Tak wygląda praca humanitarna na wschodzie Ukrainy

Gdy żołnierze odbierają z busa kartony z pomocą, Olga fotografuje wszystko, co mają w rękach. Przed każdą z osób uczestniczących w tym łańcuchu wsparcia chce rozliczyć się z tego, co dotarło do wojska.
z Czasiw Jaru (obwód doniecki, Ukraina)

26.03.2023

Czyta się kilka minut

Poranek na drodze do Donbasu, z prawej bus z napisem „Bezpłatna ewakuacja”. 3 marca 2023 r. / ANTONINA PALARCZYK
Poranek na drodze do Donbasu, z prawej bus z napisem „Bezpłatna ewakuacja”. 3 marca 2023 r. / ANTONINA PALARCZYK

Kiedy Olga jedzie z pomocą dla wojska, jej ośmioletni Miszka nie uczestniczy w lekcjach online, bo mama zabiera smartfon potrzebny do łączenia. Kiedyś mieli tablet, ale się rozbił.

– Ludzie szemrają, mówią, że nie zapraszam ich do mojego domu, bo mogliby zobaczyć majątek, którego rzekomo dorobiłam się na przekrętach na pomocy – mówi Olga. – A mnie jest po prostu wstyd za obdarte ściany i bałagan.

Na werandzie ich domu – na pograniczu obwodów donieckiego i dniepropetrowskiego, w pobliżu szosy prowadzącej do Donbasu – wiszą kuloodporne kamizelki: Olgi, jej męża Saszy i ich najstarszego syna Koli. Także ojciec Olgi jest zaangażowany, co daje trzy pokolenia wolontariuszy.

Rodzina przygarnia każde stworzenie, które nie ma się gdzie podziać. Z siedmiu kotów, które wylegują się na piecu i pod stołem, jednego przywieźli z Bachmutu. Zwie się Busia i pod okiem ma niezaleczoną ranę po fosforze, składniku pocisków. Goniący za kotami psiak Czapik pochodzi z Nikopola na froncie południowym. A pilnującą domu Jessy – największą z całej bandy i najbardziej strachliwą – ewakuowali z Wołnowachy (teraz pod okupacją rosyjską). 

– Tak żyją wolontariusze – mruczy Olga, zrzucając z kolan kota i szykując się na wywiadówkę online.

„Dobry wieczór, szanowne baćki”, odzywa się telefon, a Oldze czoło marszczy się już po paru kolejnych słowach. ­– Szkoła jest online, ludzie nie mają pracy, a my tu rozmawiamy o zbiórce na remont budynku, na koncert i podarki dla nauczycieli – denerwuje się. Pokazuje konwersację, którą prowadzi jednocześnie z niedawno ranionym żołnierzem: – To tam, u chłopaków, potrzeba finansowania. Szkoła postoi jeszcze sto lat.


CZYTAJ SERWIS SPECJALNY
Mimo ofiar i zniszczeń ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej? Jak Zachód i Polska, a także każdy z nas z osobna, możemy odpowiedzieć na ich wezwania o pomoc? Serwis specjalny WOJNA O ISTNIENIE >>>>


JEST ŻONĄ WETERANA, więc problemy „u chłopaków”, jak o nich mówi, są jej znane.

Podczas wywiadówki Sasza kuśtyka przez pokój z papierosem w zębach, znika za drzwiami werandy. Kula i bolesne wzdrygnięcia, od których cały się napina, towarzyszą mu, odkąd latem 2022 r. został ranny po wybuchu miny. To bardziej widoczna cena paroletniej służby. Mniej widoczna jest wada serca Miszki. Do jej powstania mógł przyczynić się stres towarzyszący Oldze w czasie ciąży, którą spędziła jeżdżąc do Donbasu, gdy Sasza siedział w rosyjskiej niewoli.

Podczas zaciemnienia widać liczne gwiazdy. Śpimy pokotem – rodzina i wszystkie przygarnięte przez nich istoty, wiercąc się jak gromada trzmieli – zwłaszcza ze względu na Czapika, który zza czarnych kłaków nad oczami próbuje wypatrzyć koci ogon i chwycić w zęby. ­– ­Czaaapik, zaraza, bladź! – słychać z ciemności zmęczony głos.

Następny dzień zaczniemy od objazdu magazynów z pomocą humanitarną w pobliżu miasta Dniepr, godzinę drogi od wsi przy szosie wiodącej do Donbasu, gdzie mają dom.

Przed domem stoi kilka wraków. Niektóre oznaczone krzyżami – to dla odróżnienia ukraińskich pojazdów wojskowych od pojazdów rosyjskich. Nad kołem jednego zieje dziura od precyzyjnego strzału. Niesprawny bus, który zwykle używają podczas wyjazdów z pomocą, otacza wianuszek mechaników amatorów, kolegów Koli.

