Wkoło Watykanu: o dwóch kardynałach

Warto się im przyglądać, bo reprezentują dwie przeciwstawne postawy w Kościele. W kontekście zbliżającego się do końca pontyfikatu Franciszka, ich konfrontacja będzie coraz ostrzejsza i coraz bardziej brzemienna w skutki.
w cyklu WKOŁO WATYKANU

22.04.2024

Czyta się kilka minut

Kard. Robert Sarah przed mszą w katedrze Matki Bożej Zwycięskiej w Dakarze, grudzień 2023 r. // Fot. Guy Peterson / AFP / East News
Kard. Robert Sarah przed mszą w katedrze Matki Bożej Zwycięskiej w Dakarze, grudzień 2023 r. // Fot. Guy Peterson / AFP / East News

Zanim Sala Stampa przeniosła się, na czas remontu, do tymczasowej siedziby przy Via dell’Ospedale, całe dnie spędzałem w okazałym gmachu przy Via della Conciliazione, u samego wejścia na plac św. Piotra. Gdy rano, tuż po ósmej, przychodziłem do pracy, mijałem się z urzędnikami dwóch kongregacji – Kanonizacji oraz Kultu Bożego i Sakramentów – które mają siedzibę po przeciwnej stronie ulicy.

Z niektórymi już się znałem, zwłaszcza z tej drugiej dykasterii, gdzie większość pracowników to absolwenci Anselmianum – Papieskiego Instytutu Liturgicznego – w którym studiował mój starszy brat. Zawsze uważałem, że specjaliści od liturgii to osoby o szczególnym poczuciu estetyki, z którymi można porozmawiać o sztuce, muzyce czy teatrze. Szanowałem ich przywiązanie do formy i tradycji, a także do zasad, od których z byle powodu się nie odstępuje. Ci, których znałem, byli konserwatywni w najlepszym tego słowa znaczeniu: ważny był dla nich porządek, prawo i uniwersalne wartości. Nie kwestionowali konieczności zmian, ale byli pewni, że należy ich dokonywać powoli i rozważnie. Mieli też sporo wyobraźni, by przewidywać ich konsekwencje.

Prefektem Kongregacji Kultu Bożego był w tamtym czasie kard. Robert Sarah, Gwinejczyk, o którym wyrażali się z największym uznaniem. Za czyją radą Franciszek powołał go na to stanowisko w 2014 r. – trudno powiedzieć. Bo od samego początku nie mógł się z nim dogadać. Byli zrobieni z innego ciasta, jak mówią Włosi. O perypetiach, które doprowadziły do dymisji kard. Saraha w lutym 2021 r., pisałem w „Tygodniku”.

List do braci

W ubiegłym tygodniu znowu było o kardynale Sarahu głośno. A to za sprawą listu, jaki skierował do biskupów Kamerunu. Nie znajdziemy o nim wzmianki w watykańskich mediach, nawet tych, które relacjonowały wizytę kardynała w Kamerunie. Ale na kurialnych korytarzach był gorąco komentowany.

Kardynał zaczyna od podziękowania kameruńskim hierarchom za przeciwstawienie się pomysłowi błogosławienia par homoseksualnych i obronę katolickiej doktryny. Przypomina, że podczas ostatniej sesji synodu to właśnie afrykańscy biskupi „bronili godności mężczyzny i kobiety, stworzonych przez Boga”, podkreślając, że to jedno z najważniejszych wyzwań dla Kościoła w nadchodzących latach, zwłaszcza „w perspektywie kolejnego pontyfikatu”.

A potem precyzyjnie diagnozuje kościelną rzeczywistość 2024 roku. Przestrzega przed „zwolennikami fragmentarycznej prawdy i relatywizmu kulturowego, których jedyną obsesją jest zadowolenie zachodnich lobbies”. Protestuje przeciwko pomysłom wprowadzenia diakonatu kobiet, zniesienia obowiązkowego celibatu i „obniżania rangi kapłaństwa ministerialnego” poprzez bałamutne zrównywanie go z „kapłaństwem chrzcielnym”. Pisze, że jest pewny, iż wielu biskupów będzie dążyć do realizacji tego programu na synodzie, „nawet jeśli twierdzą inaczej”.

Różnorodność w Kościele – tak ważna dla papieża – jest dla Saraha „destrukcyjną ideą, że prawdy wiary mogą być różnie przyjmowane, w zależności od miejsca, kultury i narodu”. Podkreśla, że „akceptacja jednostki w jej subiektywności” nie może prowadzić do zaprzeczania nauczaniu Kościoła. A troska o dialog i relację nie może spychać na plan dalszy głoszenia Ewangelii.

Intelektualny kolonializm

Gwinejski kardynał krytykuje w swoim liście nie tylko „potężne i bogate episkopaty Zachodu, sparaliżowane ideą przeciwstawienia się światu”, czy „płynny ateizm, który rozprzestrzenił się w Kościele, usypiając wiarę i znieczulając zdolność reagowania na błędy i zagrożenia”. Atakuje też prefekta Dykasterii Nauki Wiary, kard. Victora Manuela Fernándeza, autora kontrowersyjnej deklaracji o błogosławieniu homoseksualnych par.

