Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Relacje z sobotniego Marszu Równości w Białymstoku są przerażające. Kolorowo ubrani, z tęczowymi flagami, nie zawsze grzeczni i pobożni, ale raczej spokojni uczestnicy marszu idą w szpalerze wulgarnych wyzwisk, plucia, a nawet lecących butelek z moczem i przedmiotów, które przypominają kostki brukowe. Przemoc byłaby zapewne jeszcze bardziej brutalna, gdyby nie ochrona policji w kaskach i z pałkami w rękach. Ale i tak można zobaczyć sceny bicia i kopania pojedynczych uczestników marszu (także kobiet) przez grupki „obrońców tradycyjnej rodziny i chrześcijańskich wartości”.
Wydarzenia wokół białostockiego marszu nie tylko po raz kolejny obnażyły postępującą polaryzację polskiego społeczeństwa i rosnący poziom agresji – oraz to, że agresja rośnie znacznie bardziej po „prawej”, „konserwatywnej” stronie barykady. Można powiedzieć, że w białostockiej erupcji agresji ujawniły się trujące owoce narracji wielu prawicowych mediów i polityków. Wydarzenia te są też świadectwem kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce.
Próbując bowiem zrozumieć, co się stało w Białymstoku, nie można pominąć milczeniem licznych wypowiedzi biskupów i księży, umieszczających środowiska LGBT+ jednoznacznie „po ciemnej stronie mocy”: przedstawiających je jako zagrożenie dla rodziny, bezpieczeństwa dzieci, społecznego spokoju, wszelakich wartości i wszystkiego, co dla chrześcijan najświętsze.
Trzeba pamiętać, że kilka dni przed marszem metropolita białostocki abp Tadeusz Wojda, wydał odezwę, w której czytamy: „Marsz, chociaż zakłada przeciwdziałanie domniemanej dyskryminacji wspomnianych środowisk, w rzeczywistości sprzyja dyskryminacji innych – tych, których sumienie jest wyczulone na dobro społeczne, chrześcijańskie i obyczajowe, a także jest miejscem obrażania i robienia parodii z treści, które są dla wierzących najwyższą wartością”.
Z drugiej strony, trudno było się do tej pory doszukać w głosach polskich hierarchów katolickich próby zrozumienia sytuacji osób nieheteroseksualnych ani potępienia doświadczanych przez nich aktów dyskryminacji i przemocy (fizycznej i symbolicznej) – także ze strony katolików i także motywowanych religijnie.
Dobrze więc, że po wydarzeniach białostockich zareagował rzecznik Episkopatu, ks. Paweł Rytel-Andrianik, który stwierdził, że „przemoc i pogarda w żadnym przypadku nie mogą być usprawiedliwiane i akceptowane. Trzeba wyrazić jednoznaczną dezaprobatę wobec aktów agresji, takich jak te, które miały miejsce w Białymstoku”. Zupełnie niepotrzebnie jednak w tej samej wypowiedzi podejmuje on kwestię kościelnej moralnej oceny aktów homoseksualnych jako grzesznych. To przecież inny temat, który rozmywa wyrazistość potępienia przemocy wobec uczestników marszu.
A głos taki powinien być głośny i wyrazisty, gdyż ostatnie wydarzenia pokazują, że długo kształtowany – w dużej mierze przez wielu polskich hierarchów katolickich – jednoznacznie negatywny obraz osób LGBT+ został bezkrytycznie przejęty przez liczne grupy katolików. Sądząc bowiem z różańców i świętych obrazów trzymanych w rękach stojących w agresywnym i wulgarnym tłumie przeciwników marszu – to katolicy, i to jawnie przyznający się do swojej wiary, uczestniczyli w obrażaniu, poniżaniu i atakowaniu innych ludzi.
Wyrazisty głos w obronie osób LGBT+ jest tym bardziej potrzebny, że niejednoznaczną postawę wobec tych zajść zajmują przedstawiciele rządu RP. O ile szefowa MSWiA Elżbieta Witek potępiła akty agresji, to minister edukacji Dariusz Piontkowski w absurdalny sposób obarczył uczestników marszu winą za doznaną przez nich przemoc i zasugerował zakaz Marszów Równości.
Wydarzenia w Białymstoku napawają więc wielkim smutkiem i obawą. W polskim społeczeństwie rośnie agresja, a w Kościele katolickim niewiele widać działań, by temu problemowi zaradzić. Znaleźliśmy się w punkcie, w którym – mówiąc językiem Ewangelii – nadszedł czas nawrócenia. Nikt nie może przedstawiać jakiejś grupy społecznej jako „samego zła”. Jednoznacznemu potępieniu powinny podlegać akcje takie, jak propagowanie naklejek z napisem „Strefa wolna od LGBT”. Wszyscy, których głos jest słyszalny i ma wpływ na ludzi – a więc także biskupi i księża – muszą zrobić rachunek sumienia z tego, jak mówiliśmy o bliźnich, z którymi się nie zgadzamy. Wszyscy powinniśmy, jak możemy, pomagać ofiarom agresji i przemocy; wszyscy musimy być czujni, by w naszych sercach nie zakiełkowała pogarda i nienawiść.
Postscriptum
Metropolita białostocki abp Tadeusz Wojda 22 lipca wydał oświadczenie po wydarzeniach, które miały miejsce w Białymstoku 20 lipca. Napisał w nim m.in.:
„Nie do pogodzenia z postawą chrześcijanina, naśladowcy Chrystusa, były akty przemo-cy i pogardy. (…) Naszym obowiązkiem jest bronienie wartości narzędziami, które zawsze wpisują się w przykazanie miłości bliźniego i szacunek do każdego człowieka.(…) W dalszym ciągu zachęcam do modlitwy i troski o rodzinę, o czystość panujących w niej obyczajów. Niech nasze rodziny, Bogiem silne, będą przykładem pięknej miłości na wzór Świętej Rodziny. Sobotnie wydarzenia pokazały, że wiele jeszcze mamy do zrobienia, aby w naszych sercach zapanował pokój. Miłość Chrystusa ma nas do tego każdego dnia przynaglać.”