„Pianoforte”: za kulisami Konkursu Chopinowskiego

Czy fizyczne podobieństwo do Fryderyka Chopina pomaga wygrać najbardziej prestiżowy konkurs pianistyczny? To oczywiście środowiskowy żart, ale podobnego humoru znajdziemy w „Pianoforte” całkiem sporo.

13.02.2024

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Pionoforte", reż. Jakub Piątek / materiały prasowe HBO
Kadr z filmu "Pionoforte", reż. Jakub Piątek / materiały prasowe HBO

Świetny dokument Jakuba Piątka daje unikalny wgląd pod podszewkę Konkursu Chopinowskiego. Jest okazją do współuczestnictwa i współprzeżywania go nie tylko z perspektywy widowni, i to na najwyższym możliwym diapazonie estetycznym i emocjonalnym. Od zwycięstwa bardziej interesujący wydaje się tu bowiem smak przegranej.

Zaczyna się energetycznym kawałkiem grupy Tame Impala i nic dziwnego – bohaterowie tego filmu za chwilę będą mieć status międzynarodowych gwiazd rocka. A niektórzy, jak Jewa Gieworgian czy Hao Rao, mają w momencie kręcenia tego dokumentu zaledwie siedemnaście lat.

Przed nami osiemnasta edycja konkursu, ta z 2021 r., a więc szczególna, bo maseczkowa i o rok spóźniona. Lecz na zapleczu Filharmonii Narodowej tradycyjnie mieszają się języki i emocje, pozwalając zapomnieć o prozaicznej rzeczywistości, zacierając przy okazji etniczne i kulturowe różnice. Wszyscy mają przed sobą jeden cel – znaleźć się na podium. 

Filmy i seriale, kino polskie i zagraniczne. Nowości na VOD poleca co tydzień Anita Piotrowska, krytyczka filmowa „Tygodnika”.

Jednakże twórcy „Pianoforte” chcieliby lepiej poznać wybranych spośród stu sześćdziesięciu uczestników. Kamera na różnych etapach eliminacji udaje się w podróż gdzieś dalej: do Radomia, na włoskie wybrzeże i do mrówkowca w Kantonie.  Widzimy, jak młodzi wirtuozi ćwiczą w domowym zaciszu, czasem w mało komfortowych warunkach, w otoczeniu rodziców i ukochanych zwierzaków, co pozwala jeszcze mocniej zacieśnić więzi z bohaterami. Na koniec, niezależnie od werdyktu jury i naszych osobistych faworytów, są już niczym bliscy znajomi.   

Na tym właśnie polega wyjątkowość filmu Piątka. Nie idzie tropem najbardziej oczywistym, jakim byłoby śledzenie perypetii przyszłego zwycięzcy (aczkolwiek Bruce Liu kilkakrotnie przewija się w kadrze) czy zaciekła konkurencja pomiędzy dwójką czarnych koni. Przez trzy tygodnie, zwieńczone finałem i ogłoszeniem nowego triumfatora, reżyser przygląda się sześciorgu własnych wybrańców. Bo choć jego film bywa chętnie porównywany do dokumentu sportowego i głównie o współzawodnictwo zdaje się w nim chodzić, „Pianoforte” nie ogranicza się do rejestrowania „pianistycznej olimpiady”. W tym starciu młodocianych tytanów, które ma być przepustką do światowej kariery, najważniejszy okazuje się czynnik ludzki. Dlatego bardziej zapada w pamięć czyjś trzęsący się podbródek aniżeli wirtuozerskie popisy.

Podpatrujemy też indywidualne przygotowania do jedynego w swoim rodzaju muzycznego performansu. Chodzi w nim bowiem nie tylko o najwyższy poziom wykonawstwa, ale i o charyzmę, tę naturalną lub przynajmniej dobrze wyuczoną. Trudno jednak być kontrolującym wszystko robotem w warunkach skrajnie wyśrubowanego wysiłku i napięcia. Pomóc ma w tym regularny trening, zarówno fizyczny, jak i psychologiczny, stąd również w obiektywie filmowców tak ważną rolę odgrywają gimnastyka, masaż, relaksacja, motywacja – i oczywiście lakier do włosów.

