Wymarzona wojna Prezesa

Jedną ręką można dać zbójom po gębie, pokazując swą siłę. A drugą – pogrozić mniejszościom seksualnym, bo to się spodoba wielu wyborcom.

30.07.2019

Czyta się kilka minut

Atak na Marsz Równości w Białymstoku, 20 lipca 2019 r. / MARTYNA NIEĆKO / AGENCJA GAZETA
Atak na Marsz Równości w Białymstoku, 20 lipca 2019 r. / MARTYNA NIEĆKO / AGENCJA GAZETA

Podczas Marszu Równości w Białymstoku doszło do dantejskich scen: kibole i nacjonaliści zaatakowali przedstawicieli środowiska LGBT oraz wspierające ich osoby. Były ciosy, kopanie, plucie, wulgarne wyzwiska.

Ponieważ to PiS rozpętał wojnę o LGBT, ponieważ to PiS flirtuje ze środowiskami narodowo-kibolskimi – na pozór wydawać by się mogło, że na tym politycznie bardzo straci. Nic bardziej mylnego.

Prezes podgrzewa atmosferę

O ile wybory sejmowe w 2015 r. PiS wygrał w dużej mierze na graniu sprzeciwem wobec imigrantów, tak w niedawnych wyborach europejskich idealnym paliwem światopoglądowym okazało się LGBT. Było pewne, że w tej sytuacji Jarosław Kaczyński główkuje, jaki spór ideologiczny podsycić, by zyskać na tym politycznie przed zbliżającymi się wyborami do Sejmu.

Przełomowego tematu jednak znaleźć nie było łatwo, bo opozycja nie dostarczyła mu inspiracji jak w obu wcześniejszych kampaniach. Dlatego Kaczyński próbował znów podgrzać atmosferę. „Ostatnio usłyszeliśmy i zobaczyliśmy wielką ofensywę, użyję tego określenia, choć wiem, że będzie ono przedmiotem ataku, wielką ofensywę zła. Musimy tę ofensywę odrzucić” – mówił na programowej konwencji w Katowicach na początku lipca. O co mu chodziło? Może znów o LGBT? A może o ataki na biskupów za tuszowanie pedofilii? Nie wiadomo, bo tym razem opozycja – mimo wyrażonych wprost nadziei Kaczyńskiego – nie dała się wciągnąć w ideologiczną wymianę ciosów.


Czytaj także: Przemysław Wilczyński: Ministerstwo głupich słów


Z pomocą przyszedł Kaczyńskiemu przypadek, choć ma on swe źródło w szerszym zjawisku. Umacnianiu się PiS na prowincji i w małych miastach towarzyszy jednocześnie liberalizacja większych ośrodków. Nawet w konserwatywnych regionach – Podkarpaciu, Lubelszczyźnie czy Podlasiu – miasta wojewódzkie stają się coraz bardziej kosmopolityczne. Zazwyczaj zresztą w kontrze do samorządu województwa, którym włada PiS, w ratuszach stolic regionów zasiadają politycy Platformy lub lewicy.

Skoro wyborca rzeszowski, lubelski lub białostocki wybiera sobie lewicowo-liberalnego prezydenta, to prędzej czy później musiał przyjść następny krok: ­coming out lokalnych mniejszości seksualnych. Pierwszy Marsz Równości w Rzeszowie odbył się rok temu. Oczywiście doszło do przepychanek z narodowcami, policja musiała ochraniać 600 uczestników marszu. W tym roku prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc próbował zakazać marszu, tłumacząc to obawami o bezpieczeństwo. Przegrał przed sądem, w dodatku po próbie zablokowania marszu musiał się rozstać z macierzystym SLD, które było tym oburzone. Marsz odbył się w czerwcu, na szczęście było dość spokojnie.

Pierwszy marsz w Lublinie odbył się w październiku minionego roku. Prezydent miasta Krzysztof Żuk (PO) też próbował go zakazać ze względów bezpieczeństwa. Sąd zakaz uchylił. Doszło do zadym: petardy, wyzwiska, ranni, zatrzymania.