PROBLEM BRAKU AUTA Olga postanawia rozwiązać prośbą do Wołodii. – Dobry z niego człowiek, nigdy nie odmawia pomocy – mówi. – Mieszka teraz w naszej wiosce, to „pereseleniec” (przesiedleniec) z Lisiczańska.

Tak mówi się na uchodźców wewnętrznych, zwłaszcza na tych ze wschodu – z lekką pobłażliwością, co jest od razu zauważalne. Olga pochodzi z obwodu czerniowieckiego w zachodniej Ukrainie i szybko nawiązuje porozumienie z każdym innym zapadieńcem, na jakiego trafi w tej części kraju. Znaczenie takiej klasyfikacji, silnie kształtowanej w ciągu ostatnich lat, wciąż nie słabnie.

Zanim opuścimy wieś, Wowa zatrzyma auto – forda transita na ługańskich ­blachach – przy wiejskim ­cmentarzu. Niedawno pochował tu 19-letniego syna, którego serce się zatrzymało. Zapala dwa papierosy, jednego kładzie między wiązankami sztucznych kwiatów, nieruchomieje.

NASTĘPNEGO DNIA wyjazd też się opóźni – Wołodia popędzi do domu synowej. Syn osierocił kilkumiesięczne dziecko, z którym kobieta chciałaby wrócić do Lisiczańska, teraz pod okupacją. Takim jak oni, którzy zdecydują się wrócić, Putin obiecał podobno dużo pieniędzy. To nie węgiel, tylko ludzie są najcenniejszym surowcem Donbasu.

Na ich podwórzu co i rusz zjawia się ktoś z okolicznych mieszkańców. Przynoszą wiaderka warzywnych surówek, świńską półtuszę. Zawiadująca tym całym zamieszaniem Natasza nie uznaje w swojej kuchni półproduktów. Chce pokazać przybyszowi z Polski, jak ludzie z ich wioski pomagają wojsku.

W ładowanych do busa paczkach z jedzeniem ludzie poukrywali święte obrazki, amulety plecione ze sznurka. Paczki oklejone są autorskimi karteczkami. Są też kartony z pomocą z zagranicy. Ale większość to produkcja rodzima: dziergane w domu skarpety, siatki maskujące. Dla żołnierzy w okopach są domowe pielmieni i naleśniki, bo przecież od wojskowej paszy i ciągłych konserw można oszaleć.


UKRAIŃSKI PISARZ NA WOJNIE: JAK ŻYĆ W ŚWIECIE, KTÓRY PRZESTAŁ DZIAŁAĆ >>>>


Pod ścianą magazynu stoi rząd „burżujek”, prostych piecyków ze spawanych płyt. Przez żołnierzy są bardzo cenione. Sobie znanym sposobem Natasza zawiązała umowę z pobliskim zakładem karnym: w zamian za dostarczane domowe jedzenie osadzeni robią piecyki dla wojska. 

Zapakowany po dach bus Wowy przysiadł na tylnych kołach jak zmęczone zwierzę juczne. Czeka go zaraz droga na wschód, specjały w słoikach nie ścierpią zwłoki. Na „perodową” (przodek; tak nazywają tu front) trzeba ruszać wcześnie rano, mówi Olga.

Jak chyba każdy jadący tą drogą w stronę Donbasu, zatrzymujemy się w „Cafe”, miejscu istniejącym dzięki wolontariuszom, którzy chcieli stworzyć przestrzeń do odpoczynku dla żołnierzy wracających z okopów albo do nich jadących. Po generale Załużnym i prezydencie Zełenskim, gotująca w tej bezpłatnej knajpce kucharka z popielatymi kosmykami jest być może najbardziej rozpoznawalną osobą wśród ukraińskich żołnierzy walczących w obwodzie donieckim. Któż nie zatrzymał się na jej barszcz przy tej szosie! 

JEST JUŻ CIEMNO, gdy docieramy do „szarej zony”, połaci zniszczonych i opuszczonych wiosek. Wyzwolono je jesienią 2022 r., wstęp do nich wciąż jest zamknięty. Można wylecieć na minie.

Wowa zaczyna jęczeć, gdy przychodzi nam zatrzymać busa w takiej zniszczonej wiosce – nie da się jechać w ciemności po niebezpiecznym terenie. Czekamy, aż chłopcy wyjadą nam naprzeciw. Humor mu się poprawia, gdy rusza wzdłuż drogi z latarką i zwleka do auta zwoje zerwanych drutów, walających się po okolicy. 

– Jak mi wstyd, wstyd strasznie – Olga mamrocze swoją mantrę, śledząc, gdzie Wołodię poniosły jego długie nogi w walonkach. – Boże, to przecież kradzież! Będą problemy na blokpoście (posterunkach drogowych, tym częstszych, im bliżej frontu). 