Pamiętają Państwo, że poprzedni newsletter kończyłem zapowiedzią nowej deklaracji Watykanu „Dignitas infinita” o godności człowieka. Konferencja prasowa, na której ją zaprezentowano, była drugim najważniejszym tematem, o którym dyskutowano wkoło Watykanu.

Zacznijmy od tego, że na spotkaniu poświęconym nowemu dokumentowi prefekt dykasterii większą część swego wystąpienia – dobre kilkanaście minut – poświęcił obronie poprzedniej deklaracji, „Fiducia supplicans”, dotyczącej błogosławienia par nieformalnych. To wtedy padły słowa, że „Afrykańczycy nie są jeszcze gotowi do błogosławienia par tej samej płci z powodów kulturowych”, które kard. Sarah uznał za przejaw nie tylko „relatywizmu, który prawdę Ewangelii dopasowuje do wymogów kultury”, ale i „intelektualnego neokolonializmu”.

Konferencja kard. Fernándeza była kuriozalna nie tylko z powodu aluzji do zacofania Afrykańczyków. Osobliwy był też sposób, w jaki prefekt najważniejszego urzędu, odpowiedzialnego za nauczanie Kościoła, bronił deklaracji „Fiducia supplicans”, mówiąc, że miała ponad 7 mld odsłon w internecie, a jej treść „zaakceptowało 75 proc. Włochów poniżej 35. roku życia”, co oznacza, że jest jednym z lepszych, najbardziej rozpoznawanych i najlepiej trafiających do wiernych dokumentów. Przyznajmy, że to dość oryginalne kryterium oceny kościelnego nauczania.

Czym jest godność

Oryginalny był też sposób argumentacji argentyńskiego prefekta, zupełnie inny od tego, do jakiego przyzwyczaili nas jego poprzednicy, którzy zwykle trzymali się ściśle meritum i odwoływali do racji teologicznych. „Kardynał Tucho”, jak nazywają Fernándeza bliscy i jak on sam lubi o sobie mówić, chętniej uciekał się do przesłanek emocjonalnych i osobistych, z nich wyprowadzając dowód o istotności tematu, jakim jest ludzka godność.

Opowiedział m.in. historię, jak to w 2009 r. Watykan zablokował jego nominację na rektora katolickiego uniwersytetu w Buenos Aires. Powodem był donos, że w jednym z artykułów napisał o możliwości błogosławienia par homoseksualnych. „Znalazłem się nagle wśród stada wilków, wszyscy byli przeciwko mnie” – opowiadał prefekt. „Był moment, że chciałem zniknąć z tego świata. Ale kard. Bergoglio powiedział mi: »Nie, Tucho, podnieś głowę i nie pozwól im odebrać sobie godności«. Tych kilka słów na zawsze utkwiło mi w pamięci”.

Nie był to chyba najlepszy przykład do zilustrowania dokumentu o poważnych naruszeniach godności człowieka, jakimi są tortury, handel żywym towarem, wojna czy dyskryminacja na tle rasowym lub płciowym.

O tym, że obecny papież przez kilka lat zabiegał o zgodę na nominację Fernándeza na rektora uczelni, wiedzieliśmy od dawna. Powołanie go na urząd prefekta Dykasterii Nauki Wiary było w pewnym sensie odwetem na watykańskiej kurii za tamto upokorzenie. Podobnie zresztą jak decyzja nowego prefekta, by pierwszy dokument swej dykasterii poświęcić sprawie, za którą przed laty był oskarżany i szykanowany.

Konserwatywny gen

Niewątpliwie kard. Tucho nadal cieszy się pełnym poparciem papieża. Za kard. Sarahem z kolei stoi wielu biskupów i księży, nie tylko w Watykanie. Podejrzewam, że po jego stronie opowiedziałaby się także duża część wiernych, którzy szukają w religii i Kościele oparcia w rozchwianym świecie. Konserwatywnego genu z kościelnego DNA usunąć się nie da. Gwinejski kardynał, mierząc się z wyzwaniami czasu, wyrasta dziś na najważniejszego kandydata na przejęcie steru Kościoła po Franciszku, którego zresztą nigdy wprost nie krytykuje – szacunek dla urzędu to także cecha prawdziwego konserwatysty.

Postaciom dwóch opisanych tu kardynałów warto się przyglądać, bo reprezentują dwie przeciwstawne postawy w Kościele. Zawsze były w nim obecne, tyle że podejście konserwatywne (w dobrym tego słowa znaczeniu – ostrożne, rozważne, przewidujące konsekwencje) zwykle miało oparcie w papieżu i jego urzędach. Dziś papież i jego najważniejsi współpracownicy sprzyjają drugiej grupie – przekonanej o nieuchronności zmian i świadomej, że pójście za Ewangelią to porzucenie sprawdzonych schematów i bezpiecznych dróg. W kontekście wydarzeń, które nas czekają w najbliższym czasie – jak kolejna odsłona synodu – a przede wszystkim w obliczu zbliżającego się do końca pontyfikatu Franciszka, konfrontacja tych postaw będzie nie tylko coraz ostrzejsza, ale też coraz bardziej brzemienna w skutki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej