Prawo i żywioł

Antyszczepionkowcy bardziej niż ktokolwiek inny powinni się domagać wprowadzenia ustawowego obowiązku szczepienia na COVID-19.

11.01.2021

Czyta się kilka minut

 / AGNIESZKA SADOWSKA / AGENCJA GAZETA
/ AGNIESZKA SADOWSKA / AGENCJA GAZETA

Początek kampanii szczepień na COVID-19 to nie powód, by myśleć o końcu pandemii. Przeciwnie, może nawet oznaczać całkiem nowe problemy. Jeśli operacja przebiega w danym kraju zbyt wolno, zostanie on niejako postawiony do kąta przez międzynarodową społeczność: loty do niego nie zostaną szybko wznowione, co np. dla gospodarek zależnych od wpływów z turystyki może być gwoździem do trumny. Pandemia zamroziła międzynarodową komunikację i turystykę, a teraz zacznie się redystrybucja udziałów na tym rynku na długie lata – w zależności od tego, jak szybko poszczególne państwa zdołają zmniejszyć ryzyko infekcji i zachorowania na swoim terenie.

Starsi, czyli mniejszość

Analogiczne rozwarstwienie zacznie zachodzić wewnątrz każdego kraju, dopóki nie będzie mowy o takim stopniu zbiorowej odporności, który pozwoli uchronić służbę zdrowia przed zapaścią. Dla wszystkich zwolenników urynkowienia i prywatyzacji służby zdrowia to ważna lekcja: los wielu innych branż gospodarki zależy od wytrzymałości i jakości jednej usługi publicznej!

Jeśli liczba niechętnych szczepionkom będzie zbyt duża, może to trwać lata. Masowa odporność zostanie osiągnięta poprzez wzajemne zakażanie się, za cenę zapaści służby zdrowia i bardzo wysokiej liczby ofiar. W Polsce jesteśmy dość blisko takiego scenariusza. Według sondaży tylko ok. 43 proc. Polaków zamierza się szczepić. Nic dziwnego: rządzący bardzo późno zaczęli składać jednoznaczne deklaracje, wielu pamięta „nie, bo nie” prezydenta Dudy, zresztą zaufanie Polaków do instytucji państwa zawsze było niskie.

Rząd scentralizował gromadzenie danych o ofiarach śmiertelnych pandemii już podczas pierwszej fali, a kilka tygodni temu zakazał publikowania danych, za pomocą których można było weryfikować prawdziwość informacji o infekcji. Nie zdążył jednak zmanipulować danych o nadumieralności, które najwymowniej świadczą o wydolności służby zdrowia oraz pośrednich i bezpośrednich ofiarach pandemii. Do końca listopada 2020 r. w Polsce umarło 74 tys. więcej osób niż w roku poprzednim. W Stanach Zjednoczonych różnica ta wyniosła ok. 377 tys. zgonów, w Niemczech – 15 354 zgony. Czyli dla Niemiec wskaźnik nadmiarowych zgonów na milion mieszkańców to 187,24, dla Stanów – 1138,97, dla Polski – 1947,36…

Aby było jasne: nie twierdzę, że 74 tys. zmarłych więcej to wina rządu. To skutek słabości i wieloletniego niedofinansowania służby zdrowia, skutek paniki, która kazała ludziom chorującym na inne dolegliwości zostać w domu i nie chodzić do lekarza podczas pierwszej fali, to wina przekształcenia całych szpitali w szpitale jednoimienne oraz sytuacji, w której dla dużej liczby ludzi cierpiących na choroby cywilizacyjne wirus okazał się śmiertelny z powodu ich osłabienia. Wiele z tych rzeczy było nie do uniknięcia podczas pierwszej fali. Ale teraz już nikt nie może się zasłaniać brakiem doświadczenia i każdy z nas współdecyduje o tym, czy ten scenariusz się powtórzy.

W krajach o ugruntowanej demokracji, gdzie stabilne i niezależne instytucje ograniczają pole manewru rządu i chronią mniejszości wszelkiego rodzaju (są nimi też osoby starsze z chorobami współistniejącymi) przed jednostronnymi decyzjami większości, sprawa jest jasna: większość nie ma prawa skazywać mniejszości na pewną śmierć. W Polsce, gdzie takich instytucji już nie ma, a w dodatku wielu ludzi uważa demokrację za ustrój, którego istotą jest zapewnienie większości nieskrępowanego rządzenia, nie jest to oczywiste. Wystarczy kilkudziesięcioprocentowa relatywna większość niechętnych szczepionce, by skazać na śmierć kolejne kilkadziesiąt tysięcy ludzi przy biernej postawie pozostałych.