Z rozmyślań wyrywa Olgę przyjazd żołnierzy. Gdy oni wynoszą z samochodu kartony z pomocą, ona fotografuje wszystko, co mają w rękach. Przez każdą osobę w łańcuchu dostaw pomocy będzie rozliczana z tego, co dotarło do wojska. Nie chce narażać się na podejrzenia o handel na lewo pomocą humanitarną (że ma to miejsce, widać na bazarach).

Gdy o szóstej rano docieramy z powrotem do naszej wsi przy szosie donieckiej, pod domem stoi kolejny złom z krzyżem, podrzucony z nadzieją, że ktoś się nad nim zlituje i sfinansuje naprawę.

Olga załamuje ręce, a Wołodia się śmieje: – Oho, będzie publikacja o korupcji wolontariuszy. Że Olga się bogaci i ma już kolejne auto na podjeździe!

EWAKUACJA CYWILÓW z miejscowości w obwodzie donieckim: tym mamy się zająć kolejnym świtem, razem ze Slawikiem i Ołeksandrem, dwoma wolontariuszami z obwodu donieckiego.

Siedzący za kierownicą Slawik, starszy mężczyzna z nobliwym wąsem, sporo widział. Latem opuścił rodzinny Sołedar. Udało mu się ułożyć życie na tyle, że teraz może pomagać. Nie wszystkim jego znajomym „pereseleńcom” się powiodło, niektórzy żyją na ulicy, choć w bezpieczniejszym miejscu.


TRYBUNAŁ W HADZE: CHODZI NIE TYLKO O PUTINA. Miło sobie wyobrazić rosyjskiego prezydenta za kratami. Ale w decyzji Trybunału w Hadze ważniejsze – choć mniej symboliczne – są zarzuty pod adresem jego urzędników >>>>


Wolontariusze często spierają się na temat cywilów w Donbasie. „Żdunami” nazywa się tych, którzy zostają, bo czekają na „wyzwolenie” przez Rosję. A jak zwać tych, którzy się stąd nie ruszą, bo nikt nigdzie na nich nie czeka?

– Włączyłeś BlaBlaCara? – pyta Slawik.

– Jeszcze wczoraj – odpowiada Ołeksandr, jego zmiennik. Informacja o bezpłatnej ewakuacji roznosi się po okolicy pocztą pantoflową i dzięki ulotkom. Czasem jest to też numer telefonu pisany sprejem na ścianach budynków. 

Pierwsze z miejsc, do których docieramy, to Czasiw Jar, kilka kilometrów od Bachmutu. Zapamiętuję pytanie usłyszane na ulicy: „Jest chleb?”. Garstka mieszkańców, którzy zdecydowali się zostać w tym ostrzeliwanym miasteczku, schodzi się do punktu, gdzie dociera „chlebowóz”. Jak sąsiedzi spotykający się rano przed piekarnią. Większość pieszo, ktoś na rowerze. Mniej więcej co pół minuty rozlega się z oddali głuchy huk. Czy kolejny pocisk uderzy w piekarnię? Takich pytań najwyraźniej tu sobie nie zadają. Ten, kogo zżerały tego typu wątpliwości, wyjechał już dawno.

DO WOLONTARIUSZY wciąż jednak docierają prośby – nawet jeśli nie masowe – o ewakuację: z Czasiw Jaru, Konstantynówki, z innych miejscowości obwodu donieckiego.

Ołeksandr usadza 90-letnią Raisę przy oknie. Kobieta, choć ma już słaby słuch, wzdryga się po każdym odgłosie artylerii. Do opuszczenia domu nie zmusiła jej II wojna światowa. Przetaczała się tędy, gdy była dzieckiem. Dopiero teraz. Drzwi się zasuwają.

Raisa płacze za psem, którym mają zaopiekować się sąsiedzi. – On też za mną płakał, próbował się przytulić – mówi przez łzy. Jej sąsiedzi nie chcą nawet słyszeć o ewakuacji. Najwyraźniej nie tylko Slawik wie, jak łatwo stać się w ten sposób bezdomnym.

Tego dnia w każdym z odwiedzanych miejsc słyszymy doniecką mantrę: dokąd mam uciec, komu jestem potrzebny?

***

Jedna tylko Busia nie zadaje sobie smutnych pytań. Wieczorem w domu Olgi i Saszy przysypiamy z kotką przy kuchennym stole. Jej udało się szczęśliwie opuścić Bachmut. Rana od fosforu też się z czasem zagoi. 

– Śpij, śpij, odniosę cię potem do łóżka – słyszę od Miszki uspokajające słowa wypowiedziane basem. – No, tata mi pomoże. ©

Autorka (ur. 2001) jest studentką psychologii na SWPS w Katowicach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Rocznik 2001. Studiuje psychologię na SWPS w Katowicach. Od marca 2023 roku pisze dla Tygodnika Powszechnego korespondencje z Ukrainy.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Szosa doniecka