W Białymstoku nic nie jest proste

Rządzący już czwartą kadencję prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski (PO) – ojciec posła Nowoczesnej Krzysztofa – nie poszedł śladem kolegów z innych dużych miast ściany wschodniej: zgodził się na pierwszy w dziejach miasta Marsz Równości. Choć, po prawdzie, to właśnie on powinien mieć najwięcej obaw. Białystok nie jest zwyczajną stolicą konserwatywnego regionu. Białystok to tygiel kulturowy, mieszanka tożsamości polskiej, żydowskiej, białoruskiej, rosyjskiej, tatarskiej. Historyczne rachunki krzywd w ostatnich latach ożywają, dodając wiatru w żagle miejscowym nacjonalistom. Miasto ma – słusznie czy nie – opinię najbardziej ksenofobicznego w Polsce.


Czytaj także: Jarosław Flis: Opozaycja, mnożenie przez podział


To tu jeszcze za wczesnych rządów Platformy dochodziło do najgłośniejszych aktów przemocy. Atak na studenta z Indii stojącego na przystanku, podpalenie drzwi mieszkania hindusko-polskiego małżeństwa czy też atak na rodzinę Czeczenów – napastnicy rzucali w ojca butelkami i kamieniami, potem wybili szybę, a odłamki szkła zraniły jego dwumiesięczną córkę. Wszystko to agresja na tle narodowościowym.

Przystanią białostockich nacjonalistów jest tamtejszy klub piłkarski Jagiellonia, po latach posuchy znów odnoszący sukcesy na boiskach. Część napastników atakujących Marsz Równości nosiła koszulki w klubowych barwach. Ale w Białymstoku nic nie jest proste. Trzeba pamiętać, że Jagiellonia to także przystań dla lokalnych polityków Platformy. Klub jest regularnie zasilany milionami z kasy miasta rządzonego przez PO. Tak, kibole-nacjonaliści w Białymstoku mają naprawdę dobry polityczny klimat.

Krucjatę przeciwko białostockim bandytom udającym kibiców efektownie zapowiadał szef MSWiA w rządach PO ­Bartłomiej Sienkiewicz już w maju 2013 r. „Idziemy po was” – oświadczył. Później tłumaczył: „Mamy problem z przemocą w środowiskach wywodzących się z ruchu kibolskiego. To jest specyficzne środowisko przestępcze, w którym bardzo silna jest solidarność, o wiele mocniejsza niż w przypadku zwykłych bandytów. Jest rzeczą niepokojącą nowe zjawisko: opanowywanie całych osiedli przez młodych ludzi ze skłonnością do przemocy, posługujących się jakąś formą ideologii – kibolstwem czy rasizmem”.

Do dziś, jak widać, białostoccy kibole-nacjonaliści mają się dobrze. Nawet za rządów partii, która bezpieczeństwo i twarde traktowanie przestępców ma na sztandarach.

Policja nie stanęła na wysokości zadania, zwłaszcza przed marszem, gdy kibole atakowali ściągających na plac uczestników. Takie błędy są tym bardziej zdumiewające, że Białystok to matecznik wszechmocnego – nawet jeśli często karykaturalnego – wiceszefa MSWiA Jarosława Zielińskiego, nadzorującego służby mundurowe.

PiS zarobi na zadymie

Ale ci, którzy uważają, że białostocka zadyma zadziała na niekorzyść PiS, są w błędzie. Partii Jarosława Kaczyńskiego nie zaszkodzi ani to, że nie zapewniła bezpieczeństwa uczestnikom marszu, ani to, że od momentu dojścia do władzy flirtuje ze środowiskami nacjonalistycznymi. Czego ukoronowaniem był ubiegłoroczny, wspólny Marsz Niepodległości państwowych władz i narodowców. PiS jest na najlepszej drodze, żeby wykorzystać białostockie ekscesy do swych politycznych, wyborczych planów.

