. Polscy czytelnicy woleli inne jego dzieła, jak przewidująca stworzenie broni masowego rażenia w stylu bomb atomowych powieść „Krakatit”. Zdaniem Dyboskiego rodacy po prostu zbyt dobrze znali prawdziwą „rewolucję socjalną w Rosji”, aby jej alegoria działała na nich tak, jak na narody zachodnioeuropejskie, „dla których przecież i sama rzeczywistość piekła sowieckiego jest jakąś daleką i na wpół legendarną fantasmagorją”.

Na Zachodzie, a w szczególności krajach anglojęzycznych, sztuka była wielkim hitem. „Słowo robot weszło na stałe do potocznego słownictwa angielskiego jako określenie niewolnika ustroju kapitalistycznego” – notował Dyboski. W 1922 r. „R.U.R.” wystawiono na nowojorskim Broadwayu, a robota grał nieznany wówczas Spencer Tracy, przyszły zdobywca dwóch Oscarów. W 1927 r. staje się pierwszą sztuką teatralną transmitowaną na falach radiowych BBC w całości, a w 1938 r. – pierwszym dziełem fantastyki naukowej zekranizowanym na potrzeby telewizji.

Starożytne korzenie

Nie oznacza to, że przed Čapkiem nikt nie wpadł na podobne pomysły. – Za prekursorów robotów uważa się posągi bogów w świątyniach starożytnego Egiptu. Miały poruszane linkami przez kapłanów kończyny, a obserwujący je ludzie myśleli, że żyją. Heron z Aleksandrii uważany jest za ojca teatrów robotycznych, natomiast żyjący w XV w. Al-Dżazari za prekursora robotyki, projektował bowiem mechanizmy użyteczne dla człowieka – wyjaśnia prof. Teresa Zielińska z Politechniki Warszawskiej. Wśród wynalazków zaprojektowanych przez tego ostatniego są m.in. napędzany hydroenergetyką flet albo zegar w kształcie słonia. Ludzkość najlepiej zapamięta go jednak jako twórcę… spłukiwanej toalety.

Słowo „automaton” występuje już w „Iliadzie”, a w późniejszych latach wielokrotnie używane było do opisu rzeczy, które moglibyśmy nazwać protoplastami robotów. Od połowy XVIII w. używano też słowa „android” (po raz pierwszy w literaturze alchemicznej – do opisu sztucznej głowy, rzekomo zdolnej do rozmowy, którą w średniowieczu miał stworzyć z pomocą aniołów i kamienia filozoficznego św. Albert Wielki).

Najbardziej rozpropagowaniu słowa „robot” w języku angielskim, a co za tym idzie na całym świecie, przysłużył się jednak gigant literatury science fiction – Isaac Asimov. O sztuce Čapka napisał wprawdzie w 1979 r., że jest „strasznie zła, ale nieśmiertelna z powodu tego jednego słowa”, lecz jego określenie wykorzystywał regularnie. Tak nazywane postacie pojawiały się w wielu dziełach Asimova, z których najbardziej znany jest zapewne zbiór „Ja, robot” (1950), w którym sformułował trzy prawa robotów – zaczątek trwającej po dziś dzień, już nie tylko wśród artystów, ale też naukowców, debaty o etyce sztucznej inteligencji.

Po pierwsze, robot nie może wyrządzić żadnej krzywdy człowiekowi, nie może też poprzez brak czynnej reakcji dopuścić, aby człowiekowi stała się jakakolwiek krzywda.

Po drugie, robot musi wykonać każdy rozkaz człowieka pod warunkiem, że rozkaz taki nie koliduje z Prawem Pierwszym.

Po trzecie, robot musi ochraniać własny mechanizm pod warunkiem, że nie jest to sprzeczne z Prawem Pierwszym i Drugim”.

(I. Asimov „Zabawa w berka”, przeł. Jerzy Śmigiel)

Tymczasem roboty przestały zapełniać jedynie strony powieści i ekrany kin. – Pierwsze roboty humanoidy pojawiły się na początku XX w. Roboty przemysłowe to początek drugiej połowy wieku, patent z lat 50. – wylicza prof. Zielińska.

