Odwracają się sojusze na Kaukazie Południowym. Ofiarą może paść Armenia

Przegrana wojna, trwający konflikt z Azerbejdżanem i zdrada ze strony Rosji: Ormianie stanęli przed największym wyzwaniem i zagrożeniem od momentu odzyskania niepodległości.

22.11.2023

Czyta się kilka minut

Symbol ormiańskiej klęski: prezydent Ilham Alijew wciąga na maszt flagę Azerbejdżanu w centrum Stepanakertu/Chankendi, stolicy Karabachu. 15 października 2023 r. / Abaca Press / Forum
Symbol ormiańskiej klęski: prezydent Ilham Alijew wciąga na maszt flagę Azerbejdżanu w centrum Stepanakertu/Chankendi, stolicy Karabachu. 15 października 2023 r. / Abaca Press / Forum

Erywań może zaskoczyć. Różnobarwne miasto, wzniesione z tufu, kamienia wulkanicznego, tętni życiem i tryska światłami. Na każdym kroku restauracje i kawiarnie o wysmakowanym wystroju, których nagromadzenie sprawia, iż miasto miałoby spore szanse w rywalizacji o miano najbardziej rozrywkowej stolicy Kaukazu Południowego.

Na ulicach uwagę zwracają też wielkie reklamy znakomitych ormiańskich koniaków, które zazdrośni Francuzi kazali nazywać brandy. A także szybko rozwijającego się, ciekawego winiarstwa, w którym Europa może się niebawem rozsmakować. Niemiłym zdziwieniem są za to ceny, które nie odbiegają od tych zachodnioeuropejskich. Choć przecież armeński produkt krajowy brutto na głowę mieszkańca jest niemal czterokrotnie niższy od polskiego.

ZEMSTA WCIĄŻ ŻYWA | Zanurzając się w milionowym Erywaniu, nie sposób natomiast zauważyć – w każdym razie nie od razu – że dwa miesiące temu Ormianie ponieśli jedną z najbardziej bolesnych porażek w swej długiej historii. 19 września armia azerbejdżańska przeprowadziła niespodziewany atak na Górski Karabach, istniejące od ponad trzech dekad ormiańskie parapaństwo. Świat uznawał je de iure za część Azerbejdżanu, ale znajdowało się pod kontrolą miejscowych Ormian. Już po jednym dniu walk stało się jasne, że zwycięstwo Azerów będzie błyskawiczne, a klęska Ormian spektakularna.

W ciągu kolejnych kilkunastu dni niemal cała ponad stutysięczna populacja karabaskich Ormian uciekła do Armenii z obawy przed wrogimi wojskami. Rządzący w Baku mogli rozłożyć ręce i zapewniać, że przecież nikt ich nie wyganiał, i że wszyscy, którzy nie mają na sumieniu zbrodni wojennych, mogą zostać przykładnymi obywatelami Azerbejdżanu. Jednak Ormianie nie mają odrobiny zaufania do swoich sąsiadów. Pamięć o antyormiańskich pogromach sprzed trzech dekad pozostaje silna, a propaganda azerbejdżańska od lat kształtuje wyjątkowo negatywny, wręcz nienawistny wizerunek Ormian.

Nie pomagają też doniesienia, że azerbejdżańscy żołnierze noszą naszywki z wizerunkiem Envera Paszy – jednego z organizatorów ludobójstwa Ormian w Turcji w 1915 r. – oraz z napisem „Nie uciekaj, Ormianinie, i tak umrzesz z wyczerpania” (to nawiązanie do ich ówczesnego losu). Zarazem Ormianie są świadomi, że podczas zwycięskiej dla nich wojny z przełomu lat 80. i 90. XX wieku sami wygnali 750 tys. Azerów z ich domów. W tych stronach zemsta jest pojęciem niezwykle żywotnym.

AZEROWIE TRIUMFUJĄ | W połowie października prezydent Ilham Alijew, ubrany w mundur wojskowy, ukląkł przed flagą azerbejdżańską w centrum pustego już Stepanakertu (dla Azerów: Chankendi), karabaskiej stolicy. Jednak jego deklaracja, że cele zostały osiągnięte, nie oddaje rzeczywistości. Wygląda bowiem na to, że odzyskanie Karabachu wcale nie kończy konfliktu.

Baku, niesione sukcesami, nie zamierza na nich poprzestać i domaga się od Armenii prawa do swobodnego korzystania z „korytarza” przez region Zangezur, który oddziela terytorium Azerbejdżanu właściwego od Nachiczewanu – azerbejdżańskiej eksklawy, wciśniętej między Armenię, Iran i Turcję. Dla Alijewa ma to również wymiar symboliczny: jego ojciec urodził się w Nachiczewanie. 

