Przyszłość CPK, czyli co zostanie z flagowego projektu PiS

Rząd nie zrezygnuje z projektu CPK, bo zbyt dużo już w niego zainwestowano. Konieczny jest jednak surowy audyt, który ujawni wszystkie tajemnice minionej władzy oraz pozwoli na nowo ruszyć z pracami.

02.01.2024

Czyta się kilka minut

Protest przeciwkow budowie CPK. Warszawa, 11 kwietnia 2023 r. / fot. Oleg Marusic / REPORTER
Protest przeciwkow budowie CPK. Warszawa, 11 kwietnia 2023 r. / fot. Oleg Marusic / REPORTER

Losy Centralnego Portu Komunikacyjnego, które w kampanii parlamentarnej były jednym z ważniejszych wątków politycznej debaty, po wyborach są tematem nieczęsto poruszanym. Nie znaczy to, że nic w tej kwestii się nie dzieje, jednak obsadzenie stanowisk przy projekcie CPK może okazać się równie trudne, jak formowanie składu rządu. Wymagane są tu nie tylko kompetencje zarządcze i projektowe, ale też wrażliwość społeczna – w tle wciąż trwają bowiem protesty mieszkańców. Uporządkowanie chaosu po poprzednikach wymaga z jednej strony ciszy i skupienia, a z drugiej konkretów, na które czeka społeczność zamieszkująca tereny przeznaczone pod budowę megalotniska i linie kolejowe.

Po czterech latach protestów mieszkańcy nie mówią jednym głosem. Dzielą się na tych zmęczonych sytuacją i tych, którzy jeszcze mają siłę walczyć. Na tych, którzy są związani z ziemią oraz przyjezdnych, którzy już szukają nowego miejsca do życia. Po stronie wciąż protestujących najczęściej można spotkać rolników, producentów i ludzi starszych. Twierdzą oni, że proponowane im kwoty wykupu w żaden sposób nie rekompensują utraconej pracy, klientów oraz więzi międzyludzkich. 

– Przychodzą i wyceniają jak pole na ugorze. Nie widzą trzydziestu lat włożonej pracy. Za te grosze, które mi dają, kupię połowę tego, co dziś mam, i to w III lub IV klasie. Kilka lat zajmie mi dojście do opłacalności – mówi pan Marian, który przejął gospodarstwo po ojcu. Jego zdaniem rzeczoznawcy przysyłani przez spółkę nie mają kompetencji do wyceny gruntów rolniczych. Podkreśla jednak, że nawet dobra cena nie zmieniłaby jego decyzji. – Czasem dopada mnie bezsilność i z ciekawości oglądam, gdzie mógłbym przenieść gospodarstwo, ale nie ma ziemi na zakup. Jest albo rozczłonkowana, albo w sąsiedztwie gospodarstw przemysłowych – mówi pełen goryczy.

Podobnego zdania są przedsiębiorcy. Zaproponowana im cena nie uwzględnia przeniesienia biznesu i odbudowy go. Do tego dochodzi utrata klientów, części wykwalifikowanych pracowników. Jeśli cały kapitał niematerialny, jaki posiadają małe firmy, zostanie rozproszony, trzeba praktycznie startować od zera.

W głowie siedział lęk

Spółka wciąż jednak pozyskuje grunty, a ostatni oficjalny komunikat mówi o ponad 1000 ha zakupionych w ramach Programu Dobrowolnych Nabyć. O powodach, dla których zdecydowała się sprzedać działkę i dom mówi m.in. pani Renata, która na tych terenach mieszka od dziecka. Wychowała tu z mężem trzy córki w wieku od 13 do 5 lat. 

– Dopóki mama żyła, byliśmy na „nie”. Ona nie wyobrażała sobie przeprowadzki w wieku 80 lat. Mówiła, że równie dobrze możemy ją oddać do domu starców. Po jej śmierci sytuacja się zmieniła, bo coraz ciężej nam tu było żyć – opowiada pani Renata. – Z jednej strony były naciski CPK, co kilka dni ktoś dzwonił lub przychodził. Z drugiej niekończąca się wrzawa wśród mieszkańców, zbiórki, protesty. Podczas jednego z nich nie mogliśmy dostać się do domu autem i coś w nas pękło. A jeszcze jedna z córek zaczęła pytać, czy nas wyrzucą z domu. Mieliśmy dość – wyjaśnia kobieta. Zaznacza przy tym, że choć nigdy nic złego nie spotkało jej ze strony protestujących sąsiadów, przez kilka miesięcy ukrywali z mężem fakt przyjęcia oferty. – W głowie siedział lęk, że może to zdrada. Ale jak już przyszło co do czego, to mieliśmy pełne zrozumienie. Myślę, że ludziom powoli kończą się już siły, została rozpacz – podsumowuje. Za pieniądze ze sprzedaży udało im się kupić dwupokojowe mieszkanie w Pułtusku.

