To polskie wydawnictwo należało do największych w całej Europie. I wpłynęło na rozwój kultury w carskiej Rosji

165 lat temu pewien młody przedsiębiorca z Krakowa otworzył w Kijowie polską księgarnię. Tak zaczęła się niezwykła historia, bez której wiele spraw mogłoby wyglądać inaczej. Przynajmniej w sferze ówczesnej kultury – polskiej i ukraińskiej.

13.12.2023

Czyta się kilka minut

Witryna księgarni Leona Idzikowskiego z reklamy z 1890 roku / archiwum autora
Witryna księgarni Leona Idzikowskiego z reklamy z 1890 roku / archiwum autora

Była jesień roku 1850, gdy 23-letni Leon Idzikowski wyruszył w podróż z Krakowa, w zaborze austriackim, do Kijowa, jednego z większych miast w państwie carów. Jechał za pracą. Otrzymał atrakcyjną propozycję: kierowania tamtejszą filią polskiej księgarni Krystiana Teofila Glücksberga. Zgodził się, bo był to ogromny skok w jego karierze. 

W Krakowie, gdzie się urodził, Leon pracował w księgarni Józefa Czecha, która specjalizowała się w książkach naukowych, beletrystycznych i krajoznawczych. Był stażystą, potem sprzedawcą, a nawet zdobył doświadczenie jako poligraf – Czech miał własną drukarnię.

Sytuacja zmieniła się w lipcu 1850 r., kiedy w Krakowie wybuchł ogromny pożar, który ogarnął dużą część miastaSpłonęła także księgarnia Czecha, a drukarnia została zamknięta. Leon stał się bezrobotny. Propozycja wyjazdu do Kijowa przyszła w samą porę. Co więcej, było to stanowisko kierownicze. A że Glücksberg mieszkał w Wilnie, 700 kilometrów od Kijowa, zaś między tymi miastami nie było połączenia kolejowego, Leon mógł wypróbować swoje pomysły na księgarnię. 

Choć nie od razu.

Dobre okładki, nieudane książki

Właściciel, Krystian Teofil Glücksberg, znany był już z wydawania wczesnych dzieł Adama Mickiewicza, prozy i krytyki literackiej Michała Grabowskiego i innych pisarzy. Posiadał tytuł księgarza Cesarskiej Akademii Medycyny i Chirurgii. Swoją drukarnię w Wilnie wyposażył w najnowsze wynalazki: maszynę drukarską o dużej prędkości, maszynę do zwijania papieru satynowego i kolekcję czcionek, która pozwalała drukować książki w różnych językach.

Mógłby zostać liderem wśród wydawców, gdyby nie jedna rzecz. Krystian Teofil skupiał się na zysku, zaniedbując wszystko inne. Oszczędzał na honorariach, czasem „zapominając” o ich wypłacaniu, przez co pisarze odmawiali dalszej współpracy. Korzystał z usług niedoświadczonych redaktorów, ponieważ mógł im płacić mniej. Książki były wydawane na wysokiej jakości papierze i w pięknych okładkach, ale nie przyciągały zbytnio czytelników.

Idzikowskiemu nie było łatwo sprzedać takie produkty, choć czytelników polskojęzycznych nie brakowało. W Kijowie mieszkało ok. 30 tys. Polaków, a wielu polskich ziemian przyjeżdżało z rodzinami z okolicy na coroczne Targi Kontraktowe, które odbywały się w Kijowie zimą i trwały miesiąc. W samej guberni kijowskiej mieszkało 89 tys. Polaków, a w sąsiednich podolskiej i wołyńskiej odpowiednio 234 tys. i 134 tysiące.

Chociaż Leon dokładał wszelkich starań, by lepiej rozprowadzać książki, kijowska filia osiągała skromny zysk. Interes mógłby być bardziej udany, gdyby mieli lepszy asortyment.

Kiedy 62-letni Glücksberg, obciążony długami, zdecydował się zamknąć biznes, Leon postanowił otworzyć własną księgarnię i wreszcie zrobić wszystko według swojej wizji.

Biznes Idzikowskich

Księgarnia naukowa „Leon Idzikowski” została otwarta 28 grudnia 1858 r. w parterowym budynku Mykoły Popowa przy głównej ulicy Kijowa, Chreszczatyku. 

Energiczny 31-letni właściciel natychmiast rozpoczął działalność wydawniczą. Jego pierwszą publikacją były „Wspomnienia 1819-1823” Franciszka Kowalskiego. Później wydawał dzieła Bronisława Grabowskiego, Zygmunta Kaczkowskiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Władysława Syrokomli i innych.