Przede wszystkim, czołowe postaci PiS potępiły ekscesy w Białymstoku. Choć z ociąganiem i unikając słów nazbyt ostrych – to trudno im zarzucić, że kokietują narodowców i kiboli. Niejednoznaczne głosy płynące z lokalnych ogniw partii zostały szybko spacyfikowane.

Policja też szybko przeszła do kontrataku i przedstawiciele władz przez wiele kolejnych dni informowali, jak wielu chuliganów już zatrzymano. Do tej pory obóz władzy patrzył przez palce na ich ekscesy, nie tylko podczas Marszu Niepodległości, ale przede wszystkim, gdy walczyli z protestami środowisk antyrządowych.


Czytaj także: Tadeusz Sławek: Białystok, rozum, furia i wiara


Teraz władza pokazuje swe zdecydowanie i determinację. Czyż to nie spodoba się wyborcom? Jednocześnie premier wysłał jasny sygnał: zwyczajnym ludziom nic nie grozi. „Z badań CBOS wynika, iż 98 proc. Polaków deklaruje poczucie bezpieczeństwa w miejscu zamieszkania” – podkreślał.

Dodał do tego także obowiązkowy partyjny refren o tym, że to Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości pierwszy wziął się za ściganie złoczyńców i zapewnienie bezpieczeństwa Polakom. W tym kontekście było to jednak groteskowo, gdyż to Kaczyński jako prezydent stolicy zakazywał Parad Równości – i to nie ze względów bezpieczeństwa, tylko ideologicznych. Uznał, że to promowanie zboczeń i obraza uczuć religijnych. W 2005 r. groził uczestnikom parady zorganizowanej mimo jego zakazu konsekwencjami prawnymi. Krytykował policję, która w jego opinii „nierówno traktowała” uczestników Parady Równości i protestujących członków Młodzieży Wszechpolskiej.

Paliwo ideologiczne

Wydarzenia białostockie mają jedną poważną zaletę dla PiS: na nowo wprowadzają do kampanii temat, który jest wytęsknionym przez Kaczyńskiego paliwem ideologicznym. „Tego typu marsze wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne budzą ogromny opór. W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane” – oświadczył minister edukacji Dariusz Piontkowski, białostocczanin, były marszałek Podlasia. Minister się potem z tego półgębkiem wycofał, ale to zdanie idealnie ilustruje polityczny zamysł PiS. Coś w stylu „co prawda bili niesłusznie, ale wychodzenie na miasto w tęczy powinno być zakazane”. To komunikat do tych wyborców, którzy już raz – w wyborach europejskich – dali się zmobilizować hasłami o nadciągającej Sodomie i Gomorze.

Jednocześnie opozycja ma problem: sama zaczęła się kłócić o LGBT. Lider PO Grzegorz Schetyna odmówił udziału w „marszu przeciw przemocy”, zorganizowanym w Białymstoku. „Nie będziemy wpisywać się w scenariusz przygotowany na Nowogrodzkiej. Dzisiaj PiS z tych demonstracji i spraw mniejszości chce zrobić główny wątek kampanii wyborczej” – tłumaczył. Został jednak za to zaatakowany przez partie lewicowe, które liczyły na polityczny efekt marszu. Z kolei prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski powiedział lewicy, że nie może legalnie maszerować, bo nie złożyła w terminie wniosku. Złożyła więc wniosek o manifestację.

Jak widać, LGBT już porządkuje scenę polityczną. Następny Marsz Równości 10 sierpnia w Płocku. ©

 

Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „Tygodnikiem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz Onetu, wcześniej związany z redakcjami „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka”, „Wprost” i „Tygodnika Powszechnego”. Zdobywca Nagrody Dziennikarskiej Grand Press 2018 za opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” artykuł „Państwo prywatnej zemsty”. Laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2019