Uspokoić sen

Im są starsi, tym silniej nękają ich nocne koszmary. Byli więźniowie obozów czasem boją się zasnąć.

20.01.2020

Czyta się kilka minut

Zofia Bator-Stępień, portret Marii Ślisz wykonany w KL Auschwitz w 1944 r. / PAŃSTWOWE MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU
Zofia Bator-Stępień, portret Marii Ślisz wykonany w KL Auschwitz w 1944 r. / PAŃSTWOWE MUZEUM AUSCHWITZ-BIRKENAU

Minęło niemal 30 lat od II wojny światowej, gdy pewien więzień Auschwitz napisał: „Przykro to stwierdzić, ale nasze noce nie należą do nas. Nasze sny pozostały nadal w tamtych latach i te straszne, przeżyte sceny męczą nas nadal i nie dają zasłużonego odpoczynku. Jesteśmy ludźmi, którym tamta rzeczywistość stoi co noc prawie przed oczami i zmienia sen w nieustające przeżywanie coraz to innych alternatyw naszej okrutnej śmierci, jakiej uniknęliśmy swego czasu”.

Relacja była anonimowa, na życzenie autora. Ale znamy jego numer obozowy: trzycyfrowy, a więc zapewne przybył do Auschwitz z pierwszym transportem w 1940 r. Mimo że przeżył i opuścił obóz – obóz nie opuścił jego. Podobnie jak wielu innych. Wracają do niego nocami, czasem do końca życia.

Ankieta

Stanisław Kłodziński, student medycyny, trafił do Auschwitz jako więzień nr 20019. Był sierpień 1941 r. Wcześniej mężczyzna pracował w Radzie Głównej Opiekuńczej (jedynej polskiej organizacji o charakterze charytatywnym, na której legalną działalność zgodziły się władze okupacyjne). Pomagał aresztowanym w krakowskim więzieniu na ul. Montelupich, starał się o żywność i leki dla nich. Aż do lata 1941 r., gdy Niemcy przechwycili skierowany do niego gryps i nastąpiło aresztowanie.

W obozie został sanitariuszem, potem medykiem na bloku 20. To dawało mu pewne możliwości, podobnie jak znajomość niemieckiego: włączył się w obozową konspirację, mógł pomagać więźniom, chronić ich, kierując na blok zakaźny (gdzie mogli odpocząć).

Po wojnie dalej pomagał. Załatwiał byłym więźniom leczenie, sanatoria. Stał się dla nich człowiekiem-instytucją. Rozumiał, czego im trzeba. O ich doświadczeniach publikował prace naukowe: o gruźlicy, eksperymentach, samobójstwach, o „bulionie” z mięsa ludzkiego. Pisał jako lekarz i jako były więzień.


AUSCHWITZ: PYTANIA O PAMIĘĆ

27 stycznia 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej zajęli teren niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau, uwalniając ostatnich więźniów. W 75. rocznicę publikujemy dodatek poświęcony pytaniom o kształt pamięci o Holokauście >>>


W 1973 r. postanowił o coś więźniów zapytać. Może podpowiadała mu to intuicja, a może własne doświadczenie: do 561 osób (402 mężczyzn i 159 kobiet), o których wiedział, że przeszły Auschwitz, wysłał ankietę z pytaniami o ich sny. Sny przed obozem, obozowe i te potem (były to osoby żyjące w PRL; ankieta poza Polską nie była wtedy możliwa). Odpowiedziało tylko 147 osób, ale niektóre relacje to kilkadziesiąt stron. Widać, że niektórzy pisali w emocjach, jakby chcieli szybko mieć to za sobą (jedną z osób, które odpowiedziały, był też anonim z trzycyfrowym numerem).

W 1977 r. Kłodziński razem z dwoma współautorami opublikował analizę „Sny więźniów obozu oświęcimskiego” w piśmie „Przegląd Lekarski Oświęcim” („Przegląd”, poświęcony medycznym, psychologicznym i społecznym aspektom doświadczeń więźniów niemieckich obozów, to światowy fenomen: wydawało go Towarzystwo Lekarskie Krakowskie w latach 1961-91, a Kłodziński był jednym z jego twórców).

Syndrom

„Z lekarskiego punktu widzenia sen jest zwykle wielkim obciążeniem u większości byłych więźniów jako składnik tzw. KZ-syndromu” – napisał we wstępie do tego wydania „Przeglądu” prof. Józef Bogusz (chirurg, uczestnik powstania warszawskiego, po wojnie założyciel „Zeszytów Oświęcimskich”). Także zdaniem Kłodzińskiego nie można było opisać tego syndromu bez uwzględnienia sfery snu – choć tak trudna jest ona do ujęcia naukowo.

