Powstanie Południa
W wojnie domowej, toczonej przez dwie frakcje rządowej armii, górę biorą powoli buntownicy z pospolitego ruszenia, którym wcześniej wysługiwało się regularne wojsko, zajęte bez reszty sprawowaniem władzy w sudańskim państwie, zawłaszczonym przez generałów. Nie mając serca ani głowy do wojaczki, generałowie skrzykiwali, zbroili i posyłali pospolite ruszenie do tłumienia rebelii, które regularnie wybuchały na południu, zachodzie i wschodzie kraju przeciwko rządzącym elitom znad Nilu.
Najdłuższa i najkrwawsza z rebelii toczyła się na sudańskim południu, zamieszkanym przez afrykańskie ludy, wyznające chrześcijaństwo i narzekające na prześladowania ze strony Arabów i muzułmanów z północy. Powstanie południa, z krótkimi przerwami, trwało od lat 50. – wybuchło, zanim Sudan, dawny protektorat Wielkiej Brytanii i Egiptu, zdobył niepodległość – i kosztowało życie prawie 2 miliony ludzi.
Zakończyło się w 2006 roku układem pokojowym, w którym Chartum godził się na separację z Południem. W 2011 roku ogłoszono oficjalny rozwój i niepodległość najmłodszego afrykańskiego państwa, Sudanu Południowego.
Bunt na Zachodzie
Przykład Południa podziałał inspirująco na afrykańskie ludy z Darfuru, rozległej krainy, położonej na sudańskim Zachodzie. Furowie, Zaghawowie i Massalitowie są muzułmanami, ale od lat narzekają, że ich arabscy bracia mają ich za obywateli gorszej kategorii, pogardzają nimi jak niewolnikami. Na początku XXI wieku, widząc powodzenie secesji Południa, afrykańscy Darfurczycy również zażądali autonomii i większego udziału w rządach w Chartumie. Sudańskie władze ani myślały jednak ustępować. Generałowie skrzyknęli nowe pospolite ruszenie, arabskie milicje, jazdę, znaną w Darfurze jako dżandżawidzi.
Darfur spłynął krwią. W kilka lat zginęło ponad ćwierć miliona ludzi, miliony straciły dach nad głową. Darfurskie pogromy Furów, Zaghawów i Massalitów okrzyknięto pierwszą ludobójczą zbrodnią w XXI stuleciu, a Międzynarodowy Trybunał Karny ogłosił sudańskiego dyktatora Omara al-Baszira wojennym zbrodniarzem i rozesłał za nim listy gończe.
Wojna w Chartumie
Baszir wymykał się jednak pościgowi. Aż do 2019 roku, gdy wybuchła przeciwko niemu uliczna rewolucja w Chartumie. Generałowie uznali, że samozwańczy marszałek polny nie gwarantuje im dłużej dostępu do władzy i wynikających z niej przywilejów. Postanowili rzucić marszałka ulicznej rewolucji na pożarcie, zjednać tym sobie jej przywódców i przekonać, by nie żądali całej władzy dla siebie, lecz zadowolili się częścią, jaką ustąpiliby im wojskowi.
Czas dwuwładzy trwał w Chartumie aż do jesieni 2021 roku. Wtedy to generałowie dokonali przewrotu i odebrali cywilom całą władzę. Podzieli ją między sobą dowódca naczelny rządowego wojska gen. Abdul Fattah al-Burhan i jego zastępca, Mohammed Hamdan Dagalo, szef pospolitego ruszenia darfurskich Arabów, wcielonego oficjalnie do sudańskiej armii.
Między współrządzącymi nigdy nie było prawdziwej zgody, a w połowie kwietnia Dagalo zwrócił się przeciwko Burhanowi i jego pospolite ruszenie wypowiedziało wojnę regularnemu wojsku. Siłą wojska, które nie toczyło żadnej wojny, były lotnictwo i czołgi, których nigdy nie miało pospolite ruszenie. Siłą pospolitego ruszenia były natomiast doświadczenie zdobyte na wielu wojnach i wprawa w stosowaniu przemocy, zwłaszcza wobec ludności cywilnej.