– Sytuacja nieustannie się pogarsza – słyszę od wysokiego rangą armeńskiego urzędnika. Z jego słów wyłania się obraz rozpaczliwej sytuacji jego kraju. Wprawdzie premier Nikol Paszynian deklaruje, że Armenia ma niezachwianą wolę, by podpisać traktat pokojowy z Azerbejdżanem, który zakładałby wzajemne uznanie integralności terytorialnej, ustalenie przebiegu granicy i odblokowanie regionalnych sieci drogowych. Jednak Azerbejdżan, przekonany o swej sile, próbuje grać bezkompromisowo o pełną stawkę i zmusić Erywań do bolesnych koncesji – zwłaszcza wymusić wspomniany eksterytorialny „korytarz” przez południową Armenię.

Azerowie cieszą się przy tym wsparciem Turcji, a dodatkowo udało się im zapewnić poparcie Rosji. To zaś oznacza strategiczne „trzęsienie ziemi” na Kaukazie Południowym.

ZDRADA ROSJAN | Aby zrozumieć znaczenie tego, co się właśnie wydarzyło, trzeba pamiętać, że od ponad 30 lat Ormianie budowali swoją politykę zagraniczną i bezpieczeństwa w oparciu o sojusz z Rosją. Była ona postrzegana jako tradycyjny obrońca i gwarant armeńskiej niepodległości. Dziś to przeszłość.

Pierwszą wyrwą w niezachwianym wcześniej zaufaniu do Moskwy była jesień 2020 r. Wówczas to, po trwającej 44 dni wojnie, siły azerbejdżańskie odzyskały część Karabachu i tereny wokół niego, okupowane wcześniej przez Ormian. Rosyjski sojusznik nie kiwnął palcem ani wtedy, ani później, gdy Azerbejdżan atakował terytorium Armenii, aż w końcu odzyskał cały Karabach. Wśród Ormian pojawiło się poczucie, że Kreml ich zdradził.

– Rosja przestała być wiarygodnym partnerem. Musimy przeorientować nasze państwo na Zachód – słyszę od kolejnych rozmówców w Erywaniu. Nikt już nie ma złudzeń, że ich kraj został pozostawiony sam sobie. A jeśli ktoś uważa, że to polskim przekleństwem było położenie geograficzne, powinien zerknąć na mapę Armenii. Obok dwóch tradycyjnych wrogów (Turcja, Azerbejdżan), jednego sąsiada neutralnego (Gruzja) i drugiego sprzyjającego, ale bez nadmiernego zaangażowania (Iran), okazuje się, że wcześniejszy sojusznik (Rosja) właśnie zdradził.

Przypadek relacji armeńsko-rosyjskich mógłby służyć jako nauczka, że uzależnienie od jednego sojusznika może okazać się pułapką. W ostatnich trzech dekadach Ormianie oddali Rosji wszystkie „srebra rodowe” swojej gospodarki – od kolei po sieć gazową. Przyjęli na swoim terytorium rosyjską bazę wojskową i byli sojusznikiem Moskwy w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, czyli swoistego „postsowieckiego NATO”. Zarazem zrezygnowali z rozwijania stosunków z Zachodem. Wszystko dlatego, że mieli nadzieję, iż Rosja doceni ich wierność, a w razie potrzeby lojalnie przybędzie na pomoc. Spektakularnie się pomylili.

O CO GRA KREML | Dokonujące się w regionie odwrócenie sojuszy pewnie nie byłoby możliwe w takim stopniu, gdyby nie rosyjska agresja przeciw Ukrainie. Wzrost asertywności Azerbejdżanu jest pokłosiem słabości Rosji, która nie jest w stanie wygrać wojny z Ukrainą, a głęboki kryzys w jej relacjach z Zachodem sprawia, że potrzebuje co najmniej życzliwej neutralności ze strony Turcji. Ma to jednak swoją cenę.

To również wojna z Ukrainą sprawia, że Kreml jest dziś zainteresowany – tak jak Azerbejdżan – stworzeniem „korytarza” zangezurskiego. Umożliwiłby on bowiem utworzenie nowej trasy transportu towarów między Turcją a Rosją – w tym także, a może przede wszystkim, tych objętych zachodnimi sankcjami. 

Dobrym pretekstem dla Kremla, aby uderzać w Erywań, jest tutaj fakt, że premierem Armenii jest Paszynian. Jego postać i jego rząd właściwie od początku nie wzbudzały rosyjskiego zaufania. Moskwa tradycyjnie nie chce mieć partnerów prowadzących niezależną politykę, woli zależnych od siebie wasali. Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, ujęła to słowami: „Próby siedzenia na dwóch krzesłach jeszcze nikomu nie przyniosły korzyści”. Na dwóch – czyli na „krzesłach” rosyjskim i zachodnim.

