Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z dziesięciu przykazań osiem rozpoczyna małe słówko „nie”, a wszystkie kończy wykrzyknik. Są tacy, według których dołączając przykazania kościelne, robimy rachunek sumienia. Liczymy i ważymy, ile razy, w jakich okolicznościach, z jaką intencją, z jaką świadomością te przykazania przekraczaliśmy. Z czasem ta kazuistyka zaczyna coraz mocniej doskwierać, męczyć, wreszcie nudzić. I jeśli jeszcze jakoś rewidujemy sumienie, to według tego, co uznamy za właściwe, a właściwe dlatego, „bo ja tak uważam”.
A poza tym, po co się męczyć przykazaniami, sumieniem – to tylko psuje komfort psychiczny. Podobnie poczucie winy, przecież to przeżytek, zabobon wymyślony przez księży celem ujarzmienia wiernych. Psychologia już dawno rozprawiła się z tymi pseudoproblemami, które tylko obrzydzały ludziom życie.
Czasami tylko w nocy, kiedy nie wiadomo dlacze
go nie można zasnąć, wyłażą jakieś dawne słowa, czyny, myśli, zaniedbania, i męczą człowieka do białego rana. Bywa, że już nie tylko nocą, ale i w dzień ta przeklęta karuzela złych wspomnień zgrzytając i zacinając się, coraz szybciej wiruje. Patrząc z perspektywy paru dziesiątków lat, muszę powiedzieć, że to nie kto inny, ale my, katecheci, kaznodzieje, a zwłaszcza spowiednicy tę piekielną machinę w ludzkich sumieniach uruchomiliśmy. Nie licząc się z przekonaniami wiernych, z przykazań, które przecież są wyrazem poszanowania ludzkiej wolności i troski Boga o nasz los, zrobiliśmy maszynerię do wymuszania chrześcijańskich zachowań. Nic to nowego.
Robiącym rachunek sumienia Ignacy z Loyoli radzi, żeby zaczynać od poszukiwania dobra, które dzięki naszym wysiłkom zaistniało i za które przede wszystkim należy się wdzięczność Bogu. Wiemy przecież, że każde dobro pochodzi od Boga i upewnia człowieka, że jest na dobrej drodze i nie marnuje życia, bo żyje i współpracuje z Bogiem. Tam, gdzie dobro, tam Bóg. Odnajdując w myślach, słowach i czynach to, co dobre, na tle tegoż dobra zobaczymy też zło, ale zobaczymy je we właściwych wymiarach i we właściwym świetle. Nie jako coś zewnętrznego, co się przykleiło do nas niby błoto do podeszwy, ale jako coś wewnętrznego, co siedzi w nas, w naszym sercu, czyli w naszym mózgu, w sposobie myślenia. Paweł Apostoł radzi: „Przemieniajcie się poprzez odnowę myślenia, aby rozeznać, jaka jest wola Boża, co szlachetne, co miłe, co doskonałe”.
Jeśli, jak wierzymy, jesteśmy świątynią Boga, której daleko do doskonałości, to nie dziwmy się, że Syn Boży co jakiś czas na siłę doń wchodzi i krzyczy: „Nie róbcie targowiska z domu mego Ojca!”, a przyczyną kryzysu Kościoła jest spełnianie się prośby: „Przyjdź, Panie Jezu!”.