Wobec dramatycznych wydarzeń na Bliskim Wschodzie Brytyjczycy są mocno podzieleni

Wojna w Gazie wpływa i na brytyjską politykę, i na indywidualne ludzkie losy. W tym na rodzinę premiera Szkocji.
z Wielkiej Brytanii

15.11.2023

Czyta się kilka minut

Rodzina Yousafa Humzy, premiera Szkocji, której udało się wydostać ze Strefy Gazy. Fotografia udostępniona przez premiera Humzę na platformie X (Twitter) / @HumzaYousaf
Rodzina premiera Szkocji: w środku dziadkowie, którym udało się wydostać z Gazy. Fotografia udostępniona przez premiera Humzę Yousafa na platformie X (Twitter) / @HumzaYousaf

Uśmiechniętą parę seniorów – mężczyzna z krzaczastą brodą, kobieta z długimi białymi włosami – otacza na zdjęciu kilkanaście osób. Dzieci na dywanie, dorośli na kanapie. Blisko siebie, radośni. Byłoby to typowe zdjęcie z rodzinnego spotkania, gdyby nie fakt, że starsza para – Elizabeth i Maged El-Nakla – to teściowie Humzy Yousafa, premiera Szkocji. Właśnie udało im się wydostać z Gazy. „Cieszę się, że są bezpieczni i z powrotem w domu – napisał Yousaf na platformie X. – Jednak teść powiedział: »Moje serce jest przełamane na pół, zostało z moją mamą, synem i wnukami w Gazie«”. 

Historia rodziny szkockiego premiera pokazuje, jak blisko wielu Europejczyków jest wojna w Gazie.

Rodzinna wizyta  |  Elizabeth jest Szkotką i emerytowaną pielęgniarką, Maged Palestyńczykiem; mieszkają w Dundee. Ich córka Nadia kilka lat temu wyszła za Humzę Yousafa, dziś premiera regionalnego rządu z ramienia Szkockiej Partii Narodowej (on z kolei pochodzi z rodziny imigrantów z Pakistanu; urodził się w Glasgow). Mohammed, brat Nadii, mieszka z żoną i dziećmi w Gazie, jest lekarzem w szpitalu. W Strefie mieszka też 92-letnia matka Mageda, ostatnio podupadająca na zdrowiu.

Elizabeth i Maged pojechali do Gazy, by odwiedzić ją i wnuki, dzieci Mohammeda. Byłaby to zwykła rodzinna wizyta, ale tydzień po tym, jak tam przybyli, Hamas zaatakował Izrael, a ten zaczął operację odwetową. Tak jak setki innych cudzoziemców, szkocko-palestyńskie małżeństwo znalazło się w pułapce, nie mogąc opuścić Gazy.

 W kolejnych dniach, z trudem panując nad emocjami, Yousaf dzielił się informacjami o pogarszającej się sytuacji teściów. Te krótkie wiadomości są też swego rodzaju zapisem doświadczeń wszystkich cywilów w Gazie: bombardowań, braku żywności i wody, ciągłego strachu. „Całymi nocami trwa ostrzał, nigdy nie wiedzą, czy przetrwają do rana” – mówił Yousaf. Dodał, że nocami on i żona Nadia liczą godziny do świtu, wyczekując wieści od jej rodziców, że przeżyli kolejną dobę. Wyznawał: „Mogę być premierem Szkocji, ale w tej sytuacji czuję się bezsilny”.

Wasz ból, nasz ból  |  Z racji funkcji Yousafa losy jego teściów są na Wyspach szeroko omawiane. Przy czym jego rodzina jest jedną z wielu dotkniętych tutaj tą wojną. W ataku Hamasu zginęło kilkunastu Brytyjczyków pochodzenia żydowskiego, wśród nich Szkot Bernard Cowan. Urodzony w Glasgow, wraz z żoną i dziećmi od lat mieszkał w kibucu Sufa przy granicy z Gazą. 

Podczas uroczystości żałobnej w synagodze premier Yousaf zapewniał zebranych, że solidaryzuje się z żydowską społecznością Szkocji. „Wasz ból jest moim bólem” – mówił. Spotkał się tam też z matką Bernarda, Irene, która zapewniła premiera, że będzie się modlić za jego uwięzioną w Gazie rodzinę. „Uściskaliśmy się, płakaliśmy i obiecaliśmy poświęcać się pokojowi i jednoznacznie twierdzić, że żaden niewinny mężczyzna, kobieta czy dziecko nie powinni płacić za czyny innych” – mówił Yousaf. 

