Wtedy

Rok 1966 był rokiem wypełnienia jubileuszu Milenium Chrztu Polski. Ale władza ludowa miała swój własny program jubileuszowy i postanowiła obchodzić go równolegle z kościelnym, walcząc dosłownie na każdym kroku o priorytet, a nawet o monopol.

08.12.2006

Czyta się kilka minut

Mieszkańcy Warszawy żegnają prymasa Wyszyńskiego po zakończeniu uroczystości milienijnych w katedrze, 26 czerwca 1966 r. /
Mieszkańcy Warszawy żegnają prymasa Wyszyńskiego po zakończeniu uroczystości milienijnych w katedrze, 26 czerwca 1966 r. /

Jest 24 czerwca 1966 r. Od paru miesięcy "Tygodnik" towarzyszy Episkopatowi w obchodach Milenium - tysiąclecia chrztu Polski. Zawsze ktoś z nas jedzie do diecezji, w której odbędą się kolejne uroczystości. Cokolwiek puści potem lub skreśli cenzura - i tak trzeba tam być. Teraz właśnie przyszła kolej na Warszawę. Stoję wśród rzeszy ludzkiej w pobliżu kościoła św. Anny. Biskupi zaczynają procesjonalnie wychodzić, zmierzając na Stare Miasto. Idą pomiędzy nami. I nagle tuż koło mnie grupa mężczyzn zaczyna gromko skandować:

Tu nie teatr, tu Warszawa / Wątpliwa jest wasza sprawa!

Zdołali powtórzyć to zaledwie dwa razy. Przez ludzi jakby przeszła iskra. Rozlegają się głosy: "Co to ma znaczyć?". Wszyscy zwracają się w tamtą stronę, powstaje zamieszanie. Panowie skandujący nie czekają ani minuty: pochowali swoje kartki z tekstem, wycofują się tak sprawnie, że za moment nie ma po nich śladu. Ludzie uspokoili się, skupili znowu na procesji. Nikt się nie dziwi: to nie jest ani pierwsza, ani ostatnia prowokacja towarzysząca Milenium.

IPN wydał właśnie wielki tom dokumentalnych zdjęć i opracowań dokonanych przez kilkunastu swoich pracowników, przedstawiający w kolejnych regionach Polski tamto zderzenie całorocznych uroczystości kościelnych - Milenium Chrztu Polski - i państwowego, równolegle obchodzonego świętowania Tysiąclecia Państwa Polskiego. Było to prawdziwe zderzenie, konfrontacja. PRL nie mogła się pogodzić z tym, że Kościół nie tylko pierwszy wystąpił z inicjatywą wielkiej rocznicy, ale akcentował właśnie jej charakter religijny jako organicznie związany z historią kraju i państwa.

Początkiem stało się odnowienie lwowskich Ślubów Narodu Jana Kazimierza, dokonane po trzystu latach na Jasnej Górze 26 sierpnia 1956, przygotowane jeszcze przez internowanego w Komańczy Prymasa Wyszyńskiego. W niecałe trzy miesiące potem Ksiądz Prymas, uwolniony na fali Października, wrócił do Warszawy i odtąd kierował kolejnymi etapami tej największej duszpasterskiej inicjatywy okresu powojennego. Rok 1966 był rokiem ostatecznego wypełnienia jubileuszu. Jednym z najważniejszych wydarzeń stała się wędrówka po Polsce kopii Obrazu Jasnogórskiego, przed którą kolejne wspólnoty wiernych powtarzały jubileuszowe ślubowania.

