Partia władzy zniszczyła wizerunek leśnika. Odbudowa potrwa lata

Prof. Jerzy Szwagrzyk: W ostatnich pięciu latach w polskich lasach ubyło drewna. Po raz pierwszy od II Wojny Światowej tniemy drzewa szybciej niż rosną.

17.09.2023

Czyta się kilka minut

Ugotowani jak żaby
Wycinka drzew w Puszczy Bukowej. Szczeciński Park Krajobrazowy, 20 maja 2023 r. / CEZARY ASZKIEŁOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL

KRZYSZTOF STORY: Nigdy widok wycinek nie budził takich emocji i takiego konfliktu obywateli z leśnikami. Czy rządy PiS zdemolowały nasze lasy?

PROF. JERZY SZWAGRZYK: Nie zdemolowały lasów, ale Lasy już tak. Firma zarządzająca jedną czwartą powierzchni Polski nigdy nie była w takim kryzysie. I na to Lasy Państwowe solidnie zapracowały. Od kilku lat są całkowicie zawłaszczane przez Suwerenną Polskę i nawet ludzie z PiS nie mają tam wstępu. Miliardowy Fundusz Leśny, czyli prywatny skarbiec LP, na różne sposoby obsługuje jedną partię zamiast trafiać do budżetu. Dotacje dla kół gospodyń wiejskich, parafii, samorządów, billboardy przy drogach leśnych. Pieniądze z LP są wszędzie tam, gdzie ziobryści mogą zdobyć głosy.

Mówimy o p.o. dyrektora Józefie Kubicy, o zarządzie, o rzeczniku Michale Gzowskim, aktywnym polityku SP. Pod nimi pracuje kilka tysięcy leśników. Nie widać wielu ludzi, którzy by uderzyli pięścią w stół i powiedzieli, że nie pasuje im romans z władzą.

To dramat tego środowiska. Leśnicy zostali ugotowani jak żaby. Część odeszła i dopiero wtedy zaczęła otwarcie mówić. Większość milczy, bo boi się stracić dobrze płatną pracę albo popiera nowe porządki. Ale leśnictwo nie jest monolitem. Znam wielu, którzy w lasach robią naprawdę dobre rzeczy.

I godzą się na to wszystko?

Stają przed wyborem: po cichu robić swoje albo głośno zaprotestować i prawdopodobnie nic nie osiągnąć poza zwolnieniem i świadomością, że na ich miejsce może przyjść jakiś niekompetentny głąb z partyjną nominacją. Niestety, to oni zapłacą największą cenę za ostatnie lata. Polityczne kierownictwo odleci na złotych spadochronach, a oni zostaną w skompromitowanej organizacji. Odbudowanie zaufania do Lasów zajmie lata.

Da się w lasach „po cichu” robić swoje?

Leśnik funkcjonuje trochę jak partyzant. Oczywiście pisze stosy raportów i wypełnia tabelki z wykonaniem planu, ale kierownictwo nie wie, co tak naprawdę robi w terenie.

Zajrzyjmy do tabelek. Tniemy więcej – jeszcze 10 lat temu LP wywoziły z lasów około 35 mln m sześc. drewna rocznie, w zeszłym roku przekroczyliśmy 42 mln.

Z jednej strony można powiedzieć: nie ma zmartwienia, tak miało być. Polskie drzewostany mają specyficzną strukturę wiekową i dzisiaj do eksploatacji wchodzi wiele z tych posadzonych tuż po wojnie. Ta eksploatacja to niekoniecznie wycinki, ale i trzebieże, czyli przerzedzanie. Jeśli wytnie się w lesie co trzecie drzewo, nie widać tego z satelity, ale to właśnie takie zabiegi są największym źródłem drewna w Polsce. Na to nakładają się huragany, gradacje kornika, susze. Tempo cięcia rośnie dużo szybciej, niż się spodziewaliśmy.

Dlaczego?

Wspominałem o huraganach i innych klęskach. Dawniej powalone w nich drzewa były wliczane do wykonania planu. Po wichurze z 2017 r. w Borach Tucholskich zmieniono tę regułę – teraz tniemy według rozkładu, a oprócz tego wywozimy to, co powalił wiatr czy zabił kornik. Sam system planowania też daje miejsce do nadużyć – dla każdego nadleśnictwa ustala się go raz na 10 lat. Nic nie stoi na przeszkodzie, by większość planu wyciąć w pierwszych dwóch, trzech latach.

Efekt jest taki, że po raz pierwszy od wojny w polskich lasach zaczęło ubywać drewna. W ciągu ostatnich 5 lat wycięliśmy więcej, niż urosło. Ubytek jest niewielki, ale widać odwrócenie trendu.

Jest się czym martwić?

Na pewno jest to problem dla Lasów Państwowych, które od lat w każdym sporze używają argumentu o rosnącej zasobności polskich lasów. On się właśnie zdezaktualizował. LP jeszcze się do tego nie odniosły, nie słyszałem żadnej nowej narracji. Dodatkowo w publikowanych raportach pojawił się nowy podstęp, który umknął nawet uwadze ekspertów. Przyrost drewna w lasach podaje się wraz z korą, a ilość wyciętego – już bez kory. Ciężko nie podejrzewać o celowe zaciemnianie obrazu. Różnica jest niebagatelna: jeśli bez kory pozyskaliśmy 42,2 mln m sześc., to z korą będzie ponad 50 mln.

