O co chodzi w sporze o mszę

Zamiast tłumić spór z tradycjonalistami, jak to usiłuje robić papież, warto wykorzystać stawiane przez nich kwestie i przemyśleć fundamenty wiary.

11.07.2022

Czyta się kilka minut

Msza święta w rycie trydenckim. Warszawa, 2006 r. / PAWEŁ KULA / PAP
Msza święta w rycie trydenckim. Warszawa, 2006 r. / PAWEŁ KULA / PAP

Kontekstem powstania najnowszego listu apostolskiego papieża Franciszka „Desiderio desideravi”, poświęconego formacji liturgicznej, jest z pewnością kościelna polityka – a dokładniej: problemy, jakie Franciszkowi sprawia tradycjonalistyczna opozycja. Jednoznacznie wskazują na to odniesienia do motu proprio „Traditionis custodes”, w którym papież ograniczył możliwość celebracji liturgii w rycie przedsoborowym, oraz fragmenty, w których wyraźnie sugeruje, by zaprzestać sporów o liturgię i zaangażować się w odkrywanie jej piękna w posoborowej formie.

Spotkanie bez granic

Błędem byłoby jednak zlekceważenie teologicznej treści tego dokumentu, który zawiera ważne – choć nie zawsze bezdyskusyjne – idee dotyczące podstaw chrześcijaństwa i fundamentów ludzkiej relacji do sacrum.

Franciszek przypomina rzecz, która właściwie powinna być oczywista: że chrześcijaństwo nie polega ani na wspominaniu życia Jezusa, ani na przyjęciu pewnych idei i reguł postępowania, lecz na spotkaniu ze Zmartwychwstałym, a nawet więcej: na staniu się Nim (p. 41). Znamienne jest, że trzeba o tym przypominać. Potrzeba ta pokazuje na istotne zmiany w samorozumieniu chrześcijan. Dzisiaj wielu z nich postrzega swoją wiarę właśnie w kategoriach doktrynalnych, moralnych czy społeczno-kulturowych. Papież próbuje przywrócić wizję bliższą tej, jaka była oczywista dla pierwszych uczniów Jezusa, a która, choć nigdy w historii nie zanikła, to często stawała się mniej wyraźna i rozpowszechniona. Dlatego pisze: celebracja liturgii jest właśnie wydarzeniem takiego spotkania człowieka z Bogiem.


ZOBACZ TAKŻE:

SPÓR O LITURGIĘ: PAPIEŻ ODPOWIADA TRADYCJONALISTOM. Środowiska tradycjonalistyczne wyrastają na główny nurt opozycyjny wobec pontyfikatu Franciszka. Papież zdaje sobie z tego sprawę i podejmuje działania, by ich wpływy zneutralizować >>>>


Problematyczna w liście papieża jest jednak sugestia, iż jest to jedyne takie miejsce. Czytamy np.: „gdybyśmy w jakiś sposób przybyli do Jerozolimy po Pięćdziesiątnicy (...), nie mielibyśmy żadnej innej możliwości spotkania Go [Jezusa – PS], jak tylko we wspólnocie, która celebruje” (p. 8). Tak opisana sytuacja „czasu początków” Kościoła traktowana jest zaś jak wzorzec ważny dla wszystkich innych czasów.

Natychmiast nasuwa się w tym kontekście przykład Szawła z Tarsu i wydarzenie, które spotkało go co prawda nie w samej Jerozolimie, lecz na drodze ze Świętego Miasta do Damaszku. Szaweł spotkał Zmartwychwstałego wewnątrz siebie (por. Ga 1, 16), poza przestrzenią wspólnotowej celebracji pierwotnego Kościoła. Obecność Boga nie jest ograniczona do sakramentów. Jak mówił tenże Szaweł do Ateńczyków: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28).

Dziwne w papieskim liście jest nie tylko pominięcie tego wątku, lecz także przeciwstawienie spotkania Chrystusa w liturgii poszukiwaniu i spotkaniu Go w swoim wnętrzu. Kontekstem jest papieska krytyka dwóch „trucizn światowości” – gnostycyzmu i pelagianizmu. Liturgia – pisze papież – zabezpiecza nas przed zgubnymi wpływami obu.