Syndrom KZ, choroba poobozowa: przewlekła, postępująca, aktywująca się także u kolejnego pokolenia. Czasem uniemożliwiająca normalne życie, czasem „tylko” prowadząca do izolacji, będąca źródłem udręczenia.

Pisał o nim np. Adam Szymusik w „Przeglądzie” (nr 2/1962), w analizie „Poobozowe zaburzenia psychiczne u byłych więźniów obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu”. Wyliczał, że tylko 21 proc. więźniów z analizowanej grupy nie miało żadnych objawów nerwicy czy innych zaburzeń. Osób z zaburzeniami przewlekłymi było aż 44 proc. (wliczano w to psychozy i alkoholizm). Obóz „stanowił zespół tak silnych i długotrwałych bodźców, że przekraczają one normalny pułap wydolności każdego systemu nerwowego. Ci nawet, którzy przeżyli obóz, wyszli z niego z tak osłabionym systemem nerwowym, że nawet w normalnych warunkach życiowych reagowali na sytuacje życiowe nerwicą, psychozą lub popadali w nałogowy alkoholizm” – pisał Szymusik.

Przebudzenia

Dzień w obozie był walką o przetrwanie, o każdą kolejną godzinę życia. Nieustającym napięciem i lękiem. Noc powinna przynosić ulgę, ale nie przynosiła: spało się na zatłoczonej pryczy, w brudzie i wilgoci, w baraku, gdzie zawsze było za gorąco lub za zimno. Spało się snem czujnym: bo może wpaść kapo, bo ktoś może ukraść schowany kawałek chleba.

Więźniów, zwłaszcza w pierwszych tygodniach pobytu w obozie, dręczyły też koszmary: w snach jeszcze raz przeżywali to, czego świadkami byli za dnia. W snach planowali ucieczkę, w snach dotykała ich własna śmierć.

Czasem jednak było inaczej i noc przynosiła chwilę ukojenia – wtedy, gdy przenosiła więźniów na wolność. Śnili wtedy o bliskich, o życiu przed obozem. Albo o jedzeniu. „Po obudzeniu było mi smutno, że to tylko sen. Zamykałam oczy i chciałam dalej widzieć te pełne stoły. Zupełnie tak jak w bajce »Dziewczynka z zapałkami«. Pożywienie nasze składało się z obierek, jarmuży i czasem brukwi. Do dziś na te produkty nie mogę patrzeć” – pisała była więźniarka w ankiecie.

Inna wspominała, że w ciągu dnia marzyła o wolności, a w nocy jej się to śniło: „Miałam często przepiękne kolorowe sny. Widziałam siebie w górach, w słońcu, zawsze byłam tam sama i bardzo szczęśliwa. Widziałam siebie w polu pokrytym dojrzałym złotym zbożem, a w zbożu były bajecznie kolorowe maki i chabry. Widziałam zielony las, błękitne niebo i słyszałam śpiew ptaków. We śnie płakałam ze szczęścia. Przebudzenie było bardzo smutne”.

I jeszcze jedna relacja: „W okresie pobytu w obozie miałem dwa razy sen (będę to pamiętał całe życie), mianowicie że jestem w domu wśród sióstr i rodziców. Sen ten był tak realistyczny, że z chwilą usłyszenia »górne łóżka aufstehen« [niem. wstawać – red.] to zawołanie jakoś do mnie nie dotarło, dopiero gong przywrócił mnie do rzeczywistości obozowej; płakałem jak bóbr”.

Przebudzenie oznaczało powrót do rzeczywistości. Nie chcieli się budzić: „Jedno jest pewne, że w ciągu całego okresu mego pobytu w Oświęcimiu, najgorszy, najstraszniejszy – bez względu na to, czy mi się coś śniło, czy też nie – był codzienny moment mego budzenia się rano, zawsze żywy, zawsze straszny do ostatniego dnia mojej tam wegetacji”.

Sennik

W obozie sny spełniały jeszcze jedną ważną rolę: mogły dawać nadzieję. Gdy sen był dobry, gdy można go było interpretować jako dobry znak, podnosiło to na duchu.

O znaczeniu snów rozmawiano. Niektórzy wyspecjalizowali się we wróżeniu z nich. Ich znaczenia dociekali ci, którzy na wolności mieli racjonalne przekonania.

„Sny najwięcej mówiły, snów się bano, ale też oczekiwano ich. Ryby i mięso zapowiadały chorobę, krwawe mięso – chorobę przez pobicie, doły, piwnice, ziemniaki, tunele, piasek, glina – mówiły o śmierci kogoś bliskiego, biada tym, którym się to wyśniło, a mieli kogoś z rodziny w więzieniu” – pisał uczestnik ankiety.

