„Strefa interesów” Jonathana Glazera, czyli Big Brother w domu nazisty

W cieniu krematoryjnych kominów toczy się życie rodziny komendanta Auschwitz-Birkenau, które do złudzenia przypomina zwykłą krzątaninę: on wychodzi rankiem do pracy, a ona buszuje w nowej dostawie fatałaszków z „Kanady”.

27.02.2024

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Strefa interesów", reż. Jonathan Glazer, 2023 r.  / fot. materiały prasowe Gutek Film
Kadr z filmu „Strefa interesów”, reż. Jonathan Glazer, 2023 r. / Fot. materiały prasowe Gutek Film

Ten film powstał niejako na przekór kinu, które próbuje opowiedzieć nam Zagładę. I w pewnym sensie przeciw empatii wywołanej przez udramatyzowane wydarzenia, w czym ćwiczyły nas przez lata obrazy typu „Lista Schindlera” Stevena Spielberga, „Pianista” Romana Polańskiego czy ekstremalna wcieleniówka, jaką był „Syn Szawła” László Nemesa.

Inspirując się bardzo luźno powieścią Martina Amisa, filmowa „Strefa interesów” odwraca perspektywę, ale tylko pozornie. Pochodzący z żydowskiej rodziny Jonathan Glazer nadaje z prywatnego domu Rudolfa Hössa, komendanta Auschwitz-Birkenau, by skonfrontować nas z podskórnym i poniekąd retorycznym pytaniem „jak to było możliwe?”.

Poprzedzony gruntowną kwerendą i zrealizowany w ścisłej współpracy z oświęcimskim muzeum film „Strefa interesów” nie wkracza (z jednym dokumentalnym wyjątkiem) na teren obozu ani go nie odtwarza. W pobliskim domu i ogrodzie rekonstruuje za to przytulne gniazdko, w którym Höss (Christian Friedel), jego żona Hedwig (Sandra Hüller) oraz piątka dzieci spędzają najlepszy ponoć okres swego życia. W cieniu krematoryjnych kominów.

Adres URL dla Zdalne wideo

Największe wrażenie robi nie tyle wspomniane odwrócenie spojrzenia, ile maksymalna redukcja: codzienna krzątanina po schludnym domostwie (ach, to śnieżnobiałe pranie!) lub w niewidzialnej „strefie interesów” do złudzenia przypomina życie w tradycyjnej rodzinie, gdzie on wychodzi rankiem do pracy w korpo i czasem – zwłaszcza kiedy trzeba wdrożyć nowy projekt – jest zmuszony przynieść robotę do domu.

Podczas gdy w męskim gronie pan domu rozprawia o ulepszonej logistyce, strategiach optymalizacji i wzroście produkcji, ona buszuje w nowej dostawie fatałaszków z „Kanady”. Pewnego dnia wyszukuje tam futro z rozprutą podszewką i czyjąś szminką w kieszeni. Innym razem „królowa Auschwitz” opowiada z rozbawieniem o diamencie znalezionym w paście do zębów – „czegóż to oni nie wymyślą!”. Lecz kiedy ponadprzeciętne zaangażowanie Rudolfa zostaje nagrodzone awansem i nową misją w Oranienburgu, nad dom Hössów nadciągają ciemne chmury. Trzeba będzie opuścić raj.

Widz patrzy na tę bukolikę niczym przez szybę, a jest nią przede wszystkim warstwa dźwięków, która żyje tu osobnym życiem, dyskretnie przypominając, gdzie się znajdujemy. Jej twórca, wybitny dźwiękowiec Johnnie Burn, zgromadził wcześniej specjalną bibliotekę audialną i z niej utworzył kakofonię stłumionych odgłosów zza muru. Powoduje to czasem mrożącą krew konfuzję.

Słyszymy na przykład dziecięcy pisk i okazuje się, że to dzieciaki Hössa właśnie pluskają się w basenie. Wyprowadziwszy grozę poza kadr, „Strefa interesów” buduje z obozowych dźwięków swoistą tapetę, do której rodzina Hössów najwyraźniej zdążyła już dawno temu przywyknąć. A żeby wytrącić widza z podobnego stanu, raz po raz wkracza ze swym zgrzytliwym minimalizmem kompozytorka Mica Levi. Wszelkie dudnienia i wokalizy są jednak na tyle intensywne i zarazem na tyle oszczędnie dawkowane, że najgłośniej pozwalają wybrzmieć temu, co niesłyszalne. Zresztą cisza i wszelako rozumiane milczenie stanowią wiodące tematy i środki wyrazu tego filmu. Tło historyczne czy pokątne życie Rudolfa i Hedwig musimy sobie sami dopowiedzieć, jako że Glazer to prawdziwy mistrz ekonomiki filmowej.