Ponadto zaskoczył mieszkańców Kijowa tym, że jako pierwszy w tym regionie imperium rosyjskiego zaczął drukować nuty. Początkowo był to kosztowny sposób działalności, gdyż brakowało doświadczonych rytowników i niezbędnego wyposażenia. Ze względu na niski popyt nakłady były niewielkie, a ceny wysokie.

Sytuacja zmieniła się po powstaniu styczniowym (1863-65), kiedy to władze rosyjskie ograniczyły wydawanie polskich książek. Idzikowski skupił się więc na literaturze muzycznej. Zapotrzebowanie na nią wzrosło w tym czasie dzięki otwarciu kijowskiego oddziału Towarzystwa Muzycznego. Księgarz brał udział w jego działalności. 

Nie stracił też kontaktu z głównymi polskimi ośrodkami – wkrótce na pierwszej stronie jego publikacji muzycznych pojawił się napis: „Dostawca Warszawskiego Instytutu Muzycznego”.

Leon Idzikowski zmarł w Kijowie w maju 1865 r., miał dopiero 38 lat. Zdążył opublikować ok. 100 utworów ukraińskich i polskich kompozytorów, a także znaczną liczbę dzieł literackich, naukowych (w tym profesorów Uniwersytetu Kijowskiego), podręczników itp. 

W ciągu sześciu i pół roku stworzył markę, która stała się znana daleko poza Kijowem.

Okładka muzycznego albumu "Liście spadają" wydanego przez Leona Idzikowskiego.

Za pięć kopiejek dziennie

Działalność jednak nie ustała – kontynuowała ją wdowa, 33-letnia Hersylia Idzikowska. 

Hersylia postanowiła nie zmieniać znanej już nazwy „Leon Idzikowski”. Do działalności wydawniczej dodała nowy obszar – bibliotekę. Każdy, kto nie może kupić książki, może ją przeczytać za symboliczną opłatą. Mała czytelnia w księgarni szybko przekształciła się w niezależną jednostkę, a firma wynajęła dla niej osobne pomieszczenie, również na Chreszczatyku. Teraz 500 osób mogło czytać książki jednocześnie.

W ciągu dwóch dekad zbiory biblioteczne osiągnęły stan 40 tys. egzemplarzy, a w ciągu następnych 20 lat zwiększyły się czterokrotnie. Była to największa prywatna wypożyczalnia na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej pod władzą Rosji, zwanych wtedy „ziemiami zabranymi” (z pierwszego i drugiego rozbioru). Czytelnikom oferowano literaturę w języku polskim, ukraińskim, rosyjskim, francuskim, angielskim i niemieckim.

Biblioteka prenumerowała również ponad 100 czasopism z terenu imperium Romanowów i ok. 200 zagranicznych czasopism, w językach niemieckim, angielskim, włoskim, hiszpańskim, jidysz i francuskim.

Odwiedzający płacił 5 kopiejek dziennie (filiżanka kawy w kawiarni obok wypożyczalni kosztowała 20 kopiejek). Stałym czytelnikom bardziej opłacało się wykupić jeden z pięciu rodzajów miesięcznych abonamentów. Najdroższy kosztował rubla i 85 kopiejek, i pozwalał na wypożyczenie pięciu książek dziennie oraz świeżych czasopism. Najtańszy kosztował 50 kopiejek – za książkę lub jedno czasopismo dziennie, po 10 miesiącach od otrzymania ich przez bibliotekę. Czytelnicy z innych miast lub wsi, a także studenci, otrzymali zniżki.

Biblioteka wprowadziła nową usługę – książki wysyłane pocztą. Mieszkańcy ukraińskich miasteczek mogli prenumerować czasopisma lub zamówić literaturę za jej pośrednictwem (obecnie księgarnie internetowe korzystają z podobnego modelu, wysyłając zamówione książki do czytelników).

Intelektualny ośrodek Kijowa

Rok 1897 był przełomowy dla firmy. Ówczesny jej prezes Władysław Bonifacy Idzikowski, syn Leona i Hersylii, kupił największe wydawnictwo muzyczne na Ukrainie, należące do Bolesława Koreywy. Otrzymał również prawa wydawnicze do dzieł znanych ukraińskich kompozytorów, które wcześniej należały do Koreywy.

„W maju 1897 r. – wspominał Władysław Bonifacy (pisząc o sobie w trzeciej osobie) – wydawca Bolesław Koreywo wszystkie swoje ukraińskie wydawnictwa nutowe, wraz z dziełami M. Łysenki, sprzedał firmie Leona Idzikowskiego w Kijowie. Katalog wydawnictwa Bolesława Koreywy zawierał prawie całą spuściznę licznych kompozytorów ukraińskich”.

