Poeta wygrał teleturniej i został milionerem. A my? Czy czytając wiersze, też stajemy się bogatsi?

Nie znam się na poezji i niekoniecznie wiem, kiedy bywa ona dobra lub niedobra. Ale czytania po swojemu nikt mi nie zabroni.

19.03.2024

Czyta się kilka minut

Olga Drenda / fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
Olga Drenda / Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Poeta został najprawdziwszym milionerem! Gratulacje! Nie dzięki wierszom, co prawda, a dzięki trafnej odpowiedzi na pytanie dotyczące tetrapodów, ale nic nie szkodzi. Zapewne to i tak wystarczająco dobra okazja, żeby porozmawiać o niemodnym i kłopotliwym temacie poezji.

„Niektórzy lubią poezję, niektórzy – czyli nie wszyscy”, żartowała sobie z własnego położenia wielka poetka polska, do tego akurat raczej powszechnie lubiana. Gdyby ktoś pobieżnie spojrzał na świat polskiej reklamy i muzyki pop, mógłby odnieść wrażenie, że jesteśmy narodem rozpoetyzowanym. Wiersze promowały ostatnio popularną markę biżuterii, a Sanah śpiewająca Asnyka i Słowackiego sprzedała 150 tysięcy płyt. Mimo takiego ewidentnego zapotrzebowania na lirykę, zawód poety nie należy jednak do dochodowych, a nawet często bywa wykonywany nieodpłatnie. Trzeba się naczekać na Nobla lub status wieszcza, w międzyczasie poświęcając się innej działalności. Dlatego koledzy i koleżanki ze świata literatury gratulują wygranej szczerze, jednocześnie nie mogąc się nadziwić niespodzianemu sąsiedztwu kategorii „poezja” i „pieniądze”.

Poezja uchodzi za trudną materię w powszechnym mniemaniu, a może wręcz zbędną – co jest ciekawe, zważywszy na to, że poeci bywają często hołubieni jako najwybitniejsi przedstawiciele swoich krajów, ale przecież świat zasadniczo nie jest logiczny. Może trochę nawet wypada jej nie rozumieć, tak jak współczesnej muzyki poważnej – zwłaszcza wtedy, gdy się nie rymuje lub gdy wersy wyglądają dziwnie asymetrycznie, ze zwisającym pojedynczym słowem albo nawiasem. Wtedy to przecież jakaś bezsensowna zabawa (i pyszna okazja, żeby się popisać oburzeniem w stylu „i to ma być poezja?” albo „i to na to idą moje podatki?”; niektórzy z takiego nastroszenia czerpią wiele satysfakcji).

Olga Drenda – Felieton w „Tygodniku Powszechnym”

Sama muszę przyznać szczerze i bez żadnego wstydu, że zupełnie nie znam się na poezji i niekoniecznie wiem, kiedy bywa ona dobra lub niedobra. Lubiłam czasami czytać rubryki, w których krytycy rozwalcowywali jakiś nieszczęsny tomik z przyczyn dla mnie niepojętych, ale podchodziłam do tego jak do ostrożnego obcowania z wiedzą tajemną, która rządzi się tyle hermetycznymi, co bezlitosnymi prawidłami. Nie było mi dane się ich nauczyć, jednak pewnego razu odkryłam, że nie są one konieczne i można cieszyć się lekturą wiersza jako zupełnie radosny amator (podobne zdanie mam o muzyce współczesnej i zachęcam, by nie przejmować się bujdami, jakoby trzeba było gramolić się przez bardzo wysokie progi, żeby się cieszyć czytaniem i słuchaniem). Czytania po swojemu nikt nikomu zabronić nie może.

Polonistą być nie trzeba ani zaawansowanym koneserem; słowami posługujemy się wszakże wszyscy. Tym, czym wiersz potrafi zwyciężyć, znienacka przyszpilić, jest nastrój, który bierze się z sumy różnych jakości – rytmu, skojarzeń, brzmienia słów. Nie musimy znać się na teorii kina, by dać się ponieść kombinacji światła, scenografii, muzyki i zdjęć. Tak samo potrafimy wczuć się w nastrój w muzyce, nie wiedząc nawet, jaki słyszymy właśnie instrument. Bywa, że wiersz, napotkany w dobrą godzinę, trafia do nas jak mocna fotografia. Zdarzyło się to i mnie, zrządzeniem losu. Nie kierowała mną ambicja, chęć dokształcenia, zaimponowania znajomym ani nawet wspomnienia dekady mieszkania w Krakowie. Wystarczyło, że po dotkliwym połamaniu się i operacji łokcia nie mogłam spać i sięgałam w chwili zdesperowanej ciekawości po przypadkowe tytuły z pożyczonej biblioteczki. Ale gdyby nie magnetyzm chwili (czytać wiersze nocą bezsenną: kicz, ale jaki pociągający), to nie poznałabym Mariana Ośnialowskiego, tego przygaszonego miejskiego jazzmana, który pisał o postaciach jak z obrazów Hoppera, ze świata jesionek, filcowych kapeluszy. Albo Swena Czachorowskiego z jego małomiejskim, mazowieckim gabinetem połatanych osobliwości. Nadal nie znam się ani trochę na poezji, ale przeczytałam i polubiłam.

Czytania po swojemu nikt nie zabroni ani nie odbierze. Dlatego podoba mi się, że Marcin Wawrzyńczak, znawca i mieszkaniec Gór Izerskich, uruchomił Poezjomat, który wyświetla wiersze na ekranie LED przy automacie z kawą. To dobrze, gdy można zamówić sobie parę słów do kawy, i przeczytać między śledzeniem ogłoszeń lokalnych. Nastrój może się wtedy nawinąć sam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Bądź mądry i pisz wiersze