W 1927 r. Ron Wensley zaprezentował Televoxa. „Oszołomiona grupa nowojorskich inżynierów zobaczyła elektryczną maszynę odpowiadającą na telefony z prawie ludzką inteligencją i wyższą dokładnością. Gdy zadzwonił dzwonek, podniosła słuchawkę, odpowiadała na pytania i wykonywała polecenia drugiej strony, takie jak włączenie światła, grzejnika, odkurzacza” – opisywało czasopismo popularnonaukowe prezentację tej prostej maszyny, która w rzeczywistości reagowała na określone sygnały dźwiękowe. Stworzyli ją naukowcy z firmy Westinghouse, ówczesnego potentata na amerykańskim rynku (produkował wiele urządzeń – od lamp, przez RTV i AGD, po pociągi). W 1940 r. na Wystawie Światowej w Nowym Jorku widzowie mogli zobaczyć inne roboty tej samej firmy – równie interesujące jak bezużyteczne – humanoidalnego Elektro, który potrafił palić papierosy, i Sparko, który przypominał psa i mógł szczekać.

Dwie tradycje

Wiosną 1961 r. w jednej z fabryk samochodów General Motors po cichu zjawił się natomiast Unimate – ważąca prawie dwie tony maszyna, która pomagała przy obsłudze wysokociśnieniowej maszyny odlewniczej, a konkretnie umieszczaniu rozgrzanych do czerwoności części samochodowych w substancji chłodzącej. Tej niebezpiecznej pracy nie chciał wykonywać żaden z trzech tysięcy pracowników fabryki. GM i twórcy maszyny – pomysłodawca George Devol i jego partner biznesowy Joseph Engelberger – początkowo trzymali ją w tajemnicy, z obawy przed porażką. Gdy okazało się, że działa, zaczęli się nią chwalić – w programie telewizyjnym nalewała piwo, dyrygowała orkiestrą, grała w golfa i na akordeonie.

Dzisiejszy świat pełny jest następców tych maszyn. Jak wynika z raportu przygotowanego przez Międzynarodową Federację Robotyki, w 2019 r. na całym świecie pracowało 2,7 mln robotów przemysłowych. Najwięcej z nich, podobnie jak prekursora, wykorzystuje branża motoryzacyjna (923 tys.), która wyprzedza elektroniczną i elektryczną (627 tys.). Z reguły służą do poruszania, montowania i spawania części. W Polsce miało ich działać 15,8 tys., co daje nam 14. pozycję na świecie.


CZYTAJ TAKŻE

BAJKI ROBOTÓW: W kwestii robotyzacji rynku pracy udało się zamknąć pracowników w potrzasku pedagogiki wstydu. W obawie przed łatką współczesnych luddystów nie zadajemy nawet pytań o własną przyszłość >>>


Ponadto, jak szacuje MFR, na świecie działały w 2019 r. 173 tys. profesjonalnych robotów użytkowych (czyli np. medycznych i transportowych), 18,6 mln robotów domowych (np. do sprzątania) i 4,6 mln w branży rozrywkowej (np. do obsługi klienta, sprzedaży, udzielania informacji).

Chociaż roboty są powszechne, z reguły nie przypominają tych z kart zapisanych przez Čapka, Asimova ani też projektów firmy Westinghouse. Większość z nich jest niepozorna, rzadko są humanoidalne – moda na takie projekty panowała kilkanaście lat temu, kiedy na pokazach mogliśmy zobaczyć np. stworzonego przez Hondę ASIMO (nazwany, jakżeby inaczej, na cześć Asimova), potrafiącego podać rękę albo odpowiedzieć na machanie.

– Mamy w istocie dwie tradycje wizualne robotów – uważa prof. Elizabeth Stephens, kulturoznawczyni z University of Queensland. – Wczesne „roboty”, takie jak XVIII-wieczne androidy i inne figury z mechanizmami zegarowymi, były dość ludzkie, a codzienne roboty użytkowe nie są. To produkty różnych, choć powiązanych genealogii maszyny przemysłowej.

Zdaniem Stephens najbardziej fascynuje nas połączenie obu tradycji. Na początku stycznia chińskie media społecznościowe podbił (prawie na pewno zmanipulowany) film przedstawiający dwa kłócące się roboty mające udzielać informacji użytkownikom biblioteki w Nanchang. Odzywają się do siebie sformułowaniami w stylu „przestań być taki kapryśny”, „masz duże wahania nastrojów”.