W ten sposób firma stała się wyłącznym wydawcą dzieł nie tylko Mykoły Łysenki, założyciela ukraińskiej muzyki narodowej, ale także Mykoły Leontowycza, Kyryła Stecenki i innych, którzy są obecnie klasykami ukraińskiej szkoły kompozytorskiej. Księgarz zaprzyjaźnił się z niektórymi z nich, często ich odwiedzał, razem wyjeżdżali na wakacje.

W tym samym roku Idzikowski stworzył dwa nowe działy. 

Pierwszy, biuro koncertowe, prowadziła jego starsza siostra Maria i jej mąż Czesław Jaszczewski. Dzięki nim w Kijowie występowali Karol Szymanowski, Ignacy Paderewski, Władysław Żeleński, Emil Młynarski, Janina Korolewicz-Wajdowa, Mattia Battistini, Fiodor Szaliapin i wielu innych. 

Drugi dział, salon artystyczny z galerią sztuki, stał się jednym z ośrodków życia kulturalnego miasta. Wystawy i wydarzenia artystyczne gromadziły malarzy, pisarzy, naukowców, intelektualistów. Odbywały się tu spotkania, odczyty, debaty literackie.

Dwa lata później niedaleko głównej księgarni, również na Chreszczatyku, otwarto kolejną, pod nazwą „Władysław Idzikowski”. W tym czasie firma zatrudniała ponad 150 osób.

Wśród największych w Europie

Wydawanie polskiej beletrystyki i książek historycznych było jednak nadal utrudnione, ponieważ wieloletni zakaz carski nie został zniesiony. Idzikowski częściowo go omijał, drukując polskie książki w rosyjskiej drukarni kijowskiego biznesmena Iwana Czokołowa. Jednak za publikację książki Mariana Dubieckiego „R. Traugutt” o przywódcy powstania styczniowego został surowo ukarany – skazano go na trzy lata więzienia.

Sytuacja zmieniła się po rewolucji 1905 r., która zapoczątkowała okres względnej liberalizacji w państwie carów. Zakazy zostały zniesione, a w kijowskiej księgarni można było wznowić dział literatury polskiej. Na półki trafiły dzieła Juliusza Słowackiego, Jana Gnatowskiego, Józefa Kraszewskiego i Kornela Makuszyńskiego, wydawane w dużym jak na tamte realia nakładzie 1500 egzemplarzy. Ukazywały się także opracowania czołowych polskich muzykologów na temat twórczości Fryderyka Chopina i Stanisława Moniuszki.

Zniesiono również zakaz publikowania ukraińskich książek. Zakaz ten istniał od 1876 r., kiedy to car Aleksander II podpisał ukaz nazwany emskim. Idzikowski oferował odtąd czytelnikom szeroki wybór także książek ukraińskich, częściowo drukowanych przez siebie: od dzieł zebranych Tarasa Szewczenki i wydań wielotomowych największych pisarzy tamtych czasów, Łesi Ukrainki, Wołodymyra Wynnyczenki, Mychajły Kociubyńskiego i wielu innych, aż po światową klasykę w tłumaczeniu na ukraiński. Jak również książki ukraińskich historyków Mychajły Hruszewskiego, Dmytra Jawornickiego, Mykoły Arkasa i innych.

W przededniu I wojny światowej firma „Leon Idzikowski” osiągnęła skalę największych wydawnictw w Europie. Współpracowała z wydawnictwami i księgarniami z Francji, Niemiec, Austrii, Włoch i Ameryki, otworzyła filie w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Wilnie, Odessie, Charkowie, Jekaterynosławiu (obecnie Dniepr), Petersburgu, Moskwie i innych miastach.

Ukryte rękopisy

Wraz z wybuchem wojny światowej Idzikowski przestał publikować poradniki kulinarne, przewodniki turystyczne i wydania krajoznawcze, które były popularne w czasach pokoju. Przerzucił się na antologie patriotyczne, zbiory pieśni oraz podręczniki. 

Książki te sprzedawały się w astronomicznych nakładach. Na przykład „Elementarz” – 250 tys. egzemplarzy, „Elementarz Jagielloński” – 500 tysięcy. Nic dziwnego, skoro przed wojną liczba Polaków w Kijowie sięgała 50 tys. osób, czyli 10 proc. ludności miasta, a w czasie wojny liczba społeczności polskiej wzrosła do 80-100 tys. z powodu napływu uchodźców z guberni zachodnich, zajętych przez wojska niemieckie i austriackie.

