Wielki przegląd pomników

Na fali antyrasistowskich protestów w Wielkiej Brytanii powróciła debata o kolonialnej przeszłości i jej skutkach, trwających do dziś.

22.06.2020

Czyta się kilka minut

Demontaż zabezpieczeń, które przez kilka dni chroniły przed demonstrantami pomnik Winstona Churchilla w londyńskiej dzielnicy rządowej Westminster. 17 czerwca 2020 r. / HANNAH MCKAY / REUTERS / FORUM
Demontaż zabezpieczeń, które przez kilka dni chroniły przed demonstrantami pomnik Winstona Churchilla w londyńskiej dzielnicy rządowej Westminster. 17 czerwca 2020 r. / HANNAH MCKAY / REUTERS / FORUM

W brytyjskich miastach wciąż jest sporo kontrowersyjnych pomników. Ten w Bristolu, Edwarda Colstona, XVII-wiecznego handlarza niewolników i filantropa w jednym, już usunięto: demonstrujący tłum obalił monument i zepchnął do rzeki. Wkrótce potem z londyńskich doków zabrano (tutaj zgodnie z prawem) pomnik Roberta Milligana, też handlarza niewolników. O zamiarze usunięcia „swojej” figury Cecila Rhodesa, uważanego za twórcę polityki apart- heidu w Afryce Południowej, poinformował niedawno Oriel College, jedno z kolegiów Uniwersytetu w Oxfordzie (akcja wzywająca do usunięcia Rhodesa trwa tam od lat).

Przegląd pomników w Londynie zapowiedział burmistrz Sadiq Khan. A obawiając się nadgorliwych, kazał na kilka dni otoczyć metalową osłoną monument Winstona Churchilla i kilka innych, w tym Pomnik Nieznanego Żołnierza. Wcześniej podczas demonstracji na pomniku Churchilla namalowano napis: „Był rasistą”. Premier Boris Johnson, który Churchilla podziwia, zareagował na ten akt wandalizmu oburzeniem. Przypomniał, że premier uratował kraj przed faszyzmem. Przyznał, że Churchill „czasem wyrażał opinie, które były i są nie do zaakceptowania”, ale podkreślił, że „był on bohaterem i w pełni zasługuje na pomnik”.

Jednak obecny ferment w Wielkiej Brytanii wykracza poza spór o sposób upamiętniania postaci historycznych: w „pomnikowej” dyskusji odbijają się współczesne problemy Wielkiej Brytanii. Czy gdyby było inaczej, na ulice wychodziłyby tysiące ludzi? „Jako przywódca, jako członek rządu nie mogę ignorować siły tych uczuć” – mówił Johnson, odnosząc się do pokojowych marszy, ale już nie do dewastacji pomników i ataków na policję. Stąd decyzja o powołaniu rządowej komisji, która zajmie się problemem nierówności etnicznych i rasowych.

O tym, że problem istnieje, świadczy choćby fakt, iż Brytyjczycy ze społeczności BAME (to skrót od Black, Asian and Minority Ethnic, tj. społeczności czarnej, azjatyckiej i mniejszości etnicznych) zostali bardziej niż biała część populacji dotknięci przez epidemię COVID-19.

Handlarz i filantrop

Problem z komisjami polega na tym, że zbyt często prowadzą one do „rekomendacji”, a zbyt rzadko do faktycznych zmian. Dotyczy to także pomnika Colstona w Bristolu, o którym dyskutowano od lat. Teraz oburzenie budzi raczej radykalny sposób rozwiązania tej kwestii, a nie samo jego usunięcie. Bo Edward Colston nie ma dziś zbyt wielu obrońców.

Był on postacią typową dla swej epoki. Znany handlarz niewolników, należał do Królewskiej Kompanii Afrykańskiej, która odpowiadała za wywiezienie z Afryki do Ameryki 80 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. Dorobił się na tym wielkiego majątku, który przed śmiercią w 1721 r. przekazał na cele charytatywne. To za zasługi dla rozwoju Bristolu postawiono mu pod koniec XIX w. ponad 5-metrowy monument. Jego imieniem nazwano też szkoły i ulice.

Dziś jego pomnik okazał się nie do utrzymania. „Być może Colston nawet i pomógł większej liczbie ludzi, niż skrzywdził. Ale potomkowie tych, których skrzywdził, mówią, że to jest nie do zaakceptowania. Nawet jeśli są w mniejszości, trzeba coś z tym zrobić – mówił bristolski poeta Miles Chambers. – W tym mieście nadal widać skutki niewolnictwa, ciągle są tu pieniądze pochodzące z handlu ludźmi i nie możemy tego ignorować”.