Nie słabnie też popularność filmów z udziałem robotów firmy Boston Dynamics – w lutym 2018 r. najpopularniejszym materiałem na YouTubie zostało nagranie, na którym ich czteronożny robot Spot otwiera drzwi, a kilka tygodni temu podobnym hitem był film, na którym trzy różne rodzaje robotów tej firmy tańczą w rytm muzyki.

– Nagranie Boston Dynamics pokazuje, jak roboty, których forma jest bardziej przemysłowa, wykonują czynność typową dla człowieka. To nadaje im cechy ludzkie. Także inne współczesne roboty często nie przypominają człowieka z wyglądu, ale są tak projektowane, by wydawały się „słodkie”. Wywołuje to więź emocjonalną – mówi Stephens.

Terminator na sofie

– Dzięki fantastyce naukowej, parkom rozrywki i mediom ludzie są przekonani, że zaawansowane roboty są „tuż za rogiem” i niedługo będziemy mieli humanoidy jak u Asimova lub jak DATA w „Star Treku”. W tym samym czasie naukowcy mówią o tym, jak trudno jest stworzyć roboty. Nawet Boston Dynamics zajęło lata, aby Atlas [ich humanoidalny robot – red.] poruszał się w imponujący sposób – mówi dr Lisa Nocks, historyczka z Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników (IEEE), autorka książki „The Robot: The Life Story of a Technology” („Robot: Podróż przez życie technologii”). I dodaje: – Rozwój techniki sensorowej, materiałów syntetycznych czy uczenia maszynowego przybliża nas oczywiście do stworzenia robotów humanoidalnych zachowujących się tak, jakby czuły emocje. Ale wierzę, że stworzenie androidów, które współpracują z ludzkimi zachowaniami w czasie rzeczywistym, jest jeszcze oddalone o dekady. Co nie znaczy, że nie powinniśmy już teraz dyskutować o traktowaniu świadomych maszyn humanoidalnych.

Na razie muszą nam wystarczyć tańczące roboty Boston Dynamics. Pierwszy z nich, czworonożny, przypominający psa Spot, od czerwca ubiegłego roku jest dostępny w regularnej sprzedaży – jego podstawowa wersja kosztuje 74,5 tys. dolarów. Spoty są już wykorzystywane, głównie do inspekcji niebezpiecznych lub niedostępnych miejsc – np. SpaceX używało go po nieudanym starcie rakiety, a BP do pilnowania przeładunku ropy z platformy na Morzu Norweskim. W grudniu większościowe udziały w wycenianym na 1,1 mld dolarów Boston Dynamics kupił Hyundai – mimo że od lat jest to firma przynosząca milionowe straty.

Możemy też spróbować obejrzeć sztukę, którą z okazji stulecia „R.U.R.” pisze sztuczna inteligencja. Przedstawiciele Wydziału Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Karola w Pradze, organizatorzy festiwalu projektowania CEE Hacks oraz teatru Švanda postanowili sprawdzić w projekcie Theaitre, czy jest w stanie ona napisać interesujący scenariusz teatralny. Efekty pracy SI mają zostać opublikowane w internecie 26 lutego.

– „R.U.R.” jest teraz bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Jasne, większość pracy wykonują współcześnie algorytmy i sieci neuronowe w chmurach. Tego Čapek nie przewidział. Ale trafnie przewidział trzy rzeczy: „terminatory”, „sofalność” i omnia vincit amor [miłość wszystko zwycięża – red.] – twierdzi Tomáš Studeník, współtwórca Theaitre. I dodaje: – Čapek pisał o robotach wykorzystanych w walce, a tego się obawiamy, oglądając stworzenia Boston Dynamics wykonujące najbardziej spektakularne sztuczki. „Sofalność” to termin ukuty przez prof. Tima Wu. W przyszłości ludzie będą mogli spędzić całe życie na sofie, z goglami, zanurzeni w wirtualnej rzeczywistości. U Čapka ludzie przestają mieć dzieci, bo jak już nie muszą pracować, nie dostrzegają sensu życia; leżą na sofach i nic nie robią. Często pojawia się też pytanie, czy maszyny mogą czuć i kochać. Čapek przekonywał, że miłość robotów jest możliwa, choć tutaj wszystko jeszcze przed nami. ©


Moduły i roje

DĄŻENIE DO ODTWORZENIA FORMY LUDZKIEJ to pokusa gigantyczna, ale prowadząca często na manowce. Dwunożność, przykładowo, nie ma praktycznie żadnych zalet – poza swojskością – w porównaniu z czworo- lub sześcionożnością albo z transportem kołowym. Głowa i twarz to kolejny zbędny balast, gdy interesuje nas skuteczność, a nie walory estetyczne. Dokąd więc prowadzi surowy pragmatyzm?

