Co się dzieje w Górskim Karabachu

Górski Karabach nie jest w stanie funkcjonować bez ekonomicznego wsparcia Armenii. Tymczasem od ponad miesiąca ta ormiańska enklawa jest blokowana przez wojska Azerbejdżanu. O co chodzi w tej rozgrywce – i kto na niej zyskuje?

14.01.2023

Czyta się kilka minut

Azerbejdżańscy żołnierze w punkcie kontrolnym w Lachin, jedynym lądowym połączeniu Górskiego Karabachu z Armenią. 27 grudnia 2022 r. / TOFIK BABAYEV / AFP
Azerbejdżańscy żołnierze w punkcie kontrolnym w Lachin, jedynym lądowym połączeniu Górskiego Karabachu z Armenią. 27 grudnia 2022 r. / TOFIK BABAYEV / AFP

Sami jesteście sobie winni. Nikt Was w Europie nie słucha i nie chce Was usłyszeć” – napisał ostro o Ormianach na swoim profilu na Facebooku Aleksander Łapszyn, rosyjski Żyd, niezależny bloger, globtroter oraz, powiedzmy to szczerze, działacz proormiański.

Historia Łapszyna mogłaby stanowić kanwę dla filmu sensacyjnego, ale osobiste jego losy odłóżmy na bok. Jego gorzkie podsumowanie trwającej od 12 grudnia 2022 r. blokady ludności ormiańskiej ma podwójną wagę. Był on bowiem więziony przez azerbejdżański reżim prezydenta Ilhama Alijewa i cudem uniknął śmierci. W Erywaniu, stolicy Armenii, jest traktowany jak bohater, a od kilku lat lobbuje na rzecz Armenii. Jednak obecna sytuacja zmusiła go do zdystansowania się – i innego spojrzenia na sytuację polityczną na Kaukazie Południowym.

Kruchy pokój

Jesienią 2020 r. Ormianie ponieśli druzgocącą klęskę w tzw. drugiej wojnie karabaskiej. Zaatakowani przez wojska Azerbejdżanu, nie potrafili odeprzeć ataków i po kilku tygodniach złożyli broń. Walki toczono o maleńką enklawę ormiańską, istniejącą de iure pod władzą Azerbejdżanu, ale de facto od początku lat 90. XX w. będącą niezależną Republiką Górskiego Karabachu. Dziś Ormianie kontrolują zaledwie jedną trzecią terytorium dawnej Republiki Górskiego Karabachu.

Pomimo niedawnej przegranej do grudnia 2022 r. enklawa ta miała połączenie drogowe z Armenią przez tzw. korytarz laczyński. Ten wąski pas ziemi formalnie opanowali Azerbejdżanie, ale zabezpieczały go rosyjskie wojska, występujące jako „siły pokojowe”. Umożliwiały Ormianom swobodny przejazd i łączność Karabachu z Armenią. Dla utrzymania kruchego pokoju miało wystarczyć 2 tys. rosyjskich żołnierzy i pozycja Moskwy w regionie. Tyle że ta w ciągu ostatnich miesięcy została już kilka razy przez Azerbejdżan podważona.

Wygrana w 2020 r. i zdobycze terytorialne na Górskim Karabachu nie wystarczyły władzom w Baku. Zapragnęły czegoś więcej: wytyczenia korytarza tranzytowego, który pozwoliłby na połączenie Azerbejdżanu i bratniej dlań Turcji – oczywiście kosztem kolejnych terytoriów należących do Republiki Armenii (korytarz miał przechodzić bowiem przez jej dwie prowincje, Zangezur i Sjunik).

Jak na razie Armenia stopuje tego rodzaju projekty, ale prezydent Alijew rozpoczął realizację kolejnego planu – zakłada on odzyskanie pełnej kontroli nad Karabachem, który uważa za historyczne azerbejdżańskie ziemie. Narzędziem do takiego odzyskania kontroli ma być sztuczne wywołanie kryzysu humanitarnego i w efekcie zmuszenie Ormian z Karabachu – tych, którzy tam jeszcze zostali – do exodusu.

Blokada

Od 12 grudnia 2022 r., od godziny 10.30, Karabach jest skutecznie zaryglowaną prowincją, otoczoną przez wojska Azerbejdżanu. Ormianie z Karabachu nie chcą jednak wyprowadzić się dobrowolnie. To dla nich także historyczne ziemie i kolebka ich ojczyzny, tej pradawnej i tej obecnej. A w takich momentach, kiedy jedna piędź ziemi stanowi kolebkę dwóch zwaśnionych narodów, nie tylko historycy mają twardy orzech do zgryzienia.

Rozważania historiograficzne na niewiele się teraz już zdadzą, a sytuacja Ormian pogarsza się z każdym dniem. Wstrzymane zostały dostawy gazu i żywności. Wcześniej codziennie przez korytarz laczyński przechodziło 400 ton żywności i różnego rodzaju produktów – tymczasem w ciągu ostatnich 20 dni udało się jedynie dostarczyć niecałą tonę i to głównie dzięki pomocy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.

