2 września, podczas przemówienia do władz Mongolii, Franciszek nawiązał do obchodzonego tam 860-lecia urodzin Czyngis-Chana. „Ogarnianie przez wieki ziem tak odległych i zróżnicowanych uwypukliło niezwykłą zdolność waszych przodków do uznania doskonałości ludów, które tworzyły ogromne terytorium imperium i do oddania ich na służbę wspólnego rozwoju – mówił papież. – Jest to przykład, który należy docenić i ponownie zaproponować w naszych czasach. Dałby Bóg, żeby na ziemi spustoszonej przez nazbyt wiele konfliktów odtworzyły się, z poszanowaniem ustawodawstwa międzynarodowego, warunki tego, co kiedyś było pax mongolica, czyli braku konfliktów. (...) Niech przeminą mroczne chmury wojny, niech zostaną zmiecione przez zdecydowaną wolę powszechnego braterstwa, w którym napięcia są rozwiązywane na podstawie spotkania i dialogu, a wszystkim są gwarantowane prawa podstawowe” – wezwał.
To drugie w ostatnim czasie nawiązanie Franciszka do historii: pod koniec sierpnia apelował do młodych Rosjan, by nie zapominali o dziedzictwie swojego kraju: „Jesteście dziećmi wielkiej Rosji. Wielkiej Rosji świętych, władców, wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tego wielkiego imperium o tak wielkiej kulturze i wielkim człowieczeństwie”.
W czasach, kiedy jeszcze matura z polskiego polegała na pisaniu wielostronicowego przekrojowego eseju, nauczyciele niekiedy radzili: jeśli skończą wam się przykłady z literatury, weźcie coś z historii. Ociosywanie historycznych faktów, procesów czy biografii do potrzeb tezy widniejącej w wybranym temacie przynosiło owoce intelektualne zbliżone właśnie do ostatnich spostrzeżeń papieża. Po przemówieniu w Ułan Bator biuro prasowe Watykanu nie próbowało już ratować autorytetu Franciszka, tak jak usiłowało po wypowiedzi o Wielkiej Rosji. Papież, wbrew twierdzeniom własnych piarowców, potwierdził swoje zafascynowanie wielkimi imperiami i ich podbojami.
Dlaczego papież jest rusofilem?
Imperium mongolskie (tak jak później rosyjskie) było budowane siłą i na ogół wbrew woli mieszkańców wcielanych ziem. Czyngis-chan, jego wodzowie i następcy prowadzili podboje z niewiarygodną brutalnością. Ostatnią wolą Czyngis-chana było wymordowanie co do nogi zbuntowanego ludu Tangutów. Wojenne szlaki Mongołów znaczyły zgliszcza palonych miast i piramidy obciętych głów. W Europie zwano ich wysłannikami piekieł i bano się bardziej niż demonów.
Matka Boża pod Cedynią, czyli jak nie czytać dziejów
To prawda, że Mongołowie ogarnęli panowaniem większy kawał ziemi, niż udało się to komukolwiek, i że ich wpływ na rozwój cywilizacji czy handlu jest bezcenny, że zbudowali sprawną strukturę administracyjną i niebywale sprawny system pocztowy – ale opowiadanie o pax mongolica jest typowym przykładem poszukiwania w historii „złotych wieków”. Śmierć wielkiego chana każdorazowo oznaczała wojnę domową, ludność była duszona podatkami i zastraszana obecnością garnizonu; słowem, raczej nie było to imperium, w którym chciałoby się zamieszkać. Nota bene, poprzednik Franciszka, Innocenty IV, wymarzył sobie w połowie XIII wieku sojusz z Mongołami w celu wyzwolenia Jerozolimy. Wielki chan oznajmił jego posłom, by papież, skoro ma jakąś prośbę, sam do niego przyszedł. Franciszek prawie osiem wieków później zdaje się składać wielkim chanom zupełnie już do niczego niepotrzebny hołd.
Nie chodzi tu o budowanie czarnej legendy imperium mongolskiego. Tak jak większość zjawisk historycznych, nie było ono ani „złe”, ani „dobre” – bo takie kategorie tyczą się bajek, a nie dziejów – tylko skomplikowane. Dlatego lepiej, żeby ani maturzyści, ani przywódcy kościelni nie sięgali do przykładów z historii. Rzadko kiedy nadają się one do ilustrowania jakiejś tezy.