ROBOT SMORES jest przykładową demonstracją popularnego we współczesnej robotyce podejścia, opartego na wielu względnie prostych modułach, które można dowolnie rekonfigurować (to tzw. MMR). Jest on złożony z dowolnej liczby kostek o rozmiarze ok. 10 cm, wyposażonych w dwa koła z własnym napędem i panele dokujące. Jedna taka kostka może niewiele, ale już osiem sztuk sczepionych z sobą potrafi najpierw złożyć się w węża, aby wdrapać się na stół, następnie, w postaci pojedynczego bloku, przepchnąć ciężkie pudełko, a w postaci struktury czworonożnej unieść coś „na plecach”.

W OSTATNICH LATACH testuje się coraz mniejsze moduły, łączone już setkami, tworzące roje (ang. swarm – stąd swarm robotics). Gdy robotom takim pozwoli się na pewną autonomię, są w stanie samodzielnie dzielić się pracą, jak choćby testowane obecnie roje niewielkich dronów, które wpuszczone do nieznanego budynku potrafią spontanicznie rozprzestrzenić się po nim tak, aby sprawnie go zmapować, nie wchodząc sobie w paradę.

Jednym z planowanych zastosowań rojów jest badanie rumowisk po katastrofach naturalnych i poszukiwanie potrzebujących (dzięki wykorzystaniu kamer na podczerwień). Tego typu projekty wymagają wyposażania robotów w zdolność do samodzielnego podejmowania decyzji, co silnie wiąże współczesną robotykę z dziedziną badań nad sztuczną inteligencją. Jednym z żywo obecnie roztrząsanych problemów jest możliwość pozostawiania robotom wolności „wyboru”, jak zrealizować dany cel: w idealnych warunkach ludzki operator przedstawiałby tylko zadanie do rozwiązania, a algorytm sam decydowałby, jak je wykonać. W przypadku robotów typu MRR cel jest taki, aby najbardziej skuteczna konfiguracja modułów wychodziła niejako w praniu dla każdego zadania z osobna. Coraz częściej jest tak, że maszyna wpada na lepsze pomysły niż inżynier, który ją stworzył.

BIOROBOTYKA jest kolejnym popularnym kierunkiem rozwoju. Oznacza ona łączenie obiektów wykonanych ręką ludzką z organizmami żywymi. W 2016 r. zespół z Politechniki w Montrealu opisał specjalnie spreparowane bakterie, do powierzchni których doklejono kilkadziesiąt nanokuleczek tłuszczowych wypełnionych związkiem chemicznym zabójczym dla komórek nowotworowych. Po wpuszczeniu tych robobakterii w pobliże zmiany nowotworowej możliwe stało się sterowanie nimi przy pomocy pola magnetycznego tak, że docierały w samo serce guza i upuszczały ładunek tam, gdzie nie są w stanie samoistnie dotrzeć cząsteczki leku.

POWAŻNE OGRANICZENIA ­dotyczące minimalnego rozmiaru elementów mechanicznych czy elektronicznych powodują, że coraz to mniejsze roboty mają coraz prostszą budowę. Jednak jeśli tym pojęciem obejmiemy każde urządzenie zdolne do powtarzalnego wykonywania ustalonej pracy, to okaże się, że prawie wszystko może być robotem. Np. w maju 2018 r. opisano prototyp „robota” tak małego, że jest on już w stanie przemieszczać się we wnętrzu komórki żywej. W istocie była to niewiele więcej niż specjalnie ukształtowana grudka materiału magnetycznego, która – sterowana z zewnątrz – mogła naciskać na rozmaite organelle komórkowe z dokładnością sięgającą setek nanometrów: wydaje się więc, że wkraczamy śmiało w erę nanorobotyki. ©(P) ŁL

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021