Papieska diagnoza zawiera sporo skrótów myślowych, które mogą sugerować, że Franciszek krytykuje ważne elementy chrześcijańskiej tradycji. Najbardziej widać to w przypadku „gnostycyzmu” (rozumianego przez Franciszka bardzo specyficznie).

Gnostycyzm – wedle papieża – zawęża wiarę chrześcijańską do subiektywizmu, który zamyka nas w naszych własnych myślach i uczuciach (p. 17). Takie zamknięcie nie jest, oczywiście, zdrową postawą duchową. Tym niemniej równie niezdrowy jest brak kontaktu ze sferą własnej podmiotowości. Można zaś wysunąć uzasadnioną hipotezę, że ta druga „choroba” jest współcześnie rozpowszechniona nawet bardziej niż pierwsza.

Dwie strony medalu

W tym kontekście dziwnie brzmi papieska krytyka nawoływań do „większej wewnętrzności” w przeżywaniu liturgii. Franciszek pisze: „Wewnętrzność może prowadzić do ryzyka zredukowania się do pustej subiektywności, jeśli nie bierze z sobą objawienia chrześcijańskiej tajemnicy. Spotkanie z Bogiem nie jest owocem indywidualnego, wewnętrznego poszukiwania Go, lecz wydarzeniem, które jest dane” (p. 24).

Jak wskazuje przykład wielkich świętych i mistyków Kościoła na przestrzeni całej historii chrześcijaństwa, przeciwstawienie ludzkiego „indywidualnego, wewnętrznego poszukiwania” otrzymanemu przez człowieka „wydarzeniu spotkania” nie jest adekwatne względem rzeczywistości. Widać to już na samym początku, choćby w historii życia Szawła z Tarsu. W V w. św. Augustyn odkrywa, że Bóg jest mu bliższy niż on sam sobie, i zwraca się w „Wyznaniach” do Boskiej Piękności: „W głębi duszy byłaś, a ja się po świecie błąkałem i tam szukałem Ciebie, bezładnie chwytając rzeczy piękne, które stworzyłaś. Ze mną byłaś, a ja nie byłem z Tobą”. W wieku XVI Teresa z Ávili słyszy od Boga słowa: „Szukaj Mnie w sobie, szukaj siebie we Mnie”. W XX wieku Edith Stein dokonuje tego samego odkrycia, co biskup Hippony: „Jesteś mi bliższy niż ja sama sobie, bardziej wewnętrzny niż moja wewnętrzność”.


ZOBACZ TAKŻE:

MATERIA ŚWIĘTA. Ks. Andrzej Draguła: W przypadku praktyk religijnych, których nieodłącznym elementem jest przedmiot, łatwo przekroczyć granicę postawy magicznej. I popaść w zabobon >>>>


Papieski sceptycyzm wobec „wewnętrzności” jest tym trudniejszy do uzasadnienia, że Franciszek wyraźnie podkreśla symboliczny charakter celebracji liturgicznej. Trafnie przy tym wskazuje na naturę działania symboli, „która nie polega na odnoszeniu do jakichś abstrakcyjnych pojęć”. Symbole – zauważa dalej papież – oddziałują z mocą na człowieka „zawierając i wyrażając w samej swojej konkretności to, co oznaczają” (p. 26).

Jak jednak pokazują niemal jednomyślnie współczesne filozoficzne analizy, istotnym aspektem działania symboli – i o tym już papież nie wspomina – jest otwieranie przed człowiekiem głębi jego własnej podmiotowości. Innymi słowy: zdolność zaangażowania się w działanie symboliczne, które papież uznaje w tym samym dokumencie za istotową cechę aktu liturgicznego, jest zdolnością dotarcia do swojej „wewnętrzności”. Jest to też, oczywiście, zdolność otwarcia się na boską rzeczywistość uobecniającą się w owym rytualnym działaniu. Jednakże działanie symboliczne jednoczy obie sfery – głębię ludzkiej podmiotowości oraz obecność sacrum; nie ma między nimi żadnej sprzeczności, co więcej: nie powinno być nawet napięcia.