Wojna wschodu z zachodem
W bratobójczej wojnie generałów długo utrzymywał się remis. Obie wrogie armie liczą po około 100 tysięcy żołnierzy. Wojsko panowało w powietrzu, z którego szachowało piechotę pospolitego ruszenia. Pospolite ruszenie królowało na lądzie i oblegało koszary, garnizony i lotniska rządowego wojska, rabując przy tym i gwałcąc cywilów. Sudańska wojna toczyła się bowiem przede wszystkim na ulicach prawie 10-milionowego Chartumu. Według bardzo ostrożnych rachunków od połowy kwietnia zginęło w Sudanie prawie 10 tysięcy ludzi, a co najmniej jedna dziesiąta 50-milionowej ludności kraju stała się wojennymi uchodźcami. Połowa ludności potrzebuje pomocy, by przetrwać.
Niepokonana Narges Mohammadi
Drugim po Chartumie najważniejszym polem bitewnym w wojnie sudańskich generałów stał się znowu Darfur, kraina niemal dwukrotnie większa od Polski, ojczyzna większości żołnierzy z arabskiego pospolitego ruszenia, dowodzonego przez gen. Dagalo. Jesienią dawni dżandżawidzi zdobyli niemal wszystkie rządowe garnizony w Darfurze, zajęli i splądrowali największe miasta al-Dżunajnę, Zalindżi i Nyalę, oblegają al-Faszer. Walkom i grabieżom znów towarzyszą pogromy miejscowych, afrykańskich ludów, zwłaszcza Massalitów z darfurskiego zachodu. Zabijaki generała Dagalo biorą powoli górę także w ulicznej wojnie w Chartumie i w Kordofanie, położonym na południe od Chartumu i Darfuru.
Dagalo, mający sprzymierzeńców w szejkach z Abu Zabi i Dubaju, a także Rosji i rosyjskim protegowanym w Libii, samozwańczym władcy Cyrenajki Chalifie Haftara, sprowadził dla swojego wojska bezzałogowe samoloty i ciężką artylerię. Obietnicami wojennych łupów ściąga też do Sudanu najemników z Libii, Czadu i Republiki Środkowoafrykańskiej, będącej faktycznym protektoratem Rosji.
Podczas gdy Dagalo się wzmacnia, wojsko Burhana słabnie. Porażki w bitwach na lądzie odbierają bojowego ducha żołnierzom, narzekającym i tak na wikt i zaległości z wypłatą żołdu. Lotnictwu, które nigdy nie musiało toczyć tak zażartych walk, brakuje paliwa i części zamiennych, a mechanicy nie mogą nadążyć z naprawami psujących się i uszkodzonych samolotów. Wojsko oddaje miasto po mieście, a jego dowódcy tłumaczą bez przekonania, że jest to jedynie taktyczny manewr, mający wzmocnić jego siły w Chartumie. Dżandżawidzi zaś zajmują poddawane garnizony i magazyny broni, i zacieśniają pętle oblężenia wokół wojskowych twierdz w Chartumie.
Burhan i jego generałowie przenoszą kolejne urzędy z pogrążonego w wojnie Chartumu do półmilionowego Port Sudanu, najważniejszego portu kraju nad Morzem Czerwonym. Do Port Sudanu uciekli też z Chartumu zagraniczni dyplomaci, a także znaczna część stołecznej elity.
Donald Trump to współczesny Nelson Mandela. Przynajmniej według Trumpa
Badacze sudańskiej polityki obawiają się, że przedłużająca się wojna – jej przerwaniu nie sprzyja fakt, że cała uwaga świata skupiona jest na wojnach w Ukrainie i Strefie Gazy – może pogłębić podział Sudanu na wschód z Port Sudanem pod rządami generała Burhana i jego sprzymierzeńców znad Nilu (Burhan przeniósł faktycznie stolicę z Chartumu do Port Sudanu) oraz położonego na zachód od Nilu Darfuru, królestwa generała Dagalo i jego dżandżawidów.
Korzystając ze swoich rosyjskich koneksji i sprowadzając broń oraz najemników z Republiki Środkowoafrykańskiej i libijskiej Cyrenajki, Dagalo może spróbować zająć także Kordofan. Może powołać też w Darfurze własny rząd, sudański, konkurencyjny wobec rządu Burhana.
Nie brak jednak opinii, że Dagalo wcale nie chce – przynajmniej jeszcze nie teraz – przejmować całej władzy w Sudanie ani ponosić odpowiedzialności za cały kraj. Chce jedynie mieć we władzy pakiet kontrolny, który zapewni mu udział w rządach i prawo sprzeciwu, a przede wszystkim dostęp do przywilejów i kopalni złota, dzięki którym stworzył swoje zbójeckie imperium.