Przetasowania w wyścigu mocarstw: Indie wyprzedziły Rosję

Krater, który w powierzchni Księżyca wybiła sonda Łuna-25, symbolizuje upadek rosyjskiego programu kosmicznego. Do liderów dołączają za to Indie.

24.08.2023

Czyta się kilka minut

Przetasowania w wyścigu mocarstw
Radość po starcie indyjskiej misji kosmicznej na Księżyc, Ahmedabad, Indie, 22 sierpnia 2023 r. / AMIT DAVE / REUTERS / FORUM

„Indie są na Księżycu!” – wykrzyknął przewodniczący indyjskiej agencji kosmicznej Sreedhara Somanath, gdy zbudowany przez jego inżynierów lądownik 23 sierpnia bezpiecznie osiadł na powierzchni Srebrnego Globu.

Premier Narendra Modi nie przegapił okazji, by podkreślić epokowe znaczenie wyczynu. „Przy tej radosnej okazji chciałbym zwrócić się do wszystkich ludzi na świecie. Sukces indyjskiej misji księżycowej nie jest sukcesem tylko Indii. (...) Ten sukces należy do całej ludzkości i pomoże w przyszłości misjom księżycowym innych krajów” – obwieścił w przemówieniu na żywo z Afryki Południowej, gdzie bierze udział w szczycie BRICS – globalnego bloku, w którego skład wchodzą także Brazylia, Chiny, RPA i Rosja.

Ale inny z uczestniczących w szczycie – jedynie zdalnie – przywódców nie miał powodów do zadowolenia. Władimir Putin nawet słowem nie skwitował klęski rosyjskiej sondy Łuna-25, która zaledwie cztery dni wcześniej, zamiast delikatnie osiąść w księżycowym pyle, wybiła w nim głęboki krater.

Nieunikniona kolonizacja

Dla Indii księżycowa sonda to powód do narodowej dumy. Jej lipcowy start z Centrum Kosmicznego Satish Dhawan oglądały dziesiątki tysięcy ludzi. Transmisję na żywo z lądowania – 8 milionów. Nic dziwnego. Wcześniej zaledwie trzy państwa: USA, ZSRR i Chiny zdołały wysłać lądownik na Srebrny Glob. I tylko Chiny zrobiły to w ciągu ostatnich 50 lat.

Delhi nie pierwszy raz pokazało, że ma ambicje dołączyć do czołowych kosmicznych graczy. W 2014 r. indyjska sonda osiągnęła orbitę Marsa. Tak jak wtedy, tak i dziś indyjscy inżynierowie zrobili to przy budżecie, który w USA czy UE ledwie wystarczyłby na catering. Sonda Chandrayaan-3 kosztowała 75 mln dolarów. Ponad dwa razy więcej wyniósł budżet filmu „Interstellar”.

Indyjski księżycowy pojazd składa się z lądownika, maleńkiego łazika i modułu napędowego, który pozwolił mu pokonać 384 tys. km w ciągu sześciu tygodni. Lądownik i 26-kilogramowy łazik są wyposażone w pięć instrumentów naukowych do badań powierzchni Księżyca. Misja ma potrwać 14 ziemskich dni, czyli jeden dzień księżycowy. Potem, w mroku, pojazdy nie będą mogły naładować baterii. Nie jest jasne, czy zdołają się obudzić po księżycowym świcie.

Miejsce lądowania indyjskiej sondy – południowy biegun Księżyca – jest uważane za istotne zarówno ze względów naukowych, jak i strategicznych. Pod księżycowym pyłem mają tam leżeć wielkie zasoby wodnego lodu, kluczowego z punktu widzenia kolonizacji globu. Lód to źródło pitnej wody, tlenu i wodoru, daje więc zasoby dla podtrzymania życia i podstawowe składniki paliwa rakietowego, koniecznego, by ekonomicznie wykorzystywać księżycowe zasoby.

Choć na razie nie jest jeszcze jasne, jak te zasoby wydobywać, ani nawet co Księżyc kryje. USA, przygotowujące swój własny program Artemis, już zaproponowały jednak ramy prawne, de facto pozwalające dzielić Srebrny Glob na strefy wpływów. „Porozumienia Artemis” podkreślają co prawda obowiązującą w prawie międzynarodowym zasadę, zgodnie z którą nikt nie może ogłosić powierzchni ciała niebieskiego swoim terytorium, pozwalają jednak rysować na powierzchni Księżyca „strefy bezpieczeństwa” wokół lądowników czy baz, w obrębie których nikt bez autoryzacji nie będzie mógł prowadzić konkurencyjnej działalności. Indie (a także m.in. Polska) porozumienie podpisały. Chiny i Rosja – nie.

Kratery zamiast dumy

Najpierw trzeba jednak na Księżycu wylądować, a to wcale nie jest takie proste. Własne misje na naszego satelitę w najbliższych latach planuje nawet kilkanaście krajów, ale dotychczasowe statystyki nie są zachęcające.