Takich rodzin jest więcej. Pani Karolina również postanowiła przyjąć ofertę CPK i nigdy nie miała problemu z mówieniem o tym głośno. Nigdy też nie spotkały jej przykrości z tego powodu. – Przeprowadziliśmy się tu z mężem kilkanaście lat temu, ale w końcu postanowiliśmy się rozejść, więc sprzedaliśmy dom z ogrodem – wyjaśnia. Wycena przedstawiona przez rzeczoznawcę była jej zdaniem zaniżona, jednak skomplikowana sytuacja osobista zmusiła ją do przyjęcia oferty. – Za nasadzenia iglaków i garaż otrzymaliśmy 290 tys. zł, czyli prawie tyle samo, co za nasz nowo wybudowany dom, który według nich wart był tylko 300 tys. zł – wylicza kobieta. To ledwie 5 tys. zł za metr kwadratowy. Zdaniem pani Karoliny CPK działa w kwestii wycen nieudolnie; rzeczoznawcy nie znają aktualnej wartości gruntów i zabudowań. Zaglądają w tabelki sprzed lat i składają absurdalne oferty.

Na szczęście gdy już doszli do porozumienia, pieniądze zostały wypłacone szybko. Pani Karolina zdecydowała się zostać jeszcze przez jakiś czas na miejscu, aż jej córka dokończy szkołę – w efekcie kilka miesięcy temu minął półtoraroczny okres na opuszczenie mieszkania. Od tego momentu to ona płaci CPK za wynajem swojego dawnego domu. – Te 300 tys. już nie jest tyle warte z racji inflacji, a przede mną wciąż decyzja o kupnie mieszkania w mieście.

Obie moje rozmówczynie proszą o zachowanie anonimowości, ponieważ nie mogą oficjalnie wypowiadać się na temat sprzedaży. Zakaz rozmów z mediami był jednym z punktów umowy podpisywanej w ramach Programu Dobrowolnych Nabyć.

Wielka mistyfikacja

Politycy niechętnie zabierają głos w sprawie inwestycji. Podkreślają jednak, że to z poczucia odpowiedzialności, bo zbyt wiele złego zostało już powiedziane, a ludzie oczekują konkretów i świadomości, że zamiast ludzi partii, ich problemami zajmą się eksperci. – Mam nadzieję, że projekt CPK w postaci, w jakiej zaprezentował go rząd PiS, się nie wydarzy. Uważam, że jest błędnie przygotowany. Wielokrotnie te błędy wytykaliśmy i wskazywaliśmy mnóstwo argumentów, dlaczego ten projekt nie ma racji bytu – mówi Mikołaj Dorożała, podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, który od wielu miesięcy uczestniczy w konsultacjach reprezentując organizacje pozarządowe i lokalne społeczności.

Zdaniem obecnego przedstawiciela resortu właściwie każdy element planu budowy wymaga audytu. Przykładem jest choćby „trasa Y”, czyli zaplanowany w Sieradzu rozjazd towarzyszącej CPK nowej linii kolejowej w kierunku Warszawy, Poznania i Wrocławia. – Kiedy usiedliśmy do projektów CPK, okazało się, że praktycznie cała Polska jest do zaorania, kolejowe linie poszatkowane we wszystkich województwach i wszystko tak naprawdę ukierunkowane na przyszłe lotnisko w Baranowie. Czyli jadąc z Warszawy do Krakowa musimy przejechać przez Baranów, jadąc do Gdańska z Warszawy też musimy przejechać przez Baranów. Nawet Komisja Zagospodarowania Przestrzennego przy PAN negatywnie odniosła się do tego pomysłu.

Dorożała uważa, że projektowanie CPK w obecnym kształcie to mistyfikacja. Na przykład w gminie Błaszki, która liczy 14 tysięcy mieszkańców, a samo miasto ma ich zaledwie 3 tysiące, zaplanowano budowę nowego dworca, rujnując kilka gospodarstw i kilkadziesiąt domów, które znalazły się na trasie. Mimo że w pobliżu znajduje się stary zabytkowy dworzec, dziś zabity deskami.