Chambers mówi o tym od dawna. Ostatnie wydarzenia były więc gwałtownym końcem sprzeciwu narastającego od lat.

Na czym wyrosło Glasgow

Również Graham Campbell, radny Glasgow (największego miasta Szkocji) i członek Szkockiej Partii Narodowej (SNP), zabiega od lat o rozliczenie z kolonialną przeszłością. Ten czarnoskóry rastafarianin dorastał w Londynie, a w Szkocji osiadł na stałe 18 lat temu. Spodobało mu się, że mieszkańcy Glasgow, podobnie jak on sam, nie milczą, gdy widzą niesprawiedliwość. Campbell nie milczy więc o tym, jak bardzo Glasgow zyskało w przeszłości na handlu niewolnikami.

– Przed rokiem 1750 Szkocja była ubogim krajem. Potem, pod koniec wieku XVIII i na początku XIX, szkockie inwestycje oparte na niewolnictwie szybko zmieniły infrastrukturę Glasgow. Korzyści z handlu niewolnikami i pracy niewolniczej uczyniły z tego miasta drugie, po Londynie, centrum finansowe Brytyjskiego Imperium – przyznaje w rozmowie z „Tygodnikiem” dr Peggy Brunache z Uniwersytetu w Glasgow, która zajmuje się historią niewolnictwa. – Właściciele i handlarze niewolników nie byli jedynymi, którzy na tym korzystali – podkreśla.

„Każdy, kto sprzedawał tytoń, cukier, bawełnę, siedział w niewolnictwie po uszy” – mówił Campbell w programie BBC Scotland kilka miesięcy temu. Jedna z dzielnic Glasgow nazywa się Merchant City, Miasto Kupców. Nazwiskami dawnych kupców nazwano ulice. Jest tu także Jamaica Street.

Campbell uważa, że o związkach z niewolnictwem nie mówi się, bo przedsiębiorczy mieszkańcy Glasgow byli zaangażowani raczej w handel towarami niż bezpośrednio w handel ludźmi. Nie musieli oglądać niewolników na plantacjach. Jednak każdy budzący dziś podziw zabytkowy budynek w mieście powstał w gruncie rzeczy dzięki niewolniczej pracy.

Zresztą w całej Szkocji są Jamaica Streets. Nie bez powodu: na początku XIX w. jedna trzecia białych właścicieli plantacji na Jamajce była Szkotami.

Rekompensaty kiedyś i dziś

Campbell nie jest zwolennikiem zmieniania nazw ulic czy budynków. Chciałby natomiast, aby dodano informacje, skąd pochodziły pieniądze ich patronów.

Usuwanie pomników handlarzy niewolników skrytykował też znany szkocki historyk sir Tom Devine. Uznał to za „gest w znacznym stopniu bez znaczenia, który może sprawić, że przez chwilę ludzie poczują się lepiej”, ale który w małym stopniu przyczyni się do rozwiązania realnego problemu uprzedzeń rasowych w Szkocji i całym Zjednoczonym Królestwie. Podobnie jak Brunache, Devine podkreśla, że na niewolnictwie skorzystało całe szkockie społeczeństwo. Nawet rybacy, bo eksportowaną suszoną rybą karmiono niewolników. Koncentrowanie się na handlarzach sprawia, że umyka ten całościowy obraz.

Co można zatem zrobić, by rozliczyć się z przeszłością, i to nie tylko symbolicznie?

W 2018 r. Uniwersytet w Glasgow opublikował raport, w którym stwierdzono, że uczelnia odnosiła korzyści z pracy niewolników – pośrednio, przez wsparcie finansowe ze strony tych, którzy dorobili się na niewolnictwie. Wartość tych korzyści oceniono na 200 mln funtów. Uczelnia postanowiła spłacić choćby część długu, wspierając potomków niewolników na Karaibach. Nie bezpośrednimi rekompensatami, lecz przez stypendia naukowe, projekty badawcze i programy wymiany naukowej.

Peggy Brunache przypomina, że kiedyś wypłacono już rekompensaty. Jednak nie niewolnikom, lecz ich właścicielom. Po tym, jak w 1838 r. zniesiono niewolnictwo: – Brytyjski rząd wypłacił około miliarda dzisiejszych funtów właścicielom plantacji i powiązanym z nimi przedsiębiorcom za utratę zysków. Była to tak duża suma, że państwo zaciągnęło dług, który brytyjscy podatnicy skończyli spłacać dopiero w 2015 r. O tym się nie mówi, ale tyle jest szumu i gniewu w związku z obalaniem pomników.