Twórca „Pod skórą” znalazł ekranowy język, by stworzyć istne laboratorium „banalności zła” w jego najbardziej poczciwym, znormalizowanym wydaniu. Osobny tekst należałoby poświęcić temu, jak kręcono „Strefę interesów”. Jak operator Łukasz Żal musiał zapomnieć o wysmakowanych kadrach „Idy” czy „Zimnej wojny”. Zamiast tego wykorzystano system dziesięciu ukrytych kamer cyfrowych, tworząc coś na kształt „Big Brothera w domu nazisty”.

Na planie nie było ekipy, toteż aktorzy, uwolnieni od reżyserskich ingerencji, mogli zanurzyć się w uniwersum swoich postaci i w dużej mierze improwizować. Ów czysto behawioralny, zdystansowany podgląd, z naturalnym oświetleniem wnętrz i wyblakłym kolorem, przynosi efekt klaustrofobiczny, a równocześnie uniemożliwia emocjonalną identyfikację i utrudnia psychologizowanie. Nie wiemy, o czym myślą Hedwig i Rudi, widzimy ich wyłącznie w zadaniach. Ot, zajęci obowiązkami zwykli ludzie – z grubsza tacy jak my.

Glazer próbuje osiągnąć w ten sposób efekt „filmu bez reżysera” czy historii bez narratora – dla porównania, książka Amisa miała ich aż trzech, w tym samego komendanta. Może dlatego budzą wątpliwości momenty wyraźnie kreacyjne, jak kręcone kamerą termowizyjną nocne zdjęcia polskiej dziewczynki (skądinąd autentycznej postaci) podrzucającej więźniom jabłka.

Nakładając na to otchłanne pomruki czy słowa bajeczki czytanej przez Hössa swoim dzieciom na dobranoc, film kilkakrotnie wyłamuje się ze swej mrocznej, statycznej bryły, jakby zaznaczał, że wcale nie chodzi mu o dokumentalne odtworzenie realiów życia w domu z widokiem na „ogród koncentracyjny”.

Chwilami – kiedy z ekranu wylewa się „straszliwa zieleń” bądź obsceniczna czerwień rozkwitłych na ludzkich prochach kwiatów – „Strefa interesów” przypomina kino konceptualne. Nasze emocje są tutaj efektem wtórnym, wymuszonym zarówno przez intelektualny dystans, jak i niespodziewany estetyczny naddatek. Oraz przez pozakadrową grozę, na którą, oprócz dźwiękowego pejzażu, pracuje głównie wyobraźnia. Względnie pamięć wytwarzana przez historyczne czy artystyczne przekazy.

Poza wszystkim oglądamy film o ludziach żyjących w głębokim wyparciu i o cichym powrocie wypartego – w reakcjach organicznych, zakazanych zabawach dzieci, w znajdowanych przypadkiem ludzkich szczątkach. Albo w nagłym zniknięciu teściowej Rudolfa, która wpadła do nich z wizytą i, rozkoszując się społecznym awansem, jednocześnie zastanawiała się na zimno, czy tam, po drugiej stronie, przebywa jej żydowska chlebodawczyni.

Bo głównym bohaterem jest właśnie ów solidny i bezpieczny mur, obrosły bluszczem, z wieżyczką strażniczą wyrastającą tuż obok placu zabaw i zadbanego warzywnika. Przypomina o „normalnym życiu” w cieniu innych murów, o plażowaniu w sąsiedztwie wyrzucanych przez morze trupów, o piaskownicach obmurowanych macewami, o obsesyjnym grodzeniu się, by za dużo nie widzieć i nie wiedzieć. Taka była zresztą intencja reżysera, dlatego nikt nie powinien się dziwić, że również kontekst Gazy wyprowadza jego film z komór gazowych i, chcąc nie chcąc, zadaje niewygodne pytania o nasze ogródki.

STREFA INTERESÓW („The Zone of Interest”) – reż. Jonathan Glazer. Prod. Wielka Brytania/Polska/USA 2023. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 8 marca. 

Jonathan Glazer, brytyjski reżyser i scenarzysta, zaczynał od wideoklipów dla Massive Attack czy Radiohead. Zadebiutował filmem „Sexy Beast” (2000) ze świetną rolą Bena Kingsleya. Potem były amerykańskie „Narodziny” (2004) z gwiazdorską obsadą i „Pod skórą” (2013) wg Michaela Fabera. „Strefa interesów” otrzymała m.in. Grand Prix w Cannes i 5 nominacji do Oscara.

Filmy i seriale, kino polskie i zagraniczne. Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Big Brother w domu nazisty