Pojedziemy na łów

To jeden z tych filmów, które sprawiają, że człowiek wstydzi się za swój gatunek. Za cywilizację, która z myślistwa uczyniła biznes i łatwo dostępny sport. I za „rasę panów”, wyniszczającą zasoby uboższych kontynentów w imię ekscytującej rozrywki.

05.09.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Safari” / AGAINST GRAVITY
Kadr z filmu „Safari” / AGAINST GRAVITY

Austriacki reżyser od dawna lubuje się w diagnozowaniu rozmaitych konsumpcyjnych chorób, jak seksturystyka czy patologiczna otyłość, tudzież mniej lub bardziej groźnych dziwactw – skrywanych w piwnicach bądź eksponowanych na salonach. Do tych ostatnich należą myśliwskie trofea, coraz częściej przywożone z egzotycznych krajów. W dokumencie „Safari” Seidl towarzyszy z kamerą niemieckojęzycznym turystom buszującym po sawannach Namibii i RPA. Wyposażeni w technologię (prócz strzelb i psów mają wozy terenowe, lunety celownicze, statywy), prowadzeni przez lokalnych przewodników, nie dają zebrze czy antylopie szans. Każdą wyprawę zwieńcza pozowana fotka z martwym zwierzęciem. Najlepiej z finezyjną gałązką w pysku.

„Farba”, „zaznaczenie”, „położyć” – safari, jak każde myślistwo, posiada też specjalistyczny słownik eufemizmów, choć bohaterowie Seidla bynajmniej nie wstydzą się krwawego hobby i podkreślają jego całkowicie legalny charakter. Młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety (nawet matka i córka), z błyskiem w oku opowiadają o łowieckich triumfach. Pozując na tle wypchanych łbów czy centkowanych skór, snują marzenia o kolejnych zdobyczach.

Uczestnicy polowań tworzą też specyficzną wspólnotę. Widzimy, jak pozdrawiają się sympatycznym „Darz bór”, gratulują sobie celnych strzałów czy szlochają ze wzruszenia, kiedy uda im się „położyć” wyjątkowo dorodny okaz. Szczególnie perwersyjnie brzmi w ich ustach spontaniczny zachwyt nad martwym pięknem.

Filmując myśliwskie rytuały i towarzyszące im namiętności, Seidl zastanawia się nad samą istotą safari. Czy kryje się za tym odziedziczony po przodkach instynkt łowiecki? Pragnienie adrenaliny? Potrzeba dominacji? Zwykła chęć zarobku? Najwyraźniej nie zadowalają go filozofujący przed kamerą myśliwi i myśliwe. Rejestruje więc z detalami cały proces zabijania, dobijania i obróbki zwierząt, odbierając myślistwu jego rekreacyjno-romantyczną otoczkę.

Gawędziarstwo białych łowców zostaje zderzone z milczeniem rdzennych mieszkańców afrykańskiego kontynentu, którzy pracują dla tych pierwszych, a właściwie wykonują dla nich najgorszą robotę. To do nich należy załadunek upolowanych zwierząt, skórowanie, patroszenie, odcinanie głów i kończyn. W duchu postkolonialnej krytyki Seidl wyostrza spojrzeniem kamery ten podział ról, a nawet pozwala białym na mniej lub bardziej zawoalowane rasistowskie komentarze.

Twórca fabularnej trylogii „Raj” z tendencyjności i przerysowania uczynił swój znak rozpoznawczy. Dotyczy to również jego dokumentów, jak „W piwnicy” czy „Jezu, Ty wiesz”, skrupulatnie „ustawianych” dla wzmocnienia efektu i często stawiających znak równości między dokumentowaniem a kreowaniem. Tak jest i tym razem. Autoprezentacje przed nieruchomą kamerą sugerują laboratoryjny obiektywizm, potrafią jednak wydobyć z bohaterów całą ich karykaturalność. Biali emeryci pochrapujący w myśliwskiej budce czy mlaskający nad polędwicą z antylopy, upstrzone trofeami kiczowate wnętrza, czarnoskórzy pomocnicy obgryzający kości z pańskiego stołu – takie obrazy, wręcz celebrujące ludzką brzydotę, mogą zirytować nie tylko purystów dokumentalnej formy. Seidl hołduje estetyce szoku, by wspomnieć tylko niemiłosiernie długi fragment z umierającą żyrafą obserwowaną z oddali przez innych członków stada. Czy jednak ten oskarżycielski ton jest w stanie przebić się gdzieś dalej, poza artystyczno-ekologiczną bańkę? Zwłaszcza u nas, gdzie lobby myśliwskie rośnie w siłę?

„Gdybyśmy całkiem zniknęli, świat prawdopodobnie dobrze by na tym wyszedł” – mówi właściciel myśliwskiego rancza, choć nie bardzo wiadomo, czy jest to przypływ głębszej refleksji, czy jedynie arogancki dowcip. To z pewnością najsmutniejsze zdanie wypowiedziane w filmie, bo sugeruje, że dopóki istniejemy jako gatunek, będziemy niszczyć inne gatunki i żadna pozytywna zmiana mentalności nie jest możliwa. ©

SAFARI – reż. Ulrich Seidl. Prod. Austria 2016. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 8 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017