Odzyskać opowieść

– To, czego jesteśmy świadkami, mogłoby być punktem zwrotnym w dyskusji o kolonialnej przeszłości. Takie propozycje jak tablice pamiątkowe czy muzeum niewolnictwa są dobrym punktem wyjścia. Ale żeby pozbyć się rasizmu, trzeba czegoś więcej – mówi „Tygodnikowi” Mara Menzies, artystka o szkocko-kenijskich korzeniach.

– Potrzeba większego nacisku na edukację, na media. Trzeba też, by ludzie o innym kolorze skóry przejęli kontrolę nad narracją o sobie samych – uważa Menzies. – Szkocja musi zmienić opowieść o czarnej społeczności. Teraz jest ona zakorzeniona w niewolnictwie. To powinno się zmienić tak, aby czarnoskórzy byli postrzegani po prostu jako ludzie ze swoją historią, swoimi marzeniami, jak wszyscy inni.

Menzies miała 13 lat, gdy trafiła z Kenii do Szkocji. Córka Szkota i Kenijki, jest świadoma swego podwójnego dziedzictwa i to samo chciała zapewnić córce. Nie mogąc znaleźć w Edynburgu odpowiednich dla niej książeczek, opowiadających o afrykańskiej kulturze i tradycji, napisała własną. Tak zaczęła się jej kariera jako autorki i performerki.

Teraz w spektaklu „Blood and Gold” (Krew i złoto) Menzies podejmuje temat kolonialnej przeszłości w formie opowieści o dawnym micie. Tłumaczy: – Wierzę w siłę opowiadania, jedna opowieść może dotknąć ludzi na wiele sposobów. Projekt powstał w ubiegłym roku. Ponieważ temat jest bolesny, chciałam do tego podejść w taki sposób, by ludzie zaczęli się nad tym zastanawiać, ale bez poczucia, że ich o coś oskarżam. Gniew może wywołać zmianę, ale łagodniejsze podejście też ma wielką siłę i może doprowadzić do dyskusji oraz zrozumienia tego, co było. Wtedy może dojść do prawdziwej zmiany.

Obrońca i prześladowca

W Szkocji numerem jeden do usunięcia jest pomnik Henry’ego Dundasa w Edynburgu. – Przyczynił się do rozwoju szkockiego społeczeństwa, ale też opóźnił zniesienie niewolnictwa o 14 lat. Jego hipokryzja jest odbiciem współczesnej hipokryzji – uważa Mara Menzies.

Dundas był jednym z prawników reprezentujących czarnoskórego Josepha Knighta podczas głośnego procesu w 1777 r. Knight został kupiony na Karaibach przez Johna Wedderburna, ale nie trafił na plantację. Właściciel pozwolił mu zdobyć wykształcenie i zabrał ze sobą do Szkocji. Tu Knight zakochał się z wzajemnością w Annie Thompson, dziewczynie z Dundee. Postanowili wziąć ślub, mając wsparcie Wedderburna. Wtedy jednak Knight usłyszał o wyroku, który w 1772 r. zapadł w Anglii i stwierdzał, że niewolnictwo nie jest częścią angielskiego systemu prawnego, nie może więc mieć miejsca poza koloniami. Postanowił wystawić swego właściciela i prawo na próbę. Najpierw zażądał pensji, a gdy Wedderburn odmówił, sprawa trafiła do sądu. Po wielu zwrotach akcji Knight postawił na swoim: został uznany za wolnego. Ożenił się z Annie. I choć potem słuch o nich zaginął, to pozostał precedensowy wyrok, zasługa Dundasa. Jednak choć stanął on po stronie Knighta, to tej samej sprawiedliwości odmawiał niewolnikom na swoich ziemiach za oceanem.


Czytaj także: Epidemia, kryzys, śmierć George’a Floyda, protesty i zamieszki, straszący wojskiem prezydent: czy dla Stanów mogło być gorzej?


 

– Myślę, że historia Dundasa dużo mówi o takich ludziach, którzy dziś mogą publicznie wyrażać poparcie dla ruchu „Black Lives Matter”, ale nadal mają wątpliwości, czy czarnoskórzy mogą osiągnąć to samo co biali. W naszej obecnej debacie tego problemu nawet jeszcze nie dotknęliśmy – uważa Mara Menzies.

– Jeśli mamy wyciągnąć wnioski z protestów w Wielkiej Brytanii, związanych z upamiętnieniem handlarzy niewolników, powinna to być świadomość, że ta historia jest nie tylko przeszłością, lecz także teraźniejszością – mówi Peggy Brunache. – Nic się nie zmieni, jeśli tylko usuniemy pomniki, ale nie powiążemy z historią niewolnictwa współczesnych strukturalnych nierówności rasowych, płciowych czy etnicznych. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2020