W efekcie w Karabachu produkty spożywcze powoli kończą się w sklepach. Warzywa i owoce są dostępne w ograniczonej ilości. Ryż, cukier, mąka praktycznie się skończyły. Wprowadzono odgórnie system kartkowy i politykę reglamentowania żywności. Region znajduje się na granicy katastrofy. Najbardziej popularne leki, jak aspiryna czy środki przeciwbólowe, już zniknęły z aptek. Ponadto uniemożliwiono transport rannych ze szpitala w Stepanakercie (stolicy Górskiego Karabachu) do lepiej wyposażanych szpitali w Erywaniu. W drodze wyjątku jedynie 27 grudnia karetki Czerwonego Krzyża przewiozły trzech chorych.

Dodajmy, że Karabach nie jest w stanie funkcjonować bez ekonomicznego wsparcia Armenii. A wedle oficjalnych danych 26 tys. z jego 120 tys. mieszkańców to dzieci.

Powód czy pretekst?

Oficjalnym powodem blokady, podawanym przez Baku, ma być fakt, iż strona ormiańska nie zgodziła się na kontrolę (przez azerskich ekologów i ekoaktywistów) kopalni miedzi (The Base Metals), która działa w obszarze przygranicznym. Pod pretekstem zanieczyszczania środowiska (być może do takiego dochodziło – tego nie wiadomo) planowano dokonać tam wizji lokalnej.

Ormianie nie zgodzili się i azerbejdżańscy „ekoaktywiści” zablokowali drogę. Ekologia jest tu jednak, jak się zdaje, tylko przykrywką do dalszego eskalowania konfliktu – bo chcąc wyjść z impasu, prezydent Górskiego Karabachu Arajik Harutiunian zdecydował 28 grudnia tymczasowo wstrzymać wydobycie miedzi w kopalni oskarżanej o lekceważenie ekologii. Ormiańskie władze Karabachu wystosowały też apel do ONZ o skierowanie niezależnych obserwatorów mających zdecydować, czy kopalnia zachowuje standardy wydobycia miedzi (na marginesie można by zapytać, dlaczego azerbejdżańscy ekolodzy protestują w korytarzu laczyńskim – gdzieś w odległym Karabachu – a nie na totalnie zdewastowanym przez wydobycie ropy i gazu Półwyspie Apszerońskim, w samym centrum Azerbejdżanu?).

Nie wiemy, co dzieje się dziś w samym korytarzu laczyńskim – żadne media, czy to oficjalne (nie mówiąc o propagandowej telewizji z Azerbejdżanu), czy niezależne nie są obecne na miejscu, gdzie zablokowano drogę. Wojska rosyjskie zamknęły dojazd do korytarza laczyńskiego od strony Stepanakertu i od strony Goris (tj. Armenii), motywując ten krok bezpieczeństwem Ormian. Ormianie nie są dopuszczani do miejsca samej blokady, gdyż według Rosjan może to spowodować wybuch nowej wojny. W ten sposób politykom w Erywaniu i Baku znów przychodzi zdać się na wątpliwy autorytet i równie wątpliwą bezstronność Moskwy.

Podejrzenia Paszyniana

Ludność Karabachu jest już mocno poirytowana brakiem bardziej stanowczej reakcji ze strony Rosji. Ormianie nie tylko domagają się, aby dopuścić ich do miejsca, gdzie fizycznie blokowana jest droga, ale żądają podjęcia realnych działań w celu zapewnienia bezpieczeństwa ich rodakom.

W związku z tym kilkuset mieszkańców Stepanakertu w marszu protestacyjnym udało się do głównej siedziby rosyjskich wojsk, ulokowanej na dawnym lotnisku w tym mieście. Protestujący domagali się – dodajmy, bezskutecznie – spotkania z głównodowodzącym tych wojsk Andriejem Wołkowem. Sztab rosyjski zapewnia, że negocjacje trwają, choć sam Wołkow jakby przepadł bez wieści.

Przez chwilę wydawało się, że spór miał już szansę być rozwiązany, a droga odblokowana. 23 grudnia w Petersburgu, przy okazji spotkania głów państw Wspólnoty Niepodległych Państw, miała się odbyć kolejna seria rozmów pokojowych z udziałem premiera Armenii Nikoli Paszyniana i prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Premier odmówił jednak udziału w spotkaniu.


JAGIELSKI STORY

AZERBEJDŻAN ATAKUJE ARMENIĘ. CO DZIEJE SIĘ NA KAUKAZIE, GDY ROSJA ZAJMUJE SIĘ UKRAINĄ? Słuchaj w podkaście TP>>>


Nie chodzi tu o brak dobrej woli. Jak się przypuszcza, Paszynian coraz bardziej skłania się ku stanowisku, że działania Rosji i Azerbejdżanu są skoordynowane. Obawia się, że kryzys wokół korytarza laczyńskiego jest straszakiem, który ma wymusić na Armenii podpisanie ostatecznego porozumienia pokojowego, a blokada korytarza to tylko karta przetargowa w kontekście wspomnianego korytarza tranzytowego w Zangezurze, który poszatkuje i tak już mikroskopijną Armenię.

