Rząd Tuska jest w sprawie świeckiej szkoły wierzący, ale niepraktykujący

Retorycznie nowa władza podchodzi do szkolnej religii odwrotnie niż ta poprzednia. W sferze działań jest na razie jej kontynuatorką.

12.03.2024

Czyta się kilka minut

Zachęcanie uczniów do rezygnacji z lekcji religii - akcja przed szkołami w Tarnowie, kwiecień 2023 r. // Fot. Tadeusz Koniarz / REPORTER
Zachęcanie uczniów do rezygnacji z lekcji religii – akcja przed szkołami w Tarnowie, kwiecień 2023 r. // Fot. Tadeusz Koniarz / Reporter

Trudno o bardziej jednoznaczne ideowe deklaracje niż te czynione przez Barbarę Nowacką. „Rzeczpospolita kościelna to system, który obowiązuje od 1989 roku, a pani chce ten system burzyć” – mówi do Nowackiej Magdalena Rigamonti, prowadząca z nią niedawno rozmowę w Onecie. „To nie jest tak, że ja chcę burzyć, ten system się po prostu nie sprawdza” – odpowiada twardo szefowa MEN i dodaje: „Jeśli młodzież ma więcej religii niż biologii, chemii i geografii razem, to coś jest nie tak”. I w tym, i w innych wywiadach mówi jasno: w jej przekonaniu miejscem religii jest salka katechetyczna. Gdyby więc na podstawie podobnych deklaracji prorokować, jaki będzie los szkolnej katechezy, werdykt byłby jasny: po ponad 30 latach przedmiot ten czeka degradacja.

Tak też chyba sądzą niektórzy hierarchowie. „Aby w Wigilię Paschalną z całą mocą można było wypowiedzieć swoje »Wierzę!«, musimy, (…) tę wiarę ciągle potwierdzać w codzienności naszego życia (…). Odnosi się to m.in. do rodziców, a także do dzieci i młodzieży, którzy uczęszczają na lekcje religii w szkołach. Niestety, to wielkie dobro (…) jest ostatnio bardzo zagrożone” – grzmiał niedawno w liście pasterskim na Wielki Post abp Marek Jędraszewski.

Ale słowa krakowskiego metropolity można spokojnie uznać za wyraz tęsknoty za – niegrożącym dziś Kościołowi w Polsce – męczeństwem. Bo klarująca się coraz wyraźniej doktryna rządu Donalda Tuska w sprawie świeckiej szkoły brzmi: wierzymy, nie praktykujemy.

Religia nie do średniej

Częściowo można to tłumaczyć polskim porządkiem prawnym. Np. o tym, że deklaracje – głównie Lewicy – wyprowadzenia na twardo katechezy z polskiego systemu edukacji są przedwyborczym pustosłowiem, wiadomo od dawna. Konstytucja mówi, że religia „może być przedmiotem nauczania w szkole” – a skoro może, to nie da się jej zabronić. Problematyczne jest też całkowite wycofanie się państwa z finansowania katechezy. Tu na przeszkodzie zdaje się stać konkordat głoszący, że oświatowe placówki „organizują zgodnie z wolą zainteresowanych naukę religii w ramach planu zajęć szkolnych”. „Sformułowanie »organizują« można interpretować jako pojęcie porządkowo-techniczne, ale bardziej właściwa wydaje się interpretacja, że oznacza to również finansowanie” – mówił kilka miesięcy temu w „TP” prof. Paweł Borecki, ekspert prawa wyznaniowego UW. 

Tyle że Koalicja Obywatelska zapowiadała cały pakiet zmian, dla których prawo nie stanowi przeszkody. I które miały zmienić status religii – z przedmiotu pod niemal każdym względem pełnoprawnego na dodatkowy. Czyli taki, jakim w istocie jest. Chodziło o zmniejszenie wymiaru z dwóch do jednej godziny religii tygodniowo, nakaz umieszczania katechezy tylko na początku i końcu dziennego planu lekcji i wymazanie religii oraz etyki – jako przedmiotów nadobowiązkowych – ze świadectw. Co z tych zapowiedzi się ostało?