Niespójność liturgicznej praktyki

W kontekście współczesnej katolickiej praktyki liturgicznej warto poważnie potraktować trafną obserwację Franciszka: że symbole działają nie przez odniesienie do abstrakcyjnych idei, lecz w ten sposób, iż to, co oznaczają, zawiera się i wyraża w ich konkretnej, namacalnej treści. W konsekwencji papieskie uwagi o konieczności wypełniania wszystkich rubryk liturgicznych i o niewłaściwości improwizacji podczas celebracji liturgii nie powinny być rozumiane legalistycznie, tj. w sensie konieczności zgodności akcji liturgicznej z przepisami prawa kanonicznego. Chodzi raczej o uwzględnienie wewnętrznej logiki symboli wynikającej z ich konkretnej treści. Przyjęcie takiej perspektywy wymagałoby jednak istotnych zmian we współczesnej praktyce liturgicznej – np. w celebracji Eucharystii (i to zarówno w rycie przed-, jak też posoborowym).

Oto przykład miejsca, gdzie dotychczasowa praktyka narusza wewnętrzną logikę symboli: centralnym działaniem symbolicznym w Eucharystii jest ofiarowanie przez celebrującą wspólnotę chleba i wina, złożenie ich na ołtarzu, przemiana boską mocą w Ciało i Krew Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Chrystusa oraz spożycie przemienionych darów przez uczestniczki i uczestników celebracji. Modlitwa wypowiadana przez przewodniczącego liturgii biskupa lub prezbitera wskazuje, że chodzi o chleb i wino, które przynosi (!) wspólnota, a które oznaczają to, co uczestniczki i uczestnicy celebracji otrzymali w życiu od Boga i co sami stworzyli swoim wysiłkiem. Można powiedzieć, że liturgiczne symbole zawierają i wyrażają całą ich egzystencję – przyniesioną i złożoną na ołtarzu.

Wiele mówi konkretna treść chleba i wina. Chleb to pożywienie codzienne, podstawowe. Wino w tradycji biblijnej wyraża radość i świętowanie. Można powiedzieć, że wspólnota składa swoją codzienność i wszelkie chwile szczególne, uroczyste, trud życia i jego radość. Całe to życie zostaje na ołtarzu przemienione mocą Ducha i – na zewnątrz takie samo, ale w istocie już jako boskie – oddane każdej i każdemu.


ZOBACZ TAKŻE:

BOSKA FIZYKA. Cud eucharystyczny w znaczeniu krwawiącego opłatka nie wytrzymuje krytyki rozumu – mówi ks. Eligiusz Piotrowski >>>>


Warto spytać: jak do tej wewnętrznej logiki działania symbolicznego ma się praktyka liturgiczna, w której chleb i wino złożone na ołtarzu wcale nie zostały przyniesione przez konkretną wspólnotę celebrującą rytuał? Jak ma się do treści symbolu fakt, że przewodniczący celebracji, odnosząc się do przemienianego właśnie konkretnego chleba i wina, mówi – w imieniu Chrystusa – „bierzcie i jedzcie z tego wszyscy (...), bierzcie i pijcie z niego wszyscy”, a następnie przemienione postacie zjada i wypija sam, po czym pozostałym uczestnikom rozdaje chleb przemieniony, ale nie teraz, lecz podczas zupełnie innej celebracji?

Można zapewne odpowiedzieć, że jeśli przepisy zostały zachowane i słowa konsekracji wypowiedziane poprawnie, to „msza była ważna”, oraz że przecież komunikanty wzięte z tabernakulum są tak samo Ciałem Chrystusa, jak te konsekrowane podczas aktualnej liturgii. Taka odpowiedź byłaby przekonująca jedynie w perspektywie, w której liczą się abstrakcyjne idee i przepisy prawne. Świadczyłaby o braku wrażliwości symbolicznej i zdolności do zaangażowania się w symboliczno-rytualne działanie – czyli tego, o co słusznie dopomina się papież.

Brak wrażliwości symbolicznej i praktyka liturgiczna, która nie liczy się z treścią symboli, są ze sobą powiązane. Razem wpływają zapewne na coraz szybszy spadek liczby uczestników liturgii. Nic dziwnego – niespójnym symbolom trudno dać się prowadzić. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Liturgia niekonsekwentna