Ponieważ nocne znaki były tak ważne, Kłodziński zwracał uwagę, iż wśród osób tłumaczących ich znaczenie obowiązywały pewne zasady: „Najważniejszą była lekarska zasada primum non nocere. Mówiło się ludziom to, na co czekali, co chcieli usłyszeć, a więc najczęściej przepowiadano odzyskanie wolności, ocalenie, powrót do zdrowia, szczęśliwy los, nadejście paczki, rozwiewano obawy o najbliższych itd.”.

„Było moralnym przestępstwem źle wróżyć ze snu. Trzeba było tak wytłumaczyć zainteresowanej jej sen, ażeby odeszła zadowolona i z nadzieją, że przeżyje Oświęcim, a jeśli chodziło o jej rodzinę, to naturalnie, że wszystko jest tam w porządku” – wspominała była więźniarka.

Nadzieja – to jej szukano w snach, ona była najważniejsza. Jeden z więźniów wspominał, jak śnił mu się kwitnący sad w słońcu i on w tym sadzie: „Wstałem pod wrażeniem tego snu i zaraz go zacząłem opowiadać koledze; opowiadania tego słuchał szrajber komanda Bauhof, kolega Józef Schmidt, Czech (...). On skomentował ten sen: »Kazek, ty obóz przeżyjesz i wyjdziesz na wolność, będziesz długo żył«”. Schmidt, który tak optymistycznie sen wyjaśnił i dał koledze nadzieję, zmarł wkrótce na tyfus.

Czasem nadzieja wyrażała się w sposób upiornie przewrotny. „Śniło mi się, że wynoszę z domu własnego trupa na plecach – pisał jeden z ankietowanych. – Zmęczony w odległości około 500 metrów od domu posadziłem go, opierając o płot. Wtedy trup przemówił do mnie: »Zenon, nie martw się, będziesz żył«”.

Później

Po wojnie sny najpierw przycichały, a potem, np. po kilkunastu latach, wracały. Potem znów mogły stać się mniej dokuczliwe, zniknąć niemal. Ale czasem zostawały na zawsze. A czasem na nowo wywoływała je choroba, jakieś silne przeżycie.

„W okresie obozowym: niespokojny, lekki, czujny. W okresie poobozowym: twardy, męczący, niespokojny. W okresie obecnym [czyli w 1973 r. – red.]: niespokojny, czujny mimo środków nasennych (...); dużo godzin nocnych bezsennych” – rzeczowo scharakteryzował w ankiecie swoje problemy były więzień.

Z badań dr. Kłodzińskiego wynikało, że tylko niewiele ponad 15 proc. „oświęcimiaków” nie miało dolegliwości związanych ze spaniem i snami. Ponad 76 proc. miało poważne zaburzenia. Lepiej sypiały kobiety, mężczyzn złe sny czy bezsenność dręczyły bardziej. Kłodziński sądził, że można to tłumaczyć większą odpornością kobiet na stres obozowy i większą zdolnością do regeneracji.

Dodajmy, że złe sny to było więcej niż dyskomfort – to problem, który mógł uniemożliwić normalne życie. Jak czytamy w analizie, takie sny „wywołują przerażenie, przygnębienie i w konsekwencji sprzyjają nastrojom depresyjnym w ciągu dnia. Prowadzi to do powstawania lękliwości, poczucia zagrożenia, a także do bezsenności (niemożność powtórnego uśnięcia po przebudzeniu), do patologicznej obawy przed zaśnięciem, że koszmary się powtórzą – w konsekwencji do permanentnego zmęczenia i uczucia niewyspania”.

Bezsenność jest najczęściej wymienianym objawem wśród zaburzeń snu byłych więźniów. Jedna w więźniarek pisała, że tak bała się jednego powracającego snu, że spała tylko na wpół siedząc i przy zapalonym świetle lub w dzień. Inny więzień brał środki nasenne i uspokajające, ale i tak zasypiał dopiero nad ranem. Wówczas dopadał go koszmar: „śni mi się wtedy, że leżę na stosie trupów; na piersi mam wypisany ołówkiem chemicznym numer. Jest mi bardzo zimno i nie mogę oddychać. Coś zasłania mi usta. (...) Okazuje się, że jest to zimna ręka jednego z trupów. Nie mam siły, by zepchnąć ją na bok. Jestem jak sparaliżowany. Czuję coraz większy ucisk na piersi. Całego przenika mnie strach. Umieram...”.

Mężczyzna pisał, że z tego snu budził się zlany potem, z dreszczami i bijącym szybko sercem. Często musiał wzywać w nocy pogotowie ratunkowe.

Powrót

Co pojawiało się najczęściej w tych powojennych koszmarach? Przede wszystkim, znacznie częściej niż u zdrowego człowieka były to powtarzające się motywy. Zdaniem Kłodzińskiego świadczyło to o „sile urazu obozowego i niemożliwości usunięcia z pamięci drastycznych (...) przeżyć, których w takim nasileniu, tak często i tak dotkliwie nie doznawało się w innych warunkach niż obozowe”.