Sprawa polityczna  |  Od początku tej wojny szkocki premier apelował o zawieszenie broni i wysłał list w tej sprawie do wszystkich przywódców politycznych na Wyspach. Choć brytyjscy politycy zgodnie potępiają Hamas i podkreślają konieczność ochrony ludności cywilnej, to jednak kwestia, jak i kiedy doprowadzić do przerwania walk w Gazie, okazuje się niezwykle polaryzująca.

Opowiedzenie się albo za „zawieszeniem broni” (co odrzuca premier Izraela), albo też za „przerwami humanitarnymi” (to Netanjahu dopuszcza) stało się papierkiem lakmusowym, przy czym podziały biegną zarówno wzdłuż granic regionów, jak też w poprzek partii politycznych. I tak, do zawieszenia broni kilka dni temu wezwał parlament Walii, a Szkocka Partia Narodowa chce doprowadzić do głosowania w tej sprawie w brytyjskim parlamencie w Westminsterze. Brytyjski premier Rishi Sunak opowiada się za przerwami w walce, natomiast zdymisjonował jednego z rządowych doradców, który wezwał do zawieszenia broni. 

Groźba rozłamu  |  Największe podziały są jednak w opozycyjnej Partii Pracy. Jej przewodniczący Keir Starmer uważa podobnie jak premier Sunak, że przerwy humanitarne są lepszym rozwiązaniem, by pomóc ludności Gazy, niż zawieszenie broni. Podkreśla też prawo Izraela do obrony. W jednym z wywiadów wyraził się jednak w tak niefortunny sposób, że uznano, iż popiera odcięcie Gazy od dostaw wody, żywności i prądu. 

Później to prostował, ale w Partii Pracy zawrzało. A im większa liczba cywilnych ofiar w Gazie, tym więcej jej polityków wyłamuje się z szeregu. Za zawieszeniem broni opowiedziała się spora grupa parlamentarzystów, a także burmistrz Londynu Sadiq Khan i szef szkockiej Partii Pracy Anas Sarwar. 

Rewolucja trwa na niższym partyjnym szczeblu, gdzie kilkudziesięciu radnych wystąpiło już z partii. W ten sposób labourzyści stracili większość we władzach miejskich Oxfordu. Coraz częściej pojawia się też pytanie, czy przyjęte przez Starmera stanowisko – zgodne z linią rządów Wielkiej Brytanii i USA – może kosztować głosy w następnych wyborach. Tych, które Partia Pracy ma nadzieję wygrać.

Na ulicach  |  Kolejną kwestią, która wzbudza na Wyspach skrajne emocje, są marsze propalestyńskie, organizowane w wielu miastach. W Londynie odbywają się w każdą sobotę, a biorą w nich udział dziesiątki tysięcy ludzi. Krytycy zarzucają, że marsze skierowane są przeciw Izraelowi i że pojawiają się na nich wezwania do przemocy czy wręcz zniszczenia Izraela (np. hasło „Palestyna od rzeki do morza”, tj. od Jordanu po Morze Śródziemne, czyli obejmująca także teren Izraela).

Kolejny marsz miał odbyć się po zamknięciu tego numeru, 11 listopada, w 105. rocznicę zakończenia I wojny światowej na froncie zachodnim. Data ta jest co roku uroczyście obchodzona w Wielkiej Brytanii jako Dzień Pamięci. I co roku, już kilka tygodni wcześniej, na ulicach zjawiają się wolontariusze Brytyjskiej Legii Królewskiej, którzy sprzedają papierowe czerwone maki. Przypina się je do płaszcza czy marynarki, a Legia przeznacza zysk z ich sprzedaży na pomoc dla weteranów. 

Teraz pojawił się niepokój, czy sobotni propalestyński marsz w Londynie nie naruszy powagi corocznej uroczystości. Premier Sunak uważał, że marsz powinien zostać odwołany i że zaplanowanie go na taki dzień jak 11 listopada jest wyrazem braku szacunku. Jednak to raczej wypowiedzi szefowej MSW Suelli Braverman, która demonstracje w sprawie Gazy nazwała „marszami nienawiści”, sprawiły, iż ryzyko przemocy wzrosło.