Upodmiotowić obywatela

Mikołaj Dorożała był wcześniej zaangażowany w sprawę CPK nie tylko jako ekspert i konsultant społeczny, ale również jako mieszkaniec gminy objętej inwestycją, której losu – co warto zaznaczyć – nie uważa za przesądzony, ale o tym powinni zdecydować fachowcy, a nie politycy. I dlatego sam pozostanie z boku.

– Odebraliśmy nasz dom dosłownie dwa miesiące przed informacją, że tory mają przebiegać kilkaset metrów od nas. Dowiedzieliśmy się o tym z internetu. Wcześniej nie było o tym mowy, więc mieliśmy prawo czuć się oszukani – wspomina. – Przez gminę Błaszki przechodzi droga krajowa nr 12. Przejeżdża nią ok. 15 tysięcy pojazdów na dobę. Ludzie, którzy tam mieszkają, doświadczają ogromnego hałasu, pogorszenia jakości życia, brudu. A na to wszystko przyszło jeszcze CPK, które chce zafundować 3-tysięcznemu miasteczku kolej. Sporo ludzi, którzy mieszkają na południe od Błaszek, znalazłoby się w „tunelu” transportowym między zatłoczoną drogą krajową nr 12 a torami. To wpłynęłoby na relacje, na odcięcie mieszkańców od siebie – komentuje Dorożała.

Nastroje w Błaszkach są napięte; mieszkańcy doświadczają poczucia głębokiej niesprawiedliwości. Żyją tak od 14 lat, gdy na początku 2010 r. powstał pierwszy projekt „trasy Y”, przecinającej ich miasto. Wtedy jeszcze nie był związany z CPK. – Część ludzi do dzisiaj żyje w strachu przed eksmisją. Rozmawiałem z nimi kilka tygodni temu i oni wciąż nie wiedzą, co z nimi będzie. W tym czasie tylko tyle się zmieniło, że doszły kolejne cztery warianty, a razem z nimi kolejne kilkaset osób w zasięgu ryzyka – mówi Dorożała.

Zdaniem urzędnika Ministerstwa Klimatu i Środowiska ważnym czynnikiem w konsultacjach społecznych są pieniądze, które niosą w sobie dużo większą wartość niż tylko nominalną. – Kwoty wywłaszczeń powinny dawać perspektywę bezpiecznego lądowania. W obecnej sytuacji rolnicy są absolutnie najbardziej poszkodowaną grupą przy tym projekcie. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś ma kilka hektarów dobrej ziemi. W jaki sposób w 2023 r. znaleźć tak samo dobrą ziemię, w takiej samej ilości, w innym miejscu? Dokąd ten rolnik ma się przenieść? To jest naprawdę poważne wyzwanie – podkreśla Dorożała.

Jego zdaniem poprzedni rząd planował tę inwestycję w ogromnym chaosie. Za dużo było myślenia mocarstwowego i niepopartego niczym przekonania, że przyleci do nas cały świat, a za mało myślenia upodmiotawiającego lokalne społeczności oraz podstawowej wrażliwości na przyrodę. – Nie jest tak, że chcielibyśmy zablokować wszystkie inwestycje rozwojowe w Polsce. Uważam jednak, że nawet jeśli trwa to dłużej i wymaga więcej pieniędzy, to tego typu inwestycje nie powinny powstawać w oderwaniu od interesu lokalnych społeczności – przyznaje podsekretarz stanu.

Mikołaj Dorożała do MKiŚ przyszedł z biznesu. Ma wieloletnie doświadczenie współpracy z międzynarodowymi i lokalnymi przedsiębiorstwami. Liczy, że uda się je wykorzystać do zmiany podejścia w realizacji dużych projektów i budowania współpracy obywatelskiej wokół nich. Natomiast w kwestii CPK optuje za przeprowadzeniem tego projektu w mniejszym zakresie, ale systematycznie, z dobrze przygotowaną koncepcją współpracy międzyregionalnej.

Bez audytu nie będzie CPK

O tym, że CPK było tematem rozmów koalicyjnych przed wyborami, wprost mówi poseł Michał Kobosko z Trzeciej Drogi. – To obok budowy elektrowni jądrowej jeden z największych projektów, przed jakimi dziś stoimy. Jednocześnie wzbudza on ogromne kontrowersje. PiS chciał, by ta inwestycja stała się monumentalnym pomnikiem władzy, połączono ogromne inwestycje lotnicze z kolejowymi, i to w miejscu, gdzie dzisiaj nie ma jeszcze niczego. Naszym postulatem nie jest rezygnacja z projektu, bo poczyniono już wiele kroków, ale rzetelny i wiarygodny audyt, który z jednej strony pokaże nam, w jaki sposób wydawano dotychczas pieniądze i jakie są fundamenty prawne inwestycji, a z drugiej pozwoli na nowo rozpisać harmonogram prac i uwiarygodnić go budżetowo – mówi wiceprzewodniczący Polski 2050.