Jednym z takich stałych wątków był nieoczekiwany powrót do obozu.

Ankietowana więźniarka przytoczyła sen, który miała dosłownie kilka dni wcześniej, a zatem po ok. 30 latach: „Otrzymałam polecenie – skąd, od kogo, nie wiem – natychmiastowego powrotu do obozu w Oświęcimiu. Popadłam w rozpacz. Nigdy, za nic tam nie wrócę. Trzeba się ukryć. Wciskałam się między wgłębienia dwu jakichś metalowych maszyn. Gdzieś w połowie drogi ściany tych maszyn zaczęły razić mnie prądem. (...) Z boku, na jakimś placu budowy, rumowisko z żelastwa. Już nie idę, ale czołgam się (...) tak, aby mnie widać nie było. Dotknęłam ręką jednej z płyt, a ta zaczęła się żarzyć, parząc boleśnie. Znikąd ratunku. Krzycząc, obudziłam się”.

Inne relacje o powrocie we śnie do obozu zawierają to samo przerażenie, zgrozę. Jak w tej relacji: „Rozpaczam, krzyczę, pytam się, dlaczego znowu tam jestem. Poznaję niektórych więźniów, byłych kolegów. Widzę numery bardzo wysokie (ja miałem nr 4668). Zwracam się do »kapy« i staram się go przekonać, że jestem tu drugi raz”.

Ktoś ujął to krótko: „W obozie zwidywało mi się, że jestem na wolności, obecnie zwiduje się obóz”.

Matki

Niekiedy w snach dawne zagrożenia łączyły się z nową powojenną już sytuacją. Widać to w snach więźniarek, które po wojnie zostały matkami. Lęk o dziecko to naturalna obawa młodych matek, ale to było coś więcej: w ich koszmarach obóz pochłaniał ich dzieci.

„Po powrocie do domu (...) moje sny były ciągle złe i pełne obozowych koszmarów. Bałam się nocy i tych snów. Macierzyństwo w pewnym stopniu przerwało ten nieustający lęk. Ale kiedy moje dziecko chorowało, (...) a ja drżałam o jego życie, moje sny były znowu pełne grozy. Gestapowiec topił je w wiadrze z zimną wodą albo rozrywał, albo też wbijał wielką igłę do serduszka. I znowu zrywałam się ze szlochem i krzykiem i siedziałam już przy łóżeczku do rana” – opisywała swoje przeżycia jedna z kobiet. Inna w snach widziała swoje dzieci (urodzone po wojnie), jak są wysyłane do gazu. Jeszcze inna – starała się ze śnie osłonić własnym ciałem córeczkę (urodzoną w 1948 r.): biegła, ale czuła, że nie ma już sił, by ją uratować.

Teraz

„Czekamy cierpliwie na prawdziwy, spokojny sen na zawsze w naszej ukochanej ziemi, nad Wisłą” – napisał były więzień. Nie wiemy, czy udało mu się zostawić za sobą obóz. Możliwe, że nie, bo jak mówi geriatra Alicja Klich-Rączka, która prowadzi od lat w Krakowie przychodnię dla byłych więźniów, z wiekiem problemy ze snem się nasilają.

– Im jesteśmy starsi, tym mniej wchłaniamy bieżących bodźców, ale to nie znaczy, że nasz mózg próżnuje. Starsi ludzi często mają kłopot z pamięcią krótkotrwałą, ale świetnie pamiętają np. dzieciństwo – wyjaśnia dr Klich-Rączka. – W pewien sposób wracamy wtedy do najbardziej intensywnych przeżyć.

To typowe dla starzejącego się mózgu. Tyle że w przypadku byłych więźniów doświadczeniem, które najmocniej wbiło się im w pamięć, był okres obozowy. – Te wspomnienia nie bledną – mówi dr Klich-Rączka.

Dlatego jej pacjenci często wciąż boją się nocy. – Muszą brać leki nasenne. Nie jest to dobre rozwiązanie, ale bez nich nie są w stanie funkcjonować – mówi geriatra. – Nocami wracają koszmary senne. Czasem wywołuje je jakieś skojarzenie w ciągu dnia: dym z komina przypomina krematorium, szczekanie psa esesmanów. W dzień dają sobie z tym jakoś radę. Noc jest najgorsza. ©℗

Korzystałam z roczników „Przeglądu Lekarskiego Oświęcim” i książki P.M.A. Cywińskiego „Sny obozowe w pamięci ocalałych z Auschwitz”. Tytuł tekstu nawiązuje do tytułu obozowych wspomnień Kazimierza Tymińskiego

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2020

Artykuł pochodzi z dodatku „Auschwitz: Pytania o pamięć