Ale władza ludowa miała swój własny program jubileuszowy i postanowiła obchodzić go równolegle z kościelnym, jako przeciwstawienie, walcząc dosłownie na każdym kroku o priorytet, a nawet o monopol. Tysiąclecie Państwa Polskiego obchodzono jak najuroczyściej: fundując "tysiąclatki" ("tysiąc szkół na Tysiąclecie"), organizując akademie, pochody historyczne przywołujące pamięć słynnych bitew, wiece, zawody sportowe, programy telewizyjne itd., itp. Właściwie mogło być w tym wiele sensu. Ugruntowanie poczucia tożsamości i zakorzenienia w społeczeństwie, nie tak dawno przemieszczonym w nowe granice, na tzw. Ziemie Odzyskane, było potrzebne, a pamięć dziejów odradzała poczucie dumy po klęsce czasu wojennego. Wystarczyło dostrzec i uznać, że przecież Kościół szedł w tym samym kierunku: integrował, umacniał, budził duchowe siły. Ale to właśnie stało się głównym oskarżeniem. Konflikt sprzed pół roku, o list do biskupów niemieckich, skierował całą energię władz tylko na konfrontację.

W kolejnych rozdziałach albumu poznajemy historię walk władzy ludowej o rząd dusz. Widać jak na dłoni irytację, z jaką podejmowano te walki, kolejne działania, by to, co robi Kościół, jeśli już nie uniemożliwić, to przynajmniej popsuć gdzie się da, w tym celu śledzić, niepokoić, grozić, a potem w sprawozdaniach starać się wykazać sukcesy własne i niepowodzenia Kościoła. Tu przyszło mniej ludzi, niż biskupi oczekiwali, tam odciągnięto uczestników do imprez państwowych, a nadto w kazaniach pojawiały się akcenty nieprzyjazne wobec władzy... Energia włożona w te starania budzi dziś w czytającym wręcz litość: tak jest w gruncie rzeczy bezsilna. Bo przecież, choć faktycznie gdzie się dało likwidowano nagle komunalne środki transportu, zakazywano zwalniania na nabożeństwa dzieci i młodzieży szkolnej, przesłuchiwano proboszczów, gromadzono masy obserwatorów, organizowano dokładnie w tym samym czasie własne akcje (a bodaj ciekawy program w kinach czy w telewizji), Milenium szło przez Polskę wielką, spokojną falą, zagarniającą ludzi i ich zbiorową świadomość i owocującą coraz to nowymi znakami duchowej jedności wiernych przy pasterzach.

Najdotkliwszą akcją było - powtarzane parokrotnie - zatrzymywanie wędrówki Obrazu Jasnogórskiego. Dziś aż trudno pojąć, że ówczesne Biuro Polityczne zdecydowało się na tak drastyczny a prymitywny sposób "walki z Panem Bogiem". Samochód wiozący obraz, traktowany przez ludzi jak kaplica, milicja zatrzymywała, odbierała kluczyki, kierowała na skróty, z ominięciem zaplanowanych miejscowości, albo sama wiozła inną trasą (jak przy wjeździe do Krakowa na przykład), by wreszcie 2 września 1966 r. gwałtem odprowadzić Obraz na Jasną Górę, gdzie został dosłownie uwięziony. Ale cóż stąd, gdy pielgrzymowanie trwało, tyle że symboliczne, pielgrzymowanie pustych ram, jeszcze wyrazistsze i budzące, w poczuciu krzywdy i zagrożenia, jeszcze żarliwszą wiarę. A więc zwycięskie. Dziś, z perspektywy czterdziestu lat od tamtych wydarzeń, widać to jak na dłoni.

Materiał zdjęciowy pozwala skupić uwagę na samej stronie duszpasterskiej Milenium. Uderza bieda ludzi, uderza ich rozmodlenie, wzruszają ujęcia niezliczonych głów otaczających kolejne ambony Prymasa (przeważnie pod gołym niebem). Waga Milenium jako duszpasterskiej pracy Kościoła, podjętej w samym apogeum komunistycznego reżimu, oczekuje jeszcze na kolejne studia i dokumentacje. Bo przecież nie konfrontacja, w tytule albumu tak wybita, była w tamtym czasie najważniejsza, lecz owa ogromna budowa duchowego Kościoła polskiego. Album każe nam dziś raz jeszcze westchnąć nad tym, co zmarnowano, wzniecając wojnę tak żałosną i tak całkowicie przegraną.

"Milenium czy Tysiąclecie", red. Bartłomiej Noszczak, Warszawa 2006, Instytut Pamięci Narodowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (50/2006)