Rosja nie przejmuje się tym, że Ormianie, do niedawna jeden z najbardziej prorosyjskich narodów świata, zupełnie się w niej odkochali. O ile dekadę temu 83 proc. z nich uważało Federację Rosyjską za kluczowego sojusznika, o tyle teraz wynik ten spadł na łeb, na szyję. Nic jednak nie wskazuje, by w Moskwie ktokolwiek zaprzątał sobie tym głowę. Rosja gra z silniejszymi, a słabszymi, zależnymi i usłużnymi pogardza. Aż dziwne, że Ormianie nie odrobili wcześniej tej lekcji historii.

NADZIEJA W EUROPIE | Próbują teraz szukać pomocy w Europie, bo innej alternatywy właściwie nie mają. Erywań chciałby, aby działająca już w regionie unijna cywilna misja obserwacyjna została rozbudowana. Im więcej oczu na miejscu, tym większa szansa na stabilność w regionie. Oczekują również, że Unia Europejska otworzy swój rynek na armeński eksport. Zniesienie przez Brukselę bariery celnej dla Ukrainy ma tu służyć jako modelowe rozwiązanie. 

Głęboki kryzys w relacjach z Moskwą będzie więc popychać Armenię w stronę Europy. Choć na razie nie jest jasne, w jakim stopniu Unia, mająca aż nadto innych problemów, będzie chciała na te ambicje odpowiedzieć.

Największą nadzieją Ormian i zarazem największym lobbystą na rzecz Armenii jest Francja, gdzie mieszka półmilionowa ormiańska diaspora. W ostatnich miesiącach Paryż mocno zaangażował się po stronie Erywania, włącznie z dostawami sprzętu wojskowego. Francuscy politycy nie wahali się też nazwać eksodusu Ormian z Karabachu „poważnym przestępstwem [Azerbejdżanu], które nie może pozostać bez odpowiedzi”. 

Otwarte pozostaje jednak pytanie, w jakim stopniu aktywność władz nad Sekwaną to tylko ukłon wobec własnego ormiańskiego elektoratu, a na ile wynika ona ze strategicznych interesów Francji (gdy to drugie może przesądzić o naprawdę poważnym zaangażowaniu się na Kaukazie Południowym).

MOMENT EGZYSTENCJALNY | Sytuację Armenii można dziś porównać do życia u podnóża czynnego wulkanu z nadzieją, że jednak nie wybuchnie. 

Erywań optymistycznie liczy na porozumienie z Baku i podpisanie traktatu o normalizacji dwustronnych relacji. Wydaje się jednak, że Azerbejdżan przekonany jest o własnej przewadze, która pozwoli mu wymusić na Ormianach dalsze ustępstwa. Możliwe, że także z pomocą swej armii.

Na wszelki wypadek Unia Europejska wysyła sygnały, że naruszenie przez Azerbejdżan integralności terytorialnej Armenii nie pozostanie bez odpowiedzi. Według przecieków do mediów sekretarz stanu USA Antony Blinken ostrzegł, że Baku może dokonać inwazji na Armenię. Prawdą jest, że Azerowie pałają chęcią zemsty za liczne upokorzenia ze strony Ormian w latach 90. Prezydent Alijew potrafi publicznie nazwać ziemie Armenii „zachodnim Azerbejdżanem” i grozić, że „korytarz” przez Zangezur powstanie „niezależnie od tego, czy Erywań tego chce, czy nie”.

Ormianie zdają sobie sprawę z egzystencjalnego charakteru momentu, w którym się znaleźli. Dla nich najważniejsze jest dziś przetrwanie. Ale gdy słyszę, że „przez trzy tysiące lat radziliśmy sobie z imperialnymi sąsiadami, to poradzimy sobie i teraz”, trudno nie mieć wrażenia, iż to zaklinanie rzeczywistości. Na szczęście są też głosy, by wyciągnąć wnioski ze strategicznych błędów ostatniego trzydziestolecia.

Przed Armenią wyjątkowo niebezpieczny wiraż. Jeśli coś wiadomo na pewno, to tylko tyle, że na jego końcu nic nie będzie takie, jak wcześniej.

WOJCIECH KONOŃCZUK jest dyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia, stale współpracuje z „TP”.

Co dziś dzieje się w Rosji? Czy ten kraj da się zrozumieć? Jaka przyszłość go czeka? Co czwartek zapraszamy do autorskiego serwisu Anny Łabuszewskiej, ekspertki ds. rosyjskich.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Strategiczny wiraż Armenii