Wartości przyuczane

Czy dobry jest pomysł ministra Czarnka, żeby katecheza zamiennie z etyką była w szkole obowiązkowa?

10.05.2021

Czyta się kilka minut

Pierwszy dzień wiosny. Opole, marzec 2016 r. / JAGODA GOROAL / AGENCJA GAZETA
Pierwszy dzień wiosny. Opole, marzec 2016 r. / JAGODA GOROAL / AGENCJA GAZETA

Co ja mam, proszę pana, z tą ­oceną zrobić? Z czego ta ocena jest?” – zapytał retorycznie ksiądz, patrząc na moje ostatnie szkolne świadectwo, gdy przyszedłem spisać protokół przedślubny. Rubryka „religia/etyka” nie dostarcza żadnych informacji o tym, na który z przedmiotów chodził uczeń, a to zaledwie początek trudności związanych z alternatywą między lekcjami religii i etyki.

„Nauka albo religii, albo etyki będzie obligatoryjna, by do młodzieży docierał jakikolwiek przekaz o systemie wartości” – zadeklarował minister edukacji Przemysław Czarnek w wywiadzie udzielonym niedawno „Gazecie Polskiej”, zapowiadając jednocześnie konieczność „wykształcenia nauczycieli etyki i napisania porządnego podręcznika”. Słowa ministra spotkały się ze sporym odzewem medialnym, choć to nienowy postulat, co podkreśla w rozmowie z KAI ks. prof. Piotr Tomasik, koordynator Biura Programowania Katechezy Konferencji Episkopatu Polski, przypominając, że od kilkunastu lat jest on przez biskupów podnoszony. „Komuś, kto nie chodzi na religię (...), czyli bezwyznaniowcom, proponowana jest etyka. Z wychowawczego punktu widzenia ma to duży walor” – uważa duchowny. Powyższe postulaty dotyczą funkcjonującej w Polsce od 1992 r. zasady dobrowolnej organizacji zajęć z religii (dowolnego wyznania) czy etyki, o ile w szkole znajduje się odpowiednio duża grupa chętnych, którzy chcieliby w takich lekcjach brać udział.

Rozporządzenia rozporządzeniami, lecz rzeczywistość funkcjonowania zajęć mających „przekazywać system wartości” jest znacznie bardziej złożona. Już w 1990 r., gdy prof. Henryk Samsonowicz, ówczesny minister edukacji, wprowadził możliwość prowadzenia lekcji religii w szkołach, do Trybunału Konstytucyjnego wpłynął wniosek RPO o uznanie instrukcji ministerstwa za sprzeczną z ówczesnym prawem. „Pamiętam rozmowę w pociągu z Warszawy do Krakowa w dniu wydania 30 stycznia 1991 r. orzeczenia TK” – wspomina prof. Andrzej Zoll w artykule opublikowanym na stronie Kongresu Katoliczek i Katolików. „W przedziale, w którym jechałem, siedział także ks. Tadeusz Pieronek, późniejszy biskup i sekretarz Episkopatu. Spytał mnie o treść wydanego orzeczenia. Po wysłuchaniu mojej relacji stwierdził, że Kościół, jako wspólnota wiernych, wiele przez nie stracił. Dzisiaj podzielam to stanowisko” – dodaje prof. Zoll. Trybunał, w którym zasiadał, sprzeciwił się wnioskowi RPO, tym samym zatwierdzając obecność lekcji religii w szkole. To jednak dopiero otwarło dyskusję.

Polityka i edukacja

Katecheta nagrodzony tytułem Nauczyciela Roku 2019, ks. Damian Wyżkiewicz, w wydanej w ubiegłym roku rozmowie rzece „Ostatni dzwonek” podkreślał, że wybór przez uczniów tzw. trzeciej drogi, czyli rezygnacja z udziału zarówno w lekcjach religii, jak i etyki, uderza zwłaszcza w tę drugą dyscyplinę. „Efekty (...) widać doskonale na przykładzie forów internetowych – na Facebooku i w innych jeszcze mediach, gdzie dyskusje przeradzają się w straszne, pełne hejtu shitstormy” – mówił. Choć ks. Wyżkiewicz uważa, że lekcje religii lub etyki powinny być obowiązkowe, to dziś w stosunku do pomysłów ministra Czarnka pozostaje krytyczny. – Słowa ministra uczyniły ze sprawy lekcji religii i etyki sprawę polityczną – mówi. – Jeszcze kilka lat temu, kiedy próbowaliśmy w gronie katechetów zauważyć realny problem braku etyki, ta dyskusja była znacznie bardziej merytoryczna. Trzeba wyczuć moment z takimi zapowiedziami.