Na gruncie kina te pozamuzyczne drobiazgi mają rozbrajać potężny ładunek doznań, od zmęczenia i strachu poprzez ciągłą niepewność aż po radość towarzyszącą przejściu do następnego etapu. Skalę tego napięcia najsilniej uświadamiamy sobie w chwili, gdy jeden z pianistów tuż przed swoim wystąpieniem niespodziewanie rezygnuje z dalszego uczestnictwa w konkursie. Wówczas, dzięki bliskiej obecności kamery, stajemy się naocznymi świadkami tego, jak utalentowany artysta nie wytrzymuje psychicznej presji. O takiej temperaturze emocjonalnej mogliby jedynie pomarzyć realizatorzy telewizyjnych talent shows.

W „Pianoforte” oglądamy prawdziwe łzy. Na przykład te w oczach widzów i słuchaczy, wyciskane przez mistrzowskie, czasem nad wiek dojrzałe interpretacje Chopinowskich etiud, sonat i nokturnów. Prócz wielkiego piękna są w tym filmie gorzkie i często skrywane łzy porażki, zawiedzionych nadziei, ogromnych ambicji. Kiedy na koniec pojawiają się archiwalne materiały z dzieciństwa naszych bohaterów, spędzonego rzecz jasna przy czarno-białych klawiaturach, widzimy małych geniuszy, ale też (być może) wielkie dramaty. Wszak słyszeliśmy wcześniej, że ktoś kiedyś chciał zostać piłkarzem, komuś innemu brakuje życia prywatnego albo ironizuje, że nagroda pieniężna przydałaby się na opłacenie psychoterapii.

Mimo tego obciążenia „Pianoforte” ma w sobie lekkość wirtuozersko wykonanego utworu, w czym niewątpliwa też zasługa montażystki, Urszuli Klimek-Piątek. Jakkolwiek dokument, punktując konkursowe kalendarium, potrafi z oczekiwania na werdykt wyzyskać cały suspens, powstał jakby na przekór duchowi rywalizacji rządzącemu warszawskim konkursem.

W tych filmowych zawodach nie chodzi o adrenalinę, fanfary, profesjonalizm w zarządzaniu stresem. Dygresyjna narracja pozwala zobaczyć bohaterów w ich zwyczajności, bez strojów wieczorowych, z dala od reflektorów i również w szerszym kontekście. Odwiedzając ich prywatnie w domach, za kulisami bądź poznając z epilogu ich dalsze losy, możemy wyczytać trochę więcej na temat dzisiejszych aspiracji, snobizmów i kosztów przyspieszonego dorastania. Albo coś o byciu topowym artystą w dzisiejszej Rosji czy Chinach.

Chociaż nie ma tutaj miejsca na systemowe oskarżenia, a gigantyczne uczuciowe eksplozje odbywają się na ogół podskórnie, pewna doza samookrucieństwa w dążeniu do perfekcji objawia się czasami mimowolnie czy przez zaprzeczenie. Weźmy pozornie nieznaczącą scenę, kiedy siódmego dnia eliminacji jeden z tych, którzy właśnie odpadli, Yangyang Ruan z Chin, ze smutkiem pakuje walizki i udaje się na Okęcie. Musi to być wczesne rano, bo w hali odlotów nie ma tłumów. A może z powodu pandemii? Tymczasem pianista w maseczce zasiada przy białym fortepianie i na lotnisku Chopina po prostu zaczyna grać Chopina. Właśnie dla tej garstki pasażerów lub tylko dla siebie. I chyba wreszcie w pełni od siebie, prosto z własnych trzewi.

PIANOFORTE – reż. Jakub Piątek. Prod. Polska 2023. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 16 lutego. 

Pokolenie Nintendo. Dlaczego Japończycy tak kochają Chopina?

Konsola gier wideo Nintendo pojawiła się w 1983 r. i została sprzedana w liczbie 63 milionów egzemplarzy. Gdy któryś z bohaterów umierał, gracz słyszał Chopina. Pokolenie ówczesnych graczy to dzisiejsi 30- albo 50-latkowie, którzy w społeczeństwie odgrywają kluczową rolę. Nie dziwi więc, że utwory Chopina raz po raz pojawiają się w programach telewizyjnych i reklamach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Olimpiada z fortepianem