Czytaj także: Maciej Muller: Szczepionka spod lady


Paradoks polega na tym, że nawet ta relatywna większość nie odniesie żadnych korzyści. Jeśli się wszyscy szybko zaszczepimy, możemy mieć poluzowanie restrykcji, w miarę funkcjonalną służbę zdrowia i mało dodatkowych ofiar. Bez szczepień czekają nas: lockdown, zapaść służby zdrowia i dużo dodatkowych ofiar. A z powodu słabości naszej służby zdrowia restrykcje w życiu codziennym i tak będą. Marzenia o „szwedzkiej drodze” i „żywiołowo osiągniętej odporności stadnej” są marzeniami o innym społeczeństwie, młodszym, zdrowszym i z lepszą służbą zdrowia.

Kto płynie głównym nurtem

Z tego względu byłoby wysoce wskazane, aby Sejm i Senat uchwaliły ustawę narzucającą obowiązkowe szczepienia na COVID-19 wszystkim Polakom, dla których szczepionka jest bezpieczna. Byłoby to i celowe, i demokratyczne. Nie naruszyłoby praw człowieka ani konstytucji (gdyby to drugie miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie). Doszłoby zapewne do naruszenia nietykalności cielesnej antyszczepionkowców, ale negatywne skutki dla nich i tak byłyby mniejsze niż w przypadku wydłużenia okresu osiągania masowej odporności. To ostatnie jest bowiem śmiertelne, to pierwsze – tylko bolesne.

Nie byłby to pierwszy raz, gdy państwo zmusza pojedynczych obywateli do zachowania chroniącego ogół. Robiło to przy wprowadzeniu obowiązku szczepiennego dotyczącego innych chorób, okresowych badań, zakazu prowadzenia pojazdów w stanie nietrzeźwym, a także odbierając prawo jazdy ludziom o słabym wzroku czy ograniczając dopuszczalną prędkość jazdy samochodem. Jedyny wielki problem to – jak przy innych nakazach i zakazach – skuteczność. Ale ten problem tak czy owak – nawet bez ustawowej regulacji – zostanie rozwiązany i to w najmniej właściwym do tego miejscu – na ulicy.

Normy społeczne wpływają na nasze zachowanie dlatego, że stoi za nimi monopol państwa na stosowanie przemocy, albo dlatego, że organy państwa, które wydają przepisy z nimi zgodne, cieszą się dużym zaufaniem. Wtedy nawet apele nieobwarowane karami mogą znaleźć posłuch. Żadna przecież ustawa nie zmusza nas do pomocy staruszce, która upadła na chodniku, ani do przekazania darowizny na rzecz służby zdrowia – a mimo to wrzucamy pieniądze do puszki WOŚP, aby w oczach własnych i innych uchodzić za dobrych ludzi.

W swoich zachowaniach naśladujemy więc zachowania naszej grupy referencyjnej (przyjaciół, rodziny, parafii, kręgu kolegów). W najbliższych tygodniach dowiemy się, jak wygląda w Polsce mainstream dotyczący szczepień. Jeśli ruch antyszczepionkowców przeważy, tylko nonkonformiści będą się szczepić. Wtedy rząd będzie zmuszony albo wprowadzić restrykcje wbrew większości obywateli, albo całkowicie poświęcić służbę zdrowia.

Trudno sobie wyobrazić, aby rząd ze słabą, chwiejną większością w Sejmie i bez wyraźniej strategii, który raz po raz ucieka się do improwizacji, wziął na siebie ryzyko wprowadzenia drastycznych ograniczeń wbrew woli większości i sporej części własnego elektoratu. Zostaje drugie wyjście: nie wprowadzić obowiązku szczepienia i liczyć na to, że udział ciężkich infekcji w ogólnej liczbie zakażeń zmaleje, że zarażać się będzie coraz więcej młodych i zdrowych, którzy nie obciążą oddziałów intensywnej opieki. Można też założyć, że ludzie starsi i chorzy, którzy mogliby doprowadzić do przeciążenia szpitali, już zmarli. Kto się jednak przeliczy, będzie miał do czynienia z paniką i z koniecznością ostrego lockdownu w czasie, kiedy inne państwa będą otwierać swoje gospodarki i granice.