Wiosną 1917 r. imperium carskie przestało istnieć, a na jego terenie rozpoczął się czas wojen, przewrotów, rewolucji i tworzenia nowych państw. Kijów stał się stolicą jednego z nich – Ukraińskiej Republiki Ludowej, a jeden z autorów wydawnictwa, historyk Mychajło Hruszewski, stanął na jego czele. Jednak bolszewicy, którzy przejęli władzę w Rosji jesienią 1917 r., nie mogli zaakceptować istnienia niepodległej Ukrainy i rozpoczęli przeciw niej wojnę. 

Dwie bolszewickie okupacje Kijowa w 1918 i 1919 r. oznaczały koniec istnienia firmy. Zaczął się czerwony terror, krwawy „taśmociąg” politycznej policji Czeki pracował bez przerwy. Dwie księgarnie i biblioteka zostały obrabowane i częściowo spalone. To, co ocalało, bolszewicy znacjonalizowali. Idzikowskiemu udało się uratować życie, ale ukryć zdołał tylko najcenniejsze rzeczy: rękopisy ok. 660 dzieł znanych ukraińskich kompozytorów.

Większość ze znacjonalizowanych książek zaginęła. Resztki trafiły do Centralnej Biblioteki Polskiej w Kijowie, później do Instytutu Polskiej Kultury Proletariackiej. Dziś zaledwie ok. 600 tomów ze stemplem „Leon Idzikowski” znajduje się w Narodowej Bibliotece Ukrainy. Dla porównania: w ciągu sześciu dekad swojego istnienia w Kijowie firma wydała ok. 7 tys. tytułów, a zbiory biblioteczne przed wybuchem wojny światowej liczyły ponad 173 tys. woluminów.

Krzyż Odrodzenia

Władysław Idzikowski myślał o przeprowadzce do Polski, która odzyskała niepodległość. Wszyscy członkowie rodziny – żona Seweryna, synowie Mieczysław i Wacław oraz córka Anna Maria – popierali ten pomysł (matka Władysława, Hersylia, już nie żyła; zmarła w 1917 r.). Okazja do wyjazdu nadarzyła się w 1920 r., gdy wojska polsko-ukraińskie wyparły, choć na krótko, bolszewików z Kijowa.

W Warszawie, dokąd trafili, ich firma „Leon Idzikowski” mieściła się przy ul. Marszałkowskiej 119 (wcześniej jej filia działała tam od 1911 r.). W połowie lat 30. księgarnia, czytelnia i skład nut zmieniły adres na Aleje Jerozolimskie 18. W 1933 r. prezydent Ignacy Mościcki odznaczył Władysława Idzikowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi dla rozwoju i organizacji polskiego księgarstwa. 

Wypadałoby tu napisać, że dzieci kontynuowały szlachetne dzieło ojca i dziadka. Ale nie, takiej informacji nie ma. Wiadomo, że dwaj synowie księgarza do końca lat 30. mieszkali w Warszawie. Wacław został prawnikiem, przeżył wojnę, miał dwoje dzieci i zmarł w 1968 r. Nie wiadomo, jak potoczyły się losy Mieczysława, brak też informacji o losach Anny Marii.

Bieg dziejów

„W listopadzie 1914 r. spadkobiercy Mikołaja Łysenki – wspominał Władysław Idzikowski w 1936 r., niedługo przed 95. urodzinami kompozytora – sprzedali firmie »Leon Idzikowski« w Kijowie wszystkie jego dzieła i prawa do nich na zawsze i na wszystkie kraje. Chodziło tu, oczywiście, o dzieła, które nie były przedtem nabyte od nieodżałowanego wydawcy i propagatora muzyki ukraińskiej, Bolesława Koreywy”.

Idzikowski zaproponował greckokatolickiemu metropolicie Andrejowi Szeptyckiemu odkupienie rękopisów wybitnych ukraińskich kompozytorów zabranych z Kijowa, z których ponad połowa była autorstwa Łysenki. Szeptycki zgodził się i w 1937 r. bezcenne papiery przeniesiono do Lwowa, gdzie stały się własnością biblioteki Szeptyckiego. 

Jak się wkrótce miało okazać, to je uratowało. 

W momencie wybuchu II wojny światowej 75-letni Władysław Idzikowski pozostał w Warszawie i kontynuował dzieło życia. Zmarł w czerwcu 1944 r. Jego książki spłonęły wkrótce potem, podczas powstania warszawskiego. Żona, Seweryna, przeżyła męża o dwie dekady. 

Tak zamknęła się historia polskiej rodziny, która znacząco wpłynęła na bieg dziejów ukraińskiej kultury.

STANISŁAW CALIK

Autor (ur. 1962) jest ukraińskim pisarzem, historykiem i scenarzystą. Napisał kilkanaście książek non fiction i kilkadziesiąt scenariuszy filmów dokumentalnych. Obecnie mieszka w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Od Mickiewicza po Szewczenkę