Poza Chinami, które od 2013 r. umieściły na Księżycu trzy lądowniki, w tym pierwszy po niewidocznej z Ziemi stronie, wszyscy, którzy w ostatnich latach podejmowali podobne próby, musieli pogodzić się z niepowodzeniami. Pierwszy indyjski lądownik, Chandrayaan-2, rozbił się w 2019 r. W tym samym roku nie powiodło się lądowanie sondy z Izraela. W kwietniu tego roku rozbił się lądownik z Japonii.

Japońska agencja kosmiczna JAXA planuje jednak powtórkę jeszcze w tym miesiącu. USA, które Księżyc omijały szerokim łukiem od 1972 r., także chcą w tym roku wysłać tam trzy lądowniki zbudowane przez prywatne firmy. Może już w 2025 r. dołączą do nich astronauci w ramach misji Artemis III.

„Nie ma wątpliwości, że lądowanie na Księżycu jest prawdziwym wyzwaniem – napisał w oświadczeniu administrator NASA Bill Nelson. – Ale Księżyc oferuje wspaniałe naukowe odkrycia. Dlatego ostatnio widzieliśmy tak wiele prób ponownego odwiedzenia jego powierzchni. Nie możemy się doczekać wszystkiego, czego dowiemy się w przyszłości, w tym z indyjskiej misji Chandrayaan-3”.

Upadek z orbity

Rosja w tym towarzystwie wypada gorzej niż blado. Klęska lądownika Łuna-25 jest tylko najnowszą z upokarzających porażek tamtejszego programu kosmicznego. Kraj, który wysłał na orbitę pierwszego sztucznego satelitę, pierwszego człowieka i przez wiele dekad był liderem w badaniach Układu Słonecznego, dziś ledwie jest w stanie wystrzeliwać na orbitę proste satelity.

W całym okresie poradzieckim Roskosmos podjął trzy próby wyjścia poza niską orbitę okołoziemską. Wszystkie – marsjańskie sondy Mars 96 i Fobos-Grunt oraz tegoroczna księżycowa Łuna-25 – zawiodły. Moskwa nie była w stanie wysłać w kosmos nawet jednej pozaziemskiej sondy od połowy lat 80.

Łuna-25 miała być dowodem na to, że rosyjska myśl techniczna ma się doskonale nawet w obliczu zachodnich sankcji. Tamtejsi planiści przygotowywali już całą serię pojazdów, które miały odwiedzać Srebrny Glob co kilka miesięcy. Nie jest jasne, czy którykolwiek z nich oderwie się od Ziemi.

Nie wiadomo, co dokładnie zawiodło. Roskosmos ograniczył się do opublikowania w mediach społecznościowych krótkiego oświadczenia, w którym poinformował, że statek kosmiczny uległ awarii podczas uruchamiania silników manewrowych. „Około 14.57 czasu moskiewskiego przerwano komunikację ze statkiem kosmicznym Łuna-25” – stwierdza suche oświadczenie. W wywiadzie dla Russia 24 szef Roskosmosu Jurij Borysow obwinił za katastrofę awarię silnika, twierdząc, że podczas manewru pracował on przez 127 sekund, a nie przez planowane 84 sekundy.

Podobnych awarii rosyjski program kosmiczny odnotowuje ostatnio więcej niż sukcesów. Rosyjskie moduły Międzynarodowej Stacji Kosmicznej notorycznie zaliczają kolejne usterki i wycieki powietrza. Pięć lat temu rakieta Sojuz, dotąd jeden z najbardziej niezawodnych koni roboczych wynoszących na orbitę ładunki, spektakularnie eksplodowała podczas startu, skutkiem czego jej załoga, Aleksiej Owczinin i Nick Hague, zamiast na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej wysiadła na środku azjatyckiego stepu. Wiele wskazuje na to, że rosyjscy inżynierowie nie tylko nie mają już możliwości gonienia osiągnięć zachodnich programów kosmicznych, ale w coraz mniejszym stopniu są w stanie podtrzymywać sprawność systemów stworzonych przez ich poprzedników w latach 60.

„Gdyby Łuna-25 wylądowała, niewątpliwie byłoby to wykorzystywane jako dowód, że Rosja nadal jest wielkim narodem, pomimo niepowodzeń w katastrofalnej wojnie na Ukrainie – pisał w CNN były astronauta Leroy Chiao. – Zamiast się rozwijać, rosyjski program kosmiczny od lat podupada, a proces wydaje się przyspieszać. To odzwierciedla stan całego kraju”.

Nowe rozdanie

Tymczasem indyjska sonda dopiero przygotowuje się do pracy. Kilka godzin po tym, jak lądownik Vikaram dotknie księżycowego gruntu, gdy kurz opadnie, panele po jednej z jego stron zostaną otwarte. Z wnętrza wysunie się rampa, za pomocą której łazik Pragyaan będzie mógł zjechać na powierzchnię.

Będzie ją badał z oszałamiającą prędkością 1 cm na sekundę. Ale to wystarczy, by ugruntować pozycję Indii jako kosmicznego mocarstwa, rywalizującego z USA, UE i Chinami. Rosji w tej nowej układance niemal nie widać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Przetasowania w wyścigu mocarstw