Bez litości

Wygrana przeciwników szczepień jest mało prawdopodobna, bo mają przeciwko sobie rząd, rządowy aparat propagandowy, media opozycyjne, są też słabo zorganizowani. Bardziej prawdopodobne, że mainstream będzie przeciwko nim i ludzie, którzy chcą się zachować moralnie, będą się szczepić i będą uważać uchylanie się od szczepienia za coś godnego potępienia. I to jest właśnie sytuacja, w której sami antyszczepionkowcy powinni się domagać uchwalenia ustawy wprowadzającej obowiązek szczepienia. Bez niej problem zostanie rozwiązany żywiołowo i w sposób bardziej bezwzględny.


Czytaj także: Kiedy lekarz jest dobry - rozmowa z prof. Wojciechem Szczeklikiem


Decydować będzie bowiem rodzaj wolnego rynku. Jak to wygląda, można już obecnie śledzić w doniesieniach z zagranicy, a czasami też z Polski: wojsko wysyła na zagraniczne misje tylko żołnierzy, którzy mogą udowodnić, że zostali zaszczepieni na COVID-19. Australijska linia lotnicza Qantas ogłosiła, że na pokład wpuszcza tylko pasażerów ze świadectwem szczepienia, a mniejsze linie idą jej śladem.

W Niemczech trwa dyskusja, czy Luft­hansa powinna postąpić podobnie. Wielu polityków opowiada się przeciwko dyskryminacji niezaszczepionych (dyskutuje się nawet o ustawowym jej zakazie) – ale dzieje się to w kraju, gdzie ludzi gotowych do szczepień jest bardzo dużo, zaufanie do państwa wysokie, a postulat niedyskryminowania dotyczy tylko początkowego okresu, w którym nie wszyscy mogą się zaszczepić równie szybko. Kiedy każdy będzie już miał tę możliwość, dylemat wróci: albo będzie powszechny obowiązek ustawowy, albo społeczeństwo wprowadzi go samo, z większą bezwzględnością niż ustawodawca.

Getta nieszczepionych

Bez ustawowej regulacji przeciwnicy szczepień mogą się nie szczepić, ale konsekwencje ponoszą wtedy sami. Kiedy zechcą wyjechać za granicę, ich los zależy od regulacji innych państw. Obecnie przedsiębiorca lub turysta wyjeżdżając musi albo przedstawić wynik aktualnego testu na COVID-19, albo odsiedzieć swoje na kwarantannie – czasem też powtórnie po powrocie do swojego kraju. Antyszczepionkowiec, który czuje się wykluczony we własnym kraju, może pójść do sądu. Nie ma jednak sądu, który byłby w stanie obalić zakaz wjazdu do innego kraju – decyzja o tym, kto może i kto nie może wjechać na jego teren, leży wyłącznie w gestii jego władz.

Podobnie sytuacja wygląda też w samej Polsce. Restauracje, kina i teatry nie mogą nam zakazać palenia papierosów, ale mogą zakazać palenia wewnątrz lokalu. Analogicznie mogą też wpuszczać tylko osoby zaszczepione. Teoretycznie można by im takiej dyskryminacji zakazać – do czego obecnie zmierza niemiecka dyskusja. Ale nawet wtedy ustawodawca nie nakaże ludziom zaszczepionym wchodzenia do wspólnego pomieszczenia z nieszczepionymi. Jeśli większość ludzi uzna szczepienie za konieczne, właściciel restauracji stanie przed dylematem, czy zarabiać na klientach szczepionych, czy też ich odstraszać, budując niszę dla mniej licznych antyszczepionkowców.

Szczepionka daje szczepionym pewność, że nie zachorują, to znaczy, że nie będą mieli objawów. Na razie nie wiadomo, czy zaszczepiony po kontakcie z zakażonym może przenosić wirusa na innych. Kto więc, będąc zaszczepionym, wchodzi do restauracji, w której przebywają osoby zakażone, ma pewność, że nie zachoruje, ale nie ma pewności, czy nie przyniesie wirusa do domu, gdzie mieszkają jego niezaszczepieni rodzice albo dziecko z wadliwym systemem odporności. Na pewno zadziała efekt psychologiczny każący unikać kontaktów z osobami uważanymi za niebezpieczne.