Mimo to dla mnie same dane nie są powodem do paniki. Nikt nie powiedział, że zasobność ma rosnąć bez końca. Nie sam wynik jest powodem do niepokoju, tylko jak on jest osiągany.

Zatem nie chodzi o to, żeby ciąć mniej, tylko mądrzej?

Tak. I to niestety jest dużo trudniejsze, bo wymaga gruntownej reformy LP. Rządy Zjednoczonej Prawicy nie zdewastowały lasów w Polsce, ale pozostawią po sobie punktowe i bolesne straty w najcenniejszych miejscach. Mamy i sosnowe, sztucznie nasadzone plantacje o niskiej wartości przyrodniczej, i tereny, które mogłyby i powinny być parkami narodowymi czy rezerwatami. A Lasy próbują zarządzać nimi dokładnie tak samo.

Ostatnio naczelnym wrogiem LP stał się certyfikat FSC. Od lat nie ma go regionalna dyrekcja w Krośnie, teraz dołączają do niej kolejne: Gdańsk, Toruń, Poznań, Warszawa, Białystok, Radom, Piła. Jaki jest problem z FSC?

To najważniejszy certyfikat dla drewna i gospodarki leśnej. Bez niego zamyka się droga do większości europejskich firm. Polski tartak kupując drewno bez FSC nie ma szans sprzedać go np. do Ikei, jednego z największych graczy na rynku.

Dlaczego Lasy z niego rezygnują?

Bo musiałyby iść na ustępstwa, wpuszczać niezależne kontrole i zapewne w konsekwencji – trochę mniej zarobić. Ale chyba nie o pieniądze tu idzie ani nawet o próbę wprowadzenia jakiejś rabunkowej gospodarki leśnej, bo przecież FSC przez lata w prawie całej Polsce funkcjonował i drewna nie brakowało. Rezygnacja z niego też nie spowoduje od razu przyrodniczej katastrofy. Myślę, że stawką jest opacznie rozumiana suwerenność: żeby żaden zagraniczny certyfikat nie ustalał, jak mamy ciąć nasze świerki i sosny. Dzisiaj LP same robią plany, same je realizują, same siebie kontrolują – i tak ma pozostać.

Motywacje mogą nie być finansowe, ale konsekwencje będą.

I to duże, bo LP sabotują spory sektor polskiej gospodarki. Nasza branża drzewna wielokrotnie swoją wartością przewyższa samo leśnictwo. Teraz okazuje się, że drewno z Polski coraz częściej ląduje np. w Chinach, gdzie nikt o certyfikaty nie pyta. Oczywiście nie eksportują go same Lasy, tylko pośrednicy, ale fakty są takie, że wypuszczamy z kraju nieprzetworzony surowiec, zamiast na nim naprawdę zarobić.

Trwa kampania. Po stronie opozycji pojawia się dużo leśnych postulatów: np. więcej parków narodowych, zwiększenie społecznej kontroli nad LP.

Cieszę się, że takie pomysły się pojawiają. Mamy gotowe naukowe opracowania, które pokazują, gdzie powiększać i tworzyć nowe parki narodowe, które dzisiaj zajmują mniej niż 1 procent kraju. Jesteśmy przygotowani, żeby potroić ich powierzchnię. Kolejny postulat to wyłączenie części lasów z produkcji drewna.

To wszystko przecież i tak się wydarzy. W lipcu Parlament Europejski przegłosował Nature Restoration Law – prawo, na mocy którego do 2030 r. 20 proc. kontynentu ma zostać objęte ochroną.

Na razie to uchwała, do której brakuje przepisów wykonawczych. Nie wierzę w 20 ani nawet w 10 procent. Patrząc na opór przeciwko NRL w całej Europie, czeka nas jeszcze wiele kompromisów. Finalny efekt będzie mniej radykalny, ale będzie. Szkoda, że Lasy Państwowe i politycy nie przyjmują tego do wiadomości. Dla nich to jest zerojedynkowy spór: albo odrzucimy NRL w całości, albo czeka nas katastrofa gospodarki leśnej. Jedyną widoczną reakcją jest: ciąć, zanim zabronią.

Obudzimy się, gdy będzie już za późno?

Może być tak jak z obszarami Natura 2000. Najpierw przez lata ignorowaliśmy ten program, a gdy goniły nas terminy, w ciągu pół roku wrzuciliśmy do tego worka na chybił-trafił nawet parki krajobrazowe, bo akurat były pod ręką. Boję się, że teraz będzie tak samo, a z drugiej strony – paradoksalnie może to polskim lasom pomóc. Powszechne zainteresowanie tym tematem spowodowało, że ogromną pracę wykonują dzisiaj organizacje pozarządowe, dokumentując obszary warte ochrony. I gdy okaże się, że pusty worek trzeba nagle zapełnić – ich pomysły mogą być jedynymi na stole. ©℗

Ugotowani jak żaby

Prof. JERZY SZWAGRZYK – biolog, kierownik Katedry Bioróżnorodności Leśnej Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ugotowani jak żaby