Zdaniem Koboski w ostatnim trzydziestoleciu Polska skupiła się na rozwijaniu infrastruktury drogowej, odcinając jednocześnie mniejsze miejscowości od kolei poprzez wygaszanie połączeń – niedofinansowanego PKP nie było stać na ich utrzymanie. Ten zmarnowany czas trzeba nadrobić, bo dobrze zorganizowana kolej to najszybszy i najczystszy środek lokomocji wspierany przez UE. – Widzimy też jednak potrzebę budowy hubu lotniczego. Sam pomysł nie jest nowy; już w czasach PRL mówiło się o potrzebie posiadania dużego lotniska zdolnego obsłużyć wzmożony ruch pasażerski i transportowy. To wszystko powinno jednak wynikać nie z megalomanii, a z konkretnych analiz – dodaje parlamentarzysta i zapewnia, że temat trafi wkrótce pod obrady sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej, której przewodniczy.

Czy jednak połączenie inwestycji kolejowych w całej Polsce z budową megalotniska nie jest próbą wymuszenia przychylności włodarzy i mieszkańców mniejszych miejscowości, w których lada moment ruszy budowa na wielką skalę? – Polskie Linie Kolejowe to państwo w państwie. Połączenie ich z projektem CPK to ryzyko, ale zarazem szansa, by przeprowadzić nowe inwestycje i modernizację istniejących linii zgodnie z najwyższymi standardami. Jeśli pozostawimy rozwój sieci kolejowej wyłącznie w rękach PLK S.A., trzeba by je najpierw zrestrukturyzować. W tym świetle spółka CPK powstała również dlatego, że w ramach całej grupy PKP nie znaleziono mocy sprawczej, by przeprowadzić tak duże inwestycje kolejowe. – Niezależnie czy miałyby wspierać rozwój lotniska, czy stać się osobnym projektem – wyjaśnia Kobosko.

Projekt w innym kształcie

Za jedno z najważniejszych działań obok audytu wiceprzewodniczący Polski 2050 uważa uruchomienie dialogu społecznego, by inwestycje, które trudno już zatrzymać, nie działy się kosztem obywateli. – Uczestniczyłem w dwóch spotkaniach z protestującymi w Baranowie i Wiskitkach. Mieszkańcy zgłaszali głównie problemy dotyczące Programu Dobrowolnych Nabyć i wyceny gruntów, gdyż od poprzedniej władzy nie uzyskali odpowiedzi na nurtujące ich pytania i lęki. Tego dialogu zabrakło i trzeba to jak najszybciej naprawić, uruchomić szerokie konsultacje społeczne, w których głos obywateli zostanie usłyszany. PiS przy budowie CPK pokazał, jak mocno zakorzenione w politykach Zjednoczonej Prawicy jest bolszewickie myślenie. Liczył się monument, a nie życie ludzi. Zapadły jakieś decyzje, które ślepo realizowano. Chcemy to odwrócić, gdyż tego typu przedsięwzięcia są skazane na porażkę, jeśli powstają na bazie konfliktu z lokalnym środowiskiem – podkreśla poseł i deklaruje: – Ten projekt wciąż można modyfikować i nie jest powiedziane, że musi powstać w takim kształcie, jak to założył PiS. Przyjrzymy się wcześniej na pewno modernizacji pozostałych lotnisk w Polsce, aby ten ciężar, również finansowy, rozłożyć równomiernie.

Szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz poinformowała 22 grudnia, że na pełnomocnika premiera ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego powołany został Maciej Lasek, były członek państwowej komisji badającej katastrofę w Smoleńsku. W jego ręce został złożony los projektu oraz powołanie ekspertów. To od nich zależeć będzie ostateczny kształt najważniejszej inwestycji poprzedniej ekipy rządzącej Polską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Autor książki „Męska depresja. Jak rozbić pancerz”. Nominowany w 2020 r. do nagrody dziennikarskiej im. Zygmunta Moszkowicza. Pisze również dla „Miesięcznika ZNAK”… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Co zostanie z megalotniska