Jak informuje „Tygodnik” rzecznik resortu edukacji Piotr Otrębski, obecnie w MEN przygotowywane jest w odniesieniu do lekcji religii jedno rozporządzenie – jego część dotyczy niewliczania do średniej rocznej ocen z etyki i katechezy. Chodzi, zaznacza rzecznik MEN, o wyrównywanie szans: uczeń, który nie uczęszcza na żaden z tych przedmiotów, może mieć niższą średnią niż ten na religię lub etykę chodzący. Tymczasem ta średnia może zdecydować o dostaniu się do wybranego liceum bądź na studia wyższe. – Nie chodzi więc o żadną ideologię, tylko o wyrównywanie szans – akcentuje Piotr Otrębski.

Ale to tylko jedna z trzech ważnych zapowiedzi (a w zasadzie pół, bo w przedwyborczych „stu konkretach” KO mowa była o braku religii na świadectwie, a nie tylko o niewliczaniu oceny do średniej). Co z pozostałymi?

Koalicjant się boi

„Dwie lekcje religii to przesada” – mówiła twardo jeszcze w grudniu Barbara Nowacka w TVN24, zapowiadając okrojenie wymiaru tych zajęć (a co za tym idzie – okrojenie ich finansowania, pochłaniającego dziś dwa miliardy złotych rocznie). O zadekretowaniu zasady, że religia może być tylko na początku i na końcu dnia, mówić nie musiała – sprawa ta została zapisana w 18. punkcie wspomnianych „stu konkretów na sto dni rządów”.

Obie zmiany wpisałyby się dobrze w motto pierwszych działań MEN pod nowym kierownictwem: odciążanie uczniów i z nadmiaru materiału (ograniczenia zadań domowych; odchudzanie podstaw programowych), i godzin spędzanych w szkolnych ławach. Nie tylko w nich: dziś na przymusową obecność w szkole skazany jest często – i to dwa razy w tygodniu – uczeń nieuczęszczający na religię i etykę, którego placówka nie potrafiła zorganizować tygodniowego planu tak, by lekcje te umieścić na początku bądź końcu dnia.

Tyle że MEN nad żadną z tych dwóch zmian dotyczących statusu religii nie pracuje. Skąd ta rejterada? Minister Nowacka powtarza w wywiadach, że na razie na reformy nie zgadzają się koalicjanci. Czytaj: ostrożność w forsowaniu zmian to pokłosie obaw – zapewne głównie działaczy PSL – że „wojna o religię” odbierze głosy podczas zbliżających się wyborów samorządowych, a później europejskich.

Ostrożność ponad obietnice

Laicyzacja laicyzacją, ale szkolna religia nadal trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Doniesienia o masowych rezygnacjach uczniów z chodzenia na tę lekcję są, owszem, prawdziwe, ale dotyczą w zasadzie tylko dużych miast – i głównie liceów. Najnowsze kościelne dane, dotyczące roku szkolnego 2022/23, mówią o kolejnym spadku uczęszczających w Polsce na szkolną katechezę, ale tylko o ok. dwa punkty procentowe i do poziomu 80,3 proc. Innymi słowy, na religię chodzi nadal czworo na pięcioro polskich uczniów (inna rzecz to pytanie, jaka część z nich robi to z przekonania, a jaka właśnie dlatego, że nie mają co ze sobą zrobić w środku dnia).

Dopóki tak będzie, politycy koalicji będą pewnie w swoich „antyreligijnych” działaniach ostrożni. Nawet kosztem wysłuchiwania zarzutów, że dość szybko zapomnieli o swoich przedwyborczych obietnicach. I że w tej sprawie – niezależnie od okazjonalnych pohukiwań w wywiadach – kontynuują w gruncie rzeczy politykę PiS.

Przyglądamy się polskiej edukacji nie tylko przy okazji początku i zakończenia roku szkolnego. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Katecheza z betonu