Eskalacja emocji  |  Propalestyński protest miał przechodzić z dala od Cenotaph, pomnika wojennego, gdzie odbywają się uroczystości, i dwie godziny po ich zakończeniu, więc oba wydarzenia nie powinny ze sobą kolidować. Jednak, jak zwraca uwagę komentator James O’Brien, używając określenia „marsz nienawiści” Braverman „stworzyła w umysłach ludzi przekonanie, że jest to coś, czemu trzeba się sprzeciwić”. I rzeczywiście, obecność w Londynie zapowiedzieli np. członkowie skrajnie prawicowej English Defence League. Co więcej, wkrótce potem w artykule w „The Times” minister podważyła wiarygodność policji, zarzucając jej sympatyzowanie z uczestnikami niektórych demonstracji, w tym tych propalestyńskich, a same marsze porównała tym razem do tych z Irlandii Północnej. Jej artykuł wzbudził oburzenie i pojawiły się opinie, iż może kosztować ją nawet utratę stanowiska.

Zdaniem części publicystów i polityków Braverman prowadzi własną grę, przygotowując się do walki o przywództwo w Partii Konserwatywnej, tymczasem jako szefowa MSW powinna emocje tonować, a nie je eskalować. 

Mimo presji polityków policja nie zakazała marszu. W chwili zamykania tego numeru „Tygodnika” nie było jeszcze wiadomo, jaki był jego przebieg.

Brytyjscy Żydzi  |  Po 7 października na Wyspach odnotowano rekordową liczbę incydentów inspirowanych nienawiścią wobec brytyjskich Żydów: ponad tysiąc. W Londynie w ciągu miesiąca policja przyjęła ponad 650 takich zgłoszeń (w podobnym okresie rok temu: tylko 49). Odnotowano też wzrost incydentów na tle islamofobicznym; w stolicy było ich 230 (rok temu: 71).

Hugo Rifkind, dziennikarz żydowskiego pochodzenia, pisze w felietonie dla „The Times” o akcie wandalizmu w londyńskiej The Wiener Holocaust Library oraz o graffiti w szkole swojego dziecka. To jedne z tych właśnie incydentów notowanych w statystykach. Jednak, wymieniając te przejawy antysemityzmu, Rifkind chce zwrócić uwagę na jeszcze inne zagrożenie, w długoterminowej perspektywie. Wspominając o słowach Braverman, pisze: „Pewnie myślała, że brytyjscy Żydzi będą jej wdzięczni. Przypuszczam, że wielu było. Jednak, moim zdaniem, ludzie mają prawo maszerować przeciw spadającym bombom bez względu na to, kto je zrzuca. I nie mogę opanować przerażenia na myśl, że żydowska społeczność może zostać wykorzystana do odebrania tego prawa”. 

Tymczasem, jak wynika z sondażu ośrodka YouGov, sympatie Brytyjczyków są niemal symetrycznie rozłożone po obu stronach konfliktu: 19 proc. deklarowało sympatię dla Izraela, tyle samo dla Palestyny, 31 proc. deklarowało sympatię z oboma stronami, a 31 proc. nie mogło się zdecydować. Przy czym dokładniejsza analiza pokazuje, że zarówno wśród sympatyków Izraela, jak i Palestyny więcej jest tych, którzy odczuwają pewną sympatię także dla drugiej strony, niż tych, którzy nie znajdują w sobie żadnych pozytywnych względem niej uczuć. W gruncie rzeczy to trochę optymistyczne.

Powrót do domu  |  Starając się panować nad emocjami, Humza Yousaf opowiadał w jednym z wywiadów, jak jego nieświadoma sytuacji 4-letnia córka dopytuje, czy babcia zdąży wrócić na Halloween, bo miała pomóc jej z przebraniem. „Odpowiadamy jej, że oczywiście babcia wróci. Jednak w głębi serca tego nie wiemy” – mówił. Wkrótce potem Elizabeth wysłała do bliskich w Szkocji pożegnanie, nagrane komórką. Z silnym szkockim akcentem mówiła, że to ostatnia wiadomość, że tam, gdzie są, nie ma wody ani jedzenia. Martwiła się jednak głównie o ludzi w szpitalach, którzy nie mogli być ewakuowani z północnej części Strefy. „Gdzie jest człowieczeństwo? – pytała przez łzy. – Gdzie serca ludzi na świecie, że na to pozwalają?”. Potem kontakt się urwał.

A jednak się udało: 3 listopada Elizabeth i Maged opuścili Gazę wraz z grupą cudzoziemców, którym umożliwiono przekroczenie granicy z Egiptem. Wrócili do Dundee, choć już po Halloween. Lecz radość jest tylko częściowa – w Gazie pozostali ich bliscy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Z Gazy do Dundee