Kto słucha Putina

Armenia (dotychczas dość prorosyjska) oraz rząd Paszyniana coraz śmielej dystansują się wobec polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej. Przywódcy Armenii już nie tak chętnie fotografują się wspólnie z Rosjanami i wstrzemięźliwiej podpisują kolejne stosy umów o przyjaźni z Kremlem. Także za sprawą wojny w Ukrainie Armenia zweryfikowała swoje stosunki z Rosją, gdyż ta nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa Ormianom z Karabachu – to już pewne. I nie chodzi o możliwości logistyczne czy militarne Rosji. Moskwa nie budzi już takiego respektu jak jeszcze rok temu, a autorytet samego Władimira Putina w regionie zdecydowanie zmalał.

Jak zatem zasugerował premier Armenii, Moskwa powinna zwrócić się do Rady Bezpieczeństwa ONZ o oficjalny mandat wojskowy do działań w regionie, ale już nie jako Federacja Rosyjska, lecz jako siły pokojowe ONZ. Co ciekawe, również opozycja armeńska jest zgodna co do takiego stanowiska. Jeden z jej przedstawicieli Edgar Ghazarjan jest zdania, że Rosja straciła swoją wiarygodność w regionie, a spór wokół korytarza laczyńskiego Armenia powinna rozwiązać bez pośrednictwa Rosji.

Można zadać pytanie: ale jeśli nie Rosja, to kto?

Od początku 2021 r. Armenia stara się stwarzać pozory (a może to szczere intencje?), że zdaje się w pełni na decyzję ONZ i środowiska międzynarodowego. Jej minister spraw zagranicznych Ararat Mirzojan w 2022 r. odwiedził prawie 50 krajów i spotkał się z niezliczoną liczbą polityków. Armenia liczyła, że środowisko międzynarodowe, czy choćby jedno z mocarstw europejskich, jako bezstronny sędzia rozstrzygnie spór, ale z delikatnym uwzględnieniem interesów Ormian w Karabachu.

Premier ruga dziennikarza

Ormianie – jak twierdzi wspomniany na wstępie Aleksander Łapszyn – robią to jednak za późno i nieudolnie. Trzeba było walczyć o uznanie niepodległości Karabachu w latach 90. XX w. – teraz, po przegranej wojnie z jesieni 2020 r., karty Erywania to jedynie blotki.

Ormianie plotkują, że Waszyngton podobno proponował własny plan pokojowy, który zakładał w pierwszej fazie przekazanie Karabachu Azerbej- dżanowi – dla nich to wciąż jeszcze rozwiązanie nie do przyjęcia.

Ponadto Ormianie nie są lwami salonowymi w dyplomacji. Brak im zaplecza finansowego, czego nie można powiedzieć o Azerbejdżanie – ten ma asa w rękawie: ropę i gaz, które w dobie kryzysu energetycznego są cenne jak złoto. Tych Erywań też nie posiada, a Baku – owszem. Z kolei diaspora ormiańska – niegdyś bardzo wpływowa – dziś odcina się niejako od problemu Karabachu. Także media w Berlinie czy Brukseli omijają temat Karabachu.

Ormianie nie potrafili stworzyć przez lata jednej spójnej wizji dla Europejczyków – wizji tego, co dalej z Karabachem. Czasami są zbyt szczerzy i zbyt pewni siebie co do swoich racji, a czasami nazbyt zacietrzewieni – jak choćby premier Paszynian, który, zapytany przez dziennikarza BBC, czy zdobędzie się na gest dobrej woli, aby naprawić trudne relacje z Azerbejdżanem, niemal go zrugał.

Długi cień Iranu

Ostatnio politycy w Armenii coraz głośniej zaczynają rozmawiać o możliwym planie B – skoro wstawiennictwo Putina czy Macrona zawodzi, a propozycja Bidena jest nie do przyjęcia. Oto alternatywą dla Armenii i partnerem w rozmowach z Azerbejdżanem ma być Iran.

Rzekomo przygotowywane jest już porozumienie strategiczne Erywania z Teheranem. Tyle że to raczej zaogniłoby spór w tej części świata, gdzie wiadomo, że Turcja (sojuszniczka Azerbejdżanu) oraz Iran (sojusznik Moskwy) od czasu wojny w Ukrainie starają się o nowe rozdanie polityczne w regionie. Osłabiona Rosja daje ku temu możliwości.

Niemniej fakt, że relacje Azerbejdżan– –Iran nie są przyjacielskie, sprawia, że tego rodzaju układ jest z punktu widzenia Ormian coraz bardziej kuszący. Chrześcijańska od wieków Armenia oraz Islamska Republika Iranu znajdują coraz więcej płaszczyzn do porozumienia.

Sine qua non – posiadanie wspólnego przeciwnika może zatem silnie związać na jakiś czas Armenię i Iran. Oby tylko nie zrobił się z tego większy kocioł w rodzaju: Armenia i Iran kontra Azerbejdżan i Turcja.

I oby wojna w Ukrainie nie odwróciła naszej uwagi na tyle skutecznie, że nie dojrzymy dziś ponad 120 tys. Ormian głodujących i odciętych w Górskim Karabachu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Mąki zabrakło w Stepanakercie