Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1 maja Polki zyskają możliwość kupna tzw. tabletki „dzień po” bez recepty lekarskiej, choć z receptą od farmaceuty – przewiduje projekt rozporządzenia ministra zdrowia, który tuż po świętach został skierowany do konsultacji publicznych. Projekt jest jednak fatalny, a jego największą wadą jest fakt, że ministra zdrowia Izabela Leszczyna powiela błędy swojego poprzednika Adama Niedzielskiego, przekonana najwidoczniej, że wola ministra jest prawem.
Na sztandary
Zawetowanie przez prezydenta ustawy nowelizującej Prawo farmaceutyczne, która „uwalniała” antykoncepcję awaryjną – konkretnie jeden preparat – i czyniła go dostępnym bez recepty dla osób powyżej 15. roku życia, nie było zaskoczeniem. Można się tylko zastanawiać, czy dla Koalicji Obywatelskiej był to większy kłopot (bo prezydent znacząco utrudnił realizację jednej z przedwyborczych obietnic) czy dar od losu (bo KO mogła wyciągnąć sprawę na sztandary tuż przed wyborami i grzmieć o obłudzie i obskurantyzmie głowy państwa).
„Gdyby prezydentem kierowało coś więcej niż obłuda, przygotowałby projekt ustawy delegalizującej współżycie seksualne do osiemnastego roku życia” – przekonywała 4 kwietnia ministra Izabela Leszczyna.
Wbrew nauce
Szefowa resortu zdrowia zaprosiła dziennikarzy w celu zaprezentowania szczegółów skierowanego dzień wcześniej do konsultacji projektu rozporządzenia – ale tych, którzy próbowali rozwikłać kwadraturę koła, jaką stanowi dostępność pigułki „dzień po” dla osób niepełnoletnich w świetle ogólnie obowiązujących przepisów ustawowych, „przestrzegała” przed wkraczaniem na ścieżkę rozumowania prezydenta (obłuda i obskurantyzm). Zdaniem Leszczyny cel, jakim jest zapobieganie niechcianym ciążom nastolatek, jest najważniejszy.
Tu nie ma wątpliwości: źle się stało, że prezydent nie posłuchał autorytetów medycznych i nie zaufał nauce oraz doświadczeniu innych krajów: w zdecydowanej większości krajów UE środek, o który w Polsce trwa spór, jest dopuszczony do sprzedaży bez recepty i ograniczeń wiekowych.
Niewykorzystana szansa
Ale źle się też stało, że ministra zdrowia nie wykorzystała wszystkich możliwości, by odebrać prezydentowi możliwość zasłaniania się wątpliwościami dotyczącymi wpływu tabletki na zdrowie. Można tylko spekulować, co by się stało, gdyby zwróciła się do Andrzeja Dudy o audiencję (zamiast pohukiwać, że „radzi prezydentowi”, by ustawę podpisał) i stawiła się na nią z kluczowymi w tej sprawie konsultantami krajowymi – m.in. ginekologii i położnictwa, perinatologii, psychiatrii dziecięcej, ale może przede wszystkim pediatrii – oraz prezesami stosownych towarzystw naukowych.
Zakupy covidowe: miliony pompowane do prywatnych kieszeni
Gdyby każdy z nich przyniósł pismo podpisane przez stosownych konsultantów wojewódzkich… Gdyby dyskusja między rządem a głową państwa miała charakter bardziej merytoryczny… Gdyby nie chodziło o to, żeby gonić króliczka.
Świadczenie czy usługa
Weto jest faktem, ale faktem jest też, że złożono twardą obietnicę – antykoncepcja awaryjna będzie dostępna w aptekach, bez konieczności starania się o receptę od lekarza. Jak to jednak zrobić w sytuacji, w której osoby do 18. roku życia mogą korzystać ze świadczeń zdrowotnych tylko za wiedzą i zgodą rodziców? Wystarczy – taki przynajmniej tok myślenia zaprezentowała (i dała opinii publicznej do wierzenia) ministra zdrowia – stwierdzić, że wywiad przeprowadzony przez farmaceutę i wypisanie przez niego recepty nie jest świadczeniem zdrowotnym, lecz usługą. I być może operacja by się powiodła, gdyby nie to, że za tę usługę ma płacić Narodowy Fundusz Zdrowia.
Spór o składki zdrowotne: czy Trzecia Droga zagłodzi NFZ?
NFZ płaci, co do zasady, za świadczenia zdrowotne (oraz refunduje leki). Dlaczego miałby płacić za usługę farmaceutyczną? Co więcej, dlaczego projekt rozporządzenia przewiduje, że przed udzieleniem „usługi farmaceutycznej” farmaceuta ma obowiązek zweryfikować, czy pacjentka ma prawo do korzystania ze świadczeń zdrowotnych?
Przede wszystkim jednak, jeśli w grę wchodzi konsultacja (wywiad) i wystawienie recepty, czyli usługa bliźniaczo podobna do tej, którą pacjenci otrzymują w gabinetach lekarskich (oczywiście minus badanie fizykalne) – to niezależnie od tego, czy minister zdrowia nazwie to „usługą farmaceutyczną” czy dowolną inną zbitką słowną, będziemy mieć do czynienia ze świadczeniem zdrowotnym. Które zgodnie z polskimi przepisami zawartymi w ustawach (a więc w aktach wyższego rzędu niż rozporządzenie ministra) są dostępne dla osób niepełnoletnich za wiedzą i zgodą rodziców lub opiekunów prawnych.
Ministra nie widzi problemu
To nie są wyłącznie prawnicze spory. Kształt rozporządzenia i tempo, w jakim ma ono zacząć obowiązywać (dzień o po opublikowaniu), prawdopodobnie unicestwi program pilotażu, zanim on w ogóle ruszy. Farmaceuci, którzy z entuzjazmem powitali możliwość rozszerzenia swoich kompetencji, bynajmniej nie palą się do podjęcia ryzyka wystawiania recept dla nastolatek bez akceptacji ich rodziców czy opiekunów. Boją się pozwów, boją się również sankcji ze strony organów odpowiedzialności zawodowej.
Bardzo wyraźnie formułują swoje obawy, ale ministra Leszczyna twierdzi, że jednoznacznego sprzeciwu nie ma.