Jego zdaniem obecnie uczniowie mierzą się ze znacznie poważniejszymi problemami, jakie zgotowała im edukacja w czasie pandemii.

Na zły moment, w którym padła deklaracja ministra, zwraca uwagę również Dorota Wójcik, prezeska fundacji Wolność od Religii, która od kilku lat prowadzi projekt „Równość w szkole”, skoncentrowany na działaniach antydyskryminacyjnych wobec uczniów należących do mniejszości bezwyznaniowej. – O ile zrozumiałabym wprowadzenie do dyskusji tematu obowiązkowych zajęć z etyki, o tyle to nie jest moment na takie pomysły – twierdzi działaczka, która podejrzewa, że pomysły ministra celują we wprowadzanie „ukrytych lekcji religii” lub pewnej formy indoktrynacji światopoglądowej pod płaszczykiem zajęć z etyki.

Jej obaw nie podziela Jakub Niewiński, nauczyciel etyki w Szkole Podstawowej nr 1 w Murowanej Goślinie. – Myślę, że głosy wyrażające obawę przed upolitycznieniem treści obecnych na naszych lekcjach nie są głosami nauczycielek i nauczycieli, którzy w pełni zdają sobie sprawę z dokumentów, które organizują ich pracę – podkreśla etyk. – Nauczyciel może stworzyć własny program nauczania i nie musi korzystać z jednego podręcznika. Obowiązuje go przede wszystkim podstawa programowa, która wyznacza ramy merytoryczne, jeśli chodzi o treści nauczania, a obecna podstawa programowa z etyki jest bardzo otwarta i rozsądnie napisana. Dopóki jest aktualna, nie mam większych obaw.

Odpływ uczniów

Minister Czarnek swoją wypowiedź osadził w kontekście – jak sam mówił – „zbiegowisk, które kompletnie bezrefleksyjnie podchodzą do życia”, co skłoniło do takiej interpretacji jego słów, które źródeł deklaracji poszukują w odpływie uczniów z nieobowiązkowych zajęć religii, jaki nasilił się w Polsce w ostatnich kilku miesiącach. Takiego zdania jest choćby Dorota Wójcik. „To efekt Strajku Kobiet. Rodzice i uczniowie decydowali się na wypisanie z religii na znak sprzeciwu wobec zaangażowania się Kościoła w agitację na rzecz zaostrzenia prawa aborcyjnego” – twierdzi w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przewodnicząca fundacji Wolność od Religii.

Jak podaje rocznik statystyczny Kościoła katolickiego w Polsce, w roku szkolnym 2019/2020 na religię uczęszczało 87,6 proc. uczniów, czyli o 0,4 proc. mniej niż w roku poprzednim. Ta liczba nie pokrywa się ­jednak z badaniami „Młodzież 2018” przeprowadzonymi przez CBOS, z których wynika, że w roku 2018 tylko 70 proc. uczniów zadeklarowało udział w lekcjach religii. Trudno zrzucać tak sporą rozbieżność danych na samą metodologię badania, niemniej CBOS przedstawia stały spadek zainteresowania religią w szkole od szczytu osiągniętego w 2010 r. (93 proc.). Sama tendencja spadkowa jest zauważalna zwłaszcza w większych miastach wojewódzkich. Szczególnie głośno było o przykładzie z Łodzi, gdzie w trakcie obecnego roku szkolnego wypisało się z religii ponad 12 tysięcy uczniów szkół średnich, czyli niemal 20 proc. całej młodzieży szkolnej z tej grupy wiekowej.

– Mam bardzo dużo kontaktów z uczniami, którzy nie chodzą na religię i nie owijają sprawy w bawełnę: jeśli nie muszą na religię chodzić, to nie chodzą – mówi ks. Wyżkiewicz.


