Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Weto prezydenta do nowelizacji ustawy Prawo farmaceutyczne, która miała „uwolnić” dostęp do antykoncepcji awaryjnej dla osób powyżej 15 roku życia nie jest żadnym zaskoczeniem. Takiej decyzji można było się spodziewać już na etapie procedowania przez Sejm. Granica wieku, ustalona w Sejmie, jest – wbrew temu, co mówi Andrzej Duda i jego współpracownicy – oczywistym pretekstem. Gdyby prezydentowi zależało na dostępności do pigułki dzień po dla dorosłych Polek, nie podpisywałby ustawy, którą przygotował były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
To, co może dziwić, to dęcie bez opamiętania w zdrowotny puzon i podkreślanie rzekomej rozbieżności opinii eksperckich w sprawie szkodliwości – bądź braku tejże – tabletki dla nastolatek. Warto byłoby powiedzieć „sprawdzam”. Bo może się okazać, że Andrzej Duda nie mija się z prawdą, gdy mówi o stanowisku środowisk rodzicielskich, wskazujących na fakt, że ustawa w kształcie uchwalonym przez parlament wkracza w ich prerogatywy, w obszar „świętej władzy rodzicielskiej”, którą niekiedy bałwochwalczo czci polska (choć nie tylko) prawica – ale to ciągle za mało, by mówić o staniu na straży zdrowia „dzieci”. Cudzysłów nieprzypadkowy – 15-latki to co prawda osoby niepełnoletnie, ale gdy dotykamy sfery seksualności, byłoby jednak wspaniale, gdyby instytucje państwa nie przemawiały z pozycji daleko posuniętej hipokryzji.
Warto przypomnieć, że gdy w Sejmie debatowano nad projektem w sprawie pigułki „dzień po” posłowie prawicy dramatycznie pytali przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, dlaczego na posiedzenie Komisji Zdrowia nie zaproszono konsultanta krajowego w dziedzinie pediatrii. Domagali się wręcz przedstawienia jasnego stanowiska. Ministerstwo Zdrowia przeszło nad tym do porządku dziennego – i chyba szkoda, bo dyskusja na temat antykoncepcji awaryjnej, podobnie jak wszystkie inne związane ze szczególnie wrażliwym obszarem życia, powinna być maksymalnie merytoryczna i jak najdalsza od politycznego ringu.
Już po uchwaleniu ustawy przez Sejm, przy okazji wywiadu dla jednego z czasopism branżowych zapytałam więc prof. Jarosława Pereguda-Pogorzelskiego o jego opinię w sprawie granicy wieku dostępności pigułki dzień po bez recepty – i usłyszałam, że popiera rozwiązanie proponowane przez rząd. Ekspert przypomniał, że czas inicjacji seksualnej w ostatnich latach bardzo się obniżył, a my, dorośli, udawaliśmy, że tego nie widzimy. Cenę za to odwracanie wzroku płacą młodzi – nieplanowanymi, nastoletnimi często ciążami (jeśli prezydent i jego doradcy twierdzą, że pigułka dzień po to bomba hormonalna, powinni się zastanowić, czym dla organizmu nastolatki jest ciąża, czyli dziewięć miesięcy nieustannej burzy hormonów), chorobami przenoszonymi drogą płciową czy obniżaniem się wieku zapadalności na nowotwory mające związek z aktywnością seksualną.
Co ma Kościół do antykoncepcji
Ustawa wróci do Sejmu, gdzie nie ma większości do odrzucenia prezydenckiego weta i być może taka próba nie zostanie nawet podjęta – decyzja znów zapewne będzie oparta o przesłanki polityczne, nie merytoryczne. Rząd mówi o planie B, czyli – najprawdopodobniej – rozwiązaniu polegającym na umożliwieniu sprzedaży pigułek „dzień po” na recepty wystawiane przez farmaceutów. Szczegóły mają być znane tuż po Wielkanocy, bo minister zdrowia stoi na stanowisku, że od 1 maja Polki nie będą potrzebować recepty (od lekarza) by mieć dostęp do antykoncepcji awaryjnej. Czy obietnica nie została złożona nieco na wyrost, czas pokaże.