Powstanie „gett dla niezaszczepionych” jest bardzo prawdopodobne, jeśli państwo zostawi sprawę siłom wolnego rynku albo, mówiąc inaczej, ulicy. I paradoksalnie takie getta staną się największymi źródłami infekcji.

Nowa klauzula sumienia

Niektórzy z niemieckich antyszczepionkowców już przewidzieli, co ich czeka, i zapobiegawczo odgrywali rolę ofiar, przyklejając sobie podczas ubiegłorocznych manifestacji na ubrania gwiazdy Dawida – ku oburzeniu mediów i polityków.

Państwo nie może antyszczepionkowcom nakazać noszenia oznak informujących o braku szczepienia, nie może też jednak zakazać szczepionym oznaczania siebie samych. Puszczenie tego na żywioł będzie szczególnie dotkliwe dla wszystkich tych, którzy nie mogą się szczepić, bo np. cierpią na schorzenia, które wykluczają taką możliwość. Bez regulacji ustawowej będą dyskryminowani na równi z tymi, którzy mogą, ale nie chcą się szczepić. Innymi słowy: dla niezaszczepionych dyskryminacja będzie większa, jeśli państwo tej sprawy nie ureguluje w ogóle, niż po uchwaleniu ustawy o powszechnym obowiązku szczepień.

Żyjemy w kraju, w którym drukarz, powołując się na klauzulę sumienia, może odmówić gejowi wykonania usługi, mimo że ta usługa w niczym drukarzowi nie zagraża. O ile silniejszy argument ma właściciel restauracji, który odmawia wstępu niezaszczepionym klientom, powołując się nie tylko na własne (i, jak w przypadku drukarza, dość arbitralne) sumienie, lecz także na potrzebę ochrony bezpieczeństwa własnego i gości?

Gdyby Polska była dobrze funkcjonującą demokracją liberalną, w której ustawy uchwala się po szerokich konsultacjach i dogłębnej dyskusji w obu izbach parlamentu, proces przygotowania ustawy wprowadzającej powszechny obowiązek szczepień umożliwiłby antyszczepionkowcom przedstawienie ich argumentów. Jeśli faktycznie wiedzą lepiej i więcej o tym, jak funkcjonują wirusy i szczepionki, niż lekarze, naukowcy, Światowa Organizacja Zdrowia i agencje dopuszczające szczepionki do użytku, mieliby okazję, by to udowodnić.

Tak jednak się nie stanie. Można śmiało zakładać, że w obecnym systemie politycznym rząd, gdyby się zdecydował na taki krok, skłoni Sejm do uchwalenia ustawy w ekspresowym tempie, odrzucając wszystkie zmiany Senatu i każąc prezydentowi natychmiast złożyć podpis, a dyskusja i konsultacje odbędą się wtedy, kiedy już wszystkie błędy, ułomności i niezamierzone skutki ustawy wyjdą na jaw. Ekspresowa procedura i tak jest lepsza od sytuacji, w której minister zdrowia podpisuje rozporządzenia w zaciszu gabinetu, otoczony przez lobbystów, albo od braku jakichkolwiek decyzji.

Taka ustawa definiowałaby wyjątki i dokumenty, za pomocą których obywatele mogą udowodnić, że nie mogli i nie musieli się zaszczepić. Ograniczałaby też zakres dyskryminacji osób, które się z własnej woli nie zaszczepiły. Stałoby się to, co regulacje zawsze powodują: wolny rynek zostanie okiełznany, sytuacja stanie się dla wszystkich trochę bardziej obliczalna i będzie podlegać kontroli sądów.

Tak byłoby lepiej, ale tak nie będzie. Dla zbyt wielu ludzi demokracja polega na tym, że większość, korzystając z monopolu państwa na stosowanie przemocy, narzuca mniejszości to, co sama uważa za słuszne. Dotąd za takie rozumowanie demokracji mniejszość płaciła słoną cenę, a kiedy jej się udało uzyskać większość, chwytała za ten sam kij i biła nim dotychczas rządzących i ich zwolenników. W tym przypadku będzie inaczej: za brak regulacji zapłacą wszyscy. Tam, gdzie zwolennicy i przeciwnicy szczepionki się kłócą, tylko jeden korzysta – wirus. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2021