Czytaj także: Religia to lekcja - rozmowa z ks. Damianem Wyżkiewiczem


Ksiądz Damian uczy w Zespole Szkół nr 22 im. Emiliana Konopczyńskiego w Warszawie, gdzie spotyka się z licealistami i uczniami technikum. Zwłaszcza ta druga grupa rezygnuje z dodatkowych zajęć z religii, co zresztą nie dziwi duchownego, który podaje jeszcze jeden powód rezygnacji młodzieży. – I tak mają dużo zajęć. W technikum uczniowie miewają 10 godzin lekcji pod rząd – podkreśla duchowny. – Biskupi myślą, że w szkole jest katecheza, ale nie ma czegoś takiego jak katecheza szkolna. Dyrektorium katechetyczne twierdzi, że katecheza może być prowadzona najwyżej w szkole katolickiej, gdzie zakłada się wspólnie wyznawane wartości. Lekcje religii nie są katechezą, tylko wprowadzeniem w chrześcijaństwo, które należy prowadzić szeroko, z podkreśleniem związku religii, filozofii i etyki. Problemem lekcji religii w szkole jest jednak podejście wyznaniowe, które zamyka miejsce na dyskusję, a tak się podziało. To wprost prowadzi do wypisywania się z lekcji przez uczniów – dodaje ks. Wyż­kiewicz.

Katecheta nie zastąpi etyka

Spadek zainteresowania nie dotyka jednak wyłącznie religii. W raporcie przygotowanym w 2019 r. dla TVN24 Justyna Suchecka zauważyła, że dotyczy on także lekcji etyki. W roku szkolnym 2018/2019 zajęcia z tego przedmiotu prowadzone były w 2964 szkołach na 14 584 placówek, lecz jeszcze dwa lata wcześniej etyki uczono w ponad tysiącu szkołach więcej. – W mojej szkole była możliwość uczęszczania na etykę, ale już jej nie ma – opowiada ks. Wyżkiewicz. – Długo pracowała u nas pani etyk, ale uczniowie przestali się zapisywać na te zajęcia. Z panią Małgorzatą współpracowało mi się bardzo dobrze. Niestety, została zwolniona – żałuje katecheta.

Problem z etyką jest o tyle inny, że w tym przypadku na spadek od lat wpływają również dodatkowe czynniki. Fundacja Polistrefa poświęciła im w 2015 r. raport, z którego wynika, że obok niewystarczającej liczby chętnych w grę wchodzi także zniechęcanie do prowadzenia lekcji etyki przez niektórych nauczycieli (w tym katechetów), stygmatyzacja uczestników zajęć z etyki przez innych uczniów, a także negatywne nastawienie dyrekcji szkół do zatrudniania etyków.

O takim przypadku mówiła mi Dorota Wójcik, której fundacja interweniowała w jednej z warszawskich szkół, gdzie pomimo zainteresowania rodziców i uczniów przez trzy lata nie udało się zatrudnić nauczyciela etyki. Dopiero po nagłośnieniu sprawy w kuratorium nauczyciel się znalazł. Na problemy kadrowe może również wpływać fakt, że brakuje odpowiedniego projektu zatrudniania przyszłych nauczycieli etyki, choćby w postaci angażowania absolwentów filozofii. Takimi obawami dzieli się Wójcik: – Państwo obecnie nie jest w stanie zapewnić tak dużej liczby osób wykwalifikowanych do nauczania etyki, aby byli w stanie prowadzić obligatoryjne lekcje. Co zrobi polska szkoła? Zatrudni katechetów, dla mnie to jest oczywiste. Minister Czarnek zaproponował rozwiązanie przemocowe: jeśli uczniowie pełnoletni i rodzice uczniów niepełnoletnich decydują się na odejście od religii, to ich do tego zmusimy. Religia stanie się przedmiotem obowiązkowym.

– Nie może być tak, że w efekcie jakichś ewentualnych zmian zostaną tylko lekcje religii, a do etyki zabraknie ludzi. Tyle że katecheci uczący etyki to bardzo niepokojąca perspektywa, ponieważ nie mają uprawnień do jej wykładania – podkreśla ks. Wyżkiewicz. – W 2015 r. zaczynałem studia doktoranckie i pojawiła się wtedy możliwość, żebyśmy jako doktoranci uczyli etyki i filozofii w szkole – wspomina. – Nie wyobrażam sobie, że zostałbym zatrudniony do prowadzenia takich lekcji jako ksiądz, ale mam wykształcenie filozoficzne potwierdzone licencjatem z UJ, dlatego zgłosiłem się do szkoły i wszystko grało, dopóki nie okazało się, że brakuje na nas pieniędzy. Cały projekt się posypał. Myślę o tym teraz, w kontekście różnych ministerialnych pomysłów, bo po prostu nie ma kogo angażować do pracy jako etyków. Nie możemy robić łapanki ludzi.

Warunek ukończenia dodatkowych studiów podaje również ks. prof. Piotr Tomasik, który zaznacza, że choć nie ma formalnych przeciwskazań prawnych, to nie powinno dochodzić do takiej sytuacji, by w jednej szkole ten sam nauczyciel odpowiadał za lekcje religii i etyki. „Gdyby jakiś nauczyciel religii spytał mnie, czy może iść na studia podyplomowe i potem uczyć etyki, to nie widziałbym przeciwwskazań, ale doradziłbym mu, aby wziął te godziny w innej szkole. Tu występuje bowiem jako przedstawiciel Kościoła czy jakiegokolwiek innego związku wyznaniowego, a tam może uczyć jako przedstawiciel pozawyznaniowego systemu szkolnego” – mówi duchowny w rozmowie z KAI.

Fałszywa alternatywa

Ale czy samo zestawienie religii i etyki jako przedmiotów alternatywnych ma w ogóle sens? Doświadczenia Jakuba Niewińskiego są zupełnie inne. – Nie wiem, czy alternatywa religia vs. etyka jest tylko utartą formułką powtarzaną w mediach, ale sam mam wątpliwość, czy ten slogan jest prawdziwy. Połowa moich uczennic i uczniów chodzi na oba przedmioty – zauważa etyk. – W naszej szkole uczniowie i ich rodzice świadomie wybierają zarówno lekcje religii, jak i etyki, dlatego podejrzewam, że z radością przyjęliby oni obligatoryjność tego drugiego przedmiotu, bo nie widzą tu żadnej antytezy.

– Taka fałszywa alternatywa pojawiła się przy powrocie religii do szkół i opiera się na prostym myśleniu: dla wierzących religia, dla niewierzących etyka. Tak jakby wierzący etyki nie potrzebował – twierdzi ks. Wyżkiewicz, który uważa, że traktowanie etyki jako „antykatechezy” jest niepoważne. – Religia i etyka muszą być dwoma autonomicznymi przedmiotami, które nie stoją ze sobą w konflikcie. Z pewnością, jeśli pojawiają się głosy o opieraniu podręczników tylko i wyłącznie na wartościach chrześcijańskich, to coś tu nie będzie grać, bo żyjemy w społeczeństwie gdzie jest wiele światopoglądów – podkreśla duchowny.


Czytaj także: Piotr Sikora: Etyczny wybór


Podobnego zdania jest Dorota Wójcik, która zauważa, że traktowanie etyki jako przedmiotu drugiego wyboru czy swego rodzaju „katechezy dla ateistów” jej szkodzi.

Szkoda jest zresztą obopólna, bo budowanie alternatywy lekcji religii i etyki zubaża również tę pierwszą. – W efekcie pojawia się myślenie magiczne o religii albo przebijają się antynaukowe wypowiedzi katechetów, jak niedawno w Limanowej, gdzie duchowny prezentował elektrowstrząsy jako metodę „leczenia homoseksualizmu” – krytykuje ks. Wyż­kiewicz. – Weźmy problem sumienia. Wielu uczniów nie zdaje sobie sprawy, że to władza intelektualna, tylko mają jakieś pojęcie spirytualistyczne czy emocjonalne. Na religii uczy się, że sumienie to sanktuarium Boże, w którym Bóg przemawia do człowieka: kto to zrozumie? W efekcie takiego rozłączania myślenia religijnego od filozoficznego uczeń będzie postrzegał tę pierwszą przestrzeń w kategoriach bajkowych, a nie racjonalnych – dodaje.

Pożytki z obowiązku?

Obok licznych wątpliwości jest jeszcze jedna, ta najbardziej podstawowa, która nieco umyka w kontekście wielowątkowych sporów o religię i etykę w szkole. Czy z obowiązkowych lekcji jednego i drugiego przedmiotu będzie w ogóle jakiś pożytek?

– W kwestii obowiązkowych lekcji etyki jestem bardzo radykalny, bo gdybym mógł, to przypisałbym je wszystkim uczniom i uczennicom – śmieje się Jakub Niewiński. – Etyka jest częścią filozofii, która ma wymiar praktyczny i ogromnie jej potrzebujemy. Bardzo bym się cieszył, gdyby etyka stała się przedmiotem obowiązkowym dla wszystkich, niezależnie od tego, czy są wyznawcami konkretnej religii, czy są niewierzącymi, bo to umożliwiłoby budowanie lepszych relacji w społeczeństwie obywatelskim w poczuciu odpowiedzialności człowieka za człowieka – podkreśla nauczyciel.

W dalszej kolejności widziałby możliwość wyboru lekcji religii, które byłyby prowadzone zgodnie z wyznaniem zainteresowanych.

Podobnego zdania jest Dorota Wójcik. – Etyka to ogromnie ważny dział filozofii i uczniowie powinni być zaznajomieni z krytycznym myśleniem, zadawaniem pytań czy umiejętnością przedstawiania argumentów. To jest bardzo potrzebna wiedza, dlatego żałuję, że nie jest obowiązkowa przynajmniej dla starszych klas w szkołach podstawowych, a następnie w szkołach średnich – podkreśla przewodnicząca fundacji Wolność od Religii.

Zdaniem Wójcik, dopóki oba przedmioty są nieobowiązkowe, dopóty powinny być traktowane podobnie, co oznacza np. wpisywanie ich jako pierwszych bądź ostatnich godzin w planie lekcji, tak aby nie faworyzować jednego przedmiotu kosztem drugiego. – Chcieli­byśmy, żeby uczniowie w szkołach publicznych byli traktowani tak samo, niezależnie od tego, czy są wierzący, czy nie – podkreśla.

– Jeśli mnie pytasz o obowiązek czy jego brak, to myślę o tym, co powtarza jeden z moich znajomych dyrektorów szkoły: „Proszę księdza, gdyby oni mogli, to i z matematyki by się wypisali” – żartuje ks. Damian Wyżkiewicz. Uważa, że wprowadzenie obligatoryjnego uczęszczania na jeden, drugi, a nawet oba przedmioty, oczywiście biorąc pod uwagę wybór ucznia czy jego rodziców, żadnemu z nich by nie zaszkodziło. – Widzę inny problem: możliwość odrzucenia przedmiotu promuje elitaryzm kształcenia. Sam jestem zwolennikiem inkluzywizmu, zarówno w stosunku do etyki, jak i religii. I jeszcze raz powtórzę: tak naprawdę dobrowolność prowadzi do traktowania zwłaszcza etyki po macoszemu – dodaje nauczyciel religii.

– Może gdyby etyka była obowiązkowa, to straciłaby coś z piękna spotkania empatycznych wrażliwców? – zastanawia się Niwiński. – Ale myślę też, że charakter tego przedmiotu jest taki, iż etyka wybroniłaby się przed zniechęceniem. Mechanizm przymusu powoduje raczej negatywne reakcje, ale przecież z tego nie wynika, że każdy nauczyciel obowiązkowego przedmiotu ma pod górkę. Chodzi o coś bardziej fundamentalnego: tożsamość nauczyciela, jego charyzmę albo jej brak. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor miesięcznika „Znak", doktor filozofii, dziennikarz i publicysta. Współpracuje z Magazynem Kontakt, pisał również na portalach NOIZZ.pl, Deon.pl oraz w Tłustym Druku. Autor rozmowy-rzeki z ks. Alfredem Wierzbickim „Bóg nie wyklucza" (2021).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2021